Rozdział 10
Jeśli chodziło o to kogo bym mogła wziąć ze sobą na imprezę do Vanessy, rozważania nie trwały długo. Jedyną moją bliską przyjaciółką była Amelia, bo moich relacji z Ethanem nie można było nazwać przyjacielskich. Ale za to mógł on posłużyć za przekonujący argument, który zamierzałam wykorzystać.
- W piątek jest impreza na którą chciałbym pójść - powiedziałam od niechcenia nazajutrz podczas śniadania, smarując bułkę masłem jak gdyby nigdy jci.
- Jaka impreza? - dopytywała mama marszcząc brwi.
- Znajoma ją organizuję, Ethan, też tam będzie no i pomyślałam sobie...
- Możesz iść - zgodziła się od razu mama bez zawahania, co totalnie mnie zaskoczyło, że o mało nie wypuściłam z rąk noża do masła.
Mama nie lubiła jak chodziłam na imprezy, uważała, że to strata czasu, który można poświęcić na naukę, samorozwijanie i dokształcanie się, dlatego fakt, że bez żadnych przeszkód się zgodziła był co najmniej szokujący. Uśmiechnęłam się pod nosem zadowolona z siebie. No Ethan, masz nadzwyczajną siłę przekonywania, muszę częściej korzystać z możliwości jakie mi daje używanie argumentu o spotkaniu z tobą.
Napisałam do Amelia szybkiego esemesa nakreślającego sytuację o piątkowej imprezie Vanessy. Oczywiście nie mogła przepuścić takiej imprezy i poznania Vanessy.
- Ostatnio panienka przykłada szczególną wagę do wyglądu - powiedział Harry w piątkowy wieczór, kiedy wychodziłam z pokoju na imprezę. Zarumieniłam się na jego słowa. - Czy to dla kogoś konkretnego się tak panienka stroi?
- Nie! - powiedziałam oburzona, zdecydowanie za szybko, by zabrzmiało to wiarygodnie, bo faktycznie tego dnia przyłożyłam szczególną uwagę do tego by dobrze wyglądać.
Tego wieczoru miałam na sobie satynową czerwoną sukienkę miniówkę, które w świetle lekko się mieniła i opinała moje ciało, eksponując wszystkie kształty. Włosy ułożyłam w falę, które jednak wyglądały naturalnie. Dobry makijaż do tego z czerwoną szminką i naprawdę byłam zadowolona z tego jak wyglądałam.
Harry uśmiechnął się jakby wiedział swoje.
- Zakładam, że nie muszę panience robić wykładu o ciąży i przypomnieć o prezerwatywach, bo tych okolicznościach nie będzie to konieczne - puścił do mnie oczko, jakby dzieląc się tajemnicą.
- Harry... - jęknęłam zażenowana.
- Mimo to uważaj na siebie - powiedział poważniejąc.
- Jeśli obiecam, że będę to mnie już puścisz i przestaniesz katować? - zapytałam z nadzieją.
- Leć małą i baw się dobrze - Harry uśmiechnął się do mnie ciepło, a mnie po raz kolejny zakłuło w sercu, że jest dla mnie ojcem niż moi właśni rodzice. Odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w stronę czekającego na dole samochodu.
Imprezę Vanessy było już słychać z ulicy. Przyjechałyśmy z Amelią razem, która postawiła na krótką ciemno zieloną sukienkę z tiulu oraz rozpuszczone włosy i właśnie wchodziłyśmy do środka. Była to typowa domówką z głośną muzyką, plastikowymi kubeczkami na alkohol i masą ludzi. Do tej pory takie imprezy istniały dla mnie tylko w filmach, Vanessa cały czas wciągała mnie w nowy świat, tak różny od sztywnych bankietów moich rodziców.
Przepychałyśmy się między ludźmi w salonie próbując znaleźć Vanessę. W końcu udało nam się ja znaleźć w kuchni razem z Chasem i Margot. Nie widziałam ich od imprezy w klubie, więc nieco się za nimi stęskniłam.
- Angelika! - zawołała uradowana moim widokiem Margot, przytulając mnie na powitanie. Chase tylko skinął mi głową z uśmiechem.
- Miło was widzieć - uśmiechnęłam się do nich obojga, po czym przeniosłam spojrzenie na Vanessę. Na chwilę zapomniałam jak się oddycha, a głębia jej oczy pochłonęła mnie doszczętnie, przypominając o tym co wydarzyło się ostatnio między nami Ona uśmiechnęła się jak zawsze swoim chytrym uśmieszkiem, jakby wiedziała o czym myślę.
- Jestem Amelia - dołączyła do rozmowy moja przyjaciółka, przedstawiając się. Znajomi Vanessy od razu rzucili się do powitania i przedstawiania, a ja wciąż nie odrywałam wzroku od przyglądając mi się Vanessy.
- To ty jesteś tą, która zagraża mojej pozycji najlepszej przyjaciółki Angeliki? - zwróciła się do Vanessy Amelia.
Vanessa spojrzała na nią uważnie z lekkim pewnym siebie uśmieszkiem.
- Nie chcę być jej przyjaciółką- wyznała, a ja przysięgam, myślałam, że zaraz umrę z podekscytowania i strachu jednocześnie.
Amelia uśmiechnęła się zadowolona z odpowiedzi.
- Angelika jest ostatnio szczęśliwsza, mam rozumieć, że to dzięki tobie? - Amelia podobnie jak Vanessa miała w stylu męczenie ofiary.
- Ja przypisuję sobie tylko pozytywne rezultaty, a wydaję mi się, że szczęśliwa Angelika takim jest, więc tak, to moja zasługa - odpowiedziała czarnowłosa, a Amelia już otwierała usta by dalej ciągnąć tą rozmowę.
- Pewna siebie, no proszę - Amelia uśmiechnęła się zadowolona i zaciekawiona razem.
Wiedziałam, że Amelia i Vanessa się dogadają, więc uśmiechnęłam się zadowolona z tego faktu. Margot podała mi kubeczek z alkoholem, który przyjęłam, dziękując jej skinieniem głowy. Patrzyłam na Vanessę, która stała niedbale oparta o kuchenny blat i rozmawiała z Amelią. Miała dziś na sobie klasyczną czarną miniówkę z swoimi nierozłącznymi łańcuchami i sporą ilością ćwieków tu i ówdzie. Oczy miała silnie podkreślone eyelinerem, tworząc kocie oczy. Chyba nie muszę dodawać, że moim zdaniem wyglądała po prostu niesamowicie i atrakcyjnie.
Zauważyła, że jej się przyglądam i spojrzała w moją stronę, uśmiechając się do mnie. Walczyłam z tym by rumieńce nie wypłynęły mi na policzki. Serce mimowolnie zabiło mi szybciej. Wciąż nie rozumiałam swoich uczuć, w jednym momencie byłam ich pewna, w drugim się gubiłam, nie rozumiejąc ich, a tym bardziej nie wiedząc co z nimi zrobić. Vanessa mi się podobała, ale co to oznaczało dla mojej orientacji? Jakie to miało konsekwencje? Musiałam wyjść, potrzebowałam uporządkować swoje emocje, dowiedzieć się co czuję i co z tym zrobić.
- Muszę się przewietrzyć - powiedziałam do stojącej obok mnie Margot i oddałam jej swój kubeczek , po czym wyszłam z kuchni.
Wyszłam na tył domu, gdzie było spokojnie i muzyka nie była taka głośna. Oprócz dwóch palących chłopaków, którzy stali na tyłach ogrodu, nikogo tu nie było, więc klapnęłam na ławkę. Czułam jak ciężar tego wszystkiego mnie przytłacza. Ja naprawdę byłam zakochana w Vanessie i nie potrafiłam się przed tym bronić. Tak długo wypierałam te emocje, próbując im przeczyć i wmawiając sobie, że jestem hetero, a relacja z Vanessą to tylko zażyła przyjaźń. Ale tak nie było i gdzieś w głębi siebie wiedziałam to od samego początku.
A jednak to dziewczyny mi się podobały, a nie chłopaki. Z nimi się umawiałam, bo wydawało mi się, że tak ma być, że przecież taka kolej rzeczy, dziewczynka z bogatego domu poznaje przystojnego chłopaka, wychodzi za niego za mąż i mają razem piękną gromadkę dzieci. A jednak między mną, a chłopakiem nigdy nie było żadnej chemii, zawsze byli mi obojętni, po prostu gdzieś tam sobie byli, nic więcej. Dopiero przy Vanessie po raz pierwszy poczułam co to znaczy mieć motyle w brzuchu, że serce bije szybciej na czyjś widok i że każdy dotyk czuję się sto razy mocniej. Bo mimo wszystko wolałam dziewczyny. Nie byłam hetero, musiałam w końcu się do tego przyznać i z tym pogodzić.
Byłam lesbijką.
Ta wiadomość przygniotła mnie do ziemi i odebrała możliwość oddychania, bo tak naprawdę było. Taka była goła okrutna prawda. Nie byłam hetero, nie podobali mi się chłopcy, nie czułam do nich pociągu, bo byłam lesbijką.
Pochyliłam się do porady, zginając w pół, bo czułam się jakbym zaraz miała zwrócić zawartość żołądka. Ta świadomość wydawała się przerażająca, straszna, a jednocześnie... a jednocześnie takie uwalniająca, jakby nagle wszystko nabrało sensu i zostały zdjęty z moich barków ciężar oszukiwania samej siebie. Po raz pierwszy od miesięcy poczułam się jakbym potrafiła oddychać pełną piersią. Pogodzenie się z samą sobą było takie osadzające, kiedy nie musiałam już okłamywać samej siebie poczułam się dużo lepiej, przestałam być własnym więźniem.
Ale dalej nie wiedziałam co z tym wszystkim zrobić. Jedno było pewne, moi rodzice nigdy nie mogli się o tym dowiedzieć, ani o tym, że ich idealna córka nie jest hetero, ani o tym, że kocha się w innej dziewczynie i to jeszcze ich zdaniem, najgorszej jaka istnieje. Wtedy w domu było by piekło, wiec ten fakt było trzeba przed nimi ukrywać za wszelką cenę.
Ale co miałam zrobić z moimi uczuciami do Vanessy? Ona też coś do mnie czuła, prawda? Te wszystkie sytuacje między nami, jej flirt, jej spojrzenia, jej dotyk... To wszystko coś znaczyło, nieprawdaż?
Kiedy siedziałam tak zgięta w pół na dworze na łące, znalazła mnie Vanessa. Usiadła obok mnie na ławce, marszcząc zaniepokojona czoło. Zerknęłam na nią tylko przez chwilę, po czym skupiłam uwagę na swoich butach, nie potrafiąc w tym momencie na nią patrzeć.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytała z niespotykaną u niej troskę i położyła mi rękę na kolanie.
Poczułam jej dotyk jak rażenie pioruna co utwierdziło mnie wszystkich uczuciach do niej, naprawdę byłam w niej nieodwołalnie zakochana. Teraz kiedy już wiedziałam, że jestem lesbijką, łatwiej mi było otrawcie myśleć o uczuciach do niej, wydawało się to dużo prostsze, jakby do tej pory wszystko sobie komplikowałam na własne życzenie. Ale mimo, że umiałam o tym mówić przed samą sobą, wciąż nie wiedziałam co zrobić z moją relacją z Vanessą, na czym tak naprawdę stoimy i co może z tego powstać.
- Nie wiem co mam zrobić - wyznałam jej. Wiedziałam jak bardzo ogólnikowo to brzmi, ale w tym momencie nie potrafiłam się zdobyć na większe wyznanie.
Vanessa nie wydawała się zrażona moją cząstkową odpowiedzią.
- Moja mama mi powiedziała coś czym od tamtej pory kieruję się w życiu - wyznała Vanessa. - Zawsze podążaj za głosem serca. Jeśli zawsze będziesz robić to co mówi ci serce, to będziesz w życiu szczęśliwy, bo spełnisz wszystkie swoje pragnienia.
- Ale czasem ciężko jest robić to czego pragnie serce - powiedziałam, wciąż wpatrując się swoje buty.
- Wiem, ale tylko wtedy będziesz mogła przeżyć swoje życie tak jak powinnaś, w pełni szczęśliwa - powiedziała nad wyraz łagodnie. W tym momencie znów poczułam, że się przede mną otwiera i pokazuje swoje prawdziwe emocje.
Wzięłam głęboki oddech zastanawiając się nad jej słowami. Miały zadziwiająco dużo racji, ale czy znajdę w sobie odwagę by podążać za głosem serca i spełniać jego pragnienia?
- Twoja mama jest bardzo mądra - powiedziałam.
- Jest wspaniałą kobietą - powiedziała Vanessa z uczuciem do matki jakiego bym się po niej nie spodziewałam, ale po chwili znów ubrała maskę i wszystkie emocje zniknęły z jej twarzy. Dlaczego tak bardzo się kryła z tym co naprawdę czuje? Już miałam ją o to zapytać, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej do mnie wiadomości.
Zmarszczyłam zaskoczona czoło i zdziwiłam się jeszcze bardziej, kiedy zobaczyłam, że nadawcą jej moja mama. Matka bardzo rzadko do mnie pisała.
Mama: Nie musisz dziś wracać do domu ;-)
Poczułam jak zażenowanie wykręca mi żołądek. Co moja mama sobie myślała, pisząc do mnie, że nie muszę pojawiać się na noc w domu, myśląc, że jestem na imprezie z Ethanem?
- Co się stało? - zapytała Vanessa, widząc mój grymas na twarzy.
Pokazałam jej wiadomość i wyjaśniłam pokrótce sprawę z przykrywką w formie Ethana.
- Twoja mama liczy na wczesne wnuki czy jak? - zapytała Vanessa równie zdziwiona co ja,
- Wydaje się być dość zdesperowana, żeby mnie wyswatać - westchnęłam ciężko. - Chyba liczyła, że zbudujemy z Ethanem dzisiejszej nocy głębsza więź i chciała nam dać na to czas, nie karząc mi wraca na noc, kiedy normalnie zawsze się upiera bym nocowała w domu.
- Możesz zostać u mnie na noc - zaproponował Vanessa, a ja spojrzałam na nią zdumiona.
- W sumie czemu nie - zgodziłam się. Kolejna taka okazja może się szybko nie zdarzyć, więc żal byłoby jej nie wykorzystać. Poczułam jednocześnie podekscytowanie i zdenerwowanie na myśl, że mam nocować u Vanessy.
- Super - powiedziała Vanessa podnosząc się z ławki. - Muszę wrócić na imprezę, kontrolować czy ktoś nie zarzygał mi dywanu. Do zobaczenia później - odchodząc dała mi szybkiego buziaka w policzek i zniknęła we wnętrzu domu.
Cieszyłam się, że zniknęła, bo czułam jak cała twarz pali mnie po jej przelotnym pocałunku. Byłam w niej tak bardzo zadurzona...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro