Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

44

Ciocia coś tam jeszcze tłumaczyła mojej przyjaciółce o jakiejś pieczeni, ale ja już wchodziłam po schodach. Sama siebie nie rozumiałam. Jeszcze niedawno miałabym w dupie jak on się czuje. Chociaż może właściwie i nie. Wmawiałam to tylko sobie, a jak trzeba by było to nawet blondpiździe bym pomogła. Już takim typem człowieka byłam. Weszłam do jego pokoju. Wyglądał tak słodko jak spał.

- Wstawaj.

Delikatnie nim potrząsnęłam. Nie przyniosło to jednak zamierzonych rezultatów.

- Pavlović.- Nadal nic.- Piłkarzyku wstawaj.
- Nie możesz przestać mnie obrażać, co?- Powiedział tym swoim zachrypniętym głosem. Brzmiał już dużo lepiej i tak też wyglądał.
- Nie będę pytać jak się czujesz. Masz 15 minut, żeby się przyszykować.
- Na co?
- Jedziemy do lekarza.
- Martwisz się o mnie.
- Przestanę, jeśli tak Cię to bawi.

Wyszłam z jego pokoju. Czy ja właśnie się przyznałam, że się o niego martwię? Chyba mnie pojebało. Poszłam do pokoju i sama przebrałam się w inne ubrania, bo w tych chodziłam już od kilku dni po domu. Odczekałam chwilę i wyszłam gotowa, by go poganiać, ale nie dostałam takiej możliwości. Bowiem chłopak już stał opierając się o ścianę.

- Długo jeszcze miałem na Ciebie czekać?
- Mogłeś już zejść na dół.
- Karol wrócił?
- Nie ma jeszcze 15, więc nie.
- Sami jedziemy?
- Oczywiście, że nie.- Prychnęłam. Na samą myśl, że mogłabym się teraz z nim znaleźć sama w jednym samochodzie zrobiło mi się gorąco. Zaczęłam schodzić po schodach. Gdy nie usłyszałam kroków, odwróciłam się. Stał i przytrzymywał się barierki na przedostatnim schodku. Westchnęłam i się wróciłam. Wzięłam go pod ramię i jakoś zeszliśmy.
- Jak chcesz to ja mogę pojechać.- Powiedziała Kasia, gdy zeszliśmy.
- Nie, bo możemy nie zdążyć przed powrotem Karola, a ty musisz iść poznać jego przyjaciół, ja już to zrobiłam.
- Okej, ciocia już czeka w samochodzie. Pomóc Ci?
- Jak możesz.

Wzięła go pod ramię z drugiej strony i jakoś zeszłyśmy. Ciocia stała przy samochodzie i przytrzymywała drzwi. Wpakowałyśmy go do środka i zapięłam go pasem. Stuknęłam się w łeb, ewidentnie. Usiadłam z przodu.

Na szczęście nie było dużych kolejek. Faktycznie piłkarzyk miał rację i to była jakaś reakcja na antybiotyk. Nie znam się na tym, więc nie wnikałam. Lekarz zalecił odpoczynek i przepisał inne leki. Kazał przyjść za tydzień. Na pewno już nie ze mną. Ciocia poszła do apteki wykupić leki, a ja zostałam z nim sama w samochodzie.

- Dziękuję.

Ewidentnie świat się kończy. Jeśli mnie pamięć nie myli to tylko tego magicznego słowa nie użył względem mnie.

- Nie ma za co.
- Jest. Nie lubisz mnie, a mimo to mi pomogłaś. Większość osób, które uważam za przyjaciół miałaby mnie w dupie albo kazaliby mi przestać udawać. Ty, mimo że czasami pewnie życzysz mi w myślach śmierci, to nie zawahałaś się i mi pomogłaś, więc bardzo Ci dziękuję.

Nie mylił się. Podsumował idealnie to jaka jestem. Ba, ja nawet byłemu bym pomogła.

- Odczep się ode mnie to będą najlepsze podziękowania.

Właściwie to nie byłam tego taka pewna teraz. Polubiłam te nasze wymiany zdań i sprzeczki. Mogłoby mi tego brakować.

- Widzisz, może być mały problem.- Nachylił się przez fotele, co sprawiło, że jego oddech owiał moją szyję.- Jakby nie patrzeć, mieszkam z Tobą.
- Tak, tto dość... problematyczne.- To cud, że udało mi się wydusić te słowa.
- Gorąco Ci?
- Co?
- Jesteś czerwona.
- Może mnie zaraziłeś. Odsuń się.

W następnej sekundzie, wszystko co sobą roztaczał, zniknęło. Odetchnęłam w duchu, muszę uważać. Na szczęście nie zdążył już nic powiedzieć, bo przyszła ciocia.

Miłego dnia/ nocy ❤️ 😘
Chcecie żebym teraz wam publikowała rozdziały co dzień/ dwa, a później zawiesiła opowiadanie, czy co 4-7 dni, żeby później na nie tyle nie czekać?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro