09/02/16 ▫
Deszcz agresywnie uderzał o szybę, jakby siłą chciał wedrzeć się do mieszkania, po którym echem roznosiły się jego dźwięki. Wielu ludzi zapewne stwierdziłoby, że to naprawdę nastrojowe, ale ja zdecydowanie się z tym nie zgadzałem. Deszcz nie był zły, ale, w połączeniu z zawodzącym wiatrem, tworzył coś upiornego. Doskonale pamiętałem, jak w dzieciństwie mój brat straszył mnie, mówiąc, że to dusze wołają z piekła. Byłem już dużym chłopcem, ale w takich chwilach jego słowa wciąż głośno brzmiały w moich uszach.
Leżałem na łóżku z głową schowaną pod kołdrą. Bałem się wystawić na zewnątrz chociażby stopę w obawie, że coś mnie za nią złapie. Wiedziałem, że był to irracjonalny lęk, ale moje ciało nie słuchało tego, co miałem mu do powiedzenia. Całe było napięte i gotowe do ucieczki, gdyby tylko zaszła taka potrzeba.
Mieszkanie było moim słodkim azylem, ale gdy na dworze robiło się ciemno, poczucie bezpieczeństwa znikało. Noc w noc spałem przy zaświeconej lampce, a leki pozwalały mi na szybkie odpłynięcie, ale ten wieczór zdecydowanie był inny, a wszystko za sprawką wiatru, którego nienawidziłem od małego. Najchętniej założyłbym na uszy słuchawki i puścił jak najgłośniej Of all days, by odciąć się od rzeczywistości, ale nie wiedziałem, gdzie je położyłem, a wyjście spod kołdry nie było możliwe.
Czułem się naprawdę żałośnie. Nie miałem siły, by walczyć z moimi głupimi lękami. Czułem jak każdego dnia coraz bardziej mnie przygniatają, powoli dusząc i wysysając ze mnie życie. Wiedziałem, że było to moja wina, bo zwyczajnie im na to pozwalałem, ale naprawdę nie wiedziałem, co zrobić, by zacząć walczyć ze samym sobą. Brakowało mi motywacji i chęci do życia.
Kiedy wiatr jeszcze agresywniej uderzył kropelkami wody w moje okno, natychmiast podskoczyłem w miejscu. Była to głupia reakcja, za którą miałem ochotę się uderzyć, ale byłem zbyt przerażony, by cokolwiek zrobić. Miałem wrażenie, że byłem okropnie żałosny, ale naprawdę nie wiedziałem, jak mam się w tym momencie uspokoić.
Nie miałem nawet kogo poprosić o pomoc. Nie dość, że było już późno w nocy, to na dodatek był wtorek. Kook i Jimin mieli rano zajęcia, a Namjoon pracował. Nie mogłem żadnego z nich obudzić, bo nigdy bym sobie nie wybaczył, że przeze mnie chodzą niewyspani. Nie chciałem im utrudniać życia. Już i tak dużo dla mnie robili.
Pomimo tego włożyłem dłoń pod poduszkę, by wyciągnąć spod niej telefon. Potrzebowałem zająć czymś myśli, więc w tym momencie był to mój jedyny ratunek. Bo co innego mogłem zrobić?
Sam nie byłem pewien, dlaczego od razu po odblokowaniu ekranu, wszedłem w wiadomości. Zapewne zrobiłem to odruchowo, ale niewykluczone, że coś w środku mnie naprawdę błagało o ratunek i rozmowę. Powinienem od razu z nich wyjść i znaleźć sobie jakiś dobry serial, który wystarczająco zajmie moje myśli, ale zamiast tego postanowiłem napisać do Hoseoka. Było to okropnie głupie, ale czułem, że jeśli chociaż nie spróbuję, to zaraz się rozpłaczę.
Tae: Śpisz?
Wysłałem, w myślach wyzywając się od idiotów. Musiałem być w tym momencie już naprawdę żałosny. Leżałem pod kołdrą, bojąc się jak dzieciak, a jakby tego było mało, szukałem ratunku u niemalże obcej mi osoby, która na pewno spała. Czasami sam siebie zadziwiałem.
Hoseok: Coś się stało?
Kiedy przyszła odpowiedź, wręcz nie mogłem w to uwierzyć. Miałem wrażenie, że jednak udało mi się zasnąć i był to jedynie słodki sen. Moje serce zalało przyjemne ciepło, które nie powinno się w nim pojawić przez coś tak błahego. Mimo tego nie zamierzałem teraz się tym przejmować. Hoseok nie spał, a ja potrzebowałem jego wsparcia.
Tae: Nie mogę spać :c
Hoseok: Dlaczego?
Tae: Czy musi być jakiś konkretny powód?
Automatycznie przygryzłem wargę, czekając na odpowiedź. Możliwe nawet, że odrobinę się jej bałem. Chłopak zbyt często mnie zaskakiwał i niczego nie mogłem być pewien. Poza tym zdecydowanie nie był jak większość zapatrzonych w siebie ludzi. Czasami bałem się, że dostrzega więcej, niż bym chciał.
Kiedy mój telefon zaczął wibrować, o mało nie dostałem zawału. Widocznie moje obawy wobec chłopaka były prawdziwe, bo nigdy bym się nie spodziewał, że postanowi do mnie zadzwonić. Patrzyłem się tępo w ekran, nie wiedząc, co zrobić. Nie byłem pewien, czy jestem gotowy, żeby z nim rozmawiać, ale... Można powiedzieć, że w obecnej sytuacji byłem nieco zdesperowany.
— Halo? — W moim głosie pobrzmiewała niepewność, przez którą miałem ochotę nakrzyczeć na siebie. Brzmiało to dla mnie tak słabo, że nawet nie chciałem zastanawiać się, co na ten temat pomyślał Hoseok.
— Wow, zupełnie inaczej wyobrażałem sobie twój głos — stwierdził chłopak, a ja mimowolnie delikatnie się uśmiechnąłem. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek go usłyszę. Czułem się zmieszany i zdezorientowany, ale... Było to całkiem miłe.
— Jestem dzieckiem mroku, mówiłem — powiedziałem, doskonale zdając sobie sprawę z grubości mojego głosu.
— Dzieci mroku chyba nie są aż tak urocze — stwierdził, a moje policzki niespodziewanie zaczęły piec.
— Nie jestem uroczy — mruknąłem bardziej do siebie niż niego. Nie lubiłam, kiedy ludzie mówili do mnie w ten sposób. Zawsze za bardzo reagowałem na tego typu komplementy.
— Czemu nie możesz spać?
— Wieje — wyznałem, nie będąc pewnym, czy powinienem mu o tym mówić. W końcu nie chciałem wyjść na panikanta.
— Jesteś sam? — W jego głosie usłyszałem coś na wzór troski. Szczerze wątpiłem, by właśnie to nim kierowało, bo przecież byłem dla niego nikim, ale chciałem w to wierzyć
— Zawsze jestem sam — mruknąłem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego, jak żałośnie to brzmiało. — To znaczy mieszkam sam — szybko się poprawiłem.
— Wiesz — zaczął — teraz jesteś ze mną, więc już nie musisz się przejmować wiatrem. W końcu jeśli jesteśmy razem, to nic złego nie może się stać.
Miałem ochotę roześmiać się i rozłączyć, bo przecież brzmiało to tak absurdalnie. Nie mogłem jednak tego zrobić. Coś we mnie chciało wierzyć w każde słowo chłopaka. Było to tak okropnie żałosne, ale... naprawdę tego pragnąłem.
— Naprawdę? — zapytałem, wyłaniając głowę spod kołdry. Powoli zaczynało mi już brakować powietrza, więc nie miałem wyjścia.
— Oczywiście — zapewnił mnie. — Może połóż telefon przy głowie i zamknij oczy, a ja spróbuję ci coś zaśpiewać?
— Czy ty planujesz mnie ululać do snu? — parsknąłem, a chłopak mi zawtórował.
— Możliwe — przyznał, a ja wyczułem w jego głosie uśmiech.
Nie zostało mi nic innego, jak ułożyć się wygodnie na łóżku z telefonem tuż przy moim uchu. Pomysł chłopaka był dla mnie dziwny, ale nie miałem nic do stracenia. Poza tym już naprawdę byłem zmęczony, choć w dalszym ciągu czułem się zbyt niepewne, by zasnąć.
— Już.
Tyle wystarczyło, by chłopak zaczął cicho śpiewać jedną z kołysanek, które doskonale znałem z dzieciństwa. Głos Hoseoka był ciepły i przyjemny. Ogrzewał serce, skutecznie radząc sobie z moim strachem. W tle wciąż słyszałem głośny wiatr, połączony z deszczem, ale teraz wydawało mi się, że dźwięk ten dobiega naprawdę z daleka. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a w uszach słyszałem już jedynie głos chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro