Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

Rano obudziły mnie promienie słońca, które wpadały przez okno, padając idealnie na łóżko. Zdałam sobie sprawę, że wciąż leży w ramionach Vanessy, spędziłam tak całą noc. Ona wciąż spała, więc miałam okazję by bez przeszkód od móc jej się do woli przyglądać. Kiedy spała, jej twarz była taka spokojna, wyluzowana, całkowicie inna od poważnego wyrazu twarzy lub chytrego uśmieszku, które widziałam u niej na co dzień. Rzęsy rzucały cienie na jej policzki, a kruczoczarne włosy były rozczochrane, tworząc wokół jej głowy ciemną aureolę. Jej oddech był miarowy i wydawała się taka bez trosk i zmartwień, jakby widziała Vanessę z innej rzeczywistości, która nie odczuwa potrzeby, by na każdym kroku mieć ubraną maskę, za którą skrywa swoje prawdziwe emocje.

W końcu Vanessa się obudziła i poczułam na sobie wzrok jej przeszywający oczu i po raz kolejny miałam wrażenie, że nie patrzy na nie, tylko we mnie, tak piorunujące wrażenie robił jej wzrok.

- Dzień dobry, księżniczko - powiedziała uśmiechając się do mnie.

Nie potrafiłam samej się nie uśmiechnąć na jej widok. To był cudowny poranek, taki spokojny, mogłabym się codziennie budzić w jej ramionach, otoczona jej zapachem, który na myśl przywodził mi morze. Nie wiedziałam czy jestem bardziej zakochana w Vanessie czy jej zapachu. Założyłam jej za ucho kosmyk włosów, które opadały jej na twarz, dotykając przy tym delikatnie jej policzka.

- Nikt cię nie nauczył, że dzieł sztuki się nie dotyka? - zapytała zaczepnie.

- Może nie jestem tak grzeczna jak ci się wydaje - powiedziałam prowokująco. Lubiłam te nasze zaczepki i przekomarzanki i pozwalałam sobie w nich na coraz więcej, robiłam się bardziej śmiała.

- Niegrzeczne dziewczynki są karane - w jej oczach znów pojawił się ten niebezpieczny błysk.

- Tak? Zatem w jaki sposób mnie ukarzesz?

Vanessa nie odpowiedziała, tylko przyciągnęła mnie do siebie, wbijąc się w moje usta. Tego ranka jej pocałunki były delikatne, ostrożne, pomału badała każdy kącik moich ust, jakbyś miały cały czas tego świata na pocałunki. Vanessa nie spieszyła się z pocałunkami, ale mimo ich niewinności, poczułam jak bardzo się w niej zatracam, pragnąc by nigdy nie przestawała mnie całować.

- Jesteś piękna wiesz? - powiedziała Vanessa, kiedy w końcu się ode mnie odsunęła. - Nawet taka zaspana i rozczochrana.

Poczułam ciepło w całym ciele na jej słowa. To jak bardzo na nią reagowałam, na jej obecność, jej słowa, jej dotyk, wciąż było dla mnie zaskakujące.

- To była niezapomniana noc - powiedziałam, wciąż czując każdą komórką swojego ciała, to co działo się wczoraj. przechodził mnie dreszcz ekscytacji za każdym razem jak o tym myślałam.

- Mam nadzieję, że więcej nocy ze mną będziesz tak wspominać - powiedziała, dając mi całusa w czółko i wstając z łóżka, próbując się wygrzebać z pościeli.

- Będę się musiała zbierać - powiedziałam niechętnie, przypominając sobie o swojej matce, która pewnie lada moment zacznie do mnie wydzwaniać gdzie jestem, a musiałam pojawiać się w domu, zanim wpadnie na pomysł by szukać mnie u rodziny Greenów, bo to by mogło narazić wszystko na wyjawienie przekrętu jakiego zrobiłam.

Nieco ponad pół godziny później, wchodziłam do swojego domu. Rodzice jak co dzień jedli śniadanie w jadali, więc mój powrót nie został niezauważony.

- Jak się bawiłaś? - zapytała mama, jedząc rogalika i będąc w podejrzanie dobrym nastroju. Podejrzewałam, że fakt, że myślała, że zbliżamy się z Ethanem do siebie, tak jak ona chciała, sprawiał jej satysfakcję z powodzenia swojego planu.

- Dobrze - przyznałam, a na moje policzki mimowolnie wpłynął rumieniec, na wspomnienie ostatniej nocy z Vanessą. Mama uśmiechnęła się na to, pewnie myśląc, że rumienię się na myśl o Ethanie. Pozwoliłam jej tak myśleć, upewniło ją to w swojej wersji wydarzeń, co było mi na rękę.

Próbując uniknąć dalszej rozmowy o Ethanie, złapałam do ręki tosta i uciekłam do swojego pokoju.

~~.~~

Kiedy siedząc na łóżku czytałam książkę, rozległo się cichutkie pukanie w moje okno, na które nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Vanessa coraz częściej odwiedzała mnie wieczorami w moim pokoju, byłam zaskoczona, że ochrona jeszcze jej nie złapała, a może Harry maczał w tym palce i ochroniarze byli na tyle mili, że udawali, że nie widzą jej przemykające po posesji. Druga wersja wydawała się bardziej realistyczna.

Kiedy otworzyłam okno, Vanessa weszła do środka, całując mnie w policzek na powitanie. Jej dotyk i czułość, którą mi okazywała, wciąż rozpalały gorąco wewnątrz mnie i wyzwalały rumieńce na mojej twarzy. Chciałam również cmoknąć ja na powitanie, ale Vanessa się tego nie spodziewała i odsunęła się już w stronę środka pokoju, na po trafiłam na powietrze i minimalnie straciłam równowagę. Poczułam jak grawitacja robi swoje i przyciąga mnie do podłogi. Upadłam twardo na podłogę i poczułam jak powietrze ulatuje mi z płuc, tracąc na chwilę oddech.

- Zabieram ci dech w piersiach? - droczyła się ze mną Vanessa pomagając mi wstać z ziemi.

Nie potrafiłam się nie roześmiać na jej słowa, a patrząc, że wciąż ciężko oddychałam po upadku, lekko się zapowietrzyłam, ale nie mogłam jej odmówić racji co do jej słów, ale nie musiała tego wiedzieć, jej ego i tak się miało już na tyle dobrze, że nie potrzebowała ciągłych komplementów.

- Już się nie duś księżniczko, bo będę ci musiała zrobić usta-usta, no chyba, że tego właśnie chcesz- Vanessa nie pozostała z tyłu z swoimi docinkami.

- Skąd ty bierzesz te wszystkie teksty? - zapytałam, czasem będąc pod wrażeniem jak we wszystko potrafi włożyć filtr i samokomplement.

- Lata praktyki i dużo książek o manipulacji ludźmi - wzruszyła obojętnie ramionami, jakby to była codzienność, że ktoś sobie czyta książki o manipulacji innymi.

- Czy ja też jestem tylko twoją kolejną osobą do praktykowania zdolności? - zapytałam pół żartem, pół serio, bo czasami sama nie wierzyłam, że ktoś taki jak Vanessa zainteresował się akurat mną, kimś tak różnym od niej samej, nigdy bym się nie spodziewała, że jestem w jej typie.

Vanessa spoważniała, odczytując powagę tego pytania.

- Nie jesteś tylko moim kolejnym romansem - powiedziała poważnie, patrząc mi w oczy, by mieć pewność, że ją słucham. - Owszem, często wdaje się w różne miłosne przygody i flirty, taka moja natura, ale nigdy nie robię tego dając komuś nadzieję na coś więcej, od początku stawiam sprawę jasno, że to tylko jednorazowy wybryk. Nie bawię się uczuciami ludzi, wbrew temu co niektórzy o mnie myślą, nie jestem aż tak podła.

Te słowa mnie nieco uspokoiły, mimo to zapytałam:

- Dlaczego zainteresowałaś się akurat mną?

- Podziwiam cię w pewien sposób - powiedziała, a ja spojrzałam na nią zaskoczona, nie spodziewając się takiej odpowiedzi. - Jesteś całkowitym przeciwieństwem mnie i posiadasz cechy, które mi imponują. Masz w sobie ogromne pokłady dobroci, potrafisz pomagać innym i jesteś jakby jeszcze nie zniszczona przez ten świat, wierzysz w dobro, w co większość ludzi przestała wierzyć. Ja taka nie jestem, nie potrafię być miła i uczynna dla ludzi jak ty, to nie w moim stylu, nie umiem tak. Dlatego tym właśnie mi imponujesz, te cechy sprawiają, że nie potrafię nie zwrócić na ciebie uwagi, to mnie do ciebie przyciągnęło.

Spojrzałam na nią z lekkim niedowierzaniem, a jednocześnie poczułam jak bardzo te słowa trafią do mojego serca, rozczulając mnie od środka. Moje jakiekolwiek wątpliwości wyparowały po jej słowach. Nie wiedziałam, że Vanessa tak na mnie patrzy, tak mnie widzi, ale to sprawiało, że ja czułam do niej jeszcze więcej. Czyli jednak przeciwieństwa się przyciągają.

- To kochane, że tak mnie widzisz - powiedziałam cicho, zauroczona jej słowami i nią samą.

Vanessa nie zdążyła mi odpowiedzieć, kiedy na korytarzu rozległy się kroki. Po stukocie szpilek i pewnym siebie kroku, rozpoznałam, że to moja mama. Spojrzałam spanikowana na Vanessę. Puls mi przyspieszył, a ręce zaczęły się pocić. Moja matka nie mogła jej tu zobaczyć, to byłby nasz koniec. Poczułam jak panika wkrada się w moje ciało.

- Musisz się schować! - powiedziałam rozglądając się po pokoju w popłochu. - Do szafy! - zawyrokowałam.

- Angelika? - mama zapukała do drzwi.

- Moment, przebieram się! - zawołam, by opóźnić jej wejście i ruchem ręki pogoniłam Vanessę.

Czarnowłosa schował się do szafy, ledwo się wciskając między moimi sukienkami i walającymi się butami. Zamknęłam za nią szafę i odwróciłam się w stronę drzwi, akurat w momencie, kiedy się otworzyły. Mama weszła do mojego pokoju. Jak zawsze jej włosy były idealnie uczesane, bez ani jednego wystające kosmyku, a biały elegancki kombinezon leżał na niej nienagannie. Starałam się uśmiechnąć i wyglądać naturalnie, choć czułam, że z nerwów trzęsą mi się ręce, więc schowałam je za siebie. Miałam nadzieję, że nie wyglądam tak bardzo podejrzanie jak się czułam. Jednak mama spojrzała na mnie tylko przelotnie, nie poświęcają mi zbyt dużo uwagi.

Zostały dostarczone paczki z twoimi nowymi ubraniami - powiedziała mama, mając na myśli torby zakupowe, które trzymała w rękach.

Moje ubrania, ale które ona wybrała. Próbowałam nie skrzywić się na myśl na kolejne suknie, które będą ładnie wyglądać, ale nie będą miały nic wspólnego z wygodą i praktycznością.

- Schowam je od razu do szafy - powiedziała, kierując się w jej stronę. Sięgała już po klamkę szafy, kiedy zareagowałam.

- Nie! - odezwałam się zbyt zapalczywie, więc matka spojrzała na mnie zdziwiona. Szafa była już częściowo uchylona i widziałam czarne trampki Vanessy. - Chcę je od razu przymierzyć - wymyśliłam na szybko i uśmiechnęłam się raczej mało szczerym uśmiechem, lecząc, że mama to kupi i nie zauważy nóg Vanessy.

- No dobrze, zatem zostawię ci je tutaj - powiedziała zamykając drzwi szafy i kładąc torby na fotelu.

Niezauważalnie odetchnęłam z ulgą, kiedy mama odeszła od szafy. Tkwiłam w bardzo ryzykownej sytuacji i stąpałam po cienkim lodzie. Serce wciąż waliło mi jak oszalałe.

- Pani Green przekazała mi, że Ethan pyta kiedy się zobaczycie. Dziwne, przecież dopiero co się widzieliście na imprezie - powiedziała mama, lekko marszcząc w zastanowieniu brwi.

- Pewnie już się stęsknił i liczy na kolejne spotkanie, dobrze się wtedy bawiliśmy - improwizowałam, czując jak przygniata mnie ryzyko wszystkich gier jakie prowadziłam. Czułam jak mój domek z kłamstw już ledwo stoi i chwieje się coraz bardziej, grożąc zawaleniu.

- No tak, nastoletnia miłość odbiera zmysły - mama uśmiechnęła się zadowolona.

Wtedy z szafy rozległo się kichnięcie. Lód zmroził mi żyły, kiedy mama odwróciła się w tamtym kierunku, marszcząc brwi w podejrzeniu.

- Jakimś odgłos dobiegł z szafy - powiedziała, podchodząc by to sprawdzić.

Panikowałam, nie miałam pomysłu jaką wymówkę wymyślić tym razem, by odciągnąć mama od szafy. Skończyły mi się pomysły i oczami wyobarżni już widespread jak to wszystko się kończy, Zamknęłam oczy, by nie wiedzieć momentu, kiedy matka otwiera szafę i zauważa w niej Vanessę.

- Pani Clermont, mąż pani szuka - Harry wszedł do mojego pokoju, skupiając na sobie uwagę mojej matki.

- Och, tak, oczywiście - powiedziała mama, zapominając o szafie i wychodząc z mojego pokoju na poczuwanie męża.

Odetchnęłam z niemałą ulgą i myślałam, że osunę się na podłogę z wytchnienia. Napięcie z ramion Harrego, też ustąpiło, jakby on zestresował się tą sytuacją tak samo jak ja. Pewnie stał za drzwiami i dobrze wiedział co się dzieje w moim pokoju.

- Mój tata wcale nie szuka mojej mamy, prawda? - zapytałam go.

- Nie, nie szuka, ale potrzebowałam pomocy i tylko to mi wpadło do głosy - przyznał Harry.

- Dziękuję ci Harry, po raz kolejny ratujesz mój tyłek.

- Pamiętam jak to było być młodym i zakochanym, robi się wtedy głupie i ryzykowne rzeczy - powiedział do mnie, posyłając mi znaczący uśmiech i wyszedł w pokoju.

Podeszłam do szafy i otworzyłam ją. Vanessa patrzyła na mnie skruszonym i przepraszającym wzrokiem.

- Dużo tu kurzu, kręci w nosie - powiedziała, ale bez swojej zwyczajnej pewności siebie i wyszła z szafy.

- Ważne, że się udało - powiedziałam, zmuszając swoje serce, by w końcu zaczęło bić swoim normalnym rytmem, bo zagrożenie minęło.

- Nie możemy tu zostać, to zbyt ryzykowne - powiedziała i otworzyła drzwi na balkon.

Porwała z mojego łóżka koc, który rozłożyła na moim niewielkim balkonie, który był otoczony fikuśną barierką i donicami z kwiatami. Potem złapała mnie za rękę, zaciągając na balkon. Zasłoniła zasłony, tak byśmy z wnętrza pokoju, były niewidoczne. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam obok niej na kocu. Vanessa przyciągnęła mnie do siebie, sadzając sobie, między swoimi nogami i oparła swój podbródek na czubku mojej głowy, a rękami otuliła mnie w tali. Zewsząd otoczył mnie jej zapach, który przywodził mi na myśl morze. Westchnęłam zadowolona, zamykając oczy i pozwalając swojemu ciału wtopić się idealnie w jej ciało. Poczułam jak Vanessa całuje mnie w czubek głowy i sięga po telefon by puścić muzykę. Wokół nas zaczęły się nieść ciche takty Taylor Swift.

- Don't blame me, love made me crazy. If it doesn't, you ain't doin' it right - podśpiewywała pod nosem Vanessa, tuląc mnie w swoim ramionach. - Lord, save me, my drug is my baby. I'll be usin' for the rest of my life*

Nie potrafiłam się nie uśmiechnąć. Vanessa nie była najlepszą piosenkarką, ale mimo to chciałam by śpiewała dalej bym mogła jej słuchać. Czułam się szczęśliwa w jej ramionach, otoczona ciemnością nocy, siedząc tutaj na balkonie i mając wrażenie, że jestem poza czasem i przestrzenią.

- Spójrz w niebo - powiedziała Vanessa, co na jej prośbę zrobiłam.

Sapnęłam wrażenia na widok tysięcy gwiazd świecących na ciemnym niebie. Noc była bezchmurna, a przez naszą dużą posiadłość, byliśmy oddaleni od świateł miasta, wiec gwiazdy było widać jeszcze lepiej niż normalnie.

- Umiesz rozpoznać gwiazdozbiory? - zapytała.

Pokręciłam przecząco głową. Nigdy nie zwracałam zbytnio uwagi na gwiazdy, mama twierdziła, że nie będę astrologiem, więc szkoda czasu było na takie rzeczy. Lecz teraz musiałam się z nią nie zgodzić, bo gwiazdy były piękne i nie rozumiałam jak mogłam wcześniej nie doceniać ich piękna.

- Tamten to łabędź - powiedziała wskazując konstelacje.

- Nie widzę - przyznałam, bo wszystkie świecące punkciki wyglądały dla mnie tak samo i nie łączyły się w żadne zbiory.

- Wygląda trochę jak krzyż - Vanessa zaczęła mi tłumaczyć położenie kolejnych gwiazd z gwiazdozbioru łabędzia.

- Widzę! - wykrzyknęłam zadowolona, kiedy w końcu udało się go znaleźć.

Vanessa roześmiała się i spojrzała na mnie rozczulona. Patrzyłam na nią będąc w prawdziwym zachwycie, że można być tak pociągającym. W tym momencie nie wiedziałam czy piękniejsze są gwiazdy czy Vanessa. Nawet nie zauważyłam, kiedy tak bardzo nasze twarze zbliżyły się do siebie, że nasze usta dzieliła już tylko niewielka przestrzeń.

- Mogę cię pocałować, księżniczko? - zapytała cicho, by nie zepsuć panującej atmosfery. Taylor Swift wciąż śpiewała w tle.

- Tak - odpowiedziałam szeptem, a wtedy jej usta znalazły się na moich. Były pięknie i pełne, nie byłam pewne czy kiedykolwiek jakiegokolwiek inne usta będą tak idealne jak usta Vanessy. Pozwoliłam sobie zatonąć w tym pocałunku, wplatając swoje palce w jej włosy i przyciągając ją jeszcze bliżej siebie.

- Jaki jest twój ulubiony gwiazdozbiór? - zapytałam, kiedy w końcu udało nam się od siebie odsunąć i obie dyszałyśmy ciężko.

- Kasjopeja - powiedziała. - Wygląda jak litera W - powiedziała wskazując wspomniane gwiazdy.

Potem zaczęła mi pokazywać inne gwiazdozbioru, a ja patrzyłam zafascynowana na gwiazdy nie potrafiąc się nacieszyć tym jak nocne niebo jest piękne.

* utwór "Don't Blame Me" od Taylor Swift

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro