Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Dzień wyjazdu. Moment, na który tyle czekał z zapartym tchem, choć jednocześnie jak najbardziej chciał go odwlec w czasie. Móc dokładnie zastanowić się nad wszystkim, dokonać wyboru, by bez żadnych zbędnych wątpliwości spędzić wyjazd, podczas którego miał zapomnieć o otaczających go codziennych problemach. O monotonii, która nie odstępowała go na krok. W której skład weszły długie rozmyślania nad swoimi własnymi uczuciami, przyszłością.

Wciąż gubił się we własnych emocjach, nie mogąc znaleźć odpowiedniej drogi, skleić z rozsypanki odpowiedź, której tak długo szukał. Jakby ktoś bezkarnie i niepostrzeżenie skradł jeden, najważniejszy element układanki, nie chcąc zobaczyć jej w całości.

Obserwować, jak szaleje przez poczucie winy i zakazane pożądanie. Przez miłość i cielesną potrzebę bliskości.

A Park z każdym dniem miał wciąż większe wrażenie, że stacza się coraz bardziej, nieubłaganie kierując się w stronę pustki. Stanu tak okropnego, że na samą myśl po jego ciele przebiegały dreszcze, by przypomnieć mu, jak niewiele może zdziałać. Jak szybko zniknęły wszystkie możliwe drogi ucieczki.

Westchnął zamyślony, wpatrując się w mijający za oknem krajobraz. Wszystko tak szybko znikało z jego zasięgu wzroku, że nawet nie potrafił im się dokładnie przyjrzeć, musząc zadowolić się jedynie zapamiętanymi zarysami. Zupełnie jak w przypadku Jeona, którego nie mógł bez żadnych konsekwencji obserwować codziennie, zapamiętując każdy szczegół. Po wspólnych nocach, podczas których miał wrażenie, że jego osoba już nigdy nie będzie dla niego zagadką, następnego samotnego ranka pozostawały tylko mniej lub bardziej wyraźne zarysy, które były niczym cień, zależny od intensywności padającego światła.

Jednak jego dotyk czuł nieprzerwanie, w każdej możliwej sekundzie. Myślał o nim, nawet nieświadomie, jakby wyrył na jego ciele niewidoczne dla nikogo tatuaże. Nieznane, tajemnicze hieroglify, których nikt nie mógł zobaczyć. Które dyktowały własne, nikomu nieznane zasady. Został naznaczony wbrew własnej woli. A może za swoim własnym pozwoleniem?

Nie wiedział dokładnie.

Związek to nie tylko seks, Jiji.

Tak, Namjoon miał zdecydowaną rację. Cała relacja nie polegała na tej cholernie przyjemnej czynności, a jednak była niesamowicie ważna dla niego. Zwłaszcza w jego przypadku, kiedy poziom jego libido był momentami niecodziennie wysoki, a ciało domagało się odpowiednich pieszczot, by uciszyć podniecenie na kilka następnych godzin. Utulić do snu, by zregenerowane ponownie się odezwało.

Choć czuł, jak ochota na cokolwiek coraz bardziej mu mijała. Jakby brzydził się siebie, nie chciał widzieć nikogo ani nad sobą, ani pod. Zbyt nieczysty, by kogokolwiek dotykać. By go dotykano, jakby przy najdelikatniejszym muśnięciu miał rozpaść się w ramionach dbającego o jego przyjemność mężczyzny.

Czuł, że cała wina już wniknęła w jego ciało, znalazła się w krwiobiegu, zatruwając organizm. Kierując kończynami, dając im nowe życie, niezależne już od mózgu. Jakby rozsądek spadł na drugi plan, nic nie znaczący, niepotrzebny.

— Jimin? — usłyszał po swojej lewej stronie, więc spojrzał nieco wystraszony, przez nagłe wyrwanie ze świata własnych wątpliwości, na starszego. Dopiero po chwili zorientował się, że znajdowali się właśnie pod domem Taehyunga i Jungkooka.

I mógł się tylko domyślać, o co poprosi go starszy.

— Tak? — odpowiedział, widząc, że Min czeka tylko na to, aby Jimin zaczął ponownie kontaktować i zwracać uwagę na otaczającą go rzeczywistość.

— Pójdziesz po nich? Ja w tym czasie zrobię miejsce w bagażniku na ich bagaże. Może tak być?

Na te pytanie Park chwilowo się zamyślił. Bardzo chciał się nie zgodzić, zostać w bezpiecznej odległości od tej dwójki, móc ponownie utonąć w oceanie rozmyślań, by znaleźć drogę na powierzchnię. Jednak mimo wszystko obawiał się, do czego może dojść, gdy tylko Jungkook oraz Yoongi spotkają się bez jego obecności. Sami, wpatrzeni w siebie z udawaną niewiedzą, zdezorientowaniem. A jednak Jeon wiedział o wszystkim doskonale i Park miał wrażenie, że bez problemu mógłby powiedzieć jego partnerowi coś, co mogłoby naprowadzić go na odpowiednie tory.

Na drogę prawdy, której Jimin nigdy nie chciał mu pokazywać.

— Hej — odezwał się znów Yoongi, kładąc swoją dłoń na ramieniu młodszego, by zaraz pogładzić jego policzek, na którym po bokach znajdowały się wciąż delikatne włoski przez niedbałe golenie w pośpiechu. — Coś się stało? Pokłóciłeś się z Taehyungiem? A może nie polubiłeś Jungkooka? — zapytał z troską w głosie.

Troską, która raniła serce Jimina jeszcze bardziej. Która wbijała się w jego ciało, tworząc otwartą ranę. Zbyt dużą, by jakkolwiek zatamować krwawienie, lecz zbyt płytką, by doprowadziła do śmierci. Jakby chciała, by powoli opadał z sił, stając się jedynie obserwatorem. Pozbawianą własnego zdania jednostką zdaną na los, który sam sobie wybrał.

— Nie, jest w porządku — odpowiedział z wymuszonym uśmiechem opanowanym mimo wszystko do perfekcji i złapał w swoją dłoń tę starszego, wciąż gładzącą jego policzek. — Po prostu jestem troszkę zmęczony. To nic, prześpię się podczas drogi — uargumentował swój stan młodszy, odpinając pasy i otwierając drzwi. — Zaraz wrócę.

— Dobrze, wyjmę dla ciebie koc i poduszkę — dopowiedział Min, również wychodząc z samochodu, by od razu wziąć się za robotę, którą obiecał się zająć.

Park niepewnie podszedł do ciemnych, drewnianych drzwi, myśląc kilka chwil nad tym, czy na pewno powinien zadzwonić. Mając nadzieję, że drzwi zaraz się otworzą, a przed nim pojawią się dwaj mężczyźni, gotowi do drogi. Lecz nic takiego nie miało miejsca, a krzyki wesołego Taehyunga przedostające się przez zamknięte drzwi tylko utwierdzały Jimina w przekonaniu, że nie są w pełni gotowi.

Westchnął więc i nacisnął dzwonek, zaciskając dłonie. Obawiał się, że otworzy mu Jeon. Że przyciągnie do siebie i pocałuje na oczach Yoongiego. Że złamie serce jego partnerowi, choć sam zrobił to podczas pierwszego pocałunku, który chętnie oddał, chcąc brnąć w to dalej.

Nawet, jeśli Min o tym nie wiedział, to został zraniony. Absurd tej sytuacji był nie do opisania, jednak miał dziwne wrażenie, że Yoongi czuje jego ból. Czuje, że cierpi przez wewnętrzne rozdarcie, które przeżywał każdego dnia.

Rozdarcie, które znikało, gdy tylko spotykał się z Jeonem.

— Och, Jimin! — odezwał się radośnie Taehyung, przytulając swojego przyjaciela, który niepewnie odwzajemnił gest.

Czuł się cholernie nieswojo w uścisku młodszego, który z tak ogromną, wręcz namacalną fascynacją wpatrywał się w niego, nie mogąc doczekać się wyjazdu. Czekając na niego zapewne od kiedy tylko dostał telefon, że coś takiego jest w ogóle planach. Cieszący się, że spędzi ze swoim ukochanym te kilka cudownych dni z dala od miasta. Przy pięknych widokach, szumach fal i przepysznym jedzeniu.

— Cześć, jesteście gotowi? — zapytał po chwili Park, gdy tylko jego najlepszy przyjaciel zaprosił go do środka.

— Pewnie. Znaczy prawie, daj mi chwilkę, muszę tylko się skończyć szykować. Pięć minut! — krzyknął, zaraz znikając za jasnymi drzwiami łazienki z szerokim uśmiechem na ustach.

Park jedynie westchnął i przeczesał dłonią swoje blond włosy, na których widać już było nie małe odrosty. Miał chwilę spokoju, której tak potrzebował. Kilka minut dla siebie w dość wąskim korytarzu, gdzie znajdowały się wszystkie rzeczy potrzebne do wyjścia. Zaczynając od butów, a kończąc na zimowych dodatkach, które uchronić miały ciało przed nieubłaganym zimnem. Teraz cały obraz dopełniała jedna walizka oraz spora torba, leżące zaraz obok nóg Parka.

Zamknął oczy, chcąc ponownie zacząć nad wszystkim myśleć. Miał wrażenie, że weszło mu to w nałóg, a karcenie siebie było jak narkotyk, od którego się uzależnił. Robił wszystko, by poczucie winy przestało go dusić, by pozwoliło cieszyć się wyjazdem. By zniknęło tak jak każdej nocy obok zakazanego kochanka. Gorącego mężczyzny, który samymi z pozoru codziennymi rzeczami potrafił doprowadzić go do szaleństwa.

Jednak zanim zdążył zadać sobie choć jedno pytanie, na które zapewne i tak nie odnalazłby odpowiedzi, poczuł na swoich biodrach tak dobrze znane mu dłonie, które nieco obróciły jego ciało, by jego plecy stykały się z chłodną, jasną ścianą. Blondyn otworzył oczy, spotykając wesołą twarz Jeona, który spojrzeniem bez jakiegokolwiek pytania pozbawiał go ubrań, mając pewność, że mimo wszystko Park i tak by nie zaprotestował.

Widział to w jego oczach, w niepewnie rozchylających się wargach, w których ugrzęzła odmowa. Jego dłonie również wiele zdradzały, zastygnięte w bezruchu podczas drogi do swoich bioder, by pozbyć się z nich palącego dotyku.

Jednak to wszystko zabrnęło za daleko, aby ktokolwiek mógł się wycofać. Ich relacja nie mogła skończyć się pokojowo, tego Jeon był bardziej niż pewny. Albo przestaną dla siebie istnieć z dnia na dzień, albo odejdą z obelgami na ustach, stając się dla siebie chodzącymi tarczami strzelniczymi.

— Tęskniłem — szepnął ciemnowłosy, zbliżając swoją twarz do tej niższego, jednak gdy tylko ich wargi dzieliło kilka centymetrów, mniejsza dłoń przerwała jego działanie, jednocześnie jakby zdejmując z jego twarzy zadowolony uśmiech.

— Nie tutaj — powiedział równie cicho gość, odwracając głowę w stronę toalety. — Taehyung jest w łazience.

— To nic — odpowiedział już nieco głośniej młodszy, oplatając nadgarstek Jimina swoimi palcami, by powoli składać delikatne pocałunki na zgiętych palcach. — Mamy dobre pięć minut, zanim wyjdzie — dopowiedział, a na jego usta ponownie wkradł się uśmiech.

Zanim Jimin zdążył cokolwiek powiedzieć, zaprotestować, odejść czy nawet wyjść z domu, usta Jeona przywarły do jego, całując je w najbardziej namiętny sposób, jaki mógł sobie wyobrazić. Jakby całe swoje podniecenie starał się wylać podczas tej z pozoru niegroźnej pieszczoty, która dla nich była czymś nieprzyzwoitym, wręcz karalnym jak najgorsza z możliwych zbrodni.

Pocałunek był nieporównywalny do wcześniejszych, które sobie skradali, odbierając dech. Ten uginał kolana, skutecznie przejmował kontrolę, zmuszał do ulegnięcia, wywieszenia białej flagi.

Chłodne dłonie Jungkooka powoli wsunęły się pod białą koszulkę niższego, bezkarnie błądząc po jasnej skórze, która za zaledwie kilka godzin miała nieco ściemnieć, przybierając jeszcze bardziej kuszący kolor. Delektował się chwilą, jednocześnie dokładnie układając w głowie plan, jak ich dwójka cudownie spędzi kilka dni. Widział ich dwójkę w środku nocy, gdy wszyscy będą spać, upajającą się przyjemnością pod osłoną fal, które zakryć miały wszystkie zbrodnie. Stłumić wszystkie zakazane dźwięki, zmyć wszelkie możliwe ślady. 

— Przestań — szepnął Park, odpychając w końcu swojego kochanka od siebie i spuszczając wzrok.

Czuł się okropnie. Nawet nie potrafił opisać, jak bardzo podłe było z jego strony całowanie się z Jeonggukiem, kiedy niecałe pięć metrów dalej znajduje się Kim, chcący wyglądać dla swojego chłopaka jak najlepiej. By mu się podobać, wspaniale prezentować się u jego boku.

— Nie podobało ci się? — zapytał nieco kpiąco Jeon, zaczynając muskać wargami odsłoniętą szyję Jimina, powstrzymując się z całych sił, by tylko nie zassać się na dłużej. Pozostawić po sobie widoczny ślad, by dać znać Yoongiemu, że jego miłość właśnie jest mu zabierana sprzed nosa.

— To ohydne — wymruczał, kładąc niepewnie dłonie na szerokich ramionach ciemnowłosego. — Taehyung jest zaraz obok, więc przestań.

— Teraz się tym przejmujesz? — zakpił ponownie Jeon, w końcu patrząc w oczy farbowanemu blondynowi. Wpatrując się w nie, chcąc dopatrzeć się jakiegoś seksownego podstępu czy żartu, jednak twarz starszego była niezwykle poważna. — Jakoś Tae ci nie przeszkadzał, kiedy pierwszy raz dawałeś mi się pieprzyć.

— Bo nie był drzwi obok — warknął Park, zaciskając pięści i ostatecznie odpychając od siebie wyższego.

— Dobrze, przepraszam — westchnął ostatecznie Jeon po kilkunastu sekundach dziwnie niepokojącego milczenia i chwycił ramię Parka, zaraz wtulając go w siebie. — Po prostu się stęskniłem, okej? I nie mam dziś najlepszego humoru, więc przepraszam, jeżeli coś zabrzmiało niemiło.

Dźwięk otwieranych drzwi, szybkie odskoczenie od siebie, ponowne udawanie niewinnych przed Taehyungiem, który dokładnie przeglądał odpowiednią torbę z wszystkimi rzeczami do pielęgnacji twarzy jak i higieny zębów czy ciała. Z tak beztroskim uśmiechem, kompletnie niepasującym do sytuacji, oznajmił, że wszystko jest gotowe i mogą iść.

Ponownie musieli udawać, obaj musieli nosić mnóstwo masek, by się nie zdradzić.

Jimin wiernego partnera oraz najlepszego przyjaciela, który nieco sfrustrowany oddał całusa Yoongiego, gdy tylko do niego podszedł.

A Jungkook maskę troskliwego, tajemniczego, wielce zakochanego kochanka i kochającego chłopaka. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro