Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER SIXTEEN

•──•─•──•✦•──•─•──•

Poprzednia noc była dla Maegelle męcząca. Nie mogła zmrużyć oka, a każda chwila bezsenności zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Uciążliwe, pełne niepokoju myśli nieustannie krążyły w jej głowie, zatruwając spokój, jaki zazwyczaj znajdowała w snach. Czuła, jak przygniatało ją poczucie winy, mimo że nie popełniła żadnego przewinienia. Nawet przyjemne ciepło porannego słońca i śpiew ptaków, które zawsze koiły jej zmysły, nie były w stanie złagodzić wewnętrznego bólu.

Nie mogła znieść myśli, że jej matka zasugerowała jej, aby manipulowała uczuciami Gerolda. Uważała go za naprawdę dobrego człowieka — był miły, uprzejmy i nie narzucał się, szanując jej wolę. Księżniczka polubiła go, lecz sugestia, by go wykorzystała dla politycznych korzyści, była dla niej nie do zniesienia. Nie mogła zaakceptować takiej manipulacji. Czuła, że każda próba użycia jego uczuć jako narzędzia w grze o władzę była nie tylko moralnie wątpliwa, ale też okrutna wobec kogoś, kogo naprawdę darzyła sympatią.

Maegelle westchnęła cicho, poprawiając rękawy sukni, którą tego dnia założyła. Głęboka, ciemna zieleń sukni, wybrana przez matkę, kontrastowała z jej bladą, niemal mleczną skórą, uwydatniając cienie pod oczami, będące niechcianym świadectwem jej bezsenności, które tak Harra bezskutecznie próbowała zatuszować tego ranka. Nigdy nie czuła się komfortowo w takich barwach, a tym bardziej szmaragdowej zieleni, w którą odziewała się jej matka. Wolała jaśniejsze, subtelne kolory i prostsze kroje, które nie odsłaniały zbyt wiele, a przede wszystkim nie były tak krępujące.

Szelest materiału obijał się o jej uszy, gdy szła ramie w ramię z Geroldem, który milczał przez większość spaceru. Maegelle była mu za to wdzięczna. Wiedziała, że był zaskoczony, gdy to ona wyszła z propozycją spaceru, ale wydawało się, że był zadowolony z jej inicjatywy. Choć czuła na sobie spojrzenia matki i dziadka, śledzących każdy jej ruch z oddalonego balkonu, próbowała się nie rozpraszać. Zerknęła krótko w ich stronę, dostrzegając zmartwienie na twarzy królowej, podczas gdy Otto, jak zawsze, emanował chłodną obojętnością.

— Martwią się o ciebie — zauważył Gerold, spoglądając w stronę balkonu, gdzie stali królowa i namiestnik.

Maegelle obróciła twarz w jego kierunku z zaciekawieniem.

— Co? — Maegelle zwróciła się do niego zaskoczona, wyrywając się z zamyślenia.

— Twoja rodzina — odpowiedział, wskazując głową na obserwatorów. — Wygląda na to, że jesteś dla nich szczególnie ważna.

— Może dla matki — odparła z lekkim westchnieniem. — Kocham dziadka, ale... nie czuję, że jest mi bliski, tak jak winien być. Spędził większość mojego życia w Starym Mieście, z dala od nas. Nie odbieram mu jego zasług ani mądrości, lecz czasem chciałabym, żeby był po prostu... kochającym dziadkiem, a nie namiestnikiem króla.

Otto Hightower zawsze wydawał się zagadkowy. Był człowiekiem trudnym do odczytania, nawet dla najbliższej rodziny. Maegelle często zastanawiała się, czy miał jakiekolwiek prawdziwe emocje, czy może wszystko, co robił, było starannie wyreżyserowaną częścią politycznej gry. Nawet kiedy próbowała nawiązać z nim bardziej osobistą rozmowę, zawsze zachowywał tę samą maskę chłodnej powagi.

— Drudzy synowie czasem tak mają — zauważył Gerold, jakby czytając jej myśli. — Niczego nie dostajemy tylko z racji urodzenia. Musimy walczyć o swoją pozycję.

— Żałujesz, że jesteś drugim synem? — zapytała, spoglądając na niego z zainteresowaniem.

Gerold wzruszył ramionami, patrząc w stronę kołyszących się liści drzew.

— Kiedyś, gdy byłem młodszy, może i owszem. Ale teraz... zrozumiałem, że to daje pewną wolność. Nie muszę niczego udowadniać. Mogę być kim chcę — rycerzem, podróżnikiem odwiedzającym najdalsze zakątki Essos. Nie musisz brać żony ani płodzić dziedziców. Jesteś w tej kwestii wolny od jakiegokolwiek zobowiązania wobec rodu.

— Dlatego wciąż jesteś nieżonaty? — spytała, podchwytując jego słowa.

Gerold pokręcił głową. 

— To jedna z przyczyn — przyznał. — Mój brat i jego pierwsza żona doczekali się trójki synów, aż do narodzin mojej najmłodszej bratanicy, gdy w połogu zmarła jej matka. Wiem, jak ciężko przeżył śmierć jej matki mój brat. Nie chcę tego samego dla mojej przyszłej żony.

Maegelle poczuła wzruszenie, słuchając jego słów. 

— To bardzo szlachetne z twojej strony — zauważyła cicho. — Niewielu mężów podziela twoje zdanie w tej kwestii, nawet jeśli mieliby zapłacić życiem swej małżonki, by zdobyć upragnionego syna.

W głowie Maegelle na chwilę przemknęła twarz jej ojca. Wiedziała, jak niebezpieczne może być pragnienie męskiego dziedzica. Przykład pierwszej żony jej ojca był dla niej przestrogą. Obawiała się, że kiedyś i ją spotka podobny los. Miała dopiero piętnaście lat, a choć jej matka wciąż odwlekała kwestię jej zamążpójścia, Maegelle wiedziała, że nie będzie w stanie tego uniknąć. A z tym wiązało się także posiadanie dzieci. Wizja porodu napawała ją lękiem. Przypominała sobie, jak wraz z matką oczekiwały przed drzwiami komnaty siostry, kiedy ta rodziła bliźnięta. "Dlaczego Helaena tak krzyczy?" — zapytała wtedy matkę. Królowa wyjaśniła jej, że tak jak mężczyźni walczą na wojnach, tak polem bitwy kobiety jest urodzenie dziecka. Los był nieprzewidywalny, a Nieznajomy traktował wszystkich równo — zarówno najdzielniejszych rycerzy, jak i niewinne dzieci oraz ich matki. Bała się o siostrę, przez co w tamtym momencie zalała się łzami. Nawet gdy Jaehaerys i Jaehaera byli już na świecie, wciąż obawiała się, że Helaena może opuścić ją na zawsze.

Gerold zauważył zmartwienie na jej twarzy i obdarzył ją delikatnym uśmiechem, próbując poprawić jej nastrój.

— Zakończmy ten temat — powiedział łagodnie. — Nie rozpamiętujmy tych, którzy odeszli. Radujmy się z tych, którzy wciąż są z nami.

Maegelle skinęła głową, zgadzając się z nim. 

— Masz całkowitą rację — przyznała, czując, jak ciężar na jej sercu nieco się zmniejsza.

Gerold uśmiechnął się nieśmiało, odwracając wzrok.

— Przepraszam — odparł niespodziewanie.

Maegelle uniosła brwi w zdziwieniu.

— Za co? — zapytała.

— Za każdym razem nasza rozmowa kieruje się w stronę tematów związanych z naszymi rodzinami. Doszedłem więc do wniosku, że być może ten temat zaczyna cię nużyć. Wybacz, nie jestem najlepszym rozmówcą. Czasem zapominam, że powinienem najpierw poznać człowieka, zanim poruszę poważne tematy, a w przypadku niewiast pochwalić urodę albo suknię.

Księżniczka obdarzyła go ciepłym uśmiechem.

— Jesteś zbyt surowy wobec siebie, ser. Nie potrzebuję takich komplementów. Cieszę się z naszych rozmów, a w przyszłości z pewnością będziemy mieli wiele okazji do ciekawych tematów.

Gerold słysząc jej słowa, uśmiechnął się szerzej.

— Wnioskuję zatem, że moja obecność jeszcze cię nie zmęczyła, księżniczko? — zapytał, a w jego głosie pojawił się cień rozbawienia.

Maegelle spojrzała na niego, pozwalając sobie na delikatny, nieśmiały uśmiech.

— Jak widzisz... najwyraźniej nie — odpowiedziała, lekko spuszczając wzrok.

Ich spacer trwał dalej, ale teraz cisza między nimi nie była ciężka ani niezręczna, a pełna ciepła i wzajemnego zrozumienia. Maegelle poczuła, że towarzystwo Gerolda działa na nią kojąco. Była wdzięczna, że nie naciskał, pozwalając jej swobodnie przetwarzać swoje myśli.

Alicent podążyła za nimi wzrokiem. Słysząc odległy śmiech córki, rozluźniła swoje dłonie, które skrupulatnie zaciskała na kamiennej barierce. Namiestnik spojrzał na nią pustym wzrokiem, kierując go zaraz na bratanka i najmłodszą wnuczkę, którzy przechadzali się dalej alejkami.

— Potrzebujemy silnego sojusznika, Alicent — przypomniał jej surowym tonem, nie spuszczając wzroku z oddalającej się pary.

Królowa westchnęła ciężko, czując jak w jej sercu narasta niepokój. Nerwowo zaczęła skubać skórki przy paznokciach, jak miała w zwyczaju.

— Wiem — odparła cicho, nie mając już sił na dłuższe dyskusje. Jednak świadomość tego, co zamierzali zrobić, była dla niej przytłaczająca. — Znienawidzi mnie za to — dodała drżącym głosem.

Otto wyprostował się dumnie, chowając ręce za plecami. Jego spojrzenie było twarde, niemal obojętne.

— Moja droga wnuczka to zrozumie — stwierdził chłodno. — Jest bardziej Hightowerem, niż myślisz. Wystarczy ją odpowiednio pokierować, a zrobi to, czego od niej oczekujemy.

Otto pokładał ogromne nadzieje w swoich najmłodszych wnukach. Młody Daeron, kształcący się pod okiem najstarszego syna jego brata, miał w przyszłości zostać rycerzem wychowanym w wierze Siedmiu, z dala od pokus i rozpusty Królewskiej Przystani, które zniszczyły jego starszych braci. Najmłodsza wnuczka, Maegelle, była natomiast całkowitym przeciwieństwem swoich sióstr, zarówno tej przyrodniej, jak i rodzonej. Helaena była zamknięta w sobie, unikała większych zgromadzeń, spędzając większość czasu na wyszywaniu, w towarzystwie swoich dzieci i insektów. Idealnie pasowała na żonę Aegona, będącego największym rozczarowaniem ich rodziny, zważając na jej uległą naturę. Z kolei Maegelle była powszechnie uwielbiana zarówno przez lud, jak i szlachtę. Miała łagodny, pobożny charakter, była równie piękna, co mądra, a przede wszystkim naiwna. Stanowiła doskonałą kartę przetargową, o którą często pytali młodzi lordowie pragnący zyskać względy królewskiej rodziny, co doskonale wpisywało się w plany Otto.

— Niepokoi mnie, jak silny wpływ ma na nią Aemond — wyznała nagle Alicent, wyrywając się z zamyślenia. — Kocham mego syna, to oczywiste, ale boję się, że przez niego Maegelle przestanie być moim niewinnym aniołem.

Otto spojrzał na nią z wyrazem obojętnego zrozumienia.

— Aemond jest młody i porywczy. Wydorośleje z tego.

Królowa zagryzła usta, niepewnie splatając ręce przed sobą.

— Mam wrażenie, że jego zainteresowanie nią jest zbyt silne, niemal obsesyjne — powiedziała nieco ciszej, przyciągając uważne spojrzenie ojca. — Służba plotkuje, ojcze. Obawiam się, że przez to może ucierpieć reputacja mojej córki.

— Bez obaw, Alicent — uspokoił ją Otto, choć w jego głosie pobrzmiewała nuta chłodnej kalkulacji. — Maegelle i tak poślubi Gerolda, niezależnie od tego, czego pragnie. A co do twojego syna... Nim będziemy martwić się później.

Alicent wpatrywała się w ojca z rosnącym niepokojem, zagryzając wargi.

— Co jeśli mój drogi kuzyn się nie zgodzi? — zapytała.

— Zgodzi się — przerwał jej stanowczo. — Znam mojego bratanka dobrze. Jeśli mu to zasugerujemy, poprosi ją o rękę prędzej czy później. To tylko kwestia czasu. — Spojrzał w stronę Gerolda i Maegelle, którzy właśnie zatrzymali się przy kwitnących krzewach. Gerold wręczył jej jeden z kwiatów, na co dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, biorąc go w dłonie. — Musimy działać, póki mamy czas — kontynuował Otto zimnym tonem. — Król nie będzie żył wiecznie, a ty i twoje dzieci stracicie wszelką ochronę. Kiedy Viserys umrze, Rhaenyra spróbuje rościć sobie prawo do tronu. Wiesz, co wtedy się stanie. Nie możemy do tego dopuścić.

Alicent poczuła, jak ciężar tych słów osiada w jej sercu. Zaciśnięte na sukni dłonie drżały nieznacznie, a wzrok skierowała z powrotem na ogród, gdzie jej córka przechadzała się u boku swojego krewnego, nieświadoma toczącej się wokół niej gry. W gardle królowej uwięzła gorzka gula, którą z trudem przełknęła, cicho odchrząkując.

— Wiem.

***

Aemond płonął od środka. Całe jego ciało pulsowało gniewem, kiedy myślał o Maegelle, która uczyniła z niego głupca, każąc mu czekać na marne. Był wściekły, rozgoryczony, zdradzony. Nie zjawiła się, choć obiecała. Wiedział, że coś jest nie tak. Miał nadzieję, że to nic poważnego, że może po prostu zapomniała. A gdy w końcu dowiedział się, co, a bardziej kto był powodem jej nieobecności, zalała go furia. Wściekłość i zazdrość uderzyły w niego z taką siłą, że nie potrafił już myśleć jasno, pozostawiając go z poczuciem upokorzenia.

Aemond potrzebował ujścia dla swojego gniewu. Od ranka do późnych godzin popołudniowych trenował bez wytchnienia. Każdy cios, który zadawał, był wyrazem jego gniewu, każda kropla potu spływająca po skroniach była świadectwem bólu, który nosił w sobie. Przeciwnicy padali przed nim jeden po drugim, pokonani i zmiażdżeni. Ale nawet gdy ostatni z nich leżał na ziemi, powalony jego nieugiętą siłą, w sercu Aemonda wciąż tliła się ta sama, niszcząca nienawiść.

W końcu wrócił do swoich komnat. Nacisnął klamkę i otworzył drzwi, które cicho zamknął za sobą, opierając się ciężko o ich powierzchnię. Przymknął oko, oddychając głęboko, starając się uspokoić narastające w nim emocje, lecz gdy uniósł wzrok przed siebie, w jednej chwili jego ciało spięło się, a wzrok wypełnił intensywny płomień.

Na jego łóżku, wygodnie rozłożona, leżała Maegelle. Jej delikatne, smukłe palce przesuwały się po stronach książki, którą czytała z pełnym skupieniem. Nie dostrzegła jego obecności, jej oczy wędrowały po literach, a ustach, o których tyle razy śnił, były lekko rozchylone. Nawiedzała jego sny, wypełniała każdy zakamarek jego umysłu. Była jak trucizna, która krążyła w jego żyłach, odbierając mu spokój, a teraz leżała przed nim, jakby nic się nie stało.

Przełknął ślinę, próbując opanować pulsujące w nim emocje. Pragnął jej. Chciał ją wziąć, poczuć pod sobą, przyciągnąć do siebie, jakby mogło to zaspokoić pragnienie, które rosło w nim od miesięcy. Wyobrażał sobie te chwile tak wiele razy, że granica między rzeczywistością a fantazją zaczęła się zacierać. Chciał czuć jej ciepło, chciał, by jej palce błądziły po jego ciele, by w końcu zanurzyły się w jego włosach. Pragnął tego dotyku, tej rozkoszy, tej bliskości, która była jednocześnie jego błogosławieństwem jak i przekleństwem.

Jej obecność go osłabiała, czyniąc go słabym. Każdy jej gest, każde przypadkowe zagryzienie przez nią dolnej wargi, przypominało mu o wszystkim, czego pragnął. O smaku jej ust, dotyku jej skóry, cieple jej ciała, które przywierało do tego należącego do jego.

Kiedy leżała tam tak beztrosko, zmysłowa w swojej naturalności, coś w nim pękło. Gorycz, którą nosił w sobie przez cały dzień, uderzyła z nową siłą. To ona była powodem jego gniewu, jego cierpienia. Odchrząknął, z trudem łapiąc oddech, jakby próbował wykrzesać z siebie odrobinę opanowania.

Maegelle podniosła na niego wzrok, a jej oczy natychmiast zmiękły. Zaskoczenie szybko ustąpiło miejsca skruszonej minie. Powoli podniosła się z łóżka, jakby wiedziała, że czeka ich trudna rozmowa. Opuszczając nogi z materaca na podłogę, uniosła wzrok na Aemonda i westchnęła cicho.

— Wiem, co chcesz powiedzieć — zaczęła szybko, chcąc uprzedzić jego gniew.

Aemond nie odpowiedział. Jego spojrzenie było pełne chłodu, a trwające milczenie z jego strony było wymowną odpowiedzią. Podszedł do masywnego biurka, wyciągnął miecz zza pasa, który oparł o kant mebla, po czym odwrócił się do niej plecami. Cisza między nimi była napięta jak struna, gotowa pęknąć w każdej chwili.

Maegelle widząc, że chłopak nie zamierza odpuścić, uniosła się, splatając dłonie przed sobą. Podszedłszy do niego, spróbowała złapać go za rękę, pragnąc zwrócić na siebie uwagę.

— Aemond... — zaczęła cicho. — Wiem, że ostatnio nie poświęcałam ci tyle czasu, ile powinnam, ale...

Aemond przerwał jej warknięciem.

— Ostatnio? — Jego głos ociekał sarkazmem. — Mówisz, jakby to była nowość.

Dziewczyna przymknęła powieki, starając się opanować emocje.

— Wiesz, o co mi chodzi. Nie chciałam cię ranić, ale obowiązki królestwa są ponad nami.

Aemond odwrócił się gwałtownie, jego spojrzenie było pełne gniewu.

— Mam gdzieś królestwo! — syknął. — Może spłonąć w płomieniach, nic mnie to nie obchodzi!

— Oboje wiemy, że tak nie jest. Twoje wzburzone emocje przyćmiewają twój zdrowy rozsądek — odpowiedziała, próbując go uspokoić. — Co się z tobą dzieje? — spytała cicho.

Aemond nie odpowiedział od razu. Odwrócił wzrok, jakby nie chciał, by zobaczyła jego emocje. Wyrwał swoją dłoń z jej uścisku, jakby sam jej dotyk sprawiał mu ból. Ale Maegelle nie zamierzała odpuścić. Szybko złapała go za twarz, trzymając go mocno, nie pozwalając, by znów się od niej oddalił.

— Aemond — powiedziała stanowczo. — Spójrz na mnie. Słyszysz? Proszę, spójrz mi w oczy.

Aemond zacisnął zęby, a potem powoli, z wielkim wysiłkiem, podniósł wzrok i spojrzał jej prosto w oczy. W jego jednym, błyszczącym oku kryło się tyle bólu, że serce Maegelle ścisnęło się z żalu.

— Czynisz ze mnie głupca — wyrzucił na jednym oddechu. — Porzucasz mnie dla innego, a potem wracasz, myśląc, że możesz mną dyrygować, przerzucając mnie z kąta w kąt jak szmacianą lalkę, którą bawiłaś się w dzieciństwie. Nadal wierzysz, że wszystko jest w porządku?

Maegelle spojrzała na niego zszokowana.

— Co ty bredzisz? — odparła w końcu, próbując uspokoić rosnące w niej emocje. — Wypełniałam tylko prośbę matki, Aemond. Nigdy cię nie porzuciłam.

Zaśmiał się gorzko, zdejmując jej dłoń z twarzy.

— Tak myślisz? — powiedział z nutą ironii w głosie, odsuwając się od niej. — Prośba matki, powiadasz. Od zawsze wiedziałem, że byłaś jej ulubienicą. Ale że teraz stajesz się jej pionkiem? Jesteś mądra, riña, przestań być taka naiwna. Myślisz, że prośba naszej matki jest taka niewinna i małostkowa, jak sobie myślisz? Że nie ma w tym żadnego podstępu?

Maegelle zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Przecież Alicent Hightower nie była taką osobą. Jej matka zawsze kierowała się dobrymi intencjami, nawet jeśli czasami sugerowała działania, które mogły wydawać się skrajnie niemoralne. Królowa robiła to jednak z troski, z głębokiego przekonania, że chroni swoich bliskich i podejmując te decyzje, miała na celu tylko dobro wszystkich. To nie były intrygi, tylko odpowiedzialność za losy ich rodziny, za którą Maegelle zawsze podziwiała swoją matkę, że jest w stanie znieść takie brzemię.

— A nie jest tak? — zapytała ze zmieszaniem. — Matka nie jest tym typem człowieka, Aemond. Nie gra w intrygi... — urwała, widząc, jak Aemond uśmiecha się z politowaniem, jakby była dzieckiem, które niczego nie rozumie.

— Może i nie mam jednego oka — zaczął powoli, jego głos ociekał cierpkością. — Ale widzę więcej, niż ci się wydaje. Ty za to żyjesz w świecie iluzji, w tej wiecznej idylli, w której wszystko jest proste i przejrzyste. A rzeczywistość jest inna, Maegelle. Twierdza tętni intrygami, a ty nie masz pojęcia ile szczurów piszczy pomiędzy jej murami.

— I co to ma wspólnego z tym, że spędzam czas z Geroldem? — spytała w końcu, coraz bardziej zdezorientowana.

— Ty nadal nie rozumiesz — powiedział, patrząc na nią z niedowierzaniem. — Może naprawdę jesteś ślepa, Maegelle. Może za bardzo wierzysz w dobre intencje innych, podczas gdy oni tylko czekają, aż popełnisz błąd. Twój drogi Gerold zapewne również.

Maegelle poczuła, jak narasta w niej frustracja. Była lojalna wobec Aemonda, nie mogła zrozumieć, dlaczego teraz tak bardzo starał się podważyć jej relacje z innymi.

— Czego nie rozumiem? — wykrztusiła, czując, jak jej własny gniew zaczyna się wyzwalać. — Może mnie oświeć, skoro tak cię to gryzie? Mówisz mi, że jestem naiwna, ale przez całe życie nie raczyłeś powiedzieć mi, co tak naprawdę cię dręczy. A teraz, kiedy już nie wytrzymujesz, obwiniasz mnie za to wszystko?

Ich spojrzenia skrzyżowały się, a w powietrzu unosiła się napięta cisza. Nikt z nich nie chciał być tym, który pierwszy spuści wzrok. Żadne z nich nie zamierzało się cofnąć.

— Niby jesteś smokiem, ale zachowujesz się jak jagnię, rzucone drapieżnikom na pożarcie — wyrzucił z siebie Aemond, robiąc krok w jej stronę, patrząc na nią z góry. Jego głos stał się bardziej surowy, jakby chciał ją zranić, obudzić z tego, co uważał za jej sen. — A ja powoli mam dość bycia twoim psem stróżującym, która chroni cię przed całym złem tego świata. Może w końcu powinnaś przejrzeć na oczy.

Zrobił krok do przodu, tak blisko, że czuła jego oddech na swojej twarzy. Jego obecność była przytłaczająca, ale nie odsunęła się. Patrzyła mu w oko, próbując odczytać w nim coś więcej, coś, co może ukrywał.

— Jaki masz problem, Aemond? — rzuciła w końcu. — Wyjaśnisz mi, czy będziemy nadal bawili się w kotka i myszkę? To że nie trawisz Gerolda zrozumiałam, ale jakie masz zastrzeżenie względem mnie, nie rozumiem. Uważasz, że powinnam coś z tym zrobić, że to ja mam się zmienić, bo nagle przestałam spełniać twoje oczekiwania? Jeśli tak bardzo cię irytuje, co robię, czemu mi tego nie powiedziałeś wcześniej?

Aemond spojrzał na nią chłodno, jego wzrok przeskanował jej twarz, jakby chciał odnaleźć w niej ślady zrozumienia. Ale widział tylko mur, który sam pomógł zbudować.

— Tak bardzo wadzi ci moje zdanie? — zapytał surowo, nie spuszczając z niej oka. — Może idź do Gerolda. Skoro tak dobrze się dogadujecie, skoro potrafi szanować twoje zdanie bardziej ode mnie. Ale kiedy prawda w końcu cię dosięgnie, nie przychodź do mnie z płaczem.

— I tak zrobię, jeśli tak nalegasz — powiedziała w końcu, starając się, by jej głos był spokojny, choć w jej wnętrzu wszystko krzyczało. — Przynajmniej Gerold potrafi mnie słuchać. Uszanować moje zdanie, w przeciwieństwie do niektórych.

Odwróciła się gwałtownie i ruszyła w stronę drzwi. Złapała za klamkę, a potem jeszcze raz obróciła się przez ramię, jej oczy pełne były gniewu, ale i rozczarowania.

— Odezwij się do mnie, gdy w końcu zmądrzejesz — rzuciła z zimnym spokojem, po czym zatrzasnęła za sobą drzwi.

Dźwięk ten odbił się echem komnatach jednookiego księcia. Aemond stał w miejscu, jego serce biło nierówno, a każdy oddech wydawał się cięższy od poprzedniego. Zamiast ulgi, poczuł jeszcze większą pustkę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro