Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(2)

Luke uważał, że strach jest ludzką naturą i w absurdalny sposób, nie bał się bać; całkiem możliwe, że nie przepadał za tym uczuciem, chociaż w żaden sposób nie było ono obce.
Kiedy był mały, bał się stworków, które mogłyby wyjść z szafy albo chwycić go za nogę, kiedy spał.
Gdy trochę dorósł, bał się seryjnych morderców, demonów i koloru różowego.
Teraz było wiele rzeczy, których Luke bał się panicznie lub tylko trochę.
Jedną z nich były pająki, gdyż, chociaż nigdy nie przyznał się do tego, chłopak miał arachnofobię.
Bał się tego, co jest po śmierci, tego, że może kogoś zranić i bał się tego, że pomimo jego modlitw, świat nigdy nie wyleczy się z choroby, w jaką zapadł.
Bo jego zdaniem świat chorował, chorował na znieczulenie i brak wiary.

Michael nie odczuwał leku niemal nigdy, jednak było to spowodowane tym, że on zawsze starał się wyciszać w sobie emocje.
Jeśli była jakakolwiek rzecz, której kolorowowłosy chłopak się bał, to, abstrakcyjnie - ponieważ lubił być sam, była to samotność.
Może dlatego zawsze szukał uwagi, grupy ludzi, którzy się nim zainteresują, lubił, kiedy o nim mówiono.
Prawdopodobnie lubił być w centrum zainteresowania, ponieważ w żaden inny sposób nie dopuszczał do siebie ludzi. Gdyż, chociaż on sam (ani nikt inny) o tym nie wiedział, Michael bał się też porzucenia oraz zawodu.
Nigdy nie był dla nikogo miły i nie obchodziły go ich problemy.
Do czasu...

W piątkowy wieczór krople deszczu stukały o szyby wszystkich domów, przynajmniej w tej części Sydney. W taką pogodę nikt nie spodziewa się gości, a na pewno nikogo nie spodziewał się Michael. Sądząc, że kilka następnych godzin spędzi sam, odcięty od internetu, telewizji oraz radia, zaczął czytać niedawno nabytą powieść fantastyczną.

Kończył właśnie pierwsze zdanie, gdy jego pokój, jak i cały dom, wypełnił dźwięk dzwonka do drzwi.

Sam nie wiedział, dlaczego właściwie wstał, z zamiarem otwarcia ich, zazwyczaj przecież nie obchodził go żaden powód czyichkolwiek odwiedzin, tym bardziej nieproszonych.

Jednak tym razem, nawet nie spoglądając na wizjer, po prostu otworzył.

Przed nim stał chłopak.
Blond włosy ociekały wodą, płynącą po wszystkich ostrych rysach jego blado-rumianej twarzy, którą Michael mógł kojarzyć, gdyby tylko skupiał się na tym, kogo mija na szkolnym korytarzu, czy chodniku.

- Słucham? - odezwał się sucho, w dalszym ciągu trzymając w dłoni klamkę, tak, jakby w każdej chwili był w stanie trzasnąć drzwiami.

Niebieskie, niemal smutne spojrzenie, roziskrzone wesołymi ognikami, utkwione zostało na jego twarzy, a drżące, różowe wargi, wygięły się w lekkim uśmiechu.

Przyglądając się chłopcu, Michael nieświadomie pomyślał, że nigdy wcześniej nie widział tak słodkiej i delikatnej istoty.

- Przepraszam, że przeszkadzam i się narzucam - zaczął nieco cicho Luke, nerwowo gniotąc w palcach kawałek swojej koszuli. - Pewnie ma pan sporo na głowie, a ja tylko przeszkadzam - mówił coraz szybciej, starają się opanować nerwy. - Naprawdę nie chcę zabierać panu tak cennego czasu, chodzi tylko o to, że ja chyba naprawdę potrzebuję pomocy. Bo widzi pan, mam arachnofobię i myślałam, że może miałby pan chwilkę i zabrał z mojej łazienki takiego ogromnego pająka?

Michael uśmiechnął się niemal niezauważalnie.
Sposób, w jaki wypowiadał się ten złotowłosy nastolatek niezwykle mu się podobał.

Był taki nieśmiały i odważny jednocześnie, bardzo odważy.

- Nie możesz go zabić?

- Och nie! - wyższy chłopak niemal pisnął, zakrywając usta dłonią. - Dlaczego mam zabrać mu życie przez mój strach? To nie jest w porządku - wyjaśnił spokojnie, całkiem jakby robił to kilka raz dziennie.

Michael wywrócił oczami; dla niego to wszystko było nazbyt oczywiste.

- Więc prowadź - rzucił niezobowiązująco, zdejmując z wieszaka kurtkę z kapturem i plecak.

***

Michael delikatnie położył pająka na parapecie, po czym szybko zamknął okno, żeby czarny stwotek wielkości ponad połowy jego dłoni nie miał jak wrócić do wnętrza domu.

Odwrócił się w stronę stojącego przy futrynie blondyna i posłał mu ledwo zauważalny uśmiech. Luke niemal trzęsł się ze strachu, co kolorowowłosy chłopak bez problemu dostrzegał.

- Dziękuję panu - szepnął Hemmings, powoli wypuszczając powietrze z płuc. Był autentycznie przerażony. - Napije się pan czegoś?

- Skończ z tym panem. - Michael wywrócił oczami, następnie wtykając dłonie w kieszenie. Błyskawicznie odgodnił myśli, które nigdy nie powinny pojawić się w jego głowie, bo to bardzo niegrzeczne, wyobrażać sobie seks z nieznajomymi. Już chciał powiedzieć, że wraca do siebie, kiedy uświadomił sobie, że przecież mogą stać się znajomymi, a wtedy to nie będzie aż tak bardzo obskurne i nietaktowne. - Jesteśmy, na moje oko, w podobnym wiekum. I, odpowiadając na twoje pytanie, tak, z chęcią napiję się herbaty.

- Właściwe jestem tylko rok młodszy - przytaknął, przygryzając wargę nerwowo, najdelikatniej jak umiał. - Zejdziemy do kuchni?

- Zaraz przyjdę, jeszcze tylko skorzystam z toalety.

Kiedy tylko drzwi zamknęły się za nastolatkiem, Michael sięgnął po leżący na wannie notes. Z pustą okładką, za to pełnymi stronami krzywych, czarnych liter.

Wiedział, że nie powinien tego robić i nie był pewien co nim kieruje, ale schował zeszyt do swojego plecaka.

Luke lubił herbatę bez cukru, cenił jej gorycz i zapach, odpowiadał mu ten cierpki smak; w całej tej herbacianej tragedii i jej ciemnych fusach odnajdował on odrobinę swojej własnej historii.

Michael słodzik pięć łyżeczek, ponieważ uważał, że życie jest wystarczająco gorzkie, sądził, że trzeba je sobie osładzać na każdy z możliwych sposobów.

***
Kochani, co myślicie? O nich, o sytuacji, o wszystkim?

Odpoczywajcie i dbajcie o siebie x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro