12/02/16 ▪
Od pięciu minut stałem przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami, bojąc się nacisnąć na klamkę. Wiedziałem, że wcześniej czy później będę musiał to zrobić, ale dzisiaj czułem się zbyt niepewnie, by od tak wkroczyć do gabinetu doktora Mina. Normalnie mężczyzna po mnie wychodził, ale tym razem byłem spóźniony, więc musiałem radzić sobie samemu. Tyle że wejście do środka nie było wcale tak proste. Przynajmniej nie dla mnie. Moja wyobraźnia pokazywała mi naprawdę różne sceny, które mogły się rozegrać, gdy tylko odważę się nacisnąć klamkę, a większość z nich nie była zbyt przyjemna. W końcu Min mógł już znaleźć sobie jakieś inne zajęcie, w którym mógłbym mu przeszkodzić. Mężczyzna zapewne nie miałby do mnie o to pretensji, ale ja czułbym się jak idiota, a tego wolałem uniknąć. Co prawda obecnie i tak nie miałem o sobie lepszego zdania, kiedy przestępowałem z nogi na nogę, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nie byłem już dzieckiem, więc powinienem zachowywać się, jak na pewnego siebie, młodego mężczyznę przystało, ale zdecydowanie mi to nie wychodziło.
Kiedy drzwi przede mną niespodziewanie się otworzyły, podskoczyłem w miejscu. Zawsze byłem trochę strachliwy, a takie sytuacje jak ta przyprawiały mnie o prawdziwe palpitacje serca. W drzwiach stał doktor Min. Jak zawsze wyglądał bardzo dobrze w blond włosach, ciemnych spodniach oraz czarnym golfie. Przy nim czułem się jak brzydkie kaczątko i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Mimo tego był to jedyny psychiatra, z którym miałem odwagę rozmawiać o moich problemach.
— Dzień dobry, Tae — przywitał się, posyłając mi swój przyjazny uśmiech. Jeśli nawet zaskoczyło go, że stoję pod drzwiami, zamiast po prostu wejść do środka, nie dał nic po sobie poznać. — Zaspałeś? — Wycofał się delikatnie, robiąc mi miejsce, bym mógł przejść obok niego. Nie zostało mi więc nic innego, jak wkroczyć do gabinetu i od razu zająć miejsce na wygodnym fotelu, znajdującym się naprzeciwko biurka mężczyzny.
— Przepraszam — mruknąłem, uznając taką odpowiedź za odpowiednie przyznanie się do winy. Nasze spotkania zazwyczaj odbywały się wieczorami, ale tym razem była dopiero jedenasta rano, więc wygrzebanie się o tak wczesnej dla mnie godzinie z łóżka, było naprawdę trudne. Nie lubiłem zasypiać, ale nie lubiłem też później się budzić, więc zazwyczaj przychodziło mi to dość opornie.
— Nie musisz mnie przepraszać za coś takiego. — Min zajął miejsce po drugiej stronie swojego drogiego biurka i przyjrzał mi się uważnie. Wiedziałem, jak fatalnie dzisiaj wyglądałem, więc spuściłem wzrok na swoje dłonie, by nie patrzeć na jego twarz. Zdawałem sobie sprawę, że nie zobaczę na niej obrzydzenia ani dezaprobaty, ale to było silniejsze ode mnie. — Nie spałeś w nocy zbyt dobrze, co? — zapytał, a ja w odpowiedzi mogłem tylko pokiwać głową. — Co się stało?
— Nic takiego — mruknąłem cicho. Normalnie rozmowa z mężczyzną szła mi dużo lepiej, ale to zdecydowanie nie był mój dzień. Czułem się zażenowany nawet swoim istnieniem. — Znajomy zaproponował mi spotkanie — wyznałem w końcu, wiedząc, że Min doskonale zrozumie, o co mi chodzi. Za to właśnie go lubiłem. Zdawał się doskonale odgadywać wszystkie moje myśli. Delikatnie zmuszał mnie do ich rozwijania, ale doskonale wiedziałem, że i bez tego wszystko rozumie, a jedynie próbuje zachęcić mnie do mówienia.
— Oo, poznałeś kogoś nowego? — Od razu się zaciekawił. — Kto to taki?
— Znajomy Kookiego. — Nareszcie poczułem się na siłach, by móc spojrzeć w oczy mężczyźnie. Opierał się łokciami o blat biurka, delikatnie pochylając się do przodu, a na jego twarzy gościł przyjazny uśmiech. Sprawiał wrażenie, jakby właśnie był na herbacie ze znajomym, a nie na spotkaniu ze swoim pacjentem. — Piszę z nim już od jakiegoś miesiąca i jest bardzo sympatyczny.
— Więc w czym tkwi problem? — Doskonale wiedziałem, że zna odpowiedź na to pytanie.
— To nie skończy się dobrze.
— Dlaczego od razu zakładasz najgorsze? Przecież ostatnio twierdziłeś, że tylko optymistyczne myślenie daje szczęście.
Automatycznie uśmiechnąłem się na jego słowa. Nie było to jednak spowodowane szczęściem czy rozbawieniem. Raczej można było to interpretować, jako dezaprobatę dla samego siebie. Zazdrościłem Minowi pamięci. Zawsze był w stanie przytoczyć moje słowa, kiedy ja nawet nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz się z nim widziałem. Miało to jednak swoją wadę – pamiętał nawet to, o czym ja wolałem zapomnieć.
— Oczywiście i właśnie dlatego nie jestem szczęśliwy. — Sam nie byłem pewien dlaczego, ale momentalnie poczułem się nieco pewniej. Moje zmiany nastroju naprawdę były zadziwiające. Czasami okropnie mnie irytowały, ale zazwyczaj byłem zbyt wielką życiową amebą, by móc nimi się przejąć. — Mój nowy znajomy jest — zawahałem się na moment, szukając odpowiedniego słowa — wyjątkowy. Dobrze mi się z nim pisze, a spotkanie może wszystko zepsuć.
— Co takiego może się wydarzyć?
— Wszystko — mruknąłem niezadowolony, oczami wyobraźni widząc najczarniejsze scenariusze. — Mogę dostać ataku paniki, mogę zemdleć lub zwymiotować, mogę być tak zdenerwowany, że nie wyduszę z siebie ani jednego słowa. — Zamilkłem na moment, by ciężko westchnąć i pokręcić głową z dezaprobatą dla samego siebie. — Nie chcę wyjść na chorego psychicznie lub niepotrzebnie go martwić swoim stanem. Dobrze mi się z nim pisze i — przygryzłem wargę, nie wiedząc, jak obrać swoje myśli w słowa — nie chcę go stracić. Nieświadomie daje mi dużo siły.
— Myślisz, że jeśli dowiedziałby się o tobie czegoś więcej, nie chciałby już cię znać?
— Tak — odparłem bez wahania.
— Ale — zaczął, przybierając skupiony wyraz twarzy — skoro jest wyjątkowy, to czy nie powinien działać inaczej niż ludzie, których reakcji się boisz?
Automatycznie przekrzywiłem głowę w bok, marszcząc brwi. Słowa Mina były tak inne od tego, co podpowiadała mi moja wyobraźnia. Głosik w głowie ciągle powtarzał mi, że nie mogę przywiązywać się do Hobiego, bo chłopak kiedyś zniknie. Doskonale wiedziałem, że jest ciepłą, troskliwą osobą, ale nie mogłem uwierzyć, że po poznaniu całej prawdy na mój temat, wciąż będzie chciał ze mną chociaż pisać. Byłem dla wszystkich ciężarem, więc dlaczego ktoś tak cudowny miałby marnować na mnie swój czas?
— Gdyby nawet zareagował inaczej, to wtedy byłbym odpowiedzialny za dodatkowy ciężar na jego barkach. Wolę mu nie dokładać zmartwień.
— Tae, nie decyduj za ludzi. To od nich zależy, czy będą chcieli pomóc ci z ciężarem, który próbujesz samemu nieść.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia wbiłem wzrok w swoje dłonie, by nie patrzeć na twarz mężczyzny. Doskonale wiedziałem, że miał rację, ale za bardzo bałem się odrzucenia, by głośno powiedzieć, że tak naprawdę marzę o tym, by zaufać Hoseokowi i móc mieć w nim jeszcze więcej wsparcia. Chłopak był jak moje prywatne słońce i świetnie radził sobie z każdym moim kiepskim humorem, choć przecież nawet nie znał przyczyny moich gorszych dni. Mimo tego coś mnie blokowało. W końcu jak mogłem martwić tak cudowną osobę? Nie chciałem być egoistą. Już wystarczająco paskudnie czułem się, mieszając w to wszystko Kooka.
Min domyślił się, że nie zamierzam nic odpowiedzieć na jego słowa, więc cicho westchnął, poprawiając się na krześle. Nie był zirytowany ani zniecierpliwiony. Po prostu chciał mi pomóc i do mnie dotrzeć, choć było to bardzo trudne. Chyba byłem zbyt uparty, by przebić się przez warstwy kompleksów i zacząć widzieć świat tak, jak chciałby tego mężczyzna.
— A jakie masz plany na walentynki? — Postanowił zmienić temat, choć ten nie był dla mnie ani trochę lżejszy. Po tym jak Hoseok zaproponował mi spotkanie, kilka razy pomyślałem, by spędzić ten dzień razem z nim.
Oczywiście nie w żaden romantyczny sposób, a jedynie jak na dwóch znajomych przystało. Nie odważyłem się jednak tego chłopakowi zaproponować, przez co czułem się jak skończony tchórz. Kto normalny aż tak bał się spotkania ze zwykłym znajomym?
— Jutro mam maraton filmowy z Kookiem, a rano zapewne wrócę do siebie, żeby mu nie przeszkadzać.
— Ma już jakieś plany?
— Taką mam nadzieję — mruknąłem. Nie wiedziałem, czy przyjaciel się z kimś umówił, bo nic takiego mi nie powiedział, ale nie mógł wiecznie poświęcać wszystkiego dla mnie. — Zamierzam spędzić uroczy wieczór z książkami Kinga.
Doktor Min oczywiście nie był zachwycony moją odpowiedzią i po raz kolejny przypomniał mi, że nie mogę decydować za innych, a ja już sam nie wiedziałem, co miałem myśleć. Chciałem dla wszystkich jak najlepiej i nie interesowało mnie moje własne dobro, ale wiedziałem, że to beznadziejne podejście. Mimo tego jego zmiana była tak cholernie trudna, a ja byłem przecież nikim. Nie posiadałem w sobie dość siły, by walczyć sam ze sobą. Miałem ochotę się poddać i zniknąć. Tak po prostu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro