Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

CHAPTER EIGHT

•──•─•──•✦•──•─•──•

Maegelle Targaryen wyrosła na przepiękną kobietę. W dniu swojego piętnastego Dnia Imienia, była już jedną z najbardziej pożądanych partii w Siedmiu Królestwach. Wielu lordów wysyłało swoich synów do Królewskiej Przystani, by prosić o jej rękę, lecz każda taka propozycja spotykała się z odmową królowej. Alicent Hightower uważała, że jej anioł był zbyt cenny, by oddać go byle komu.

Maegelle była ucieleśnieniem dobroci i miłosierdzia. O jej urodzie i łagodnym sercu, minstrele układali pieśni, przyrównując ją do samego bóstwa. Wśród biedoty i prostaczków księżniczka uchodziła za nową Radość Królestwa, tak jak niegdyś była nazywana jej starsza siostra. Nie bała się ubrudzić, niszcząc przy tym drogie suknie, by pomóc drugiemu człowieku. Wielokrotnie z własnej woli zapuszczała się w najbiedniejsze dzielnice Królewskiej Przystani, gdzie obdarowywała sierocińce zabawkami, odzieżą oraz jedzeniem, czym zaskarbiła sobie poważanie wśród mieszkańców. Godzinami potrafiła opowiadać tamtejszym dzieciom historie, których zasłyszała jako mała dziewczynka, obdarzając je uwagą i miłością, której tak bardzo potrzebowały. Królowa nie lubiła, gdy to robiła, bojąc się o jej bezpieczeństwo. Maegelle usłyszała wiele upomnień swojej matki na ten temat, lecz uśmiech twarzy maluczkich wynagradzał jej wszystkie te uniedogodnienia. Dzieci kochały ją za jej dobroć, nazywając ją Dobrą Panią, a kobiety z zazdrością wzdychały, podziwiając jej urodę.

Maegelle była wychowywana na przykładną damę, pełną wdzięku i ogłady. Jej obecność w towarzystwie zawsze była mile widziana, a jej uśmiech i promieniująca energią postawa rozjaśniały każde spotkanie. Często uczęszczała na spotkania przy herbacie i plotkach z innymi damami, zgrabnie lawirując między tematami rozmów. Choć jej życie pełne było obowiązków, Maegelle zawsze znajdowała czas na odwiedzanie Wielkiego Septu wraz ze swoją rodzicielką, gdzie czuła się bliżej bogów, niż w przyzamkowej kapliczce. Tam mogła zwierzać się któremukolwiek z Siedmiu, pewna, że nie zostanie osądzona przez rezydentów Czerwonej Twierdzy.

Nie bez powodu ludzie uważali ją za prawdziwego anioła. Maegelle była nie tylko piękna i pełna wdzięku, ale także niezwykle empatyczna i życzliwa. Jej serce było otwarte dla wszystkich, a jej dobroć nie znała granic. Była gotowa pomóc każdemu, kto tego potrzebował, niezależnie od jego pochodzenia czy statusu. Księżniczka często stawiała innych na pierwszym miejscu, co nie znaczy, że nie robiła nic, co sama kochała.

Często można było ją zobaczyć na grzbiecie Gaelithoxa, kiedy przemierzała przestworza nad Królewską Przystanią. Lot na smoku dawał jej poczucie wolności i spokoju, jakiego nie znajdowała nigdzie indziej. Gaelithox był jej najwierniejszym towarzyszem. Wysoko nad ziemią, z dala od trosk i problemów, Maegelle czuła, że naprawdę żyje, nie musząc niczym się przejmować.

Jednak choć wiele rzeczy zmieniło się w jej życiu od czasu incydentu na Driftmarku, jedno pozostało niezmienne: miłość Maegelle do rodziny. Choć nie utrzymywała już tak bliskiej relacji ze swoimi siostrzeńcami, jak w dzieciństwie, nadal z grzeczności posyłała do nich listy na Smoczą Skałę. Nigdy nie zapomniała, co uczynili Aemondowi, lecz po cichu tego nie żałowała. To dzięki temu incydentowi Aemond zyskał smoka, a ich relacja jeszcze bardziej się zacieśniła. Maegelle uśmiechnęła się na myśl o chłopaku. Pamiętała, jak po raz pierwszy razem latali na swoich smokach, gdy Aemond zdobył Vhagar. Od tamtego momentu ich wspólne wypady stały się częścią ich rutyny, i nawet jeśli któreś było zajęte, zawsze znajdywało krótką chwilę dla tej drugiej osoby.

Mała Jaehaera poruszyła się w jej ramionach, wiercąc się oraz próbując zwrócić na siebie uwagę ciotki. Księżniczka zaśmiała się cicho i połaskotała ją, na co ta wybuchła dziecięcym śmiechem. Helaena uniosła na nią wzrok, spoglądając na swoją młodszą siostrę znad swojej robótki.

— Masz rękę do dzieci — powiedziała Helaena, uśmiechając się łagodnie.

— Myślisz? — Maegelle zerknęła na nią, a jej serce ścisnęło się na widok starszej siostry. Biedna Helaena została przymuszona do ślubu z Aegonem, który bardziej przejmował się rozlanym winem, które mógł wypić, niż swoją panią żoną. Choć dzięki temu Helaena nie musiała się nim przejmować, Maegelle zawsze czuła smutek z powodu jej sytuacji i strasznie jej przez to współczuła.

— Tak — odparła Helaena z pewnością w głosie. W tym czasie do Maegelle podpełzł mały Jaehaerys, który przez cały ten czas bawił się na dywanie swoimi zabawkami. Chłopiec dźwignął się na nogi, przytrzymując się jej kolan. Maegelle zaśmiała się na ten widok. Najwyraźniej była ulubioną ciocią bliźniaków, patrząc na to, jak oboje pragnęli jej uwagi. — Byłabyś dobrą matką — powiedziała Helaena, wbijając wzrok w przestrzeń przed sobą. — Ale nie pozwól jednemu z nich być zbyt odważnym.

Maegelle uniosła zdziwione spojrzenie z bliźniąt na swoją siostrę.

— Co powiedziałaś?

Helaena spojrzała na nią, nic nie rozumiejąc. 

— Nic nie mówiłam.

Maegelle zamrugała, próbując zrozumieć, czy to, co usłyszała było prawdziwe.

— Cóż... najwyraźniej się przesłyszałam — odparła z zamyśleniem.

Drzwi do komnaty otworzyły się z cichym zgrzytem, gdy przez nie przeszła królowa Alicent. Jej zielona spódnica poruszyła się pod wpływem nagłego ruchu. Maegelle widząc matkę, natychmiast wstała, delikatnie odkładając Jaehaerę na podłogę, gdzie malutki Jaehaerys wrócił do zabawy swoimi drewnianymi zabawkami.

— Matko, jak miewa się ojciec? — zapytała Maegelle, w jej głosie krył się niepokój.

Zdrowie króla Viserysa od dawna nie było najlepsze. Jego stan, niegdyś stosunkowo stabilny, pogarszał się w zastraszającym tempie. Coraz częściej zaszywał się w swojej komnacie, rzadko co wyściubiając z niej nos. Maegelle wielokrotnie odwiedzała go, przynosząc ze sobą książki, które mu potem czytała, starając się podnieść go na duchu, jednak każdy widok jego postępującej choroby łamał jej serce. Jej ojciec był coraz słabszy i nie miał już nawet sił, by zajmować się swoją ukochaną makietą Valyrii, tak często jak kiedyś. Zmęczenie i choroba odcisnęły na nim swoje duże piętno, pozostawiając po dawnym królu zaledwie cień jego samego.

Alicent, jakby odczytując odbicie smutku w oczach córki, położyła na jej ramionach swoje dłonie, czule je gładząc.

— Na szczęście czuje się o wiele lepiej, choć maester twierdzi, że to zaledwie chwilowy stan — odpowiedziała królowa, a w jej głosie można było usłyszeć nutę ulgi, choć cząstka niepewność nadal pozostała. Maegelle spojrzała na nią z nadzieją.

— Mam nadzieję, że jednak się myli i ojcu się poprawi — odparła Maegelle, w jej głosie brzmiała cicha determinacja, przesiąknięta miłością i troską o króla. Królowa uśmiechnęła się czule, a jej palce pogładziły policzek córki.

— Masz naprawdę dobre serce, aniele — powiedziała Alicent, patrząc na Maegelle z matczyną miłością. W jej oczach kryła się także melancholia, przesiąknięta świadomością upływającego czasu i zmian, które niosły ze sobą lata.

Królowa zerknęła w bok, gdzie na podłodze bawiły się jej wnuki, a wzrok jej zatrzymał się na Helaenie, wciąż pochylonej nad robótką.

— Jak miewają się bliźniaki? — zapytała z miękkim, lecz przenikliwym tonem.

Helaena nie podnosząc wzroku, cicho odpowiedziała matce.

— Dobrze.

Słysząc tę suchą odpowiedź, Alicent znów spojrzała na Maegelle. Księżniczka obdarzała ją szczerym uśmiechem, pełnym ciepła i troski, który wyrażał więcej niż słowa. Królowa wpatrywała się w nią z miłością, zachwycona pięknem i czułością, które emanowały z jej córki. Choć Maegelle miała w sobie wiele cech Starej Valyrii, jej rysy twarzy coraz bardziej przypominały te należące do Alicent. Poruszona królowa pogłaskała ją delikatnie po włosach, jakby próbując zatrzymać w czasie tę chwilę bliskości.

***

Ptaki śpiewały, a ich melodyjny śpiew rozszedł się po ogrodzie. Maegelle wpatrywała się z zamyśleniem w błękitne niebo, na którym leniwie wędrowało kilka puchatych chmur. Przymknęła powieki, opierając głowę o pień drzewa, a z jej ust wymsknęło się ciche westchnienie.

— Matka po raz kolejny odrzuciła kolejną kandydaturę — odparła, przerywając między nimi ciszę.

Aemond leżąc z głową na jej kolanach, uniósł lekko brew, nie otwierając oka.

— Co znowu jej nie pasowało? — zapytał ze spokojem.

Dziewczyna westchnęła, zaprzestając przeczesywać jego włosy.

— Twierdziła, że zachowywał się nieobyczajnie i był niewychowany. Ponoć jak mijał jakąkolwiek kobietę, rzucał jej wyuzdane spojrzenia i rzucał pod ich adresem niepochlebne komentarze.

— To chyba dobrze, że broni twojego honoru, czyż nie? 

— Ale nie w taki sposób, Aemond — powiedziała z rezygnacją, patrząc na jego spokojną twarz.

Aemond już dawno nie przypomniał niewinnego chłopca, jakim był kiedyś. Jego rysy twarzy wyostrzyły się, a włosy urosły, opadając wzdłuż jego pleców, dodając mu tym powagi i dostojności. Znacznie urósł, a jego szczupła sylwetka zarysowała się przez częste treningi. Wiele osób mogłoby powiedzieć, że należał do przystojnych mężczyzn, ale on sam uważał inaczej. Szkaradna, choć już wygojona blado-różowa blizna, która przecinała jego prawą stronę twarzy wzdłuż jego oka, przypominała mu to na każdym kroku. Przez większość czasu przykrywał miejsce, gdzie niegdyś znajdowało się jego oko, chowając je za ciemną opaską, by nie straszyć ludzi na dworze. Maegelle miała na temat tego inne zdanie.

Uważała że zbrodnią było to, co chciał ukryć. Błękitny szafir, który znajdował się w jego oczodole, dodawał mu tylko więcej uroku.

— Jeżeli dalej, tak będzie postępować, to nikt mnie nie zechce — odparła z wyczuwalnym żalem. 

Spojrzała w niebo, a promienie słońca, które przebiły się przez szkarłatne liście, opadły na jej bladą twarz.

Aemond otworzył oko i uniósł się do siadu, po czym spojrzał na nią z powagą, którą rzadko u niego widywała, kiedy przebywał w jej obecności.

— To wtedy ja cię poślubię — zadeklarował.

Maegelle spojrzała na niego z niedowierzaniem.

— Nie żartuj sobie, Aemond — rzekła, próbując ukryć przy tym drżenie głosu.

— Jestem absolutnie poważny — odpowiedział jej, a jego twarz stężała, wyrażając stanowczość.

Dziewczyna nie mogła uwierzyć w jego słowa. Trzepnęła go w ramię, próbując rozładować napięcie.

— Jesteś okropny! To nie było śmieszne — powiedziała, a w jej głosie słychać było mieszaninę irytacji i nadziei.

Maegelle nie mogła zaprzeczyć, że Aemond był przystojny. Pochlebiało jej to, że tak wiele czasu poświęcał jej osobie oraz temu, iż ufał jej na tyle, by zwierzać się jej ze swoich problemów. Lubiła to w jaki sposób na nią patrzył oraz w jaki sposób wyginał swoje wąskie usta w uśmiechu. Maegelle nie miała za wiele do czynienia z mężczyznami. Oprócz członków swojej rodziny czy strażników z Gwardii Królewskiej nie znała nikogo, z kim miałaby bliższy kontakt. Z tego powodu często czuła się niepewnie, nie wiedząc, jak poprawnie się zachowywać lub jak odczytywać intencje mężczyzn. Było to dla niej nowe i nieznane terytorium.

Nie zawsze potrafiła zrozumieć, kiedy coś było żartem, a kiedy nie. W świecie, w którym się wychowała, brakowało jej swobody w interpretacji codziennych rozmów. Maegelle bardzo kochała swoją matkę oraz szanowała jej charakter, lecz ta zawsze unikała takich rozmów, a z Septą wolała nawet nie zaczynać takich tematów. Jedyne rozmowy jakie przeprowadzano w jej towarzystwie były na temat jej zamążpójścia z obowiązku. Maegelle pragnęła czegoś innego niż małżeństwa, w którym brakowało miłości, jak to miało miejsce w przypadku jej rodziców — wziętego z obowiązku oraz rozsądku, mającego na celu jedynie urodzenie dziedziców. Marzyła o związku opartym na prawdziwym uczuciu, wzajemnym szacunku i zrozumieniu

Aemonda znała praktycznie od dziecka, więc bardzo szybko zauważyła, że z wiekiem stał się bardziej skryty i trudniejszy do odczytania. Kiedyś, jako chłopiec, był dla niej jak otwarta księga w swoich uczuciach. Teraz jego wyraz twarzy często był nieprzenikniony, a jego słowa wydawały się ukrywać więcej, niż mówiły.

Jej brat był człowiekiem pełnym tajemnic i wewnętrznych konfliktów, a ona starała się go zrozumieć. Niepewność w jej własnych uczuciach również ją przerastała. Aegon zawsze wyśmiewał się z niej, kiedy przyłapywał ją na czytaniu sztampowych romansideł dla młodych dam, twierdząc że tak nie wyglądał świat, ale ona zawsze skrycie marzyła o tego typu miłości. Chciała znaleźć kogoś, kto podzielał jej pasję oraz rozumiał ją w pełni. Maegelle dobrze się czuła w towarzystwie Aemonda oraz wiedziała że ją rozumiał. Zawsze na myśl o nim robiło jej się miło, a gdy tylko wyczuwała jego spojrzenie, czuła jak na jej policzki wkradał się szkarłatny rumieniec. Maegelle sama nie wiedziała, czemu się tak działo i bała się przyznać przed sobą, że jego obecność wywoływała w niej mieszankę nieznanych wcześniej emocji.

Aemond parsknął śmiechem przełamując ciszę między nimi. Maegelle z zawstydzeniem odwróciła wzrok, a jego twarz przybrała wyraz bólu, który starał się ukryć. Aemond odchrząknął, zwracając na siebie jej uwagę.

— Jestem pewien, że w końcu ktoś się znajdzie. Nawet jeśli nie podbije serca matki, to przynajmniej twoje.

Maegelle pokręciła głową.

— Sama nie jestem pewna, czy tak będzie. Może to po prostu ze mną coś jest nie tak, a matka opóźniając moje zamążpójście, próbuje mnie tylko przed tą prawdą uchronić.

Aemond widząc jej zmartwioną minę, złapał ją za podbródek, delikatnie kierując jej twarz, by patrzyła wprost na niego.

— Ao iksā gevie riña — powiedział z pełnym przekonaniem. — Wszystko z tobą jest, jak w najlepszym porządku. Niech żałuje ten, kto cię nie poślubi, nie ty. (Jesteś piękną dziewczyną.)

Maegelle otworzyła delikatnie usta, chcąc zaprzeczyć, ale widząc świdrujące spojrzenie chłopaka, zaprzestała. Jej serce zabiło mocniej na jego słowa.

— Nie zadręczaj się już tym. Przyjdź jutro rano na mój trening i ochłoń. Przyda ci się chwila wytchnienia od tych twoich... pogaduch.

Maegelle sapnęła, kładąc dłoń na jego nadgarstku.

— To są poważne spotkania dla dystyngowanych dam, Aemond, a nie jakieś tam "pogaduchy", jak to określiłeś.

Aemond wzruszył ramionami i uniósł brew w geście rozbawienia.

— A czy plotkowanie i obgadywanie swoich mężów przez stare matrony oraz młode trzpiotki to nie to samo?

Maegelle parsknęła cichym śmiechem.

— Uważaj, bo się rozmyślę i zamienię ciebie na te trzpiotki, nie przychodząc na twój trening.

Aemond zauważywszy, że udało mu się rozluźnić atmosferę, uśmiechnął się półgębkiem.

— Czyli jednak przyjdziesz?

Maegelle spojrzała na niego z lekkim rozbawieniem, ale i z pewnym namysłem.

— Możliwe, że przyjmę to zaproszenie.

Aemond puścił jej podbródek, łapiąc za jej dłoń, na której złożył delikatny pocałunek.

— W takim razie trzymam cię za słowo.

Maegelle poczuła, jak od miejsca jego pocałunku na jej ręce rozchodzi się po jej ciele ciepło, wywołując u niej przyjemne dreszcze. Schyliła delikatnie głowę, a na jej twarzy pojawił się niewielki uśmiech.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro