Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Błysk lampy błyskowej poraził mnie po oczach. Zamrugałam gwałtownie i spojrzałam z kamienną twarzą na fotografa, który właśnie zrobił mi zdjęcie z zaskoczenia. To nie było pierwsze zdjęcie tego wieczoru jakie mi zrobiono i zapewne nie ostatnie. Przewróciłam tylko w duchu oczami, ale nie pozwoliłam po sobie poznać, że mi to przeszkadza i poważnie zaczyna irytować.

Wzięłam kolejny łyk szampana, który trzymałam w ręce i rozejrzałam się po innych gościach, którzy byli na przycięciu. Jak okiem sięgnąć wszędzie w blasku żyrandola mieniły się piękne, drogie suknie i idealnie skrojone garnitury. Wytworne fryzury, drogie torebki i kulturalne zachowanie, Gdzieniegdzie kręcili się fotografowie i kelnerzy. Piękne, szykowne i jakże sztywne i nudne towarzystwo.

Z reguły nie miałam nic przeciwko takim imprezom, dość często na nich bywałam i powiedzieć, że je uwielbiałam to by było za dużo, ale z reguły nie byłam do nich negatywnie nastawiona. Ale dzisiaj chciałabym być gdziekolwiek byle nie tutaj, na tej koszmarnej imprezie moich rodziców. Z racji tego, że moi rodzice byli sławni i bogaci, przerabiałam udział w takiej uroczystości co najmniej raz na tydzień, przy dobrych wiatrach nawet do pięciu razy tygodniowo. Chwilami był to koszmar.

Ale dziś byłam już zmęczona, zirytowana i padnięta, więc paradowanie tutaj w rozkaszlanej waniliowej sukience i sztuczne uśmiechanie się do wszystkich gości, nie było szczytem moich marzeń. Wsuwki w moich misternie upiętych kasztanowych włosach, wbijały mi się w skórę, co powodowało, że zaczynał boleć mnie głowa. Nóg już nie czułam od wysokich szpilek jakie miałam tej nocy na nogach. Cały czas zastanawiałam się co ja tu w ogóle robię, ale jako córka organizatorów nie mogłam się nie pojawić, to mogłoby wzbudzić plotki i jutro rano w prasie pojawiły by się niestworzone historie na ten temat. Bo przecież dobry wizerunek rodziny był ważniejszy niż moje samopoczucie. Zatem byłam tutaj, zamknięta w królewskiej klatce. Minus bycia częścią rodziny, która zawsze jest w centrum uwagi, to fakt, że każde nasze posunięcie było śledzone przez paparazzi, która rzucała się na skandale jak wygłodniałe zwierzęta na mięso, byle ze wszystkiego zrobić nowe nagłówki do prasy.

Porwałam z tacy przechodzącego kelnera kolejny kieliszek szampana i wypiłam go duszkiem. Przynajmniej mogłam pić, byłam już pełnoletnia od kilku miesięcy, rodzice nie mogli mi już zabronić wybić sobie jednego kieliszka, dwa czy sześć. Tej nocy zdecydowanie bliżej było sześciu.

- Panienka Clermont! - usłyszałam za sobą radosny, kobiecy głos.

Z przyklejonym uśmiechem na twarzy, który tylko dla osób, które znały mnie wystarczająco dobrze był nieszczery, odwróciłam się do właścicielki głosu. Ciotka Chryzantema, świetnie. Że ze wszystkich osób na przycięciu, musiałam trafić na nią. Ciotka była tęższą osobą o siwych włosach zawsze spiętych w koczek na czubku głowy i o zgrozo, była straszną gadułą, co było ostatnią rzeczą jaką było mi dziś trzeba.

- Cioteczka! - udałam optymizm, który w jej oczach musiał wyglądać na szczery. Po latach udawania przed towarzystwem i mediami tego co chcieli zobaczyć, byłam doskonałą aktorką i prawdziwe emocje umiałam idealnie skrywać pod maską.

- Co tam u ciebie Angeliko? Nieprawdaż, że twoich rodzice przeszli dziś samych siebie? Dawno nie byłam na tak wystawnej imprezie, te całe dekoracje, wybitne jedzenie, no po prostu majstersztyk – zachwycała się ciotka z zapałem w oczach i kiedy gestykulowała zawzięcie rękami, dzwoniły bransoletki na jej nadgarstkach, które były idealnie dobrane kolorystycznie do jej rubinowej sukni, a kosztowały pewnie nie małą fortunę.

Ja nie podzielałam jej zachwytu, nie dziś. Ja też dawno nie brałam udziału w tak wystawnej imprezie, ostatnio było to... a no tak, wczoraj. Rzeczywiście masa czasu. Ale nie powiedziałam moich przemyśleń na głos, zachowałam je dla siebie, jak zawsze. W tym towarzystwie okrutna szczerość nie była mile widziana.

- Zgadza się ciociu – powiedziałam, ale równie dobrze, mogłabym nic nie powiedzieć i ciotka by nie zauważyła, bo już trajkotała dalej o tym jak to była wczoraj u notariusza, o nowej torebce za klika patyków i o jakimś tam przemówieniu jakiegoś tam polityka. Nudne sprawy poważnych dorosłych.

Grzecznie udawałam, że jej słucham, ale myślami byłam już w mojej sypialni, kilka pięter wyżej niż byłam w tym momencie. Kiedy ciotka zaczęła gadać o tym jak to ostatnio reumatyzm jej przeszkadza, przeprosiłam ją pod pretekstem udania się do łazienki i wtopiłam się w tłum, znikając z pola widzenia cioteczki.

Miałam dość, nie czułam, że nie wytrzymałam tu ani chwili dłużej, musiałam się ulotnić, teraz, natychmiast. Odhaczyłam już dzisiejszą obecność na bankiecie i miałam w głębokim poważaniu, że ktoś zauważy moją nieobecność, na dziś wystarczy.

Ruszyłam spokojnym, nieśpiesznym krokiem w stronę drzwi, tak jakbym wcale nie zamierzał wyjść, tylko sobie przypadkiem szła w tamtym kierunku. Najlepiej by było jakby nikt nie zauważył mojego wyjścia. Niestety, ledwo przekroczyłam próg wyjściowy sali, ruszył za mną jeden z ochroniarzy.

- Nie trzeba, idę tylko do ogrodu się przewietrzyć, zaraz wracam – kłamstwo gładko przeszło mi przez usta, bo ostatnie o czym teraz marzyłam była jeszcze eskorta. Rodzice mieli bzika na punkcie ochrony i bezpieczeństwa, chyba im więcej ma się pieniędzy, tym bardziej się jest przewrażliwionym na tym punkcie.

Ochroniarz nie wyglądał na przekonanego, jakby chciał się kłócić, ale koniec końców skinął mi głową i został za swojej pozycji przy drzwiach. Przemierzyłam korytarz szybkim korkiem i wymknęłam się tylnymi drzwiami na dwór. Odetchnęłam z ulgą świeżym nocnym powietrzem. Gwar rozmów i muzyki został za mną, a ja wreszcie mogłam się nacieszyć chwilą spokoju. Lecz to nadal było za mało.

Spojrzałam przez ramię na wielką i majestatyczną rezydencję z której właśnie wyszłam. Byłam niezłą szczęściarą, że mieszkałam w takim domu. Na brak luksusów na pewno nie mogłam narzekać. Ale dziś przytaczało mnie to wszystko, potrzebowałam się stąd wyrwać, od tej sztucznej uprzejmości, olbrzymich i bezosobowych sal bankietowych, od przesadzonej manier. Wszystko potrafi czasem człowieka przerosnąć, nawet bogactwo i luksusy.

No co dzień uwielbiałam swoje życie, ciągłe imprezy, firmowe ubrania, konto bankowe z olbrzymią ilością zer, no bajka. Ale były też dni takie jak dziś, kiedy czułam się jak jak aktorka występująca na scenie, która udaje kogoś innego, kiedy prawdziwe życie przecieka jej przez palce. Dlatego nie wystarczyło, że wymknęłam się z imprezy, musiałam opuścić posiadłość rodziców, uciec choć na chwile od tego z pozoru idealnego świata, by móc zacząć normalnie oddychać. Zapewne nie powinnam opuszczać terenu bez poinformowania kogoś o tym lub bez eskorty, ale dzisiaj właśnie tego mi było trzeba. Wizja ucieczki i załamania reguł sprawiała, że miałam uczucie, że choć przez chwilę naprawdę żyję.

Tak więc przemknęłam przez ogród do tylnej furtki, która już dawano zarosła bluszczem i o której chyba mało kto wiedział, więc nigdy nie była zamykana na klucz. Wymacałam żelazną klamkę wśród żywopłotu i pchnęłam furtkę, otwierając ją. Kiedy tylko ją za sobą zamknęłam, otoczył mnie szum miasta, warkot samochodów silników i trąbienie klasków. W jakiś sposób sprawiło to, że uciekło ze mnie napięcie.

Ruszyłam przed siebie chodnikiem. Nie miałam żadnego konkretnego celu, po prostu szłam przed siebie. Nade mną górowały wieżowce, mieszkania i neonowe banery z reklamami, środek dużego miasta, czego innego by się spodziewać. Było już późno, przez co na dworze było ciemno, więc przechodniów było niewiele, tylko kilku szwendało się tu i tam.

Po przejściu kilku metrów, dałam sobie już spokój w chodzeniu w szpilach, moje stopy błagały o chwilę ulgi, więc je zdjęłam i ruszyłam w dalsza drogę na bosaka, mając nadzieję, że żadne szkło nie wbije mi się w nogę.

Kiedy przeszłam kilka przecznic, stwierdziłam, że nie mam już więcej siły by iść dalej i mając już totalnie wszystkiego dość, po prostu usiadłam na krawężniku w miejscu w którym akurat stałam. Prawdopodobnie była to wina alkoholu, który nieco szumiał mi w głowę, bo normalnie nie zachowałbym się tak nierozważnie, by siadać w pięknej sukni na bosska w środku nocy na przypadkowym krawężniku. Ale dziś podciągnęłam tylko nogi do siebie i oparłam głowę na kolanach, wzdychając ciężko. Czułam się zagubiona.

- Chcesz trochę? - usłyszałam nagle nad sobą melodyjny kobiecy głos.

Kiedy podniosłam głową, pierwsze co ujrzałam to były wysokie glany i ubrane do nich kabaretki, a dopiero kiedy spojrzałam wyżej na właścicielkę czarnej, przykrótkiej spódniczki, ujrzałam dziewczynę w moim wieku z wyciągnięta flaszką whisky w moją stronę. Spojrzałam na butelkę. W sumie dlaczego by nie. Ten wieczór już nie mógł się gorzej skończyć.

Biorąc od dziewczyny wyciągniętą w moja stronę butelkę, przyjrzałam się jej ciemnoszarej oversizowej bluzce z czaszką i pentagramem, którą miała na sobie. Cóż, w moich kręgach taki wygląd, na dodatek z całą tą masą łańcuchów jakie dziewczyna miała zawieszone na szyi czy przypięte przy pasku, byłby nie do przyjęcia. Zostałaby nazwana córką szatana i wysłana na egzorcyzm. Ale dziewczyna wydawała się czuć bardzo pewnie w tym w czym była ubrana, jakby nie obchodziły ją żadne komentarze na jej temat, z którymi na pewno się spotykała. Spoglądała na mnie z ciekawością, lecz też jakby lekką wyższością.

Pociągnęłam łyk whisky prosto z gwinta, a dziewczyna w tym czasie spojrzała za siebie gdzieś w przestrzeń, przeczesując przy tym palcami swoje czarne, a jakie by inne, falowane lekko napuszone ścięte do ramion włosy. Potem wróciła spojrzeniem do mnie i kiedy tak na mnie patrzała, miałam wrażenie, że nie patrzy na mnie, lecz we mnie, jakby próbowała odkryć co właśnie myślę. Całe to wrażenie potęgowały jej zielone oczy, mocno podkreślone kreskami. Aż mnie od tego przeszły ciarki. Ta dziewczyna była nad wyraz nietypowa, i nieco mnie to intrygowało.

- Dzięki – powiedziałam oddając jej butelkę. I wtedy na jej poważnie jak do tej pory twarzy, pojawiał się cwany uśmieszek, jakby była kotką, która właśnie złapała mysz.

Myślałam, że dziewczyna po prostu odejdzie i pójdzie dalej w swoją stronę, lecz ona tylko wzięła ode mnie butelkę i samej biorąc z niej potężny łyk, usiadła obok mnie na krawężniku.

- Bosa dziewczyna z wyższych sfer siedząca w nocy na krawężniku w eleackiej kiece, jest dość niecodziennym widokiem – powiedziała wesoło, beztrosko, jakbyśmy właśnie siedziały w kawiarni i rozmawiały o kremie do babeczek, a nie piły whisky z obcą osobą na ulicy w środku nocy.

- Czasami nawet osoby z wyższych sfer mają dość swojej złotej klatki i potrzebują się wyrwać – odpowiedziałam i spojrzałam na siedząca obok mnie dziewczynę.

Zauważyłam, że ma ucho przebite wieloma kolczykami. Moi rodzice uważają, że wszelakie nietypowe kolczyki nie przystojną damie, dlatego nigdy nie udało mi się ich na takie namówić.

- Nie martwisz się, że będziesz miała jutro kaca? - zapytałam, widząc jak dziewczyna bierze kolejny łyk whisky, a zawartość butelki kurczy się drastycznie. Chyba nie była to jej pierwsza butelka tej nocy.

- Jeśli będę miała kaca to jutro, a żyję dniem dzisiejszym, więc dziś będę pić tyle ile chce, a jutrzejszym kacem, będę się martwić jutro, jak już ono nad nadejdzie – odpowiedziała mi lekkim tonem, cały czas z szwendającym się na jej twarzy tajemniczym uśmieszkiem.

W jakiś sposób podziwiałam jej brak trosk i lekkim podejściem do życia. Moje życie zawsze było całe z góry zaplanowane, moi rodzice obmyślali dla mnie każdy aspekt dnia kolejnego, przez co miałam wrażenie, że nie żyję dniem dzisiejszym, tylko jestem marionetką w idealnym grafiku, więc podejście tej dziewczyny do tego wszystkiego mi imponowało.

- Jestem Angelika, Angelika Clermont – przedstawiałam się.

- Vanessa – odpowiedziała tylko. Zwykła Vanessa, bez nazwiska, bez szczegółów. Aż mi się zrobiło lekko głupio, że przedstawiałam się tak oficjalnie, przecież nie byłyśmy na jednych z tych poważnych lunchów, które organizują moi rodzice.

Przepaść między naszymi światami była ogromna. Nasze zachowanie, ubiór, podejście do życia, wszystko było całkowicie różne. A mimo siedziałyśmy tutaj razem we dwie na krawężniku z butelką whisky. Ta dziewczyna jakoś fascynowała mnie swoją osobą, sama nie do końca wiedziałam czemu.

Wtedy zegar na wieży zegarowej wybił północ. Dwanaście uderzeń poniosło się echem przez miasto.

- Czy Kopciuszek nie musi wracać przed północą do domu? - zapytała Vanessa patrząc na mnie uważnie, choć wyczułam w jej głosie lekkie droczenie się.

Westchnęłam. Może i nie byłam Kopciuszkiem, ale rzeczywiście musiałam wracać na przycięcie zanim ktoś zorientuje się, że mnie nie ma i wszcznie alarm.

- Zapewne musi, ale wcale tego nie chce – powiedziałam przybita perspektywą powrotu do tej całej śmietanki towarzyskiej.

Vanessa tylko bez słowa podsunęła mi butelkę z alkohole, którą przyjęłam z wdzięcznością. Potem podniosłam się z krawężnika i wygładziłam już i tak pogniecioną sukienkę. Vanessa też wstała i już ruszyła w swoją stronę, kręcąc uwodzicielko biodrami i popijając whisky.

- Miło było – powiedziałam do niej na odchodne, bo nie wypadało przecież tak oddalić się bez jakiegokolwiek słowa pożegnania.

- Niech cię to nie zmyli, nawet diabeł wydaje się być czasem miły – powiedziała przez ramię i uśmiechnęła się znacząco, po czym nie dodając już nic więcej, zniknęła mi z oczu w mroku nocy.

Jeszcze przez chwilę patrzałam za nią w mrok. Nie wiedziałam kim była ta dziewczyna, już pewnie więcej jej nie spotkam, ale obudziła ona we mnie coś o czym dawno temu zapomniałam. Poruszyła jakąś czułą strunę w moim sercu, wyrywając mnie z otępienia bogactwem i wyszukanym stylem życia w jakim do tej pory żyłam.

Westchnęłam ciężko i powlekłam się z powrotem do domu. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro