Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- the loneliest ♫

Dźwięk przywołanej windy wyrwał go z transu. Zielone oczka, podkreślone ciemną kredką spojrzały wprost przed siebie, posyłając delikatny uśmiech w stronę starszej kobiety z dzieckiem stojącej w kącie. Odwzajemniła go, poprawiając na ramieniu beżową torebkę. Chłopczyk, który stał obok niej, ściskał pod ramieniem jasnego pluszaka z uroczym noskiem w kształcie serduszka, łudząco podobnego do tego, którego Midoriya miał zakopanego gdzieś głęboko w szafie od niepamiętnych czasów. Poczuł miłe ciepło na wspomnienie, które utworzyło się w jego głowie. Wszedł do środka, znajdując swoje miejsce w przeciwnym kącie windy, wyciągając zaraz prawie rozładowany telefon i sprawdzając powiadomienia. W oczy rzuciło mu się parę wiadomości od menadżerki, przypominającej delikatnie roztargnionemu piosenkarzowi o jego dzisiejszych obowiązkach.

Winda zatrzymała się na kolejnym piętrze, otwierając masywne drzwi i wpuszczając do środka nowe osoby. Całej tej sytuacji towarzyszył rumort niewielkiego wózka pchanego przez jedna z wielu osób pracujących w hotelu, w którym Midoriya właśnie przebywał. Nagle poczuł ścisk i ciasnotę w małym pomieszczeniu, a jego plecy prawie w całości przyległy do ściany, czując, jak coś na niego napiera...

A raczej ktoś.

- Och, sorry, nie widziałem... - Midoriya zamrugał, odrywając wzrok od telefonu i spoglądając z góry. - O! Hej Kacchan, ostatnio często na siebie wpadamy. To chyba jakieś przeznaczenie, nie sądzisz? - Posłał młodszemu jeden ze swoich firmowych uśmiechów, puszczając oczko. Wyglądał, jakby bawił się idealnie, dokuczając mu i przyjmując krzywe miny Bakugo i wywracanie oczami jak nagrodę.

Katsuki nic nie powiedział, kiwnął tylko głową w odpowiedzi na przywitanie i wlepił swój wzrok gdzieś na bok, czując na sobie nie tylko spojrzenie starszego. Czuł jego wykwitający na ustach uśmiech, zapach perfum i ciepło bijące z ciała tak blisko znajdującego się obok niego.

Minęli trzy piętra w dół, nim pozostali użytkownicy windy opuścili ją na piątym piętrze, pozostawiając dwójkę mężczyzn w samotności. Midoriya powoli zdjął dłoń z pleców blondyna, całkowicie nieświadomie pozostawiając, pomimo grubego materiału bluzy, piekący żar na bladej skórze czerwonookiego.

Blondyn odchrząknął, znacząco się oddalając. Założył ramiona na siebie, trzymając w dłoni małą butelkę wody i zbożowy batonik. Wbijał wzrok w wyświetlacz nad drzwiami, który właśnie zmienił numer z piątego na czwarty.

Winda wydała dziwny, niebezpieczny dźwięk, zatrzymując się z piskiem w połowie piętra. Muzyka puszczona z głośniczka skrytego gdzieś w ścianach metalowej puszki zmieniła swój rytm. „Paradise" od Coldplay cicho wypełniło przestrzeń.

- Cholera, serio? - westchnięcie opuściło usta blondyna, który poirytowany przestąpił z nogi na nogę. - Teraz? - zadał retoryczne pytanie, podchodząc do srebrnych drzwi, opierając o nie dłonie. Naparł na nie delikatnie, czując opór, któremu nie dałoby rady nawet jego umięśnione ciało.

Midoriya pokręcił nosem, pocierając parokrotnie dłonie o ciemne spodnie.

- Halo? Jest tam ktoś!? - Bakugo podniósł głos, pierwszy raz uderzając mocniej w metalową konstrukcję. - Pieprzona winda, wiedziałem, żeby iść schodami... - warknął pod nosem kolejne przekleństwo, znowu waląc pięścią w drzwi.

- Hej spokojnie... - Midoriya zaczął, kładąc opuszki palców na barkach młodszego. - Nie usłyszą cię tu, jesteśmy na za wysokim piętrze, pewnie niedługo sami zauważa, że winda nie działa i kogoś przyślą. - Powiedział spokojnie, ale zaraz poczuł zimny dreszcz przebiegający po jego plecach, gdy jego zielone, błyszczące oczy, spotkały się z groźną, krwistą czerwienią, od której biła nutka lekkiego wkurwienia.

Deku podniósł dłonie w obronnym geście, cofając się o krok do tyłu. Nie był duży, zważywszy na wielkość windy, w której się znajdowali, przez co zaraz jego plecy przyległy do zimnej ściany.

- Okey, już nic nie mówię - powiedział z rozbawionym uśmiechem, przyglądając się, jak blondyn wywraca oczami. Dołeczki na policzkach Izuku powiększyły się, znów widząc ten gest.

- Telefon.

- Co?

- Weź telefon i zadzwoń po kogoś. - Katsuki spojrzał na niego wymownie z krzywą miną, ale po chwili jego wyraz twarzy złagodniał. - Raczej oboje się teraz śpieszymy, więc dobrze by było wyjść stąd jak najszybciej.

Midoriya pokiwał głową w zrozumieniu. Chłopak miał rację, nie było czasu na stanie bezczynnie, kiedy na sali czeka na niego prawdopodobnie już lekko poddenerwowana brązowowłosa menadżerka, przestępująca z nogi na nogę i trzymająca w dłoniach jedną wyrwaną kartkę z nowego komiksu, który Deku jak na złość zapomniał od niej wczoraj odebrać.

- Och... - usta wyższego wykrzywiły się w brzydki grymas, gdy nacisnął kciukiem na przycisk odblokowywania, a telefon nie zareagował w żaden sposób. - Wiesz, chyba zapomniałem go naładować... - Zaśmiał się zakłopotany, drapiąc się palcem wskazującym o pulchny policzek. Bransoletki zadźwięczały przy tym delikatnym ruchu, zwracając na siebie uwagę czujnych, rubinowych oczu.

Bakugo gdzieś pomiędzy nimi zauważył tę jedną rzemykową, którą Midoriya Izuku miał na swoim klipie do coveru, który wczoraj wstawił na swój kanał.

Katsuki poczuł ciepło w ciele, gdy zalała go fala wspomnień w nocy. Zawstydził się w duszy, jakby nagle uświadomił sobie na nowo, że przed sobą nie ma jakiejś randomowej osoby poznanej właśnie w windzie, a swojego ulubionego piosenkarza, który zadedykował mu piosenkę zaledwie kilka tygodni temu, zaprosił go do wzięcia udziału w jego projekcie i och kurwa, pieprzyć to wszystko, Bakugo Katsuki właśnie czuł jak jego wrażliwe uszy prawie dosłownie płoną żywym ogniem.

Wdech i wydech Katsuki.

- A twój tele...?

- Zostawiłem w torbie - uciął szybko, nim starszy zdążył dokończyć pytanie. Umięśnione dłonie blondyna splatały się ze sobą, gdy oparł się o ścianę, spoglądając ku górze. Zawiesił wzrok na prostokątnym świetle podwieszonym pod sufitem, które zamrugalo parokrotnie i wydało syczący dźwięk, nim zgasło na dobre.

Jeszcze tego zabrakowało...

Zapanowała ciemność, na którą zielonowłosy sapnął zaskoczony. Oparł się wygodniej o zimna ścianę, dziękując sobie w duszy za założenie przed wyjściem bluzy, która teraz chroniła go przed chłodem metalu. Wyszyty Spider-Man zamiast drugiej litery w nazwie Nike idealnie wkomponował się w całość. Odetchnął spokojnie, wsłuchując się w zapowiedź kolejnej piosenki. Prowadzący program radiowy żywo opowiadał o zespole, który od paru miesięcy zyskiwał na ogromnej popularności, tworząc coraz popularniejsze kawałki na cały świat. Midoriya uśmiechnął się pod nosem, wracając wspomnieniami do swoich początków. Do tego, jak zaczynał uczyć się gry na gitarze tak uparcie, że później chodził z poprzyklejanymi na palcach plastrami do szkoły, to jak wyglądała piwnica wyłożona dywanami, w której zespół rozsławił swój pierwszy sprzęt i do której pewnego dnia zaprosił nowo poznanego, fioletowowłosego chłopaka. Na moment wpadł w objęcia nostalgii, z której wyciągnął go głos głównego wokalisty zespołu Måneskin.

Zielonowłosy uśmiechnął się delikatnie pod nosem, szybko poznając, który to utwór.

- You'll be the saddest part of me. A part of me that will never be mine. It's obvious. Tonight is gonna be the loneliest... - Ciche słowa piosenki uleciały z ust zielonookiego. Wystukiwał paznokciami pomalowanymi na czarny kolor rytm melodii o bok windy, powoli wczuwając się w piosenkę. Usiadł wygodnie na podłodze i przeniósł tę samą dłoń wyżej swojego ciała, palcem wyciągając zza bluzy naszyjnik. Pocierał bezustannie zawieszkę, wyśpiewując kolejne linijki tekstu.

There's a few lines that I have wrote. In case of death, that's what I want... that's what I want...

Pomimo że Bakugo nie mógł tego zobaczyć, przez ciemność panującą wokół nich, czuł całym sobą rosnący na ustach wokalisty uśmiech. Pewność siebie zaczynała bić z każdego wypowiedzianego słowa, sprawiając, że Bakugo na nowo czuł, że...

- I loved you so...

...Midoriya był stworzony do śpiewania.

- 'Cause I don't even care about the time I've got left here. - Napięcie w piosence rosło z każdym słowem, a głos zielonowłosego rozbrzmiewał coraz głośniej i głośniej. - With you, with you...

Kolejny refren wyśpiewany mocniej niż poprzednie wersy, wywołał miłe dreszcze. Bakugo potrafił tylko w ciszy przysłuchiwać się całemu przedstawieniu, na które fartem dostał bilety, wchodząc do tej samej windy co Izuku.

Przez moment na jego ustach błądził zawstydzony uśmiech, gdy przypomniał sobie wcześniejsze słowa. Nie musiał długo czekać, by zmienił zdanie.

Jednak dobrze było, że nie wybrał schodów.

You're still the oxygen I breathe. I see your face when I close my eyes. It's torturous. Tonight is gonna be the loneliest.

Czasem los uśmiechał się do niego bardziej, niż mógłby prosić. Bardziej, niż kiedykolwiek by sobie tego zażyczył, a on właśnie zaczynał to powoli rozumieć.

And I just keep on thinking how you made me feel better. And all the crazy little things that we did together.

- In the end, in the end it doesn't matter... If tonight is gonna be the loneliest...

Ciemność drastycznie wyostrzyła zmysł słuchu Bakugo. Sam już od dłuższej chwili przestał wpatrywać się w nicość, przymykając powieki i wpadając w podobny stan, do tego w nocy. Gdy całym sobą chłonął pojedyńcze słowa składające się w linijki pięknego tekstu wyśpiewywane przez naprawdę wyjątkową dla niego osobę.

Bo przecież jakby mógł inaczej nazwać swojego idola?

Zawdzięczał mu dużo i chociaż sam nawet przed sobą się do tego nie przyzna, jego szybciej bijące serce przy każdej piosence Deku samo zdradzało jego uczucia.

Tonight is gonna be the loneliest.

Przypominało w pewnym sensie, że dorastał wraz z jego piosenkami, przechodząc przez okres, chociażby swojego nastoletniego buntu z wetkniętymi w uszy słuchawkami i naburmuszoną miną, zajmując miejsce na fotelu w kącie jego przestronnego pokoju za każdym razem, gdy jakieś dla niego niezrozumiałe uczucia toczyły walkę w jego głowie.

You'll be the saddest part of me. A part of me that will never be mine... It's obvious... Tonight is gonna be the loneliest.

Zdradzało, że dla jego młodszego fana był i jest kimś, do piosenek kogo uciekał w każdej możliwej chwili, by poczuć się zrozumiany. By jego umysł uspokoił się od natarczywych bodźców, od których chciał w jakiś sposób odpocząć i zastąpić je czymś naprawdę przyjemnym, a muzyka, którą dostawał od zielonowłosego właśnie taka była.

You're still the oxygen I breathe. I see your face when I close my eyes. It's torturous...

- Tonight is gonna be the loneliest. - wyśpiewał ostatnie słowa wręcz szeptem, sprawiając drobne dreszcze przebiegające po skórze pleców Bakugo.

Midoriya westchnął cichutko, próbując unormować oddech. Czuł, jak jego klatka piersiowa unosi się i opada szybciej niż wcześniej, a jego myśli rozbiegają się na wszystkie strony świata, sprawiając, że zacisnął palce na przedramieniu drugiej ręki, wciskając je głęboko w materiał ubrania, żeby się uspokoić.

Jakiś rodzaj strachu zawładnął jego ciałem, które w ciemności zatrzęsło się i dopiero zimno na jego rozgrzanym policzku wyrwało go z transu.

- To woda. Powinieneś się napić, na pewno zaschło ci w gardle. - Głos Bakugo był spokojny. Wręcz kojący.

Ozdobioną pierścionkami dłonią sięgnął po małą buteleczkę, natychmiast odkręcając ją i upijając duży łyk. Zaraz po tym poczuł kolejną rzecz podetkniętą mu pod sam nos, na którą wzdrygnął się zaskoczony.

- Baton.

- A ty? Kupiłeś go pewnie dla siebie... - powiedział ciszej, jakby czuł się trochę winny za objadanie biednego nastolatka.

- Dbam o linie. Jestem modelem od wczoraj, nie pamiętasz? - powiedział, jakby z urazą, wzdychając teatralnie.

Deku zaśmiał się na te słowa, dziękując cicho za jedzenie. Po chwili można było słyszeć szelest otwieranego opakowania i chrupanie orzechów. Midoriya od razu poznał, że prawdopodobnie to jeden ze zbożowych batoników dostępnych w automacie.

- Uwielbiam banany. - Izuku wziął kolejnego gryza, jeszcze dobrze go nie przełykając, a znowu zaczynając mówić. - A te w tym batoniku są rewelacyjne. Idealnie połączone z płatkami i orzechami. Idealne proporcje tworzą idealną całość, która idealnie rozpływa się w ustach i nadaje idealnego humoru. A ta gorzka czekolada? - zapytał jakby sam siebie. - Idealne przełamanie słodyczy - westchnął w zachwycie, pochłaniając szybko resztę słodkości i opierając tył głowy o ścianę.

Przymknął oczy, rozluźniając się na nowo i wsłuchując w ciszę panującą dookoła niego, która zaraz została przerwana parsknięciem ze strony mniejszego.

- Jak na idealnego piosenkarza, piszącego idealne teksty, masz naprawdę ubogi zasób słownictwa, Deku. - Katsuki przeciągnął delikatnie jego pseudonim, wywołując w klatce piersiowej piosenkarza miłe ciepło. Pomimo że nie czuł go zaledwie parę minut, zatęsknił za nim naprawdę mocno.

- Chyba mi nie powiesz, że nie mam racji... No, chyba że jesteś z tych, co nie lubią bananów, a wtedy będę musiał zapomnieć, że się znamy - fuknął jakby obrażony, co dało się doskonale wyczuć po tonie jego głosu.

- Preferuje je w owsiance, a od święta w czekoladzie.

- W czekoladzie? - zapytał, ożywiając się znów. - Mówisz o takich nabitych na patyk i obsypanych kolorową posypką? - Poruszył się na miejscu, szeleszcząc papierkiem ściskanym w dłoni. Bakugo słyszał jego głos bliżej, szybko wnioskując, że starszy przybliżył się do niego nieznacznie, zmieniając pozycję, by lepiej skupić się na tej przypadkowo zaczętej rozmowie.

Midoriya zaczął żwawo opowiadać o tym, jak dawno nie jadł tego typu słodkości, najczęściej przygotowywanych na jarmarkach bożonarodzeniowych czy też w wesołych miasteczkach, które podróżowały z miasta do miasta przez cały rok. Pomimo że chłopak miał możliwości pojawienia się na takich atrakcjach, nie zawitał tam od dziecka.

- Och, ale i tak najlepszym owocem na świecie są oczywiście... - uciął swoją wypowiedź, biorąc głęboki wdech. Jego mamrotanie już nie pierwszy raz w historii jego życia, prawie pozbawiło go do końca tlenu, sprawiając, że ten prawie sam zagadał się na śmierć.

- Truskawki.

I pomimo głębokiego wdechu, zaraz po tym, jak usłyszał identyczną odpowiedź wypływającą z ust blondyna, co jego, znów musiał wciągnąć sporą ilość powietrza do płuc.

Uśmiech na ich ustach pojawił się w tym samym momencie, co światło w windzie.

Od razu bez zastanowienia postawili się na równe nogi, zadowoleni, że dzielą ich sekundy od opuszczenia cholernej metalowej puszki, do której już pewnie nie wejdą przez kolejny tydzień, nie chcąc kusić ponownie losu.

W ekspresowym tempie przedostali się do drugiej części budynku, mijając po drodze sporą część personelu czy to hotelowego, czy tego odpowiedzialnego za tworzenie projektu.

Katsuki odetchnął nieznacznie, widząc odpowiednie drzwi na salę i już gotowy był wkroczyć do niej, gdy...

- A ty co robisz? - zapytał, zdziwiony patrząc, jak Midoriya sięga dłonią do klamki od masywnych drzwi, do których od samego początku podążał blondyn. Chyba nie mówi, że...

- Ja? Idę zrobić najgorętszą sesję fotograficzną dla mojego projektu. - Uśmiechnął się zwycięsko, sprawiając tym samym, że zdziwiony czerwonooki zatrzymał się w półkroku, jakby jeszcze mocniej niedowierzając. - Nie mógłbym przegapić tak idealnego zadania, mając tak idealnego współpracownika, prawda?

I może Bakugo odpowiedziałby na to jakkolwiek inaczej niż prostym skinięciem głowy, lecz posłane w jego stronę mrugnięcie okiem, sprawiło, że uwierzył piosenkarzowi na słowo.

Och i tak cholernie się nie rozczarował.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro