Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Parę dni później, przyszło mi powiadomienie na telefon o nowej wiadomości. Od razu się uśmiechnęłam widząc nadawcę.

Vanessa: Spotkajmy się dzisiaj o 17 przy ratuszu

Ja: Mam niedługo ważny sprawdzian z chemii

Odpisałam niezdolna, a pierwiastki i równania reakcji już wychodziły mi uszami, a czekało mnie jeszcze sporo nauki o nich, dobre kilka zarwanych nocy.

Vanessa: Jak jeden wieczór nie poświęcisz na naukę nic się nie stanie. Nie pożałujesz.

Zamyśliłam się nad jej słowami. Może faktycznie nic się nie stanie, jak zrobię sobie chwilę przerwy? Mama by tego nie pochwaliła, ale i tak już spędziłam dużo czasu nad tymi zagadnieniami, więc jak odpuszczę jeden dzień nauki nie może się przecież stać nic złego. Najwyżej dostanę tylko czwórkę, spróbuje to mamie wytłumaczyć tym, że sprawdzian był naprawdę trudny.

Ja: Dobra, będę

Szybko ubrałam się w coś wygodnego, co dzisiaj było letnią sukienką w kwiatki rumianku i wyszłam z pokoju. Przy drzwiach zatrzymał mnie Harry. Spojrzałam na niego zaniepokojona.

- A panienka to gdzie? - zapytał, lecz nie złośliwe, tylko będąc ciekawym.

- Na spotkanie... - próbowałam go wyminąć, niestety zastąpił mi drogę.

- Z kim panienko jeśli wolno wiedzieć?

- No z Vanessą... - poddałam się i spojrzałam na niego błaganie by mnie wypuścił.

- A oficjalnie gdzie będziesz jakby twoi rodzice pytali? - zapytał z uśmiechem, najwyraźniej bawiąc się moim kosztem i faktem, że sprawia mnie w zdenerwowanie.

- U Amelii - powiedziałam uśmiechając się pod nosem, wiedząc, że będzie mnie krył.

- Napisz do niej, jakby rodzice do niej dzwonili by się upewnić, wiesz, że są przewrażliwieni, lepiej się ubezpieczyć - puścił do mnie oczko i przepuścił mnie bym mogła wyjść.

Posłałam mu szczery uśmiech, ale w duchu przewróciłam oczami na wieść, że mam napisać do Amelii, już widziałam jak będzie się ze mnie nabijać, że używam jej jako przykrywki by spotkać się z Vanessą. Wybrałam numer Amelii i do niej zadzwoniłam

- Jakby ktoś pytał, jestem u ciebie - powiedziałam, kiedy odebrała,

- Okej, będę cię kryła. A gdzie tak naprawdę jesteś? - zapytała.

- Musisz to wiedzieć?

- Z racji, że jestem twoją przykrywką, mam prawo to wiedzieć. To gdzie?

- Z Vanessą.

- Z Vanessą-tylko-przyjaciółką? - zapytała używając takiego tonu, bym wiedziała co tak naprawdę ma na myśli.

- Tak - westchnęłam zrezygnowana.

- Wiesz, w sumie mam pomysł - powiedziała.

- Tak? - zapytałam nie wiedząc czego mam się spodziewać.

- Skoro potrzebujesz ukrywać przed rodzicami, że zdajesz się z Vanessą, a oni pragną wyswatać cię z Ethanem, to kiedy umawiasz się z Vanessą, mów im, że spotykasz się z Ethanem. Będą zadowoleni i przestaną podejrzewać, że wciąż zadajesz się z Vanessą. Ethan będzie twoją dywersją.

- To jest... - w pierwszej chwili chciałam powiedzieć, że głupi pomysł, ale po namyśle doszłam do wniosku, że to mogłoby się udać. - To jest genialny pomysł.

- Od zawsze byłam genialna. Nie ma za co.

- Dzięki Amelia.

Pożegnałam się z nią i rozłączyłam, przyspieszając by zdążyć w umówione miejsce, gdzie miałam się spotkać z Vanessą. Ona już na mnie czekała, oparta o jedną z kolumn, patrzyła na mnie z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach. Na jej widok moje serce podskoczyło z radości, a ja nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu wypływającego na moją twarz. Jak zawsze wyglądała nieziemsko cała na czarno w glanach, topie na który miała narzuconą bluzkę z koronki i potarganymi spodenkami do tego. Tak bardzo różniłyśmy się od siebie strojami, że byłyśmy chodzącą definicją przeciwieństwa.

- Jest i księżniczka, prawie spóźniona jak na kopciuszka przystało - droczyła się ze mną Vanessa.

- Prawie, ale jednak nie jestem spóźniona - odgryzłam się.

Vanessa tylko przewróciła rozbawiona oczami. Ruszyłyśmy przez miasto. Spojrzałam z zmarszczonym czołem na zachmurzone niebo, niezadowolona, że nie ma słońca. Kiedy spojrzałam z powrotem na Vanessę i odkryłam, że ona też mi się przygląda. Przez to, że patrzał na mnie, nie zważyła wystające płytki na chodniku i potknęła się o mnie.

- Gdzie lecisz? - zapytałam, łapiąc ją by się nie wywróciła.

- Na ciebie lecę - odpowiedziała z błyskiem w oku, odzyskując równowagę.

Na moment zabrakło mi dech w piersiach. To, że Vanessa w naszych rozmowach cały czas przemycała flirt, wciąż było dla mnie zaskakujące i onieśmielające, a jednocześnie uwielbiałam te jej zagrywki słowne.

- Wszystko w porządku? - zapytałam zatroskana.

- Tak, głupi chodnik mnie zaatakował - powiedziała, rzucając chodnikowi pogardliwe spojrzenie. Rozbawiało mnie to, że wygalała jakby miała ochotę mu oddać.

- Boję się, że będzie padać - powiedziałam, spoglądając na coraz bardziej zachmurzone niebo.

Vanessa podążyła za moim wzrokiem, marszcząc brwi.

- Faktycznie, lepiej się pospieszmy, to zdążymy dojść do jakiejś kawiarni zanim lunie - powiedziała.

Przyspieszyłyśmy kroku, ale nie minęło kilka chwil, zanim pierwsza kropla spadła mi na głowę, a zaraz za nią kolejne. Po chwili już totalni lało, pojawiła się wielka ulewa. Żadna z nas nie miała parasola, czy choćby kurki, dzień był ciepły, więc byłyśmy cienko ubrane, więc nie zajęło dużo czasu, zanim obie byłyśmy mokre do suchej nitki. Miasto opustoszało momentalnie ludzie uciekli przed deszczem, więc zostałyśmy prawie, że same. Czułam jak zimna woda spływa mi po plecach i kapie z całkowicie mokrych włosów. Woda chlupała mi w totalnie przemoczonych butach, więc już nawet nie unikałam kałuż, bo i tak miałam jezioro we własnych trampkach.

Vanessa złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą, kiedy zerwałyśmy się do biegu, by uciec przed deszczem. Wiedziałam, że teraz moim priorytetem powinno być schowanie się przed ulewą, ale wszystkie moje myśli skupiały się na tym, że Vanessa trzymała mnie za rękę. Mimo tego, że zrobiło się zimno i ja sama prawie dygotała od chłodu, jej dłoń wydawała się ciepła, emanująca gorącem, które rozchodziło się po moim ciele, odbierając racjonalne myślenie.

W końcu w ulewie dotarłyśmy do rynku, gdzie Vanessa się zatrzymała. Rozejrzałyśmy się po opustoszałym placu, skąpanym w deszczu. Nie licząc szumu deszczu było cicho i spokojnie.

- Patrz, fontanna - powiedziała uradowana Vanessa, wskazując wspomnianą fontannę.

- Wydaję mi się, że jesteśmy już dostatecznie mokre - zauważyłam, nie rozumiejąc czym się tak ekscytuje.

- No właśnie, więc nie zrobi nam różnicy, jeśli będziemy mokre jeszcze bardziej.

Jej logika niby była sensowna, ale jednocześnie była bez sensu. Czarno włosa pociągnęła mnie w kierunku fontanny. Nie przejmując się tym, że stoimy w środku ulewy przemoczone do suchej nitki, weszła do fontanny. Spojrzała na mnie pytająco. Odrzucając od siebie myśl, że to bezsensowne, wyszłam za nią do fontanny, Byłam już tak mokra, że nawet nie poczułam, że stoję po łydki w wodzie.

Vanessa chlapnęła mnie wodą. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, że to zrobiła.

- Nie zrobiłaś tego - powiedziałam, wiedząc jak zaraz skończy się ta wojna na chlapanie.

- Owszem zrobiłam - odpowiedziała szczerząc się od ucha do ucha. - I zrobię to ponownie - mówiąc to posłała w moim kierunku nową partię wody. Pisnęłam zaskoczona.

- Pieprz się - odpowiedziałam rozbawiona, również ją chlapiąc.

- Pieprzyć to ja wolałbym ciebie.

Na moment odebrało mi mowę i moje oczy zapewne były wielkości spodków, kiedy na nią spojrzałam, ale Vanessa zaraz znów mnie ochlapała, odwracając moją uwagę. Znów pisnęłam kiedy zalała mnie fala wody, ale nie pozostałam jej dłużna, więc wytworzyła się między nami potężna wojna na chlapanie.

W końcu obie zmęczone, dyszałyśmy ciężko i jeśli wcześniej jakaś nasza cząstka była sucha, to teraz na pewno już nie była. Równie dobrze mogłybyśmy pływać w basenie, poziom przemoczenie byłby ten sam. Wyciągnęłam telefon by zrobić nam wspólne zdjęcie. Nie wiem ile było na nim widać przez deszcze, ale wiedziałam, że tak czy siak powieszę je nad łóżkiem. 

- Chyba musiały byśmy w końcu schować się przed deszczem - powiedziała Vanessa, bo deszcz stawał się coraz agresywniejszy, a chmury coraz bardziej burzowe. - Mieszkam niedaleko stąd, możemy iść do mnie - zaproponował.

Zgodziłam się na jej propozycję.. Jeszcze u niej nie byłam i byłam ciekawa jak mieszka. Faktycznie nie mieszkała daleko, więc nie zajęło nam dużo czasu, aż stanęłyśmy pod niedużym brązowym domkiem z ścianami porośniętymi różami.

- Mojej mamy nie ma, będziemy same w domu - powiedziała wkładając klucz do zamka i otwierając drzwi.

Wnętrze było wykonane bardzo przytulnie, wszędzie rosły różne rośliny i kwiaty, więc można się było poczuć jak w palmiarni. Wszystkie meble były wykonane z drewna, co nadało wnętrzu nastroju górskiej, uroczej chatki. W salonie był kominek, który wyglądał na często używany. Dopiero w porwaniu z tym domem, poczułam jak moje rezydencja jest zimna i bezosobowa. Jeśli miałabym zdecydować gdzie czuję się bezpieczniej i bardziej komfortowo, zdecydowanie wybrałabym dom Vanessy.

- Zrobię nam herbaty na ogrzanie - powiedziała znikając w kuchni. Chwile potem pojawiała się z powrotem z dwoma kubkami z herbatą. Wyciągnęłam ręce po jedne z nich, ale ku mojemu zdziwieniu, Vanessa cofnęła kubek. - Nie, ten jest mój - spojrzałam na kubki i zauważyłam, że wyciągnęłam ręce po czarny z białymi runami, który tak bardzo był w stylu Vanessy, że nie umiałam się nie roześmiać. Pozwoliłam by podała mi zwykły różowo-żółty pastelowy kubek.

Zaprowadziła mnie do swojego pokoju, który był dokładnie taki jak sobie wyobrażałam. Ciemne ściany, cała masa plakatów różnych wokalistów, masa płyt do słuchania i wszechobecny panujący chaos w rzeczach, które wydały się nie być poukładane według żadnego schematu. Mimo to pokój miał swój urok.

- Chcesz coś na przebranie? - zapytała, już grzebiąc w swojej szafie.

- Poproszę - powiedziałam, bo czułam jak dygocze z zimna w przemoczonych ubraniach.

Podała mi swoją czarną bluzę i przypadkowe dresy na przebranie. Zniknęłam w łazience by się przebrać, bo miałam podejrzenia przebranie się przy niej nie mogłaby się skończyć dobrze. Ciągnęło mnie do niej i wiedziałam, że ją również cięgnie do mnie, ale wciąż nie wiedziałam co to wszystko oznacza.

- Mogłaś mi po prostu dać moje dresy, w które się przebierałaś u mnie po wpadce z fontanną z czekolady - zauważyłam wychodząc z łazienki, bo nie oddała mi jeszcze tamtych ubrań. Czułam jak tonęłam w jej za dużych ubraniach, ale nie przeszkadzało mi to, miało to swój urok i w dodatku, jej cichu pachniały nią, więc otaczał mnie już jej znany zapach morza. Vanessa też już przebrała się w suche ubrania i uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością, kiedy podałam jej ręcznik, by osuszyć włosy.

- Wiem o tym, ale widok ciebie w moich ubraniach był dużo bardziej kuszącym widokiem - otaksowała mnie wzrokiem, a ja poczułam jak rumienię się pod wpływem jej intensywnego spojrzenia, które dość długo zatrzymało się na moich widocznie zarysowanych sutkach. Wciąż było mi zimno, więc sutki mi sterczały, a nie miałam na sobie stanika, bo był on cały przemoczony, przez co moje sterczące sutki odznaczały się pod ubraniem.

- Sutki nabrzmiały ci od zimna czy z pożądania? - zapytała Vanessa z złowieszczym uśmiechem. Normalnie byłabym oburzona, że ktoś śmiał o to zapytać, ale to była Vanessa, wydało mi się, że pozwalam jej na dużo więcej niż pozwoliła bym komukolwiek,

- A co zrobisz z otrzymaną informacją? - zapytałam postanawiając zagrać w jej grę, bo sama już miałam wątpliwość, dlaczego moje sutki w tym momencie sterczały i nie zanosiło się na to, że miałoby się to zmienić.

To pytanie podziałało na Vanessę jak pozwolenie na dalsze prowadzenie tej rozgrywki. Z gracją dzikiego kota, podeszła do mnie tak blisko, że zaczęłyśmy oddychać tym samym powietrzem. Zamarłam nad wyraz będąc świadoma tego jak blisko mnie stoi i jak mało odzieży każda z nas ma w tym momencie na sobie.

- Od twojej odpowiedzi zależy to co zrobię za chwilę - jej głos stał się cichszy, a zarazem bardziej niebezpieczny, jakby zwiastował ryzyko, które niesie danie odpowiedzi. - Jeśli powiedz, że z zimna, to podam ci koc, a jeśli z pożądania...

- To co? - zapytałam równie cicho, mając świadomość w jak bardzo niebezpieczną grę gram, ale jednocześnie nie mogłam się powstrzymać by tego nie robić. Chciałam wiedzieć dokąd mnie to zaprowadzi.

- Wtedy zrobię to - mówiąc to, przycisnęła mnie do ściany, kładąc dłonie na moich biodrach i zbliżając się do mnie tak blisko, że wystarczyło bym lekko się pochyliła, a nasze wargi by się spotkały.

Nasze oddechy stały się ciężki i mogłabym przysiąc, że słyszę, że jej serce biło równie szybko jak moje. Stałyśmy tak w pokoju pogrążonym w ciszy, jedynie z szumem deszczu za oknami i potarzałyśmy sobie uważnie w oczy, próbując przewidzieć jak daleko posunie się ta sytuacja. Vanessa zaczęła kciukiem kręcić kółeczka na moim biodrze, a ja poczułam jak miękną mi od tego kolana i rozpływam się pod jej dotykiem. Druga ręką odsunęła mi z twarzy mokry kosmyk, dotykając przy tym mojego policzka. Jej dotknięcie było niczym piórko, ale wytworzyło prąd, który poraził mnie w całym ciele. Moje ciało drżało z podekscytowania, pragnąć więcej dotyku, więcej Vanessy, więcej...

Jednak Vanessa się odsunęła. Widziałam w jej oczach burze pożądania, ale kiedy zamknęła oczy i na powrót je otworzyła, były już normalne, pełne opanowanych, kontrolowanych emocji jak zawsze. Wiedziałam, że przez tą chwilę Vanessa opuściła gardę pozwalając mi zobaczyć jej prawdziwe emocje, zobaczyć ją kiedy nie chowa się za murem i nie tłumi emocji, zobaczyłam prawdziwą ją. Ale teraz na powrót była opanowana i trzeźwo myśląca.

- Pasują ci moje ubrania - powiedziała tylko przyglądając mi się uważnie, ale zauważyłam, że z trudem przełyka ślinę.

- Dzięki za ich pożyczanie - wydukałam, próbując dojść do siebie i udawać, że wszystko jest w porządku tak jak zawsze. Bawiłam się rąbkiem za długiego rękawa, próbując nie okazywać jak bardzo oszołomiona i skołowana jestem.

- Nie ma problemu - udawanie, że wszystko jest po staremu chyba dla nas obu sprawiło trudność, bo panujące w powietrzu napięcie wciąż było namacalnie wyczuwalne.

- Chyba będę musiała już wracać do domu, robi się późno - powiedziałam, choć moje ciało pragnęło czegoś całkowicie odwrotnego, to nie pozwoliłam by to przysłoniło mi racjonalne myślenie.

- Tak, jasne, rozumiem - mimo że Vanessa bardzo dobrze odgrywała opanowaną i ktoś kto jej nie zna, mógłby to kupić, to ja wiedziałam, że jest równie poruszona jak ja. - Angelika? W piątek robię imprezę, przyjdź jeśli masz ochotę. Możesz wziąć kogoś ze sobą.

- Przyjdę - powiedziałam.

W drodze do domu z pełną mocą uświadomiłam sobie, że nie mogę dłużej wypierać tego co czuję do Vanessy. Musiałam w końcu przez samą sobą przyznać, że się w niej zakochałam. I to całkowicie. Dałam się odurzyć urokowi i charyzmie czarnowłosej. Przepadłam na amen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro