07 | TODAY PERHAPS I HAVE TO UNDERSTAND THAT I CAN NEVER FORGET MYSELF
Po prawie godzinnej rozprawie sędzia udzielił rozwodu Wiktorii i Janowi, a biorąc pod uwagę dzieci postanowił, iż lepiej będzie im z mamą, a ojca widywać będą tylko w weekendy. Zostali prawnie podzieleni majątkiem po połowie, a następnie wszyscy wyszli z sali rozpraw.
Przez cały czas obejmowałem Tori ramieniem i posyłałem nienawistne spojrzenia byłemu przyjacielowi. Naprawdę uważałem go za dobrego kumpla, a tym czasem nie znałem go nawet trochę. Nie spodziewałem się, że mógłby zrobić coś takiego.
- Janek... - odezwała się brunetka, kiedy opuściliśmy pomieszczenie. Dąbrowski odwrócił się ze zmarszczonymi brwiami i zdziwionym wyrazem twarzy.
- Co jest? - zapytał chłodno, przytulając do siebie Sarę.
- Czy ty kiedykolwiek mnie kochałeś?
- Jak możesz o to w ogóle pytać?
- Po prostu powiedz mi prawdę - poprosiła, wtulając się w moją klatkę piersiową.
- Nie wiem - wymamrotał, szybko odchodząc w stronę swojego samochodu.
- Miałam przed sobą takiego cudownego chłopaka, a wybrałam jego. Jak zwykle muszę dokonywać okropnych wyborów. - Ponownie zaczęła płakać.
- Nie jest na nic za późno, kochanie - szepnąłem, głaszcząc ją po ramieniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro