Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

② Drobny kłopot na Lothal [SW: Parszywa Zgraja]

- Najważniejsze, to nie panikować.

- Ale przecież zaraz zginiemy i to przez jakąś głupią atmosferę!

- Mówiłem: Nie. Panikować! - podkreślił Hunter, który właśnie w tej chwili wypadłby przez oparcie fotela, gdyby nie mocny chwyt Echo i Wreckera.

Dzięki nim kapitan statku mógł z powrotem wylądować na swoim miejscu i obserwować poczynania głównego pilota, czyli Techa, który obejmował owe stanowisko tak długo, jak tylko był przytomny, albo dopóki stery były integralną częścią Marudera.

W tym wypadku oba warunki pozostawały spełnione. Jeszcze.

- Ktoś powinien zastąpić Omegę. - Hunter wstał z miejsca (tym razem o własnych siłach, a nie pchany przez grawitację), jednak Echo, poprzez wyciągnięcie ręki skutecznie zagrodził mu drogę.

- Ona i Crosshair dobrze sobie radzą. Nawet ty nie zrobiłbyś tego lepiej - dorzucił, czym zasłużył sobie spojrzenie z kategorii "spod byka".

Mimo że Hunter nie był zwolennikiem kwestionowania swoich umiejętności, musiał przyznać, że Omega rzeczywiście odnajdywała się w roli strzelca. Zresztą, jak to wielokrotnie podkreślał Tech, dziewczyna stanowiła najbardziej optymalne rozwiązanie. W końcu jej sypialnia znajdowała się tuż pod wieżyczką.

Szybkością reakcji ustępowała tylko Crosshair'owi, który na całe szczęście miał do dyspozycji drugi zestaw turboblasterów tylko dla siebie.

- Niech wszyscy przejdą na tylną część statku - polecił Tech, przełączając kolejne ustawienia z prędkością nadświetlnej.

- Zaraz czeka nas jedno z tych twoich słynnych lądowań awaryjnych? - zapytał ponuro Hunter.

- Będę usatysfakcjonowany, jeżeli to w ogóle będzie lądowanie - odpowiedział z wyrachowaniem, jakby wizja spłonięcia razem z kadłubem statku nie miała dla niego większego znaczenia.

- Nie zostawimy cię. - Echo zacisnął pięści, podczas gdy pozostała dwójka stała już w przejściu na dalszą część pokładu. - To nie... - jednakże nikt nie dowiedział się, jaka wzniosła epopeja wychwalająca więź braterstwa i trwanie razem nawet do najgorszego końca, miała wyjść z ust klona, ponieważ ci, którzy stali, zostali porozrzucani po każdej możliwej ścianie statku, jak i w każdej możliwej pozycji.

W tym wypadku pozostawało mieć tylko nadzieję, że Tech nie wypadł z fotela i mógł dokończyć stawianie Marudera na ziemi... czy też wrycie się nim w rozległe pole na planecie Lothal.

✶ ✶ ✶

- Chłopaki! - rozległ się krzyk Omegi w akompaniamencie kaszlu i potykania się o porozrzucane wszędzie przypadkowe przedmioty. - Jesteście tam?

Dziewczyna odwróciła się, gdy za plecami usłyszała niezidentyfikowany szmer. Nie była pewna, czy to co wyłapała, w ogóle było prawdziwym dźwiękiem. Przez ostatnie pół godziny w uszach grzmiały jej pociski TIE-ów oraz własnej wyrzutni, krzyki przyjaciół, niezbyt pomocne rady AZI oraz trzeszczenie ranionego raz po raz Marudera. Kiedy statek zahaczył o coś, co wyraźnie wytrąciło go z toru lotu, Omega poczuła tylko silny ból głowy, a wszystkie dźwięki i obrazy zlały się w jedną całość.

Obudziła się już na dole. Gdy wstała, poczuła, że jest tak poobijana, jak już dawno nie miała okazji być. Ale nawet w tym stanie wyczuwała, że ktoś oprócz niej pląta się po ładowni.

- Crosshair? - zapytała z nikłą nadzieją.

Brak odpowiedzi w postaci uszczypliwego komentarza skłonił ją jednak do wysunięcia tezy, że to nie wyborowy strzelec próbuje napędzić jej stracha.

Omega przeszła na dalszą część pokładu, w stronę wieżyczki, w której patrolował wspomniany towarzysz. Jeżeli miało się okazać, że klona już tam nie ma, to przynajmniej zyska pewność, że nic mu się nie stało. (W końcu ranny nie biega po pokładzie. Z wyjątkiem wściekłego Crosshair'a).

Nagle usłyszała jakby skrobanie, a potem urywany głos AZI. W jednej chwili wstrzymała oddech, chwyciła za pierwszą lepszą rurę, która musiała oderwać się od statku podczas rzucania nim w lewo, prawo i w półobrocie, po czym rzuciła się z nią w na sprawcę niepokojących odgłosów.

- Łoł, spokojnie! - Krzyknął nieznajomy przybysz, wyciągając obie dłonie w geście obrony.

Omega poczuła się skołowana. Nie przypuszczała, że tym, kogo zobaczy, będzie chłopak trochę starszy od niej, o granatowych włosach i jeszcze bardziej modrych oczach. Trochę trudno było zdzielić kogoś takiego rurą po głowie czy stopach.

- Nie jesteś Crosshair'em. Co tutaj robisz? - Próbowała zabrzmieć twardo i nieustępliwie, ale nawet jeśli w jakimś procencie jej się to udało, nieznajomy nic sobie z tego nie zrobił.

- Czyli jest was tu więcej? Dobrze wiedzieć. - Wzruszył ramionami. - W sumie mogłem się tego spodziewać. Raczej nikt w twoim wieku nie pilotuje statku. Choć biorąc pod uwagę to, jak wyglądało lądowanie... - zagadywał chłopak, próbując dyskretnie wycofać się do wyjścia.

Dziewczyna zmierzyła go ostrzegawczym spojrzeniem. Nastolatek, nieważne w jakim wieku, ale zachowywał się co najmniej podejrzanie, więc należało go zatrzymać. A gdyby jednak okazał się całkiem w porządku, mógłby pomóc załodze, która utknęła na nieznanej - przynajmniej Omedze - planecie.

- Omega! Jesteś tam? - Od strony wciąż odgrodzonego stalowymi drzwiami kokpitu dobiegł ją głos Huntera.

- A więc Omega, tak? - rzucił nastolatek, czując się coraz bardziej swobodnie.

Widocznie uświadomił sobie, że rura wciąż spoczywająca w dłoniach dziewczyny nie stanowi dla niego większego zagrożenia niż jej właścicielka, a może po prostu zrozumiał, że ten, kto mógłby go powstrzymać, utknął w kokpicie własnego statku.

- No to, co... Chyba musimy się już pożegnać - orzekł, jak gdyby był gościem, który sam decyduje, czy może tu przenocować, czy też woli zawinąć do domu.

- Nie, zaczekaj! - krzyknęła, jednak w odpowiedzi chłopak kopnął coś, co od dłuższej chwili leżało pod jego stopami, trafiając centralnie w Omegę.

- Mam nadzieję, że się już nie spotkamy! - rzucił na pożegnanie, ulatniając się tak szybko, jak tylko mógł.

Dopiero po chwili Omega zauważyła czym, a raczej kim rzucił w nią ten dziwny osobnik.

- AZI! - zwróciła się do droida, za wszelką cenę próbując go uruchomić. - Zbudź się, AZI.

- Omega! - Usłyszała dużo wyraźniejszy, jak i bliższy głos Huntera, który zaraz stanął tuż za jej plecami. - Nic ci nie jest?

- Mi nie. - Spojrzała na niego, wciąż trzymając w dłoniach nieprzytomnego AZI. - Ale ktoś tu był.

I już chciała zacząć opowieść o dziwnym piętnastolatku, który błąkał się po ich statku i śmiał kopnąć jej droida, gdy nagle przez drzwi wpadł wściekły -jak zwykle - Crosshair.

- Co ty nie powiesz? - warknął zwyczajowo, zakrywając dłonią prawą część twarzy.

Nikt nawet nie zamierzał wnikać, kiedy udało mu się opuścić statek i dlaczego wpadł do niego jak burza.

- Co ci się stało? - zainteresował się Wrecker.

Nikt nie zdziwiłby się, gdyby strzelec wdał się w bójkę jakieś trzy minuty od przybycia na obcą planetę, jednak pozostawała sprawa tego, dlaczego klon miałby przegrać i nie przywlec za sobą trofeum w postaci niedoszłych zwłok.

- Musimy dorwać tego dzieciaka - stwierdził jedynie, udając się po swój karabin.

Cała piątka powiodła za nim spojrzeniami, dopoóki ich uwaga nie przeniosła się na nowy obiekt zainteresowania.

- Obawiam się, że on ma rację.

- AZI! - Ucieszyła się Omega, z radości obejmując droida.

- Nie żebym wątpił w nieomylność Crosshair'a, ale dlaczego? I jakiego dzieciaka? - zainteresował się Echo, który podobnie jak Hunter, nie dał się ponieść fali emocji.

- Ponieważ zanim wszyscy się obudziliście - podjął droid, odsuwając się od przyjaciółki, by przetestować sprawność wszystkich systemów - pliki, które udało nam się zdobyć na Ilum, zostały skradzione.

✶ ✶ ✶

- Ucieka na północną część targowiska - oznajmił Hunter, zeskakując prosto przed twarzami reszty drużyny z czyjegoś balkonu.

Właściciel mieszkania chciał dać wyraz dezaprobaty grubiańskiemu traktowaniu jego prywatnej przestrzeni. Już nawet wychylił się z okna i przygotował w głowie okrzyki wyrażające najszczerszy bunt i gorycz, ale kiedy zobaczył czwórkę obcych, uzbrojonych przybyszy, siły go opuściły i schował się z powrotem do środka.

- Wie, że go ścigamy.

- Ale nie jest na tyle bystry, żeby przewidzieć, że go złapiemy - dopowiedział Crosshair, przypuszczalnie mrużąc złowrogi oczy pod swoim hełmem.

Przywódca Zgrai skinął głową, po czym machnął ręką, by wszyscy ruszyli za nim. Nie było czasu na tłumaczenie, jak wygląda ich plan działania, a tym bardziej na obmyślenie go. Cóż, pozostawała im improwizacja. Bo w końcu ile zachodu może przynieść im gonitwa za jednym dzieciakiem, prawda?

✶ ✶ ✶

Ezra z łatwością przeskakiwał na daszki kolejnych straganów oraz ignorował rozeźlonych sprzedawców. Do obu tych rzeczy miał wyjątkowy talent.
Wiedział, że nie ucieknie właścicielom rozbitego statku. Z tego, co zdążył zaobserwować, była ich co najmniej trójka.

Tak naprawdę nie miał zamiaru się przed nimi chować. Szczerze mówiąc, nawet zbytnio się nie spieszył, by się oddalić. Wolał jednak stać na swoim terenie, kiedy będą mu płacić za łaskawe oddanie dysku wyciągniętego z ich droida.

- No gdzie oni są? - westchnął, stojąc w tym samym miejscu już ponad minutę, a nie widząc nikogo próbującego odzyskać ukradzioną... to znaczy zapożyczoną przez niego własność.

Czyżby przybysze stwierdzili, że dysk nie jest dla nich tak ważny? To źle, bo dla Ezry też nie był, dopóki ktoś mu za niego nie zapłacił. Ostatecznie mógłby go opchnąć Imperium, ale tu powstawało pytanie: Czy nawet jego sumienie nie zareaguje przed zawiązaniem umowy z nieproszonymi gośćmi na jego planecie? A może po prostu nie było warto wystawiać się garnkom, które raz po raz udawało mu się wykiwać?
Tak, drugi argument wydawał mu się dużo bardziej przekonujący.

- A jednak im zależy - mruknął Ezra, widząc jak zza rogu wyłania się jakiś cień.
Był on zbyt duży jak na jego znajomą z rozbitego statku. Domyślił się więc, że to nie z nią przyjdzie mu negocjować.

- Lepiej oddaj ten dysk.

No cóż, kimkokwiek był ten osobnik, nie zamierzał się patyczkować. W takim wypadku Ezra postanowił przyjąć dokładnie taką samą postawę.

- Powinniście zapytać, ile za niego chcę. Na pewno jest dużo wart, skoro uganiacie się za nim przez pół miasta. - Uśmiechnął się, podrzucając w dłoni urządzenie wielkości kredytu.

Był ciekaw, na ile uda mu się naciągnąć te ciamajdy. Miał nadzieję, że ci łowcy nagród, czy kimkolwiek oni tam są, nie będą chcieli się z nim wykłócać więcej niż to potrzebne i bez większego oporu rzucą sumkę, którą im poda.

- Tobie na nic się on nie przyda. - Hunter zaczynał tracić cierpliwość do tego dzieciaka.

Nie miał pojęcia, skąd Tech wyciągnął tezę, że to właśnie on nadaje się do negocjacji najbardziej z nich wszystkich.

- Dwieście kredytów - rzucił Ezra.

Hunter ze zrezygnowaniem pokręcił głową.

- No to dwieście trzydzieści - chłopak podwyższył stawkę, zanim łowca zdążył coś powiedzieć.

Na widok podejścia "handlarza spod ciemnej gwiazdy", których klon miał wystarczająco dosyć w swoim życiu, prychnął tylko z niedowierzaniem.

- Młody... - podjął, zbliżając się swobodnie o krok bliżej - przeginasz.

Strzał z blastera trafił tuż pod stopami Ezry i zmusił go do wycofania się o krok - a nawet skok - do tyłu. Tam już czekał na niego Crosshair, który bez ogródek zasunął chłopakowi kopniaka między łopatki. Ezra znów zobaczył Huntera, tym razem z pozycji ziemi. Dostrzegł, że mężczyzna wciąż na wszelki wypadek trzymał w ręce odbezpieczony blaster. Nie zamierzał nim jednak przestrzelić chłopaka na wylot - przynajmniej taką nadzieję miał młody Bridger.

Opuszczona garda dała hultajowi czas na strzał ze swojej elektrycznej procy. Hunter ledwo uchylił się przed niespodziewanym strzałem. Domyślił się, że właśnie tak młodziak wywinął się Crosshair'owi przy pierwszym spotkaniu tej dwójki.
On sam co prawda nie poczuł na skórze świszczącego pocisku, jednak pozwolił złodziejowi się wywinąć.
Nim się obejrzał, Ezra stał już na markizie starego straganu. Jego pozycja nie powstrzymała czekającego na znak Wreckera, który jednym ruchem ściągnął płachtę ze stoiska.

- To ilu was w końcu jest? - krzyknął Ezra, który ledwo zdążył wskoczyć na przyległy dach.

- Za dużo jak na jednego smarkacza - odezwał się niespodziewanie strzelec, (który jak na ironię został niedawno postrzelony przez Ezrę).

Jego groźny ton i niezaprzeczalnie zawistne spojrzenie zmusiły chłopaka do skoku w dół. Nawet on, mimo swojego sprytu i pewności siebie, nie zamierzał zdawać się na niełaskę przeciwnika, kiedy miał zajęte obie ręce. Był przygotowany, że kolejny czekający już tam na niego przeciwnik będzie chciał przygwoździć go do ściany lub coś w tym stylu, dlatego zamiast stanąć na nogach, przywarł do ziemi, niemal przeczołgując się (tyle że na speedzie) obok niego.

Dumny ze swojego wypadu Ezra, wbiegł w najbliższą uliczkę. Na moment obejrzał się przez ramię... i to go zgubiło. Nie zauważył bowiem stojącej w połowie zaułku Omegi, z łukiem naciągniętym do strzału. Kiedy spojrzał znów przed siebie, zobaczył tylko wszechogarniające go białe światło, które następnie zmieniło się w czerń.

✶ ✶ ✶

- Po co zabraliście go na statek?

Pierwsze zdanie dotarło do Ezry jak przez mgłę.

- Drugi raz się z niego nie wydostanie.

Był pewien, że niedługo zaprzeczy tym słowom w praktyce.

- Nieprzytomny nie wydostanie się nawet z kałuży.

Miał nadzieję, że uda mu się wychwycić coś ciekawszego, zanim otworzy oczy.

- Tyle że on wcale nie jest już nieprzytomny.

"No i plan legł w gruzach" - westchnął w myślach.

Dokoła zaległa cisza. Czyżby wszyscy zebrani oczekiwali, że ze strachu chłopak wszystko im wyśpiewa? Niedoczekanie!

Nagle piętnastolatek poczuł silny przymus sięgnięcia do kieszeni, żeby sprawdzić, czy jego zdobycz nadal tkwi tam, gdzie - w jego mniemaniu - powinna. Szybko jednak się zorientował, że obie jego ręce są związane za plecami.

"Ale nogi nie..." - zauważył sprytnie.

W jednym momencie podniósł głowę, by zobaczyć, ilu to łowcom nagród zachciało się mu przyglądać. Od razu pożałował, wydając z siebie głuchy jęk na widok wycelowanej w niego broni Crosshair'a.

- Przestań go straszyć - upomniał bez wielkich emocji Echo. - To tylko dzieciak.

Ezra przechylił się na swoim miejscu, spoglądając na pół człowieka, pół maszynę.

- To złodziej, nie dzieciak - zaprzeczył Crosshair i mimo swoich radykalnych zapatrywań, odsunął się nieco od smarkacza.

"Co to za zgraja?" - zapytywał sam siebie Ezra, zaczynając się lekko obawiać.
Takie typy nie należały zwykle do przyjaznych (chociaż on ich sprowokował), ani do psychicznie zdrowych (choć co on miał o tym wiedzieć, skoro porwał się sam jeden na cała bandę?)

- Czyli... - jest was więcej, hę? - odezwał się, próbując zgrywać obojętnego na porwanie i związanie przez piątkę dorosłych, dziecko i droida.

- Ej, to nie on tutaj zadaje pytania! No nie? - upewnił się Wrecker, spoglądając pytająco na Huntera.

Ezra ocenił, że ten typ, o ile nie da mu kiedyś pięścią w czaszkę, raczej nie będzie stanowił wielkiego zagrożenia.

"Wystarczy go tylko ominąć".

- Po co był ci ten dysk? Naprawdę myślałeś, że go od ciebie odkupimy? - zapytał lekceważąco Hunter, prawie uśmiechając się na tę niedorzeczną myśl.

Może i nawet by się zaśmiał, gdyby ten hultaj rzeczywiście ich przed chwilą nie okradł.

- Zakładam, że robisz to dla przeżycia, ale i tak na twoim miejscu lepiej dobierał bym swoich przeciwników - podsumował Tech, ustawiając coś przy swoim hełmie.

Jego badawczy wzrok pchnął Ezrę do wyciągnięcia dość głośnych wniosków:

- Ej, ej, ej! Czy on mnie skanuje, czy jak? - Zaczął wić się pod jego badawczym spojrzeniem, jakby rozkraczenie się, albo podniesienie nóg do góry mogło go przed tym uchronić.

- Nawet jeśli - podjął Crosshair - to będzie twój najmniejszy problem.

Echo zerknął na towarzysza z ukosa. Zastanawiało go, że strzelec stał się przy ich "gościu" bardzo rozmowny, ale uświadomił sobie szybko, że widocznie za wszelką cenę chciał go nastraszyć.

"Widocznie po drodze na Marudera Hunter zabronił mu robienia dziur w tym chłopaku" - pomyślał, przypominając sobie, że podobną myśl ich przywódca powtórzył ze trzy razy już po wejściu na statek, zawsze dziwnym trafem spoglądając znacząco na Crosshair'a.

Gdy powrócił myślami do rzeczywistości, okazało się, że młody wykłóca się o coś z Wreckerem, natomiast Hunter łapie za głowę, zastanawiając zapewne, po co w ogóle wzięli tego chłopaka razem ze sobą, skoro w ramach kary mogli zwyczajnie przywiązać go do straganu, albo rzucić nim w jakiegoś szturmowca.

- Dosyć. - Przywódca Parszywej Zgrai wszedł między złodziejaszka a osiłka, spoglądając zabójczo to na jednego, to na drugiego.

W końcu, gdy statek ogarnęła względna cisza, znów stanął tak, by mieć Ezrę naprzeciw siebie, po czym zadecydował:

- Rozwiążemy cię - Wszyscy skierowali na niego zdziwione spojrzenia - ale pod jednym warunkiem - dokończył, co trochę uspokoiło co poniektórych.

Ezra rzucił mu spojrzenie, które najpierw wyrażało zastanowienie, ale szybko przerodziło się w coś na wzór przekory i krętactwa.

- Właściwie - podjął dokładnie tym samym kombinatorskim tonem, z jakim Hunter miał już się okazję spotkać przy ich małej "negocjacji" - to ja się będę już zbierał. - Szybko zasalutował uwolnioną już prawa ręka i skoczył między Techa a Wreckera, stając za plecami tego drugiego, zanim Crosshair zdążył do niego strzelić. Kilkoma susami znalazł się przy włazie wyjściowym, i już miał go otworzyć, gdy nagle jego mięśnie odmówiły posłuszeństwa, a on sam padł plackiem na podłogę.

Nad sobą ujrzał droida (jak mu było? AZI?) z wyciągniętym chwytakiem, przez który powoli sączył się prąd.

"Szkoda, że nie jestem tak gruby, jak on. - Tu spojrzał na Wreckera. - Wtedy usiadłbym na tym droidzie i byłoby po problemie".

- To jak, zgadzasz się na naszą ofertę, czy wolisz, żeby Crosshair sam cię przekonał? - spytał niewzruszony Hunter, wskazując ruchem głowy na najbardziej grobowego członka tej ekipy.

Ezra nie był pewien, ale wydawało mu się, że przez milisekundę przez twarz szarowłosego mężczyzny przebiegł cień złowrogiego uśmiechu.

- To ja poproszę jednak o te warunki - zadecydował, wstając na równe nogi i otrzepując się z kurzu.

Niemal podskoczył, gdy usłyszał za plecami głos Omegi.

- Pomożesz nam przesłać dane, które ukradłeś AZI - oznajmiła z uśmiechem, wyciągając przed niego dysk z nie wiadomo jak ważnymi informacjami za niezłą sumkę, której Ezra nigdy nie ujrzy na oczy.

- A myślałem, że ty mnie akurat lubisz - rzucił z półuśmiechem.

- Lubię. Dlatego nie strzeliłam, kiedy znów chciałeś nas wykiwać.

✶ ✶ ✶

I tak oto przychodzę z pierwszym zamówieniem od heroesMN i to nawet na czas!

A jak wy wyobrażaliście sobie spotkanie Ezry z Parszywą Zgrają? Jak byście poprowadzili jego relacje z członkami tej ekipy? Tu raczej było tego niewiele, bo akcja skupiła się na ganianinie za Ezrą i tym sławnym dyskiem.

Jak dla mnie wyszło całkiem git. Mam tylko lekkie wyrzuty, że Ezra dwa razy oberwał w jednym rozdziale, ale no cóż - należało mu się za Crosshair'a ;D

Żegnajta!

Następny shot będzie już z Marvela ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro