Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- mr. doctor man ♫

Od wczorajszego dnia, Midoriya Izuku uśmiecha się jeszcze częściej, niż zwykle. Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że wczorajsze wydarzenia pod koniec dnia nie były dla niego zaskoczeniem. Jego uroczy fan swoim gestem rozgrzał jego serduszko i osłodził (dosłownie) mu wieczór po ciężkiej próbie zespołu, na którą zjawił się przedwcześnie, tym samym każdego zaskakując. Nie spodziewał się takiego gestu – dostając krótka wiadomość od Katsukiego, nie przewidywał nic konkretnego, nawet jeśli jego myśli kierowały się w jedną, konkretną stronę. Chyba on też powinien trochę ochłonąć.

Pomimo że minęło już trochę czasu od ich spotkania, a tort został w szybkim tempie zjedzony — Izuku podzielił się nim nawet z zespołem, przynosząc go rano na próbę, cały w skowronkach oświadczając, że tak pysznego tortu nie jadł już chyba z dobrych dziesięć lat — jego dobry humor nie odstawał go na krok. Czy to przy porannym prysznicu, zamawianiu ciepłej kawy na wynos, w trakcie pierwszej dzisiejszego dnia próby, czy nawet teraz gdy kroczył ze swoimi przyjaciółmi w stronę hotelowej restauracji, chcąc zjeść ciepły posiłek przed kolejnymi godzinami udoskonalania swoich piosenek. Wszystkie te drobne rzeczy wykonywał z entuzjazmem, podśpiewując co rusz graną wczoraj na gitarze piosenkę.

Ach, jaki był z siebie zadowolony co do wyboru granego utworu!

Ekspresja Bakugo podczas słuchania jego głosu była przecudowna, a on jeszcze bardziej czuł się nagrodzony. Wywoływanie pozytywnych emocji w innych naprawdę napadało go szczęściem, które rekompensowało mu w całości spędzony nad tym czas. Poza tym, jak mógłby odmówić swojemu ulubionemu fanowi?

Izuku przygryzł delikatnie wargę, myśląc o tym wszystkim. W głowie układały mu się scenariusze na najbliższe dni, których spełnienia pragnął jeszcze mocniej, niż wczoraj mógłby przypuścić. Bawił się, rozmyślając tak, małym breloczkiem bohatera z popularnej serii filmów, które uwielbiał od dzieciaka i który często nosił przypięty do telefonu. Dziś właśnie go miał. Niewielki brelok zwisający z żółtego case, brzęczący przy każdym najmniejszym ruchu. Stanął wreszcie w progu restauracji, szukając wolnego miejsca gdzieś na uboczu – nie chciał rzucać się w oczy, nawet gdy większość ludzi będących tu przewijała się już w jego życiu, bądź pojawiała się i znikała, nawet nie zwracając na niego uwagi. Bycie popularną osobą podświadomie zmuszało go do tego, by wybierać cichsze miejsca, chociaż na czas posiłku.

Jakie też było jego zdziwienie, gdy kierując się w stronę jednego ze stolików, zza wysokiego oparcia wystawały jasne, blond włoski, zmierzwione na różne strony, na których widok serduszko Midoriyii zabiło szybciej.

Zbliżając się do niego powoli, starał się nie wydać żadnego niepożądanego dźwięku. Minął parę stolików pod oknem, wreszcie znajdując się centralnie za plecami Bakugo. Miał szczęście, że nastolatek wybrał miejsce w samym rogu — oprócz drewna i roślin zawieszonych na ścianach, nic nie zdradzało obecnego położenia piosenkarza. Zielonowłosy nachylił się delikatnie, zaglądając mu przez ramię. Pomimo że wiedział, jak niegrzecznym zachowanie to jest, nie umiał się powstrzymać przed ciekawością. Wciągnął z sapnięciem powietrze, spoglądając na ekran trzymanego smartfona, zaraz zakrywając dłonią usta. Wyszczerzył oczy w zaskoczeniu, zaraz potem uśmiechając się szeroko. Nigdy nie spodziewałby się, że przyłapie Kacchana na przeglądaniu jego profilu instagramowego, ewidentnie szukającego inspiracji do nowego rysunku, bo cholera jasna, otwarty szkicownik z narysowaną posturą Midoriyi prawie w ogóle nie odbiegał od rzeczywistości.

I o Boże, Izuku poczuł ciepło oblewające jego ciało, gdy Katsuki przybliżył jedno z jego półnagich zdjęć z koncertowej próby, przybliżając na każdy rąbek jego ciała i skanując jego pieprzone tatuaże, w tym samym momencie skubiąc końcówkę od automatycznego ołówka.

Teraz to on myślał, że wybuchnie.

– Podoba ci się to, co widzisz? – Cichy szept rozbrzmiał przy bladym uchu nastolatka, ozdobionym małym, czerwonym tunelem.

Katsuki wzdrygnął się, wypuszczając telefon z dłoni. Odbił się on o blat stołu, zaraz lądując na nim ekranem do góry. Półnagie zdjęcie Izuku nadal wyświetlało się, kusząc swoim wdziękiem, gdy speszony blondyn niezdarnym ruchem próbował zablokować urządzenie. Jego uszy pokryły się dorodną czerwienią, wywołując uśmiech na twarzy piegowatego.

– Jeśli chciałeś przyjrzeć się szczegółom, wystarczyło poprosić. – Midoriya odsunął się od niego o krok, kierując się do miejsca naprzeciwko. – Mogę się dosiąść? – Jego uśmiech nie znikał z twarzy, nawet gdy młodszy rzucił pod nosem jakieś nie do końca zrozumiałe słówko, zawstydzony spoglądając gdzieś na bok.

Zielonowłosy położył twarz na dłoniach, opierając ręce o stół. Przypatrywał się młodszemu tak przez chwilę, chłonąc w ciszy jego piękno. Wyglądał tak delikatnie, pomimo ciemnych, poszarpanych ubrań z nadrukowaną czaszką na środku. Jego blada skóra i jasne włosy, sprawiały, że nie umiał nie widzieć go w swoich oczkach jako delikatnego aniołka z trochę wybuchowym charakterem, którego zdążył już parę razy doświadczyć.

– Przyszedłeś jeść, czy patrzeć się na mnie w ciszy? Przerażasz mnie... – Katsuki westchnął, pozbywając się z siebie części zawstydzenia. On także spojrzał na Midoriye, zaczynając grać w tę samą grę.

– Hm, a polecasz coś dobrego? Nigdy nie wiem co wziąć, twoja rada będzie dla mnie bardzo pomocna.

– Mhh... Mają tu naprawdę niezłe spaghetti, ale jest bardzo ostre, więc wątpię, że ci posmakuje.

– Więc zakładasz, że nie lubię na ostro? – Izuku uśmiechnął się, zadając pytanie. Jakaś cząstka niego czekała na czerwień wypływającą na policzki młodszego, lecz taka reakcja nie nadeszła. Bakugo tylko westchnął, przewracając oczami. Przyglądał się stanowi swoich paznokci, odpowiadając jakby znudzony.

– A lubisz? Chociaż ostatnio tak mnie zaskakujesz, że nie zdziwiłbym się nawet jakbyś mi powiedział, że uwielbiasz ananasa i groszek na pizzy...

– A ty?

– Ananas na pizzy sam w sobie brzmi źle, a groszek jest do wyjebania.

– Nie o to pytałem.

– Na inne odpowiedzi trzeba sobie zasłużyć.

Izuku poczuł przyjemne ciepło. Wyglądało na to, że oboje byli w humorze na droczenie się ze sobą.

– Nie podobało ci się? – Zielone oczy wywiercały dziurę w twarzy młodszego, czekając na odpowiedź, która nie nadchodziła. Skanował jego twarz, która wydawała się bez wyrazu, poważnie wpatrując się w zielone tęczówki. Deku pochylił się nad stołem, zbliżając do blondyna. Może i Katsuki miał nadzieję, że wygra tę wojnę, lecz... – Więc powinienem jeszcze raz sobie zasłużyć?

...już od samego początku był na przegranej pozycji.

Cichszy głos wokalisty zdawać się mogło, odblokował trzymane w zamknięciu emocje Bakugo, które zdusił w sobie, by móc znów normalnie funkcjonować.

– Spieprzaj już po jedzenie, bo chyba z głodu gadasz głupoty. – Bakugo fuknął, zakładając ramiona na siebie. Wyglądał, jakby starszy działał mu na nerwy, lecz zielonooki z łatwością mógł wyczuć, że w powietrzu wcale nie wiszą złe emocje. Zawstydzenie, którego tak oczekiwał od czerwonookiego, wreszcie dawało o sobie znać, barwiąc czubki jego uszu na delikatny róż.

Był taki słodki.

– Mhm, masz rację, jestem na głodzie. – Izuku westchnął, wstając z miejsca. Ich wzrok podążał za sobą, dopóki wokalista nie przeciągnął palcami po lakierowanym blacie, skupiając na swoich długich, szczupłych palcach całą uwagę blondyna. Srebrna biżuteria, nieodłączny element każdego dnia Midoriyii kusiła o dotyk, którego nie dane jej było doznać, tak samo, jak nie dane było Bakugo doznać szybkiego spokoju, gdy piosenkarz jakby wiedząc, że wzrok młodszego podaży za jego odchodząca posturą, odwrócił się na moment, mrugając do niego oczkiem.

Bakugo musiał uderzyć się szkicownikiem w głowę, żeby nie wydać żadnego dźwięku.

Gdy każdy z nich zajmował się na chwilę swoimi sprawami, całkowicie nie zdawali sobie sprawy, że całemu przedstawieniu przyglądała się trójka kolorowych tęczówek, siedząca w boksie niedaleko, bez przerwy śledząc poczynania dwóch młodych mężczyzn. Toya prychnął, zakładając ręce na siebie.

– Mieliśmy przyjść tylko na obiad.

– Ach, a Izuchan jak zwykle romansuje! – Blondynka roześmiała się radośnie jakby zadowolona z całego przebiegu sytuacji. – Myślicie, że dziś też będzie paplał o nim bez przerwy?

– Gdybym go nie znał, powiedziałbym, że bredzisz od rzeczy. – Turkusowe oczy podążały za posturą zielonowłosego chłopaka. Uśmiechał się radośnie, zamawiając danie i płacąc telefonem, jak gdyby nigdy nic zaraz wracając na miejsce. Perkusista nawet nie zdołał skrzyżować z nim spojrzenia. Izuku był iście zafascynowany nieoczekiwanym spotkaniem nastolatka.

Jego cholerny, słodki uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy go zaczepiał. Bez przerwy opowiadał o czymś, gestykulując i wpatrując się w młodszego jak w obrazek. Co rusz policzki blondyna bladły i czerwieniły się na nowo, jakby słowa piosenkarza działały na niego w mocny sposób, którego nie do końca umie kontrolować.

– Gdybyś go nie znał, nie siedzielibyśmy tu teraz. – Trafne spostrzeżenie cichego jak dotąd Shinso spowodowało niezadowolony grymas na jego delikatnie ozdobionej tuszem twarzy, który jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Nie dało się nie przyznać mu racji — to dzięki Midoriyii każdy z nich tu był, razem tworząc rosnący wciąż na popularności zespół. Zielonowłosy był filarem, który zapoczątkował ich powstanie, a Dabi nigdy nie przestawał być mu wdzięczny.

– Niech robi, co chce – fuknął, machając dłonią. Zabrał się za jedzenie swojej chińszczyzny, z pełną buzią kontynuując. – Ale jak potem przyjdzie mi wysłuchiwać znowu jego żali, to nie ręczę za siebie.

– Nie mówisz tak czasem przynajmniej raz na tydzień od jakiś pięciu lat, a i tak, gdy Izuchan przyjdzie z tobą pogadać i zrobi maślane oczy, to od razu na wszystko się zgadzasz? – Toga zamyśliła się na chwilę, przystawiając palec z długimi, krwistoczerwonymi paznokciami do ust. – Ach, mam rację prawda? – Uśmiechnęła się wrednie, w nagrodę otrzymując wzrok pełen politowania od starszego.

– Tak jak na przyjaciół przystało. – Shinso znowu wciął się w rozmowę, wzruszając ramionami, na co Dabi pokiwał głową, wskazując pałeczkami w stronę fioletowowłosego. Kolorowe tęczówki ponownie wróciły się w stronę pary siedzącej niedaleko.

Cokolwiek można by rzec o Midoriyii, najstarszy musiał mu przyznać rację. Izuku był oczkiem w głowie dla nich wszystkich.

Oczkiem w głowie, które naprawdę nie umiało być chociaż przez dłuższą chwilę grzeczne.

– Wracając... – Izuku wskazał palcem w stronę torby młodszego. Z początku nie było wiadomo, o co chodzi, lecz kolejne słowa piegowatego rozwiały wszelkie domysły. – Czego dokładnie poszukiwałeś do swojego rysunku? Skoro już wiemy, że przedstawia mnie, a ja jestem tu z tobą, mogę pomóc ci osobiście.

Uśmiech na jego twarzy wyglądał delikatnie, nie było widać, by krył się za nim jakiś podstęp, a zrezygnowany poszukiwaniem Katsuki wolał bez protestów przyjąć pomoc.

– Chodzi o tatuaż. – Zaczął uważnie, przyglądając się reakcji starszego. – Ten na żebrach. – Oblizał usta, jakby odbywał stresującą rozmowę, zaraz kontynuując. – Nie pokazywałeś go nigdy na socialach, a na zdjęciach widać tylko jego małe fragmenty, po których mogę spekulować, co tam jest, ale gryzie się to z moją wizją. Chciałem odzwierciedlić wszystkie widoczne rzeczy, ale z tym mam problem, bo nigdy tego nie widziałem.

– Więc przyznajesz się, że rysujesz mnie bez koszulki?

– Huh, nie łap mnie za słówka, Deku. To nie ma znaczenia! – Ścisnął trzymany w dłoni automatyczny ołówek, grożąc nim niemo Midoriyii.

– Spokojnie, spokojnie! Żartowałem! – Zielonowlosy uniósł ręce do góry, ze szerszym uśmiechem. – Fakt, nie pokazywałem go nigdy przed publiką. – Wyglądał na zrelaksowanego, co uspokoiło Bakugo. Poniekąd bał się, że Izuku nie będzie chciał o tym rozmawiać. – Jak na wiernego fana przystało, widzę, że dużo wiesz. – Mrugnął do niego oczkiem, już całkowicie rozluźniając atmosferę. – Lecz czym byłoby życie, gdybym nie robił wyjątków dla tych najlepszych...

To, że wokalista zmienił swoje miejsce, siadając na tej samej kanapie co Bakugo, bardzo zdziwiło blondyna. Nie zdążył nawet otworzyć ust, by o cokolwiek zapytać. Był jedynym świadkiem tego, jak Deku podwija swoją koszulkę ku górze, ukazując na jednym z żeber wytatuowany krwistym tuszem kwiat pajęczej lili. Była doskonała, delikatna w swoim wykonaniu i przyciągająca uwagę. Bakugo naprawdę nie mógł oderwać od niej wzroku.

Och...

– Możesz przypatrywać się do woli, nie masz się czego wstydzić. – Tym razem jego uśmiech przybrał bardziej chytry wyraz, jeszcze mocnej pasując do jego osoby. Katsuki zawstydził się w duchu, słysząc te słowa. – Nikt nas tu nie widzi, więc możesz zrobić naprawdę dużo.

Zrobiło się naprawdę duszno. Byli blisko siebie, stykając się kolanami, wpatrując się w swoje twarze, a odkryta, obsiana mnóstwem piegów skóra piosenkarza nie pomagała.

Serce nastolatka zabiło mocniej, gdy odważył się unieść dłoń w kierunku dzieła uwiecznionego na skórze. Przejechał opuszkiem po jednej, najdłuższej linii ciągnącej się przez większość jego boku. Miał przyjemna w dotyku skórę, od której czerwonooki mógłby się uzależnić.

– Jest piękny. – Te słowa wypłynęły z ust Bakugo naturalnie. Nawet nie myślał nad tym dużo. – Taki delikatny i tajemniczy... – Kolejny dotyk, tym razem wywołał dreszcz w ciele starszego. – Pasuje do ciebie... – Blondyn wyszeptał jakby sam do siebie, nie zauważając, że twarz starszego nabiera intensywniejszego koloru. Nie zauważał tego, co robi z piosenkarzem, będąc pochłonięty w całości podziwianiu piękna tatuażu. Studiował kazdą linie, chcąc wyryć ją sobie głęboko w pamięci. Pragnął w swoim rysunku oddać jego piękno, już nie mógł się doczekać, aż będzie mógł znów zajrzeć do notatnika.

Izuku milczał. Pomimo że chciał coś powiedzieć, potrafił tylko uchylić usta i zaraz je zamknąć, czując, że żadne słowo nie opuści jego gardła. Przymknął lekko oczy, oddając się tej przyjemnej chwili.

Dawno nie czuł tak delikatnego dotyku na swojej skórze.

Dźwięk stawianego na stole talerza wybudził ich obu z transu. Schludnie ubrana kelnerka postawiła na blacie zamówiony przez Izuku makaron oraz dwie malinowe lemoniady z owocami i białymi rurkami, a także i parę kolorowych makaroników na mniejszym naczyniu. Chłopcy popatrzyli na siebie wystraszeni, zaraz zajmując właściwe miejsca. Pomimo że dziewczyna z obsługi wróciła za ladę, żaden z nich nie podjął rozmowy, zajmując się swoimi sprawami.

Chodź szczypta zawstydzenia rezonowała w powietrzu, Katsuki nie potrafił kątem oka nie zerkać na piosenkarza. Patrzył jak zielonowłosy scrolluje swoje sociale na telefonie, ciągnąć ustami długi makaron. W takiej codziennej sytuacji Izuku wydawał się naprawdę słodki i normalny, nic nie wskazywało na to, że jeszcze niedawno występował na scenie pełnej ludzi i nagrywał nową płytę i właśnie to wszystko paradoksalnie dla Bakugo było takie magiczne.

Może to właśnie dlatego polubił ten zespół?

Za bycie normalnymi nastolatkami, z którymi łatwo można się utożsamić, którzy poprzez piosenki wspierają swoich fanów, tak jakby rozumieli każdą historię z osobna i przykładali szczególną uwagę, do każdego problemu.

– Jakie masz plany na dziś? – Nagłe pytanie ze strony zielonowłosego wyrwało Bakugo z zamyślenia. Nawet nie zauważył, gdy Midoriya zdążył zjeść swoją porcję deseru, brudząc kącik ust okruszkami.

Bakugo wzruszył ramionami.

– Nic wielkiego. Pewnie będę coś rysował i czytał – wskazał ruchem głowy na odłożone na stoliku przedmioty. Naprawdę nigdy się z nimi nie rozstawał. – Nie ma dla mnie tu za dużo atrakcji, przynajmniej w taką pogodę. Nienawidzę deszczu.

Midoriya pokiwał głową w zrozumieniu. Pomimo że Miami tętniło życiem i miasto samo w sobie było ładne, mając za oknem deszcz, sam nie wiedziałby gdzie wybrać się by spędzić czas, poza paroma naprawdę dobrymi klubami. Jakaś część jego nagle poczuła ochotę bardziej wdrożyć się w oferty miasta, w którym spędził ostatnie dziesięć lat i moc polecić coś młodszemu.

Lecz teraz mógł polegać tylko na tym, czego był pewny.

– Więc co ty na to, byś poszedł z nami na próbę?

Katsuki zamrugał dwa razy, nim zrozumiał, co powiedział Izuku. Propozycja brzmiała interesująco, ale tak nieprawdopodobnie, że musiał uszczypnąć się w dłoń pod stolikiem, żeby zrozumieć, że wcale się nie przesłyszał.

– Huh? Serio? – Niedowierzanie w głosie młodszego było zabawne. Wyglądał na zagubionego, a zarazem te zmarszczone brwi ani trochę nie zabierały mu uroku.

– No, tak. Myślisz, że bym cię okłamał? – Zielone oczka wpatrywały się przez chwilę w czerwone odpowiedniczki, zaraz skupiając całą uwagę kremowej serwetce. – Uprzedzając pytania – nie będziesz przeszkadzał, a nawet i nam pomożesz. Ocenisz naszą grę z punktu widzenia fana, no i spędzisz dzień jakoś inaczej. Jestem ci to winny, zabierając twój cenny czas. – Jego długie palce paroma ruchami złożyły cienką chusteczkę w niewielkiego łabędzia, z delikatnie krzywym skrzydłem, który pomimo wszystko był naprawdę ładny.

Bakugo kiwnął głową na zgodę, a jego oczy zabłyszczały podekscytowaniem. Pomimo że słyszał grę zespołu już wiele razy na słuchawkach, moment, w którym mógł posłuchać tego wszystkiego na żywo, był niesamowity i nie do opisania.

– Super. – Położył przed nim papierowe dzieło, całkowicie z siebie zadowolony. – W takim razie nie ma co przedłużać, ruszamy!

I choć jakiś rodzaj stresu rezonował w ciele Bakugo, byłby głupcem, gdyby się nie zgodził.

– ⏮◀⏸▶⏭ ‒

W pomieszczeniu panował przerażający półmrok, dopóki Midoriya jednym kliknięciem nie zapalił wszystkich głównych lamp. Niewielkie pomieszczenie okalało ciepłe, przyjemne dla oka światło, które niezauważalnie pozwalało zrelaksować się im obojgu. Weszli tu samotnie, dopiero po chwili dołączyła do nich reszta, która żwawo dyskutując, wstąpiła przez próg masywnych drzwi do pomieszczenia. To była ta sama sala, w której Bakugo przysłuchiwał się „Hymn for the weekend", a potem innej, równie dobrej piosence, wygrywanej przez Izuku i zespół tamtego pamiętnego dnia. Pomimo że stosunkowo minęło naprawdę mało czasu od tamtego wydarzenia, miało one ogromny wpływ na życie nastolatka.

Nostalgia na moment zawładnęła umysłem Bakugo. Jego myśli codziennie wracały do takich chwil, niejednokrotnie zaskakując tym samego ich posiadacza. Nigdy nie dane mu było aż tyle razy przeżywać coś w kółko i w kółko na nowo. Został sprowadzony na ziemię przez kojący głos Midoriyii. Wokalista nucił pod nosem melodie jakiegoś utworu, krzątając się po pomieszczeniu. Czerwonooki padł na jeden z foteli niedaleko postawionych instrumentów, chowając się delikatnie w cieniu pomieszczenia. Pomimo wszystko, wolał obserwować to bardziej w boku i nie rozpraszać zespołu podczas próby. Dodatkowo samemu mogąc bardziej w ciszy przeżywać swoje emocje, które prawdopodobnie zawładną nim całym. Przypatrywał się zaciekawiony całemu procesowi przygotowawczemu, strojeniu instrumentów, próbach grania pojedynczych akordów i wymianie zdań pomiędzy poszczególnymi członkami zespołów. Wyglądali na naprawdę zgranych, gdy po chwili dyskusji, z kiwnięciem głowy, ustawili się na swoich miejscach, spoglądając wprost na blondyna.

Ciepło przetoczyło się przez ciało Bakugo, gdy głos głównego wokalisty rozbrzmiał donośnie.

– Drogi Kacchanie, z ogromną radością chcielibyśmy przedstawić ci nasz najnowszy kawałek, napisany pewnej nocy po wypiciu paru drinków w klubie. – Oficjalnie wypowiedziane zdanie brzmiało komicznie, gdy Midoriya próbował nie zaśmiać się ze swoich własnych słów, co było cholernie trudne. Bakugo także nie potrafił powstrzymać pnących się ku górze kącików ust, widząc to wszystko. – Zachowany w naszym ulubionym klimacie jak zwykle oderwany od rzeczywistości, z mocnym brzmieniem i powodujący dreszcze na ciele. Kawałek pod tytułem „Mr. Doctor Man" specjalnie dla naszego ulubionego fana. – Izuku pochylił się delikatnie przed widownią składającą się z jednej osoby, z rękami odchylonymi na jedną stronę, przypominając poniekąd kelnera ze starych filmów. – Życzymy miłego słuchania.

Uśmiech na twarzy młodszego wykwitł już w całej okazałości. Nie potrafił trzymać swoich uczuć na wodzy w takiej sytuacji. Nie dość, że był tu całkowicie szczęśliwym trafem, dostawał dodatkowo osobiste przedstawienia, o jakim nigdy wcześniej by nie śnił.

Mr. Doctor Man questions his hands. Lost his mind, clinically fine. But he found a way to cope, needle in his throat. Falling down but the world is spinning 'round and 'round, he knows.

Nie spodziewał się od razu usłyszeć takiego brzmienia. Wbił knykcie w materiał fotela, roztapiając się nad dźwiękiem wydobywanym z instrumentów zmieszanym z głosem Izuku.

I want you to take me away-way-way, baby...

Brzmiał tak dobrze na żywo, że małe serduszko czerwonookiego biło w mocnym tempie, w jakiś sposób dopasowując się do rytmu piosenki, która przejmowała nad nim kontrolę.

I see this place ain't big enough for me. I want you to take me away-way-way... What you want to say?

Delikatnie chropowaty głos piosenkarza pasował do całej koncepcji utworu. Jego głośniej wyspiewywane fragmenty dostarczały delikatnych dreszczy słuchaczowi, który niekontrolowanie przygryzł wewnętrzną stronę policzka.

Honestly, it's running through my veins, you see. I don't need their surgeries, I just want to be.

Katsuki wyobrażał sobie ich teraz na koncercie, ubranych w szalone kreacje, porywając tłumy swoją energią. Na nowo przypomniał sobie przyjemne uczucie z jego pierwszego koncertu, a przyjemny dreszcz przebiegł po jego ramionach. Tak bardzo chciałby to powtórzyć.

There's a little story I'd like to tell. About this little boy who came from Hell. Sit right there and listen real good. I'll tell you all the ways he's misunderstood.

Pragnął ponownie zatopić się w tłumie słuchaczy, krzyczeć i wyśpiewywać kolejne wersy wraz z zespołem. Przeżywać smutek i szczęście, złość, nienawiść, miłość, rozczarowanie. Czuć te emocje, których, pomimo że w większości nie doświadczył na własnej skórze, odbiera tak mocno całym sobą, jakby dotyczyły go bezpośrednio, a nie wypływały od innych.

Honestly, it's running through my veins, you see. I don't need their surgeries, I just want to be.

Zatapiać się w nich, niczym w głębokiej wodzie tracąc oddech, lecz nie umierając — wręcz przeciwnie — żyjąc jeszcze bardziej.

I'm stuck in the boom-boom room. People are dancing after their operations. I want you to move. But nobody's moving after their medications.

Końcówka piosenki idealnie uwydatnia cudowną grę zespołu. Gitara Himiko wydobywała z siebie mocne dźwięki, wciąż przyspieszając, nadając szybszego tempa melodii w przyjemny dla odbiorcy sposób. Jej związane w kucyki włosy bujały się na wszystkie strony świata, a ona z przymkniętymi oczami była oddana swojej pasji w całości. Nie można było tego nie powiedzieć także i o reszcie. Głos Izuku stawał się bardziej chrapliwy, wywołując dreszcze, które wciąż raz za razem przebiegały przez kręgosłup Katsukiego, a jego serce wybijało rytm równie mocny, jak ten, grany przez Dabiego na perkusji. Palce fioletowookiego sunęły po klawiszach, dopełniając całość granego utworu, sprawiając, że Bakugo wciąż na nowo zakochiwał się w ich muzyce.

They're coming after me.

Zakochiwał się w pasji, z jaką wykonywali swoją pracę, w sposobie przekazu emocji i autentyczności, którą czuł od nich płynącą strumieniami.

They're coming after me...

Piosenka zakończyła się wraz z ostatnimi słowami zielonowłosego. Katsuki wypuścił trzymane w płucach powietrze, dopiero wtedy zdając sobie sprawę z tego, że uśmiechał się jak szalony. Jego serce biło w przyspieszonym tempie, a policzki rwały od szczerego unoszenia kącików ust, do których nie był przyzwyczajony. Zespół od razu wyczuł jego emocje, przez tę niewielką reakcję. Pomimo że nie znali go dużo, Midoriya nie mógł nie wspomnieć im trochę więcej o nastolatku, a jego przypuszczenia zdawać by się mogło, pasowały idealnie.

– I jak ci się... – Izuku nawet nie był w stanie dokończyć zdania, zaraz będąc przegadanym przez blondyna.

– Matko, ale to było niezłe. – Katsuki w moment znalazł się przy nich na scenie, podchodząc blisko, naprawdę blisko głównego wokalisty, skacząc wzrokiem po każdym z nich. – Kiedy to wydajecie? – Zapytał, spoglądając na Dabiego, a następnie na Togę. – Będzie teledysk? Kurwa, ten jeden fragment był taki, że brak mi słów. Boże, szkoda, że tego nie nagrałem.

Midoriya zachichotał słodko, zakrywając usta dłonią z masywną biżuterią.

– Naprawdę mamy uroczego fana, Kacchan jesteś niemożliwe słodki. – Ta sama dłoń, która przed chwilą dotykała jasnych ust, zaraz znalazła się w przyjemnie miękkich, jasnych włosach Bakugo, delikatnie czochrając je. – Odpowiadając na twoje pytania, niedługo. Chcemy dać to na nową płytę, ale teledysku raczej nie będzie. Nie zdążymy. Tym bardziej... – Tu zrobił krótką pauzę, jakby chciał zbudować napięcie w nastolatku, przy okazji zjeżdżając opuszkami palców po boku jego głowy. Muśnięcie ucha młodzieńca spowodowało rozkwit natychmiastowego delikatnego rumieńca na jego policzkach. – Że w planach mamy inne, lepsze kawałki, które wręcz muszą mieć teledysk i tym niedługo się zajmiemy.

Katsuki nie wiedział co odpowiedzieć, tak wiele pytań rwało mu się na język, ale ta bliskość, to zawstydzenie, które ogarnęło jego ciało, było czymś nowym, z czym jeszcze nie potrafił sobie dobrze radzić.

– Mam nadzieję, że będziesz z nas dumny.

Blondyn nie potrafił nie pokiwać automatycznie głową.

Cokolwiek dostanie od zespołu, przyjmie to z ogromnym podnieceniem.

– Super! Więc co, gramy dalej? – popatrzył na resztę, już gotową do ćwiczenia następnego numeru, a w pomieszczeniu zaraz było słychać kolejne wygrywane utwory.

Kacchan znów zasiadł na swoim miejscu, chowając się głębiej w swoje luźne ubrania. Przeżywał w ciszy muzykę trafiającą do jego serca, czasami skrobiąc coś w swoim notatniku, którego ogromnie strzegł przed zielonymi, ciekawskimi oczami. Komentował pełny pewności, która narastała w nim po zakończeniu piosenek, sprawiając, że zespół był zauroczony jego słowami. Pochwały i słowa wsparcia były dla nich ogromnie motywujące, tym bardziej w tym ostatnim, zabieganym dla wszystkich czasie.

– Jak ci się tu podoba? – Izuku miał wrażenie, że to pytanie pada z jego ust naprawdę często, lecz nie potrafił się powstrzymać. Bardzo mocno pragnął poznać myśli młodszego, który tak bardzo zaciekawił go sobą.

– Idealnie. – To pierwsze słowo, jakie cisnęło się na jego język, od razu rozbawiając Midoriyę. To słowo w ich rozmowach pada nawet częściej niż pytanie piosenkarza. – Dzięki, że mnie tu zabrałeś... – mruknięcie Bakugo było ciche i delikatne, lecz na tyle głośne by Izuku je usłyszał. Bladą skórę pokryła czerwień, która w światłach lamp wydawała się lżejsza niż w rzeczywistości, a jego ramiona odziane w materiał bluzy mocniej ścisnęły zeszyt.

– Więc chciałbyś tu jeszcze do nas zajrzeć?

Czerwonooki spojrzał na niego zaskoczony. Chciał przytaknąć, wykrzyczeć światu jak bardzo chce tu znowu wrócić i móc przysłuchiwać się temu wszystkiemu. Chciał znowu doświadczyć tego wyjątkowego uczucia... sam chciał czuć się wyjątkowy.

– Jeśli na jutro tez nie masz żadnych planów, chętnie zaplanowałbym ci ten czas. Może nawet lepiej niż dziś.

Jego intencje wydawały się szczere, a coś w tym wszystkim jeszcze bardziej skłaniało nastolatka, by wyrazić zgodę.

– Mówisz poważnie, tak? Jeśli tylko tak głupio żartujesz, to licz się z kons-

– Skoro cię tutaj sprowadziłem, powinienem wziąć za to odpowiedzialność. – Piegowaty uśmiechnął się w swój dziwny sposób. Jakiś błysk w jego podkreślonym oku spowodował ciepło w ciele mniejszego, który nie mógł spuścić wzroku z jego twarzy. Ciemna zieleń miała w sobie coś tajemniczego, czego młody chłopak nie mógł odgadnąć.

Czuł się jak zahipnotyzowany.

Midoriya odchrząknął, jakby sprowadzając go na ziemię. Tym razem uśmiechnął się łagodniej, przekręcając głowę na lewą stronę. Jego grzywka poruszyła się nieznacznie, a piegowate policzki przyozdobiły delikatne dołeczki. Wyciągnął przed siebie telefon z włączoną aplikacją kontaktów, niewątpliwie prosząc o numer młodszego.

– Więc jak, dasz zaprosić się na wyjście?

I jak Bakugo Katsuki miałby odmówić takiemu słodziakowi?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro