18/02/16 ▪
Ludzie marzyli o szczęściu przez całe życie. Próbowali do niego dążyć, nie mając pojęcia, czym ono tak naprawdę jest. Myśleli, że można je kupić lub wypracować, kiedy szczęścia nie dało się zniewolić. Było ono jak powiew świeżego wiatru, który przyjemnie ochładza nasze twarze, gdy na dworze panuje spiekota. Sprawiało, że czuliśmy się lepiej i przez moment jedynie ono władało naszymi myślami. Szybko jednak się kończyło, by dać nam chwilę przerwy. Ludzie pragneli, by zawsze było obecne w ich życiu, zupełnie nie rozumiejąc, że cały jego urok tkwił w tym, że trwało moment. Raz dłuższy, raz krótszy, ale był to jedynie moment, który dawał nam siłę do mierzenia się z rzeczywistością.
Nienaturalne szczęście, które znały tylko osoby zmagające się z zaburzeniami psychicznymi, miało to do siebie, że odchodząc, wysysało z każdego niemalże całą energię życiową. Odbierało mu wszystko, mając nadzieję, że bez niego nie przetrwa. Człowiek spędzał więc cały dzień pod kocem, zwinięty w kłębek, modląc się do boga, w którego nie wierzył, o szybką śmierć. Co innego mu pozostawało? Przyjaciele odchodzili na dalszy plan. To samo robiły marzenia i wszystkie dobre wspomnienia. Nie zostawało w nim nic poza pustką, która raniła serce, sprawiając niemal fizyczny ból.
W takiej sytuacji znalazłem się też ja i jedyne, co mogłem zrobić, to czekać na własną śmierć, która mogła w końcu nadejść z odwodnienia lub wygłodzenia, a obie te przyczyny były nad wyraz kuszące.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro