- smile ♫
You are the reason why i smile.♡
Zdziwienie nie schodziło z bladej twarzy Toyii nawet po dłuższym czasie.
Obserwował go wzrokiem, odkąd tylko przekroczył próg masywnych drzwi i znalazł się w ich sali do prób. Pomimo że zielonowłosy przywitał się z nimi jak zawsze; głośno, wyraźnie, z szerokim uśmiechem ukazującym jego równe zęby, a także i drobny kolczyk skryty pod górną wargą, coś w Midoriyii Izuku dziś nie grało.
A Toya nie potrafił jednoznacznie stwierdzić co to takiego.
Z początku miał wrażenie, że Midoriya ma najzwyklejszego w świecie kaca. Przecież piosenkarz nie należał do osób, które stronią od alkoholu, a raczej do tych, którzy nie potrafią odmówić toastowego shota, tym bardziej w tak szczególnym dniu, jak jego własne urodziny. Wrażenie to zniknęło z jego głowy tak szybko, jak tylko się pojawiło, gdy Midoriya zbliżył się do niego, przybijając braterską piątkę na przywitanie. Wokół jego długich, ciemnych rzęs, które okalały zazwyczaj błyszczące, intensywnie zielone oczy, napotkał rozmazana, ciemną kredkę, zmieszaną z czarnym cieniem do powiek.
Midoriya nie malował się po imprezach. A przynajmniej nie tak niechlujnie, jak dziś.
Toya musiał dłużej przyjrzeć się młodszemu, by dostrzec, że gdzieś na tej delikatnie pulchnej jeszcze po spaniu twarzy malują się emocje, skrywane pod płaszcze makijażu i uśmiechu. To nie był kac, jakiegoś rodzaju zmęczenie smagało jego twarz, sprawiając, że pomimo uśmiechu roztaczał wokół siebie dziwną, ponurą aurę.
To naprawdę było do niego niepodobne.
- Co się takiego wydarzyło? - zapytał ciemnowłosy, patrząc na niego z góry z poważną miną. Jego mięsnie na ramionach napięły się, gdy założył ręce na siebie. Czarne, wijące się wokół bicepsów węże przez chwilę wyglądały jak żywe, przypatrując się wyczekująco Midoriyi swoim turkusowym, intensywnym spojrzeniem. Tatuażysta Toyii zawsze robił dobrą robotę...
Midoriya wzruszył tylko ramionami.
- A co takiego miałoby się stać niby? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, odwracając wzrok na bok, szukając swojej gitary. - Wszystko po staremu. - Ponownie wzruszył ramionami, sięgając po czarny, matowy instrument.
Zaczął w ciszy stroić przedmiot, czując bezustannie obecność starszego blisko siebie. Nie musiał nawet podnosić głowy do góry, by mieć pewność, że Dabi stoi od niego dwa kroki dalej i przypatruje się mu przenikliwe. Nie robił tego tak intensywnie od tak dawna, że Deku aż poczuł dreszcz przechodzący po jego plecach.
- Potrzebujesz czegoś? - wyrwało się z ust Deku. Jego wzrok nadal pozostawał na własnych palcach, które z delikatnością i precyzją kręciły kluczami u góry gitary.
Stroił instrument z należytą precyzją. Jego krzywa mina świadczyła o tym, że teraz wolał okazać wykonywanej czynności cała swoją uwagę, co Toya uszanował z grymasem na twarzy. Palce Izuku zwinnie majstrowały przy instrumencie, co jakiś czas przesuwając kostką po strunach i sprawdzając jej brzmienie. Srebrne sygnety pobłyskiwały w świetle lamp, a jego rozczochrana grzywka falowała przy najmniejszym ruchu. Gdy zakończył cały proces, usadowił się wygodniej na swoim krzesełku, opierając matową gitarę o udo i wygrywając pierwsze nuty jakiejś piosenki.
Ciemnowłosy wraz z blondwłosą przyjaciółką i fioletowookim klawiszowcem w oddali przysłuchiwali się cichemu nuceniu młodego artysty. Przez jego głowę nadal przetaczały się kołtuny myśli wzbudzające w nim mieszane uczucia, których nie potrafił jednoznacznie określić. I chociaż nie mógł tego wiedzieć, nie był jedynym na tej sali mającym taki problem.
Zły dźwięk wygrany przez gitarzystę otrząsnął ich wszystkich z lekkiego zamyślenia, które przedłużało dziś rozpoczęcie próby jak nigdy.
- Pójdę chyba po kawę... - Midoriya mruknął cicho pod nosem, schodząc ze swojego wysokiego taboretu i odkładając gitarę na stojak zaraz obok. Złapał nieświadomie za zawieszkę, przy jednej z rzemykowych bransoletek znajdującej się na jego szczupłym nadgarstku, pocierając ją parokrotnie. Wyszedł z sali w ciszy, tylko bezustannie odprowadzany do drzwi przez oczy swoich przyjaciół.
Przez chwilę nikt nie wiedział, co właśnie się stało, chociaż...
- Myślicie, że znowu o tym myśli? - cichy szept blondynki opuścił jej usta, gdy plecy głównego wokalisty znikały za drzwiami. - Minęło już tyle czasu... - Spuściła smutny wzrok na swoje kolorowe trampki.
- Na pewno. - Głos turkusowookiego sprawił, że oczy reszty zespołu skupiły się na jego poważnej twarzy. - Takich rzeczy nigdy się nie zapomina.
‒ ⏮◀⏸▶⏭ ‒
Czerwone buty nawet przez chwilę nie oddały piskliwego głosu, gdy wokalista przemierzał jasny korytarz w stronę kawiarenki, w której pracownicy budynku najczęściej przyrządzali sobie ciepłe napoje w czasie przerwy pomiędzy jedną a drugą częścią projektu, zdjęć lub czegokolwiek co działo się w tym dniu. Midoriya nie obawiał się w tym momencie nikogo; ani tajemniczego fana-pracownika, który mógłby czyhać na niego przy ladzie z pączkami, czy też może i gburowatego woźnego, przed którym jeszcze parę tygodni temu uciekał na inne piętro. Mężczyzna naprawdę się zdenerwował, gdy Izuku w ubłoconych butach przeszedł przez połowę budynku, zostawiając za sobą ohydne plamy. Pamiętał, jak przez najbliższe parę dni chodził jak na szpilkach, obracając się co rusz dookoła siebie i wypatrując starszego mężczyzny w obawie, że ten jednak nadal będzie chciał dokonać na nim najokrutniejszej zemsty, za to, że musiał znów szorować podłogę...
Chociaż tego spontanicznego wyjazdu z przyjaciółmi do lasu nigdy nie zapomni...
Midoriya przekroczył próg małej kawiarenki skrytej w dużym budynku za zwykłymi, masywnymi, srebrnymi drzwiami. Gdyby nie mała plakietka zawieszona na wysokości jego czoła, nikt nawet na moment by nie podejrzewał, że za nimi znajduję się przytulne miejsce, z którego z chęcią Deku lubił korzystać.
W zachowanym w odcieniach szarości pomieszczeniu, przełamywanym zielenią pnących się wokół drewnianych beli roślin, roznosił się zapach dopiero co parzonej kawy. Zza szklanej szyby delikatnie wpadało słońce będące teraz wysoko na niebie. Przebijało się przez ogromne wieżowce miejskiej dżungli, rzucając na ściany, podłogę i meble snopy przyjemnego żółtego światła. Midoriya z uśmiechem spojrzał przed siebie, oddając się tej chwili przyjemności w akompaniamencie rozpoczynającej się nowej piosenki puszczonej w radio. Za szybą rozciągała się zieleń pobliskiego parku ze śnieżnobiałą fontanną w aniołki na środku, a zaraz obok niej stały ławeczki będące oddalone o parę metrów od kamiennych ścieżek i wielokolorowych klombów.
Ze spokojem przyglądał się przez chwilę temu widokowi, by następnie przejść parę kroków w głąb pomieszczenia i zająć się parzeniem gorącej, pysznej kawy, dla której pokonał tyle metrów korytarzy w ogromnym budynku.
You said „Hey, what's your name"...
Deku zaczął wyśpiewywać słowa piosenki, wybrzmiewającej ze skrytych po pomieszczeniu głośników w momencie, gdy otwierał małą, srebrną lodóweczkę.
Yeah, you said, „Hey" and since that day...
You stole my heart and you're the one to blame.
- And that's why I smile. - Midoriya wyjął z niej mały deser budyniowy, od razu uśmiechając się delikatnie. Pomimo lekkiego uśmiechu, na jego policzkach przyozdobionych piegami utworzyły się małe, słodkie dołeczki. Oderwał wieczko, oblizując je z żółtego, pysznego kremu, by zaraz rozkoszować się jego słodyczą rozpływającą się w ustach.
The reason why I... I smile.
- Last night I blacked out I think. What did you, what did you put in my drink? I remember making out and then, oh, oh...
Jego usta rozszerzyły się jeszcze bardziej, gdy pomyślał sobie o wczorajszej nocy. Ta impreza naprawdę mu się podobała. Ludzie, muzyka, prezenty, które dostał wraz z miłymi, niekiedy zboczonymi życzeniami, które kwitował przewróceniem oczu i szerszym uśmiechem, czy samą świadomością, że kolejny rok może je świętować także i w gronie swoich najbliższych przyjaciół. Podobało mu się przedstawienie, które mógł zrobić dla gości, zdając sobie całkowicie sprawę z tego, jak kurewsko dobrze podziała to na nich i jakim echem rozniesie się to na Instagramowych kontach imprezujących.
And now, you turn it all around, and suddenly, you're all I need...
- You know that I'm a crazy bitch I do what I want when I feel like it... All I wanna do is lose control... - a potem przygryzł wargę z czarnym kolczykiem, gdy przypomniał sobie, jak słodki był wieczór spędzony z blondwłosym chłopakiem. Te parę godzin, pomimo że zleciały mu w zastraszającym tempie, były naprawdę miłą odmianą, w porównaniu do jego każdej szaleńczej imprezy, gdzie upijał się do upadłego, niekiedy rzygając jak kot rankiem dzień później.
And that's why I smile. It's been a while, since every day and everything has felt this right.
And now you turn it all around, and suddenly you're all I need.
Przyjemne ciepło przetaczało się przez jego szczupłe ciało, gdy piosenka dobiegała końca, a on wczuwając się w nią, jakby wyśpiewywał ją co najmniej na największym koncercie w jego życiu, używając łyżeczki jako imitacji mikrofonu, delikatnie bujał się do rytmu ze wciąż nieschodzącym uśmiechem z twarzy.
-The reason why I.... I smile. - Ostatnie słowa wyśpiewał tak lekko i dźwięcznie, że następująca cisza panująca w niewielkim pomieszczeniu po zakończeniu piosenki była niczym kara za największe grzechy.
A potem coś zazgrzytało za plecami zielonowłosego, sprawiając, że ten wzdrygnął się niekontrolowanie, odwracając wystraszoną twarz w stronę, skąd dochodził dźwięk.
- Och Boże, nie wiedziałem, że tu jesteś. - Zmieszanie, połączone z lekko rumianymi policzkami wokalisty były miłą odmianą dla krwistych oczu, które uważnie wszystko obserwowały. - Wystraszyłem się - przyznał, przymykając powieki i drapiąc się delikatnie w tył głowy.
Gdy zielone oczy na nowo się otworzyły, nie potrafiły nie przejechać wzrokiem po sylwetce nastolatka, stojącego zaraz obok lady z pączkami. Ciężkie, czarne buty doskonale wkomponowały się w moro spodnie ściągnięte w pasie ciemnym paskiem, który następnie luźno zwisał po boku ud. Jedna z dłoni Bakugo znajdowała się w szerokiej kieszeni, natomiast druga, z rękawem podciągniętym do łokcia odkrywając tatuaż, trzymała telefon w sposób, jakby zawiesił się w połowie pisania zdania na komunikatorze. Góra jego ciała była skryta pod prawdopodobnie cienkim, czarnym golfem wpuszczony w luźne joggery. Kontrast jasnej skóry do ciemnego materiału ubrania widocznie spodobał się zielonowłosemu, bo dopiero odchrząkniecie ze strony blondyna, wyrwało go ze swoistego zawieszenia.
- Nie chciałem ci przeszkadzać.
- Nigdy bym tak nawet nie pomyślał. - Na twarz starszego znowu wrócił jego codzienny uśmiech, chociaż w tym konkretnym mogło kryć się coś jeszcze... - Dobrze się bawiłeś dzisiejszej nocy? - Przechylił głowę, a jego loki delikatnie zatańczyły na czole, przez co odruchowo przeczesał je w sposób tak zwyczajny, ale jednak tak dobry, że suchość w gardle Bakugo wskoczyła na wyższy level.
- Mhh, może być. - Sarkazm w głosie blondyna był dokładnie wyczuwalny, a jeden z podniesionych wyżej kącików ust utwierdził Midoriyę w przekonaniu, że jego nowo poznany partner przy projekcie, bawił się lepiej niż dobrze.
Z czego był nieziemsko zadowolony.
Kubek napełniony ciepłym wywarem i mlekiem zaraz został posłodzony paroma saszetkami cukru. Pomimo że starszy pił ją od dłuższego czasu, nie przyzwyczaił się do jej mocnego smaku. Musiała być ona zawsze wystarczająco słodka, by mógł rozkoszować się jej smakiem.
- Więc czuj się zaproszony na kolejne. - Wypowiedział z lekkością, podnosząc kawę lekko do góry i zaraz upijając łyk. Była wyśmienita. Słodka jak cukiereczek.
Pomimo dystansu, jaki ich dzielił, Katsuki czuł coś elektryzującego w powietrzu związanego z piegowatym. Nie był pewien, czy to jego pewność siebie, emanująca z każdego jego ruchu, czy to jednak jego seksowna aparycja działała nawet na cząsteczki w powietrzu...
- Kawy? - pytanie opuściło brzoskwiniowe, półpełne usta piosenkarza, który bez zastanowienia odbił się ciałem od opartego mebla i przeszedł parę kroków w jego stronę, by zatrzymać się na wyciągnięcie ręki i podać ciepły kubek młodszemu.
Bakugo bez zastanowienia zabrał go z ręki, upijając odrobinę. Nie lubił kawy, a pomimo to, ta smakowała dobrze. Tak... wyjątkowo...?
A gdy Katsuki już miał oddać kubek w dłonie właściciela, radio umilkło, następnie wydało z siebie cichy pisk, a po chwili...
„Izuku, widzę cię w sali za minutę."
Poważny głos Uraraki Ochaco wydobył się z głośniczka na ścianie, powodując spięcie w ciele wyższego, który umiał tylko rozszerzyć zielone oczy w stresie i zaraz ruszyć w stronę wyjścia.
Nim Bakugo zdążył jakkolwiek zareagować, Midoriya rzucił w jego stronę słodkie pożegnanie i drzwi od kawiarenki trzasnęły z charakterystycznym trzaskiem, zostawiając za sobą delikatny powiew powietrza.
A blondyn tylko stał z kubkiem już delikatnie wystygłej, słodkiej kawy z mlekiem, wpatrując się we wzburzoną przez ruch cieczy tafle, całkowicie niczego nieświadomy, że właśnie przed chwilą miał swój pierwszy pośredni pocałunek z Izuku Midoriyą.
I zdaje się, że - może i na jego (nie)szczęście - nie ostatni...
---
Studia ciężka rzecz chłopaki, ale wróciłam, dzień dobry i do przeczytania, widzimy się za pół roku pewnie XDD najważniejsze, że wyrobiłam się do listopada, uff...
Ach i w ogóle! Chciałabym się z wami pobawić, więc jakbyście mogli zostawić tu 5 słów, które musiałabym użyć w następnym rozdziale, to byłoby genialnie, chciałabym zobaczyć, co z tego wyjdzie ^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro