Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14

- Kochani, co powiecie na... o mój Boże! Zasłońcie się czymś! - ze śmiechem przykryłam się kołdrą, zasłaniając również Harry'ego. Cóż, spędziliśmy miło poranek, aczkolwiek przerwał nam w tym mój ojciec. Zawsze miał wyczucie czasu. - Przyniosłem wam herbatę, ale widać, że wypijecie potem.

- Dzięki, tato. Mógłbyś już... no ten...

- Tak, już wychodzę, oczywiście. - odetchnęłam z ulgą, kiedy opuścił pomieszczenie.

- Zachciało się seksów, gdy moi rodzice są obok.

- Nie zaprzeczałaś.

- Jakbym miała odmówić? - uśmiechnęłam się, widząc jak posłał mi czarujący uśmiech. Przybliżał się, lecz niestety musiałam go odsunąć. - Przykro mi, kochanie, ale mamy synka, którego muszę nakarmić.

- Jak nakarmisz to wrócisz?

- Wtedy pójdę z nim na spacer.

- Uch, muszę iść do pracy. Nie chcę.

- Zrobię ci śniadanko. - mruknęłam, całując jego policzek, a następnie przebrałam się i  wyszłam z pokoju, aby przywitać się z Leosiem.

- Kochanie, wiesz może dlaczego tata tak dziwnie się zachowuje? - oblizałam wargi, dolną przygryzając, zastanawiając się czy powinnam jej powiedzieć o tym, że jej mąż, a mój ojciec znalazł się w bardzo krępującej sytuacji. 

- Um, zobaczył coś czego...

- Następnym razem zawiesimy twojemu tacie dzwoneczek, bo....

- O mój Boże, zakryj się! - przymknęłam oczy, dłonią zasłaniając oczka Leosia, kiedy Harry kompletnie nagi pojawił się na korytarzu. Moja mama szybko zrobiła tył zwrot i zniknęła za drzwiami sypialni, w której ona i tata się zatrzymali.

- Twój tatuś jest kretynem. - zwróciłam się do synka, którego trzymałam na rękach i delikatnie podrzuciłam. Kiwnął energicznie głową, wywołując tym samym mój śmiech, ponieważ mały nie rozumiał, lecz jego gest dał odczucie jakby było na odwrót.

- Co? Jestem u siebie.

- A mógłbyś już przestać wietrzyć marchew?

- Będę wietrzył co i kiedy będę chciał. - wywróciłam na niego oczami i zeszłam na dół, żeby przygotować śniadanie.

Oczywiście starsi ludzie mieli w sobie to, że wstawali dość wcześnie, dlatego posiłek był już gotowy i czekał na zjedzenie. Leoś bawił się na swoim kocyku, chociaż nie wiedziałam czy leżenie i machanie nóżkami można było nazwać zabawą, a ja obserwowałam go z kanapy, jedząc jajecznicę.

- Do zobaczenia, maluchy. - zmarszczyłam brwi, gdy pocałował mnie w czoło, a później uniósł Leosia, którego posmyrał nosem po brzuchu, powodując jego radosny pisk.

- A śniadanie?

- Nie mam czasu, kochanie.

- I jaki ty mi przykład dajesz? - uśmiechnął się, patrząc raz na mnie, a raz na maluszka.

- Przyjadę po was po pracy, pójdziemy na obiad i moje ulubione zakupy.

- Nie.

- Tak.

- Błagam, bez zboczonych...

- Bez tego nie ma udanych zakupów, skarbie. A synek niech się uczy.

- Kretynizmu? Nie musi, pewnie ma to już w genach od ciebie

- Ja ciebie też bardzo mocno kocham. 


Cały dzień spędziłam na spacerku z rodzicami i Leosiem. Mężczyzna z balonami wciąż miał tam swoje stoisko, więc kupiliśmy balonik dla małego oraz większego Styles'a, bo tamta panda bardzo spodobała się Leosiowi i zielonooki z dobrego serca oddał go swojemu dziecku. Właśnie dlatego postanowiłam kupić mu wielką marchewkę, a niech się cieszy.

- Wróciłem! Gotowi? - do pokoju Leo wszedł Harry, który nadal miał na sobie marynarkę i koszulę. Odwiązałam balon i podałam mu go, widząc jak na jego twarzy pojawiało się rozbawienie, ale i szczęście. - Kupiłaś mi marchewkę?

- Jak ją zobaczyłam to od razu pomyślałam o tobie. Cóż, proszę bardzo.

- Dziękuję, kochanie. Też coś dla ciebie mam. - pociągnął mnie w kierunek schodów, a potem zaprowadził mnie do salonu, w którym znajdował się bukiet kupiony dla mnie wczoraj po nieuczciwej wygranej, lecz również kolejne tym razem piękne różowe oraz białe róże. Wzięłam je do ręki, wsadzając w ich pączki nos. W międzyczasie poczułam jak mnie obejmował od tyłu i składał pocałunki w zagłębieniu mojej szyi. - W końcu przegrałem zakład.

- Och, chyba specjalnie.

- Nieważne, przegrałem. Poza tym, kupowanie dla ciebie kwiatów to sama przyjemność.

- W takim razie ty się przebierz, a ja wstawię bukiet do wazonu.

- Dobra, uważaj jak będziesz go zapinać w foteliku.

- Dam radę.

- W książce było napisane, że...

- Może ja też jakąś napiszę? Poradnik "Od zwykłego kretyna do Harry'ego Styles'a. Spostrzeżenia, różnice, jak zapobiegać".

- To raczej jednotomowe by nie było.

- Dzięki, Brian. Na ciebie zawsze można liczyć. 

✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫✫

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro