(1)
Luke czasami widział samoloty. Czerwone i zielone światełka migały naprzemiennie, poruszając się w stronę innych miejsc.
Chłopak uważał to za piękne, obcy ludzie udający się do obcych miejsc, przemierzając przestrzeń między gwiazdami, które on przecież tak bardzo kochał.
Czasami, ale tylko czasami, Luke marzył też o tym, że to kiedyś on znajdzie się między tysiącem mrugających do niego gwiazd i to właśnie on odleci z tego miejsca, w którym życie było tak niewygodne.
Nie myślał tak często, bo kochał wszystko, co miał, ponieważ wiedział, że tego, czego nie ma, zdecydowanie bardziej potrzebowali inni.
Luke kochał życie, kochał świat, swoje wielkie miasto pełne cały czas biegnących w nieznane mu miejscza osób, które też kochał.
Nawet jeśli czasami gubił się w tym wszystkim, wiedział, że północ jest tam, gdzie jego najjaśniej paląca się gwiazda.
Michael czasami grywał w gry video, czasami oglądał seriale i czasami nawet czytał książki, ale tak na prawdę, nic z tego nie sprawiało, że czuł się dobrze. Przede wszystkim dlatego, że Michael nigdy tak na prawdę nie zrozumiał na czym polega odczuwanie spokoju i radości. Myślał, że jest szczęśliwy i, że jest w porządku, kiedy monotonnie przewracał strony, znudzony, przewijał reklamy albo kiedy bez zaangażowania klikał w przyciski na padzie.
Jego rolety prawie zawsze były zasłonięte, chociaż nie od początku tak było. Tylko kiedy kot przestał ruszać się na parapecie w domu za białym płotem, nastolatek raz na zawsze zasunął materiał na szyby.
Nie chodziło o żal, tęsknotę, czy chociażby empatię względem zwierzęcia. Ten widok po prostu doprowadzał chłopaka do szału pod względem estetycznym.
Luke byl sam, a jedyną istotą, którą posiadał, był jego stary, gruby kot, tak chory, nie będący w stanie o własnych siłach ponieść się z parapetu, na którym zwykł sypiać. Kiedy Luke nie miał serca patrzeć na jego cierpienie, zdecydował się na uśpienie zwierzaka, ale nikt tego nie zauważył, ponieważ nikt nie przejmował się tym, co dzieje się w domu i życiu Luke'a.
Nic nie mógł poradzić z tym, że brał ciężar bólu na siebie, żeby wszystkim innym było lżej.
Nigdy nie robił nic specjalnego. On po prostu patrzył w niebo, bo wiedział, że nawet za tym błękitem i bielą puszystych obłoków, w dalszym ciągu żyją jego gwiazdy.
Zdarzało się, że pisał pamiętnik; jego życie nie było niczym specjalnym, nie egzystował w ciekawy sposób, jednak uwielbiał ten swój brązowy zeszyt z wyblakłym obrazkiem na okładce i pożółkłymi ze starości kartkami, lubił też długopis z czarnym tuszem, bo czarny zawsze wydawał mu się głębokim kolorem i zapisywanie nim wszystkich swoich myśli, było dla niego pewnym rodzajem ekstrawagancji. Nieraz nawet słowa mieszczące w sobie najwięcej cierpienia, w oczach Luke'a, były przepełnione szczęściem.
Bo w całkiem absurdalny sposób - kolor czarny dawał mu szczęście.
Michael nie miał rodzeństwa i czuł się z tym całkiem w porządku, bo wszystko, co posiadał, posiadał na wyłączność. Jego rodziców nigdy nie było w domu, pracowali w wielkiej firmie i nawet, kiedy przebywali w mieszkaniu, tak na prawdę wcale ich nie było.
Ale Michael przyzwyczaił się do tego, rozumiał, że tak po prostu musi być i nigdy nie miał za złe rodzicom tego, że nie przychodzili, gdy płakał, gdy śmiał się, gdy świętował.
Najzwyczajniej w świecie, to on przestał płakać, śmiać się i świętować.
Ale winą o to również nie obarczał rodziców, oni nie mogli wiedzieć jak bardzo zmienia się jego życie, bo nigdy nie wiedzieli, jak naprawdę ono wyglądało.
Nawet jeśli chłopak nie kochał swoich rodziców, szanował ich, gdyż doskonale wiedział, że bez nich nie miałby nic, bez nich nawet jego nie byłoby na tym świecie. Więc Michael po prostu był grzeczny w stosunku do dwójki tych niemal obcych ludzi.
Bracia Luke'a studiowali w Stanach, nic więc dziwnego, że prawie nie rozmawiali z nastolatkiem. Studenci nigdy nie mają czasu i Luke naprawdę to rozumiał. Był dorosły i powinien radzić sobie sam, tego zawsze chcieliby dla niego rodzice, których nie miał.
Ale Luke to akceptował, ponieważ tak było zawsze.
Chłopcami zajmowała się babcia, a rodziców nie było. Nigdy nikt nie mówił, co tak na prawdę się stało, więc Luke po prostu przestał pytać.
Babcia któregoś razu również zniknęła, ale Luke był zbyt mały, by to zrozumieć.
Teraz, gdy żył już sam, nadal miał tak wiele pytań, których jednak nikt nie usłyszałby, nawet, gdyby zostały wypowiedziane.
Nie wiedział skąd przychodzą świąteczne kartki z podpisem "rodzice", nie wiedział skąd są pieniądze, które co miesiąc wpływały na jego konto, nie widział, kto opłaca rachunki... właściwie, było przerażająco mało rzeczy, których blondyn mógł być pewien, ale to było w porządku, ponieważ był przekonany, że niewiedza boli mniej od prawdy i w tym jednym wypadku postanowił zostać egoistą.
Co zadziwiające, w szkole Michael był dobrym uczniem i nie lubił pakować się w kłopoty. Po prostu nigdy się nie odzywał, zawsze siadał sam i znosił tęskne spojrzenia dziewcząt. On po prostu zadowalał rodziców, bo szkolne listy były jedynym, czym oni się interesowali.
Chociaż Michael nie lubił przyznawać tego przed samym sobą, nauka sprawiała mu wiele przyjeności. Chłonął wiedzę z każdej dziedziny oraz miał bardzo dobre wyniki. Czasami, kiedy na dworze było zbyt gorąco, by zająć się tym, co Michael zazwyczaj robił, zaczynał czytać podręczniki. I chociaż cieszył się, że nikt nie widzi go w takiej sytuacji, wiedział też, całkiem podświadomie, niezależnie od siebie, że gdzieś na świecie jest osoba, która nie będzie miała z tym żadnego problemu.
Nawet jeśli Michael Clifford nie chciał miłości, był świadomy tego, że prędzej czy później, ona go znajdzie.
Luke zawsze miał problem z nauką. Kiedy był młodszy, przeszkadzało mu to, że nie jest tak dobry, jak dobrzy są Jack i Ben, ale w miarę upływu czasu, zaczynał rozumieć, że jego mocne strony znajdują się z zupełnie innej strony. On kierował się głosem serca, a pewnym było to, że serce nie będzie w stanie wykrzyczeć mu tuzinowej cyfry liczby pi.
Nie chodziło o to, że jego bracia są złymi ludźmi, przeciwnie, w ich życiu od zawsze obecne były uczucia i pojęcie empatii.
Oni jednak nie potrafili marzyć tak, jak ich młodszy brat, ich sny były przyziemne, marzyli o rodzinie, dobrej pray, czy podróży do Europy; nie o gwiazdach, kolorach i prawdziwym, kryształowym szczęściu.
Luke nie mógł być dobry w matematyce, fizyce i biologii, kiedy jego głowę zdobiły frezje w każdym kolorze tęczy.
Jedynym, z czego dostawał dobre oceny, były wypracowania z angielskiego.
Ale to było całkiem w porządku i Luke to akceptował.
Michael wiedział, że nie lubi kobiet, ale nigdy nie mówił o tym głośno, bo bał się, że gdyby wypowiedział te słowa, ostatecznie nie byłoby odwrotu.
Luke nigdy nie lubił dziewcząt i uważał, że to w porządku. Taki był, takim postanowił się akceptować i wiedział, że mógłby wykrzyczeć to światu, gdyby tylko świat go słuchał.
***
Obiecuję, że w następnym rozdziale odbędzie się ich pierwsza konfrontacja.
Co myślicie o chłopcach?
Macie jakieś przypuszczenia co do nich?
Miłego dnia, wieczoru, miłego życia i, hej, nawet jeśli dzisiaj jest źle, może to tylko po to, żeby potem poczuć szczęście mocniej?
Kocham Was x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro