Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(3)

Luke nigdy nie miał miłości, ale to dlatego, że nie sądził, by można było ją mieć - gdyż posiadanie kojarzyło mu się z wyłącznścią, a przecież miłość należy do dwóch osób.

Michael również nie posiadał miłości i była to jedna z niewielu rzeczy, w których byli podobni; Michael w przeciwieństwie do Luke'a, nie miał miłości, ponieważ bał się jej - sądził, że jest jak ogień, piękna wyłącznie z daleka, śmiertelnie niebezpieczna; podczas gdy Luke przyrównywałby ją do wody, dającej ukojenie, wody, bez której nie da się żyć, z której jesteśmy stworzeni.

Luke nie wierzył w to, że miłość to czułe spojrzenia, uroczy chichot i soczyste pocałunki - to było wyłącznie zauroczenie, lotne, zupełnie niestrwałe. Miłość to ból, przeszywający na wskroś, łzy w ciemnej samotności oraz ogrom poświęceń. Miłość wymagała, ale jeśli spełniło się jej życzenia, dawała więcej, niż możnaby  chcieć. A przynajmniej tak uważał Luke.

Michael natomiast nie wyobrażał sobie miłości, nawet nie próbował, ponieważ on wcale jej nie chciał i miał nadzieję, że ona nie chce jego.
Ale ona chciała, tylko nie mówiła o tym głośno.

Blondyn kochał ocean. Kochał jego głębię, to, że nigdy się nie kończył. Kochał siadać na brzegu wysokiego klifu i myśleć o tym, co jest dalej, co jest za tą wielką głębią, co kryje się w niej. Czuł się wolny, chłonąc zapach wody i rozkoszując się wiatrem, omiatającym jego bladą twarz.
Najczęściej obserwował spokojną, srebrzysto-czarną taflę, kiedy odbijał się w niej księżyc i jego gwiazdy.
Na fale uwielbiał spoglądać w południe, kiedy słońce w zenicie, załamywało się w ich wykrzywionych ramionach.

Michael uważał się za bezpiecznego w górach, miał wrażenie, że gdy otuli się lądem z każdej strony, żadne wewnętrzne demony nie będą w stanie go dosięgnąć. Kiedy czuł się źle, brał jeden z samochodów rodziców i pokonywał dwugodzinną drogę do Gór Błękitnych.
To było jego miejsce, miejsce, w którym zostawił serce. Miejsce, w którym potrafił czuć.

Luke uwielbiał deszcz. Jego ostre, kojące krople na jego policzkach, łzy nieba na jego ciele.
Słońce przy deszczu było czymś niezwykle zwyczajnym. Chociaż i słońce sprawiało, że Luke czuł się szczęśliwy.
Ten chłopak po prostu cenił świat, szanował życie i kochał całym sobą każdy szczegół, który go dotykał.

Mike lubił wyłącznie pochmurne niebo, kiedy mógł ubrać swoją czarną kurtkę i kiedy nie musiał suszyć włosów. Uważał taką pogodę na najlepszą, najmilszą i najwygodniejszą. Może było tak dlatego, że on sam był wyłącznie parą, niczym więcej. Ulotnym kawałkiem gęstego powietrza, które osadzało się w płucach i sprawiało, że trudniej było oddychać.

Luke zrobił głęboki wdech, a kropelki wody z jego mgły, zamiast do płuc, dostały się do jego dziurawego serca.

Obrócił w dłoniach kubek z gorącą herbatą, nieśmiało zerkając w oczy Michaela, który przyglądał mu się uważnie.

- Więc jesteś na drugim roku? - dopytał, delikatnie bujając się na krześle.

- Tak, na profilu humanistycznym, ale chyba nie zdam z matematyki - przyznał, odwracając wzrok w stronę okna, za którego szybą słońce chowało swoje promienie za horyzont.

Kolorowowłosy nastolatek nie odezwał się już na ten temat, zamiast tego zanuzul ust a w czarnym kubku, pełnym ciepłego płynu.

***

Luke przeszukał wszystkie swoje szafki, ale nie znalazł poniszczonego zeszytu, który wchłonął litry jego ciemnego atramentu.

Michael zapalił lampkę przy biurku i raz jeszcze spojrzał na notatnik Luke'a.
Co tak na prawdę obchodziło go życie sąsiada?

Otworzył pierwszą stronę.

***
No więc....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro