Rozdział 10
Delikatnie wyginające się ciało, westchnienia tuż przy jego uchu oraz niemrawe spojrzenie, skupione gdzieś na suficie, czasem znikające za zmęczonymi błogością powiekami. Zdecydowanie powolny stosunek przepełniony najróżniejszymi czułościami i troską, chęcią odczuwania obustronnej przyjemności, która była tak ważna.
Mimo to Yoongi nie potrafił cieszyć się z obecnej sytuacji, mimowolnie wędrując myślami w głąb siebie. Pozwolił mgle objąć jego umysł, przywołać z pozoru niechciane obrazy trudnych czasów, które w obecnej sytuacji zdawały się masochistycznym niebem, od którego mógłby się z pewnością uzależnić.
Nigdy nie czuł tak ogromnej odległości, która nagle pojawiła się między nimi, choć fizycznie byli bliżej niż ktokolwiek inny. Trwali w swoich ramionach, składali sobie odruchowe pocałunki, jednocześnie myślami oddalając się od rzeczywistości wystarczająco, by nie zwracać na nią uwagi. By obserwować ją z perspektywy osoby trzeciej, stając się biernymi jednostkami, osądzającymi na podstawie obrazów.
Pierwszy raz Min podczas seksu z Jiminem pozwalał sobie na oddanie się w ramiona zupełnie innych krain, powstałych na potrzebę chwili. Pierwszy raz złapał się na tym, że jego uwaga nie była skupiona na przepięknym mężczyźnie, który leżał tuż pod nim z jego imieniem na ustach. Wypowiadanym tak machinalnie, jakby wyuczył się go na pamięć, powtarzając jedynie z przyzwyczajenia.
Wszystko było inaczej, choć atmosfera w obcej sypialni zdawała się do złudzenia przypominać ich niewielki kącik, w którym mieli zapewnioną pełną dyskrecję, prywatność. Aby dodać więcej wiarygodności, niewielka chatka starała się uchronić ich nawet przed ciekawskim wiatrem, który przez uchylone okno wdzierał się do domku, pozwalając im na zdecydowanie głębsze i spokojniejsze oddechy.
Jednak Yoongi nie czuł się z tym źle. O dziwo nie karcił się za świadome podążanie za nieznanym, omamiony własną ciekawością. Nie starał się na siłę wracać do tej raniącej rzeczywistości, jakby miał świadomość, że realistyczny obraz przebije jego ciało niczym ostrze, złożone z rozbitych kawałków idealnego świata, który próbował stworzyć.
Nie przejmował się tym wszystkim.
Bo Jimin również znikał za dymem własnej krainy.
Obaj wręcz nieprzytomni, wykonujący wyuczone ruchy, by dać złudzenie w pełni świadomych mężczyzn. Obaj tak samo pochłonięci swoimi myślami, nie sprowadzeni na ziemię nawet podczas zdecydowanego przyspieszenia oddechu i dziwnego, ale dobrze znanego sobie ścisku w podbrzuszu.
Martwi dla rzeczywistości, do której niebawem mieli wrócić, przynajmniej na chwilę. Na kilka sekund, by uspokoić swoje myśli, zalane falą przyjemności spowodowaną orgazmem. Na dosłownie moment, podczas którego opadną bezwładnie na materac, przykryją się kołdrą, odruchowo zbliżą swoje ciała do siebie i wyszepczą dwa słowa, które wpełzły w niebezpieczną już monotonię.
Raniącą, coraz bardziej odsłaniającą rzeczywistość, którą Min tak panicznie od siebie odsuwał pomimo licznych podejrzeń. Nie chciał rozumieć zmiany w swoim narzeczonym, nie chciał zwracać na to uwagi, przypominać sobie ten nieobecny wzrok i skulone ciało późną nocą, kiedy pierwszy raz samotnie siedział na kanapie, otulony swoim ulubionym kocem.
Nieznaczne przyspieszenie ruchu bioder, głośniejsze westchnienia obojga mężczyzn, chwila, która miała sprawić, że spojrzą sobie w oczy, dostrzegając realia.
Długi pocałunek, zdecydowanie niezdarny, niezsynchronizowany, jednak przyjemny mimo wszystko. Szepczący słodkie słówka, które obaj chcieli usłyszeć. Te wszystkie kłamstwa, w które Jimin chciał uwierzyć, a które Yoongi zachłannie spijał z jego warg. Tak szybko i ufnie, jakby co najmniej na kilka dni odebrano mu możliwość nawodnienia organizmu. Wydawać by się mogło, że nawet trucizna nie potrafiłaby go zniechęcić.
Trucizna, która od niedawna płynęła w żyłach Jimina, tworząc zakażenie. Wolno tłoczyła się kilka początkowych dni do organizmu, ostatecznie podczas drugiego seksu z zakazanym kochankiem przejmując władze nad wszystkimi narządami. To była jedynie kwestia czasu, aż fioletowa pręga dostanie się do serca i na zawsze zniszczy, doprowadzi do obumarcia.
A jednak mięsień mimo to będzie pracował tym samym rytmem, oszukując samego właściciela. Rozprowadzi substancję niezdolną do wykrycia po całym ciele, aby wniknęła w skórę, włosy, zalała gałki oczne i przenosiła się na każdego, kto skusi się i skosztuje toksycznego owocu.
Nagłe przyspieszenie całej akcji, chętne ruchy ręką na penisie młodszego, który z zamkniętymi oczami pozwolił swoim wargom wypuścić kilka pojedynczych jęków. Chwilę później mięśnie na brzuchu młodszego ciała napięły się, nieco szarpiąc spoconym dorosłym, którego prezerwatywa lada moment wypełniła się białą substancją.
Zamroczony przyjemnością wciąż rozkoszował się ruchami bioder swojego partnera, który potrzebował nieco więcej czasu, jednak w głębi duszy cieszył się z tego niesamowicie.
To nagłe wyrwanie go z koszmaru było zdecydowanie czymś, czego potrzebował. Chwilą oderwania się od własnych wyobrażeń przyszłości, spekulacji o dalszych losach każdej z relacji. Wydostaniem się z pnączy poczucia winy, które zaczynało odbierać mu dech.
Nie wiedział, w którym dokładnie momencie zaczął się sobą brzydzić, na jakim etapie całe jego ciało krzyczało, by pozbył się dotyku, uciekł od tego bólu. Od parzących śladów, które czułe palce Mina bez wahania zostawiały. Tak palące, jakby wylano na niego wrzątek, choć w rzeczywistości dłonie starszego były niespotykanie zimne, wyczuł to pod prysznicem.
W momencie, w którym te same dłonie przestały jedynie myć jego plecy, a przeszły do powolnego gładzenia bioder. W którym lekko ścisnęły jego pośladki, a usta bezkarnie błądziły po odchylonej szyi, wypuszczając z siebie ciche, jakby nieśmiałe komplementy.
A on mimo wszystko nie zaprotestował, oddając się mężczyźnie, który jako jedyny powinien mieć prawo dotykać go w ten sposób. Który powinien być jedynym, co potwierdzać miała obrączka na jego palcu.
Więc dlaczego tyle razy widział twarz Jeona?
Obrazy mieszały mu się w trakcie seksu, niejednokrotnie zlewały się w jedno, tworząc niepokojącą karykaturę jego uczuć. Jednak usta doskonale wiedziały, czyje wypowiadać imię, niezależnie od poziomu jego świadomości w danym momencie.
Dlatego ten orgazm był mu tak potrzebny. Tak bardzo go pragnął, prosił, by wydostał go z sideł własnych win, świadomie popełnionych grzechów, które teraz musiał odpokutować. Moment uniesienia był dla niego jak pomocna dłoń, wyłaniająca się znikąd, kompletnie obca, choć niesamowicie znajoma. Godna zaufania, zdecydowana, by pomóc mu mimo wszystko.
Dodatkowa minuta, może dwie, maksymalnie trzy. Tyle potrzebował Yoongi, by sam doznał brutalnego uczucia sprowadzenia na ziemię przez przyjemne ciepło. Tak samo bestialsko jak Jimin, lecz zdecydowanie z innymi odczuciami.
Ponieważ Jimin wolał rzeczywistość, a Yoongi swój mały świat, gdzie wszystko wciąż pozostawało nienaganne.
Dwa ciała ostatecznie opadły na pościel, drżąca, żylasta dłoń ciemnowłosego sięgnęła po chusteczki, rzucone wcześniej niedbale gdzieś na podłogę. Zaraz obok lubrykantu i rozerwanych, kwadratowych opakowań. Szybkie doprowadzenie do ładu, dokładne związanie prezerwatyw i zawinięcie ich we wcześniej użyte chusteczki, by oszczędzić potencjalnym gościom możliwie niesmacznych widoków.
— Yoongi. — Cichy szept rozniósł się nieśmiało po niewielkim pomieszczeniu, zwracając uwagę wspomnienego mężczyzny, który właśnie wyrzucał wszystko do kosza, pomimo nieco drżącego od orgazmu ciała.
— Tak, słońce? — odpowiedział Min, patrząc na wciąż lekko otumanioną przyjemnością twarz.
Na te włosy, rozsypane po całej poduszce. Na rozchylone usta, oblizywane raz po raz przez ciągłe wysychanie .Na błyszczące źrenice, które skrywały w sobie wiele myśli, ukrytych za obezwładniającym uczuciem, teraz jakby wręcz wymuszonym, sztucznie przytrzymanym.
Na wciąż nieco zbyt szybko unoszącą się klatkę piersiową, która odpowiadała prędkości bicia serca Mina, zdecydowanie zestresowanego nadchodzącymi słowami z zupełnie nieznanych mu powodów. A może to ból, który teraz przyćmiony został pozytywnymi emocjami?
Odczuwane kłucie spowodowane prawdopodobnie przekonaniem młodszego, że wciąż nic nie wyciekło z rondla tajemnicy.
— Wróć tu szybko, proszę — wyszeptał młodszy, zachęcająco rozchylając ręce.
Niczym dziecko proszące o wzięcie na ręce, przeprowadzenie przez straszny, nieznany teren. Jak tchórz, który boi się ściganych go konsekwencji.
Byle zniknąć w jego ramionach, ukryć się przed wszystkimi, zniknąć z pola widzenia czających się w kątach mar. Doznać kolejnej ulgi, pozbyć się chwilowo ciążącego na ramionach brudu, który stawał się coraz cięższy.
Mieć pewność, że podjął dobrą decyzję, że to nie jest ta sztuczna miłość, której tak się obawiał.
Yoongi jedynie uśmiechnął się pod nosem, wracając w przeciągu kilku sekund z powrotem na materac i od razu nakrywając ich kołdrą, choć ich ciała wciąż były rozgrzane po spokojnym seksie.
Obaj zasnęli w zastraszająco szybkim tempie, wymęczeni pomimo braku większego wysiłku za dnia. Zmęczeni psychicznie, potrzebujący zasłużonego odpoczynku.
Jednak tej nocy te dwa zobowiązujące słowa nie padły z ich ust.
***
Spokojna noc, słońce już dawno zniknęło za horyzontem, gwiazdy już od dobrej godziny widniały na niebie, ciesząc oko niejednej osoby. Opowiadając różne historie ze specjalną dedykacją dla każdego obserwatora. Koszmar czy marzenie, niebo czy piekło. A może czyściec, kto wie. Wszystko zależało jedynie od osoby, która postanowiła oddać się wyobraźni.
Taehyung zdecydowanie wylądował w miejscu, z którego chciałby uciec po pierwszej minucie. W pomieszczeniu niezwykle ciasnym, choć wydawać by się mogło tak przestrzenne. Duchota utrudniała oddychanie, wszystko dookoła przytłaczało, otaczało ciało niewidzialnymi linami.
Zaczynając od kostek powoli krępowały kolejne części ciała, przygważdżały do podłogi i kazały zmierzyć się z każdą myślą, która pojawiła się choćby przez ułamek sekundy. I choć Kim niejednokrotnie stawał się więźniem tajemniczej klatki, tym razem wyjątkowo nie mógł oddychać.
Wszystko przez jedną osobę, która po kilku godzinach postanowiła w końcu wrócić do swojego partnera. Która wyszła w celu uspokojenia się, zapanowania nad nerwami, lecz wróciła z jeszcze większą irytacją.
Wzrok, którym na wejściu Jeon obdarował jasnowłosego był przerażający, mający w sobie wszystkie odczuwane emocje, które skutecznie zasłaniały powody tego stanu. Spojrzenie tak niespotykane, że mimowolnie po ciele starszego przebiegł dreszcz.
Pełne gniewu, paraliżujące, lecz jednocześnie mające w sobie nutkę pożądania, tego dziwnego apetytu, który Jeon świadomie zwiększał. Jakby wymuszał podniecenie, okłamywał siebie, że potrzebuje teraz tego stanu kompletnego otumanienia. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, kamieniejąc na dobre dwie minuty, później akcja potoczyła się szybko.
Nieco umięśnione ciało młodszego znalazło się niebezpiecznie blisko, nagle wywołując dyskomfort niżeli falę podniecającego ciepła. Dłonie mocno zacisnęły się na biodrach partnera, zaraz nieczule pchając na łóżko, by za chwilę przyciskać je za ramiona do materaca. Usta agresywnie błądziły po odsłoniętej szyi. Tak, jakby Jungkook chciał go pożreć, dosłownie zagryźć na śmierć. Przez tą niepokojącą złość wydawał się nawet ignorować momentalnie drżące ciało Kima, który zdecydowanie coraz mniej poznawał swojego ukochanego.
Wcześniejsze momenty nagłego zobojętniania na otaczający świat kończyły się jedynie cichymi godzinami, swobodnym wtapianiem sie w krajobraz i wyuczonymi formułkami, którymi umiejętnie operował, by nie brzmiały monotonnie. Jednak teraz coś się zmieniło. Coś doprowadziło go do prawdziwego szału, do nagłego pragnienia, które było jedynie w jego głowie.
Brutalne dłonie zaraz wsunęły się pod koszulkę, niedelikatnie dotykając każego miejsca, o jakim tylko pomyślały. Przerażający obraz, okropne uczucie, a zdawać by się mogło, że ma być znacznie gorzej.
Jednak tej nocy do niczego nie doszło. Momentalnie usta oddaliły się od lekko opalonej skóry, przepuszczając przez siebie jedynie zirytowane syknięcie. Dłonie przestały torturować, pozostawiając po sobie jedynie niewidoczne dla innych rany. Spojrzenie ostatni raz przeszyło go na wskroś, przebijając się przez wszystkie przeszkody, jakie tylko pojawiły się na jego drodze.
Zrozumiał, że Taehyung się bał. Zrozumiał, że przesadził, że nie powinien tak reagować, wyżywać się na nim. Pozwolić zostać zirytowaniu za drzwiami, pozostawiając z nią wszystkie wspomnienia, które teraz były mu niepotrzebne.
To nie był jeszcze moment, kiedy musiał ich użyć, jednak wiedział, że niedługo takowy nadejdzie. Że uzbroi się w odpowiednie słowa, które wypowie bez najmniejszej litości. Brutalnie, może i nawet przerażająco.
Ale ten strach mimo wszystko będzie mu się podobać.
— Przepraszam. — Jedno słowo padło z ust ciemnowłosego. Pierwsze i ostatnie tej nocy.
Dlatego Kim leżał po wszystkim bezwładnie na łóżku, tuż obok osoby, która chwilę temu prawie zrobiła mu krzywdę, kompletnie ignorowała wszelkie sprzeciwy. Obok kogoś, kto tym razem nie zmusił się do objęcia wciąż nieco drżącego ciała. Może z obawy, że wszystko pogorszy, może przez zwyczajny brak chęci, kto wie.
Jednak Kim potrzebował tego teraz. Mimo wszystko potrzebował zapewnienia, że nie chciał robić tego wszystkiego tak nachalnie. Chciał usłyszeć powód tego niepokojącego stanu, musiał go poznać, by nie wyobrażać sobie za wiele. By wyobraźnia nie została zostawiona sama, przejmując kontrolę nad zdrowym rozsądkiem.
Potrzebował Jungkooka, lecz dostawał jedynie jego cząstkę, tę fizyczną powłokę, której coraz mniej pragnął. Jednak jeżeli podejmie ponowną próbę dyskusji, znów się pokłócą, znów padną niepotrzebne słowa.
Znów się oddalą, lecz czy tym razem jeszcze dojrzą się na horyzoncie? Czy tym razem warstwa tajemniczej mgły pozwoli im nadal patrzec sobie w oczy?
Westchnął ciężko, czując napływające do oczu łzy. Spóźniony objaw odczuwanego wcześniej strachu, wskazanie przez organizm metody na opanowanie się. Jednak Taehyung nie zamierzał płakać, jeszcze nie.
Wcześniejsza prowokacja zawiodła, choć jednocześnie spisała się na medal. Ukazała skrytą prawdę i potwierdziła wszystkie dotychczasowe przypuszczenia odnośnie prawdomówności Jeona.
Teraz musiał pójść krok dalej, przemóc się i rzucić ostateczne słowa, których może żałować. Przeprowadzić ostateczny test, choć zdecydowanie nie wystarczający, by ponownie wierzył w spokojne dni. Wiedział doskonale, że nie wrócą. Dawno rzuciły ostatni cień bez jakiegokolwiek pożegnania, uprzedzenia o bezpowrotnym odejściu.
Rozmyślania Taehyunga przerwał odgłos wibrującego telefonu, leżącego zaraz obok na małym stoliczku, podłączony do ładowarki. Niespodziewana wiadomość w środku nocy od nieznanego numeru to zdecydownie niecodzienna sytuacja, która jakimś cudem spotkała akurat jego. Dlatego do wcześniejszych wątpliwości dołączyła niepewność, czy przeczytanie chociażby treści jest dobrym pomysłem.
Ale ciekawość wzięła góre, zdominowała wszystkie wątpliwości i niepokojące scenariusze, które co chwilę przesuwały się przed zmęczonymi oczami. Dlatego szybko odblokował urządzenie i wszedł w odpowiednia aplikacje, marszcząc brwi przez niezrozumienie i dezorientacje.
"Spotkajmy się jutro"
Chwila wpatrywania się w ekran, który początkowo oślepił właściciela swoją jasnością, sparaliżował przyzwyczajone do mroku źrenice, później sekundy panicznego rozglądania się po pokoju, szukając nieznanego sobie punktu zaczepienia. Miejsca, gdzie odnajdzie odpowiedzi bądź wskazówki, co było jedynie złudną nadzieją.
Przełknął ślinę, odczuwając dziwny niepokój. Nagle dotychczas bezpieczne pomieszczenie stało sie nieznanym miejscem, jeszcze bardziej obcym niż wcześniej. Dziwił go fakt, że zareagował tak przez jedną wiadomość, która tak naprawdę mogła być od doskonale znanej mu osoby, która po prostu zmieniła numer.
Jednak ostatnimi dniami czarne scenariusze były jego specjalnością.
Cisza ponownie otuliła pomieszczenie, zdając się nie przepuszczać nawet dźwięku nieco przyspieszonego oddechu starszego, blokując zapewnienia o własnej paranoi. Pozostawiając Taehyunga samego, związanego niepewnością na niewiadomą liczbę godzin.
Lecz ratunek przyszedł szybciej niż się spodziewał w formie kolejnej wiadomości.
"Tu Yoongi"
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro