Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Kolejna godzina, prawie trzecia. Ich podróż trwała zdecydowanie dłużej niż którykolwiek z pasażerów przypuszczał, dlatego zarówno Jimin jak i Taehyung zasnęli, chcąc na miejscu od samego początku delektować się tym odprężającym wyjazdem.

Jednak Jungkook nie zmrużył oka nawet na chwilę, wpatrując się w mijane krajobrazy, na które mimo wszystko nie zwracał większej uwagi. Każda sekunda wypełniona była czymś zupełnie innym, o wiele przyjemniejszym, zdecydowanie bardziej nieprzyzwoitym i momentami nawet zakazanym. Czymś, czego głośne wypowiedzenie spotkałoby się jedynie ze smutkiem, złością i płaczem, czego nie chciał. Bynajmniej nie teraz.

W jego głowie pojawiały się kolejne sceny z erotycznego snu, który miewał coraz częściej. Na tyle pociągający, że nie mógł pozbyć się go z głowy, wystarczająco podniecający, by zagryzana dolna warga nieznacznie spuchła, a w spodniach pojawiła się niechciana, choć niezauważona przez nikogo wypukłość. Tak dziwna i absurdalna wręcz wizja, lecz jednocześnie w rzeczywistości możliwa po dłuższych przygotowaniach i licznych rozmowach.

Wciąż słyszał te westchnienia, sapania, a szczególnie tak dobrze znane sobie jęki, które rozbrzmiewały zaraz przy jego uchu. Wtulone w niego ciało raz po raz wyginało się przez odczuwaną przyjemność, a zamknięte oczy tylko dodatkowo informowały o obezwładniającej przyjemności.

Tam nie było miejsca na sprzeciwy czy wymówki, liczyło się zwyczajne oddanie i wręcz wymuszone zaufanie, które musiał okazać Jimin, by nie zostawiono go w nieprzyjemnej sytuacji, zmuszając do zostania jedynie obserwatorem.

Wizja była niezwykle prosta i prawdopodobnie właśnie to Jeon w niej uwielbiał najbardziej. Górowała tam chęć nauczenia Taehyunga dominacji, pokazania mu, jak przyjemne to jest, jak cudownie kontroluje się sytuacje. Wprowadzić w nieco sadystyczny świat, którego stał się władcą już dawno temu, wiedząc, jak zadać najmocniejszy, lecz jednocześnie najbardziej przyjemny ból, jaki tylko istnieje. Chciał mu to pokazać, pozwolić odczuć na własnej skórze.

I do tego właśnie przydał mu się Jimin.

Doskonale zdawał sobie sprawę z wątpliwości i niechęci Taehyunga do dominacji nad sobą, spowodowaną wciąż niezmienną od początku sytuacją. Przyzwyczajenie było o wiele wygodniejsze dla starszego niż wejście w namiętne, kuszące nieznane, które tak bardzo podniecało młodszego. Ta świadomość, że wszystko się może zdarzyć, a idealnie wydeptana ścieżka nagle się zmienia, każąc podążać na ślepo, kierować się intuicją, która pozostawia niejasne drogowskazy.

Jednak seks dwóch przyjaciół mógł wyglądać zdecydowanie inaczej. Relacja, która nie miała w sobie nutki romantyzmu, nie dyktowała żadnych ról, nie ograniczała i pozwalała Jungkookowi na pełną manipulację obojgiem mężczyzn, którzy nie znali szczegółów jego planów, mogła być idealna. Dodatkowo zaufanie, którym obdarzyli się już lata temu wszystko ułatwiało.

Właśnie takim sposobem znaleźli się w niezwykle gorącej pozycji, którą od tak dawna Jeon chciał wypróbować. Tyle o niej fantazjuje, nieprzerwanie szuka dwóch osób, które bez zbędnych problemów zgodzą się na taką relacje, spełnią jego marzenia i pokażą nową przyjemność, jakiej jeszcze nie zna.

Leżał płasko na pościeli, trzymając dłonie na pełnych pośladkach Parka i rozchylając je zachęcająco, by jeszcze bardziej podniecić Taehyunga i jakby zmusić do zanurzenia się między nie. Do jeszcze bliższego poznania swojego przyjaciela, który spoglądał na niego przez ramię z tym niepewnym spojrzeniem, świadomy, że nie jest nic w stanie zrobić. Cudownie bezbronny, gorąco uległy i zdecydowanie świadomy konsekwencji nieposłuszeństwa.

Po chwili akcja nagle przyspieszyła, nie każąc Jungkookowi czekać na kulminacyjny moment. Idąca mu na rękę, wręcz niecierpliwa dalszego przebiegu akcji, która była tak naprawdę wiadoma. Kim zdecydowanymi ruchami poruszał swoimi biodrami, odruchowo lekko uderzając o obijające się o jego miednicę już nieco czerwone pośladki, za to Jimin dzielnie utrzymywał się na prostych rękach opartych o umięśniony brzuch Jeona, który coraz gorzej znosił wyczekiwanie na odpowiedni moment.

Był niecierpliwy, cholernie podniecony i zdeterminowany, by zrealizować wszystkie plany odnośnie tej dwójki. W końcu podobna sytuacja mogła się nigdy więcej nie zdarzyć, a drogi całej trójki nagle nieco rozejść, wprowadzając między siebie dziwną niezręczność i skrępowanie. Dlatego poprosił Taehyunga, aby na chwilę przestał, samemu obniżając jeszcze bardziej miednicę Jimina, ustawiając ją według własnych potrzeb.

Z ust Kima zdążyło wylecieć jedynie jedno niezrozumiałe pytanie, nim na wejście Jimina naparło drugie przyrodzenie, które powoli zaczęło zagłębiać się w nie wiadomo kiedy przygotowanym do tego wejściu.

Zdziwienie na twarzy Jimina było nie do opisania. Połączone z niezrozumiałą złością, wręcz absurdalną przyjemnością, dokładnie odczuwanym dyskomfortem i krępującym zawstydzeniem. Na uchylonych wargach zastygł niemy sprzeciw, zmieniając się w głośny jęk, a łokcie mimowolnie się zgięły, sprawiając, że rozpalone ciało opadło bezwładnie na Jeona.

Wystarczył jeden znak, by para zaczęła poruszać biodrami i dosłownie minuta, by Jeon powoli instruował Kima, co powinien robić, by Jimin naprawdę postradał zmysły.

Właśnie przez tę wizję najmłodszy nie potrafił przestać się uśmiechać i dziękował Taehyungowi, który pierwszy podbiegł do samochodu, że właśnie siedział za fotelem kierowcy, dzięki czemu Yoongi nie mógł dostrzec jego zadowolonej miny, rozmarzonego wzroku, czując jedynie gorący oddech na karku, który mógł wytłumaczyć ciepłem, coraz bardziej ogarniającym samochód.

A może tylko jego?

— Jesteśmy — powiedział nagle Yoongi, rozpoczynając parkowanie samochodu na prawie pustym parkingu. — Obudź Taehyunga.

— Jimina też? — zapytał wciąż otumaniony nieprzyzwoitym wyobrażeniem, co zdradził ton jego głosu, na którego dźwięk Min zmrużył oczy.

— Nie, sam go obudzę — odpowiedział podejrzliwie, zaciągając hamulec ręczny i luzując skrzynię biegów.

***

Leżał na dużym, dwuosobowym łóżku, wpatrując się zaciekawionymi oczami w jasny sufit domku, w którym wraz z Jiminem będą mieszkać przez następne kilka dni. Oddalony od drugiego o dobre dwie minuty, z wyjściem na plażę i sporym gankiem.

Panujący w tym miejscu klimat zdawał się magiczny, a samo wyobrażenie wschodzącego słońca było piękne, zwłaszcza przez spokojnie falujące morze. Jednak mimo tego Yoongi nie potrafił upajać się tymi widokami i rozluźnić spiętych od ciągłej pracy mięśni. 

Zaczął łączyć niepokojące i zdecydowanie raniące fakty w swojej głowie, zresztą nie pierwszy raz. W przeciągu ostatniego tygodnia nieustannie rozmyślał nad wszystkim, co go otacza, szukając ukrytej gdzieś prawdy. Zastanawiając się, co dokładnie zostało splamione kłamstwem, co jest w rzeczywistości jedynie nieporozumienie, a co całkowicie przepadło, mając przy sobie jedynie cierpienie niewypowiedzianych słów.

To wszystko nie dawało mu spokoju. To nagłe wychodzenie Jimina z domu, późne powroty, chwilowe zawahanie ze strony Parka, który momentami jakby zmuszał się do jakiejkolwiek bliskości. Do pocałunków, dotyków, słodkich słów, o współżyciu nie wspominając. Jakby nie czerpał z tego żadnej przyjemności, jedynie poddając się monotonii, przyzwyczajeniu i schematowi "normalnego życia".

Do tego jego reakcja na specjalnie wypowiedzianą prośbę o zawołanie Jungkooka i Taehyunga. Jego skrępowanie na widok szerokiego uśmiechu jego przyjaciela, niepewne wkroczenie do środka. To wszystko wydawało się dziwne, zważywszy na to, z jaką radością niegdyś Jimin witał się z Kimem.

Coś było nie tak, ale co?

Chwilami myślał, że Park mógł pokłócić się z Taehyungiem, sprawy nie zostały wyjaśnione do końca i Jiminowi w dalszym ciągu jest głupio, gdy Kim zdawał się zupełnie o tym nie pamiętać. Przez myśl przebiegła mu również możliwość, że Jungkook mógł być dla niego niemiły, oschły, ba, wręcz agresywny. Na samą myśl, że Jeon miałby podnieść na Parka rękę jego pięści się zaciskały, a chęć uderzenia tego dzieciaka była o wiele większa niż zdrowy rozsądek, który mimo wszystko w porę uspokajał gotujące się emocje, tłumacząc je wybujałą wyobraźnią.

W końcu Jimin nigdy nie przyszedł z siniakiem, zadrapaniem czy nawet zaczerwienionym miejscem. Jednak jego nieobecny wzrok, zmartwiona mina i nieudolnie ukryte zmartwienie wiele zdradzało, jednak Min nie wiedział, co dokładnie.

Najgorszą ze wszystkich myśli była ta o możliwości bycia zdradzonym. To zdecydowanie bolało najbardziej, sprawiając, że kujące serce momentami odbierało dech, nie pozwalając zaczerpnąć świeżego powietrza, tak niezbędnego do życia. Każąc cierpieć za brak zaufania lub swoje braki oraz wady, które pchnęły Jimina do tego typu rozwiązania.

Dlatego starał się o tym nie myśleć, całkowicie wyrzucić tę opcję z głowy, jednak ona zawzięcie wracała podczas każdego samotnego wieczora, dręcząc jak najgorsza mara. Uprzykrzając życie, sprowadzając na kolana, jakby chcąc z góry zasugerować wynik tej całej sytuacji.

Jedynym przegranym był on, bo żył w niewiedzy, polegając na własnych domysłach.

Jednak chciał się jej pozbyć. Tego wieczora chciał w końcu mieć jasną, przejrzystą wizję jego aktualnie nieznanej przyszłości. Odpowiedź na to, jak jego życie się potoczy i czy będzie miał możliwość spełnienia tych cudownych i rozczulających marzeń blondyna.

— Yoongi? — odezwał się Jimin, siadając na łóżku.

O wiele dalej niż zwykle, dosłownie na krawędzi, przez co między nimi pojawiła się spora odległość. Choć może to wszystko wyglądało tak tylko w jego głowie? Może nigdy nie zwracał uwagi na te dzielący centymetry, wiedząc, że mimo wszystko ich serca nadal są blisko?

— O co chodzi, kochanie? — odpowiedział z delikatnym uśmiechem, wyciągając dłoń w kierunku tej Parka, która, ku jego zaskoczeniu, chętnie odwzajemniła uścisk.

— Coś się dzieje? Jesteś zmęczony? Patrzysz w ten sufit jakby nie wiadomo co na nim było — wyjaśnił młodszy, nieco się przybliżając do ciała swojego partnera.

Zmniejszył dystans, rozbijając tym wszystkie teorie Yoongiego. Każąc mu skupić się jedynie na tej blondwłosej istocie, która właśnie z troską wpatrywała się w jego podkrążone od niewyspania oczy.

— Tak, jestem nieco śpiący. Przepraszam, że cię zmartwiłem — mruknął łagodnie, kciukiem gładząc zewnętrzną część gładkiej dłoni. — Nic mi nie jest.

— Prześpij się, obudzę cię za jakieś dwie godzinki. Akurat słońce powinno zachodzić, więc niebo powinno być cudowne.

— Dobrze. — Yoongi dodatkowo przytaknął głową, zaraz nieco się podnosząc, by przyciągnąć do siebie Parka, który wylądował wtulony w spokojnie unoszącą się klatkę piersiową starszego. — Ale zostajesz ze mną.

W odpowiedzi Yoongi usłyszał jedynie rozczulony śmiech, który ukoił jego serce i zmęczony ciągłym rozmyślaniem umysł. Może Jimin zwyczajnie był czymś przytłoczony i ten wyjazd pozwolił mu poczuć, że może chwilowo się od tego wszystkiego uwolnić? Może coś w pracy się stało i przez to był tak nieobecny? W końcu wystarczyło, że znaleźli się za miastem, by momentalnie zachowywał się tak samo rozczulająco jak zawsze.

— Dobrze, tylko daj mi wstać. Nastawię budzik i zaraz wracam.

Na te słowa Yoongi uśmiechnął się delikatnie i zaczął wydawać z siebie głośne chrapnięcia, udając, że zdążył już zasnąć, co było niemożliwe, nawet przy tak niewielkiej ilości snu.

A Jimin jedynie chichotał pod nosem, również postanawiając się zdrzemnąć i chwilowo zapominając o tym, jak paskudny się stał. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro