CHAPTER ONE
•──•─•──•✦•──•─•──•
Kiedy Alicent dowiedziała się, że spodziewa się swojego czwartego dziecka, miała jedno marzenie.
Żeby, choć ten jeden raz przypominało urodą ją, a nie Targaryenów.
Przez cały okres oczekiwania modliła się do Siedmiu, każdego z osobna, aby jej pragnienie się spełniło. Więc, kiedy w 111 roku od podboju nadszedł czas rozwiązania, jedyna myśl, która przewijała się przez umysł młodej królowej, to aby wyglądało, jak ona.
Ze zmęczeniem oparła głowę o poduszki, wymęczona kilku godzinnym oraz nocnym porodem, a w komnacie rozbrzmiał płacz dziecka. Akuszerka i pokojówki obecne podczas porodu królowej od razu zajęły się noworodkiem.
— To dziewczynka, wasza miłość.
Rozmarzony uśmiech pojawił się na wymęczonej twarzy Alicent. W końcu doczekała się swojego upragnionego dziecka. Swojej małej wersji siebie. Z wytchnieniem przymknęła powieki, widząc już oczami wyobraźni, jak będzie wyglądać w przyszłości. Czy odziedziczy jej charakter, ten błysk w oku? A może jej zamiłowanie do Siedmiu? Czy jej włosy będą, tak samo iskrzyły się w promieniach słońca, jak te należące do niej? Tego jeszcze nie wiedziała.
Otworzyła oczy i spojrzała w kierunku kręcących się służących, które z oczarowaniem, co chwile spoglądały na wijące się dziecko w ramionach jednej z akuszerek, próbującej opatulić ją w materiały.
— Jak wygląda? Proszę, powiedzcie mi — poprosiła, nie mogąc się doczekać.
Akuszerka uśmiechnęła się do królowej.
— Prawdziwa z niej valyriańska piękność, wasza miłość. Król pewnie będzie zadowolony z narodzin kolejnej córki.
Alicent zamrugała oczami i wzięła głęboki oddech.
— Valyriańska piękność? — powtórzyła, niedowierzając. — Nie przypomina wyglądem mnie?
Kobieta ze zdziwieniem wbiła wzrok w królowej, a dopiero, co narodzona księżniczka wydała z siebie głośne kwilenie.
— Nie, wasza miłość. Księżniczka wyglądem bardziej przypomina króla, niż ciebie, pani — odpowiedziała na jej pytanie. — Czy to problem?
Alicent pokręciła głową.
— Nie, to nie problem — odparła, a łzy stanęły w jej oczach.
Jej świat w jednej sekundzie rozpadł się na tysiące małych kawałeczków. Jej jedyne marzenie, jej jedyna prośba. Znikła. Przepadła. Łzy ciurkiem spłynęły w dół jej rumianych policzków, mieszając się z potem.
Akuszerka uśmiechnęła się lekko, myśląc że królowa wzruszyła się na wieść o urodzie swojego kolejnego dziecka. Nowonarodzona księżniczka wydała z siebie kolejny już głośny pisk, niezadowolona ze swojego położenia. Kobieta z czułością spojrzała na pulchną oraz zaczerwienioną twarz dziecka, po czym przeniosła wzrok na królową.
— Wygląda na to, że mała księżniczka chce trafić w ramiona matki.
Alicent nie odpowiedziała, tępo wbijając wzrok przed siebie. Akuszerka bez słowa podeszła i delikatnie położyła zawiniętą w materiały dziewczynkę, oddalając się na pewną odległość. Widząc brak reakcji ze strony królowej, kobieta zabrała głos.
— Nie chcesz się jej przyjrzeć, pani?
Alicent nie unosząc na nią wzroku, pokręciła głową.
— Nie — odparła, bez emocji. Służące stojące za akuszerką westchnęły głośno z niedowierzaniem. Zacisnęła mocno powieki, a kolejna łza pomknęła w dół jej lica. — Nie chcę jej zbytnio przemęczać — wyjaśniła spokojnie, a jej argument brzmiał, co najmniej absurdalnie. — I tak, król zapewne niedługo się tu zjawi. Nie ma potrzeby jej denerwować.
Akuszerka wymieniła zszokowane spojrzenie z pozostałymi obecnymi w komnacie kobietami.
— Ale pani, nawet nie zerkniesz na małą?
Alicent przymknęła powieki, próbując powstrzymać kolejny potok łez. Przełknęła gulę ciążącą jej we krtani i obróciła głowę w stronę wijącego się zawiniątka. Nowonarodzona księżniczka, co chwile wydawała z siebie niezadowolone dźwięki, wierzgając energicznie rączkami. Drżącą ręką złapała za skrawek materiału, wiedząc że jedyne, co zobaczy, to jej rozczarowanie. Sen, który wraz z zobaczeniem dziecka przeminie, przepadając na wieki. Czy to kara rzucona na nią przez Siedmiu za te wszystkie negatywne uczucia i uczynki, jakie popełniła względem swojej byłej przyjaciółki i pasierbicy? Kara, aby jej wszystkie dzieci na każdym kroku przypominały jej o czasach nieświadomego i niewinnego dzieciństwa w towarzystwie swej jedynej towarzyszki?
Matka winna kochać wszystkie swoje dzieci. Nieważne, jakie by nie były. Ale czy można było ją winić, że obawiała się, iż nowonarodzona księżniczka będzie w jej oczach tylko zawodem? Alicent kochała wszystkie swoje dzieci. Były dla niej całym światem i była w stanie zrobić dla nich wszystko. Absolutnie wszystko, nawet jeśli miałoby to wzniecić wojnę. Więc czemu obawiała się spojrzeć na swoje własne dziecko? Na swoją malutką córeczkę?
Bo jest twoim rozczarowaniem. Szepnął cichy głosik. Nie jest. Odpowiedział drugi z nich. Alicent zacisnęła usta w wąską linie, wbijając paznokcie we wewnętrzną stronę jej dłoni. Nie jest, taka jak myślałaś. Odezwał się pierwszy z głosów. Czy nie tego właśnie chciałaś? By wyglądało, jak ty? Zapytał ponownie. To twoja córka. Twoja krew. Odrzekł drugi z głosów. Czy to w ogóle ważne, jak wygląda? Czy nie ważniejsze jest jakim człowiekiem zostanie? Jaka będzie w przyszłości?
— Tak, nie ma to znaczenia — odpowiedziała obu głosom, Alicent.
Kobiety znajdujące się w kwaterze królowej, spojrzały na nią zdziwionym wzrokiem.
Nie ma? A co z twoim marzeniem? Co z twoimi błaganiami o dziecko, co wygląda jak ty? Zapytał pierwszy z głosów.
— To nie ważne — wymamrotała. — Może innym razem...
Nie ważne? Innym razem? Będziesz powtarzać to za każdym razem, kiedy wypchasz z siebie kolejne srebrnowłose dziecko? Zasyczał głos. Jakże to romantyczne, będąc zamkniętą w zamku, wyciskając z siebie potomka za potomkiem, nieprawdaż? Znajome, nie sądzisz?
— Tak, masz rację...
Nie słuchaj go. Odpowiedział drugi z głosów. On nie ma racji. Spójrz tylko na nią, a przekonasz się, że się myli.
Alicent pokręciła głową na wszystkie strony, próbując się otrząsnąć. Raz jeszcze zawiesiła spojrzenie na zawiniętą w koce księżniczkę, nie mogą się zdecydować.
Po prostu zerknij. Odparł drugi z głosów.
Alicent chwyciła niepewnie kraniec materiału, zaciskając na nim uchwyt jej dłoni. Wzięła kilka głębokich oddechów, próbując się przemóc. Rozczarowanie. Powiedział pierwszy głos.
Rozczarowanie. Rozczarowanie. Rozczarowanie. — powtórzyła w myślach.
Zawód. Dopowiedział, pierwszy głos.
Zawód. Zawód. Zawód. — zawtórowała.
Spójrz na nią. Odparł drugi głos.
Nie patrz, wiesz przecież, co zobaczysz. Odparował pierwszy głos.
— Rozczarowanie, zawód. — odpowiedziała, Alicent.
Tak, tak. Podekscytował się, głos. Tylko rozczarowanie i zawód.
— Rozczarowanie i zawód... — ponownie powtórzyła. Zacisnęła powieki, a samotna łza spłynęła po jej policzku. Szybko starła ją dłonią i ze zdecydowaniem spojrzała na zawiniątko. — Samą sobą, że w ogóle o tym pomyślałam.
Co? Nie! To dziecko jest dla ciebie samym rozczarowaniem, zawodem! Twoim niespełnionym marzeniem! Nie ty! Wykrzyknął pierwszy głos, a każde jego słowo z każdą sekundą milkło, aż ucichło całkowicie.
Dobrze postępujesz. Odpowiedział drugi głos. A teraz na nią spójrz i sama się przekonaj.
Alicent z odwagą w końcu odgarnęła materiał z twarzy dziecka, zerkając na jego lico.
Dech stanął jej w piersi, a serce stanęło, przestając na moment bić. Czas się zatrzymał, kiedy wpatrzyła się w twarz dziewczynki. Jej córki.
Nie. Anioła. Prawdziwego anioła!
Dziewczynka z uwagą zawiesiła wzrok, wbijając w nią swoje duże fioletowe oczy. Widząc twarz swojej matki, nowonarodzona księżniczka uśmiechnęła się szeroko, a serce Alicent roztopiło się na jej widok.
Czy to było jej rozczarowanie? Zawód? Jej niespełnione marzenie, przepadły sen? Nie, to był cud.
Przez cały czas, kiedy nosiła ją pod swoim sercem, wznosiła modlitwy do każdego z Siedmiu, by podarowali jej mniejszą wersję samej siebie. A dali jej coś cenniejszego.
Jej własnego anioła stróża, który zszedł na ziemie, by podarować jej szczęście i uchronić ją smutku i samotności.
Z miłością wzięła swoją córkę w ramiona, na co mała księżniczka zagruchała cicho, czując znajome ciepło. Kobiety z czułością zawiesiły spojrzenie na rozczulającym obrazku, jakim był widok królowej ze swoją nowonarodzoną córką.
Wtem drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem, wpuszczając do środka komnaty trójkę postaci. Wszystkie kobiety, oprócz królowej i jej córki pokłoniły się w niskim ukłonie, widząc sylwetki króla oraz jego pierworodnej córki. Za nimi zaraz do pomieszczenia wszedł Maester, który zbudzony dopiero przed chwilą, stanął w kącie pokoju wraz z pozostałymi.
Alicent uniosła wzrok znad twarzy swojej córki i spojrzała na swojego męża.
— Viserys — przywitała go. — Mamy kolejną córkę.
Mężczyzna uśmiechnął się i zerknął na swoją pierworodną córkę.
— Słyszałaś, Rhaenyro? Mam kolejną córkę!
Rhaenyra uśmiechnęła się wymuszenie i pobieżnie spojrzała na Alicent.
— Tak, usłyszałam. Gratulację, ojcze.
Viserys uśmiechnął się sam do siebie i zerknął na zawiniątko w ramionach matki.
— Mogę?
Alicent przytaknęła w ciszy i niechętnie oddała swoją córkę jej ojcu. Król delikatnie ułożył dziewczynkę w swoich ramiona i spojrzał na jej delikatną twarz.
— Wygląda zupełnie jak ty, gdy się urodziłaś — powiedział, zwracając się w kierunku Rhaenyry.
Mina Alicent stężała. Spojrzała w kierunku swojej pasierbicy, na co srebrnowłosa kobieta odwzajemniła niezadowolone spojrzenie. Królowa zacisnęła usta w prostą linie i wbiła wzrok w swoje dłonie.
Viserys nie zauważając, bądź nie chcąc zwracać uwagi na niemy konflikt między dwoma kobietami, zwrócił się do swojej żony.
— Jak będzie się nazywać?
Alicent zamyśliła. Kobieta wcześniej nie zastanawiała się nad imieniem dla swojego dziecka. Przez cały czas, jedyna myśl, jaka przechodziła jej przez umysł to, jak będzie wyglądać. To nie mogło być byle jakie imię. Jej córka była jej małym cudem. Jej małym skarbem oraz najcenniejszym kamieniem. Jej aniołem. Darem podarowanym jej przez Siedmiu.
Uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy jedna z myśli przyszła jej do głowy.
Viserys spojrzał ponaglająco na swoją żonę, czekając na jej decyzję.
— Chcę, by nazywała się Maegelle — odpowiedziała. — Po szóstym dziecku króla Jaehaerysa i królowej Alysanne. Po byłej Sepcie.
Król uśmiechnął się lekko i spojrzał na spokojną twarz małej księżniczki, która zapadła w sen.
— Maegelle — powtórzył. — Maegelle Targaryen. Piękne imię.
Tak, w rzeczy samej — pomyślała, Alicent.
Jej piękna córka.
Jej istny anioł. Jej Maegelle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro