Rozdział 25 Ufać - 信じる [shinjiru]
Zeref szedł ścieżką prowadzącą do ruin miasta Red Lizard. Kiedy chciał spotkać się z Mavis, to właśnie tam najczęściej spędzali sami czas. Tym razem, był sam. Usiadł więc na trawie i począł w skupieniu słuchać odgłosów natury. Nauczył się uspokajać w ten sposób, aby lepiej kontrolować swoją klątwę. Niedługo jednak potem, małe stworzonko, przyłączył się do niego, siadając mu na ramieniu.
- Obra, co mi powiesz? -
- Hihi ... - stworzonko zaczęło szeptać czarnemu magowi do ucha różne rzeczy.
Zeref słuchał tego uważnie. Raz był poważny, by za chwilę uśmiechnąć się, by potem wpaść w nostalgię.
- Widzę że dobrze się bawisz. - kobiecy głos przerwał ciszę
- Naturalnie. - odparł
- Więc może mi wyjaśnisz, czemu powiedziałeś Lucy o sobie, mimo tego że MI zabroniłeś? - Mavis z wesołego dziecka, stała się poważną osobą.
Jej oliwkowe oczy mogły by powalić każdego kto tylko ją jeszcze bardziej zdenerwuje. Obra widząc jej minę, wystraszył się i znikł. Zeref natomiast czując lodowate spojrzenie żony na plecach poczuł, że nie będzie to miła rozmowa.
- Może przejdziemy się na nasze ulubione miejsce? -
- Nie zmieniaj tematu Zeref. -
- Oj, nie zamierzam. Po prostu, nasza rozmowa, nie będzie szybka, dlatego uznałem, że lepiej porozmawiać w miejscu, gdzie nie będą nami targały żądze mordu. - Otrzepując się z trawy Zeref, wstał i posłał żonie równie lodowe spojrzenie.
- ... -
- Nic nie powiesz? - ciągnął dalej Zeref
- Może i masz rację. Tam nam nikt nie będzie przeszkadzał. - Mavis dołączyła i wkrótce oboje ruszyli na polanę, gdzie Zeref po raz pierwszy przedstawił się swoim imieniem Mavis.
...
Tymczasem Lucy przebiegła korytarz i wpadła do swojego pokoju zamykając drzwi za sobą.
- Co ja wyprawiam ... jak mogłam mu to powiedzieć ... - Lucy opadła na podłogę i opierając głowę o drzwi spojrzała w sufit.
Siedziała tak przez chwilę, rozmyślając nad swoimi słowami. Nie chciała aby wyjeżdżał, ale nie powinna mówić to takimi słowami. Przecież to brzmiało, jakby ona ... jego ...
- Nie, nie, nie. Jeśli się czymś nie zajmę, to nie wytrzymam. - jej wzrok padł na gwiezdny bicz.
Nie wierzyła do końca w słowa Mavis, ale uznała, że spróbować, nie zaszkodzi. Wzięła do ręki metalowa rączkę i wyszła na korytarz. Następnie, zeszła schodami na zewnątrz i udała się nad jeziorko. Miała gdzieś czy Zeref tam będzie czy nie. Potrzebowała miejsca i ciszy, a ta okolica była idealna.
...
- Czekaj, miałeś powód i nie mogłeś dłużej ukrywać tego przed nią? - Mavis nie mogła pojąć słów męża
- Tak. Sprawy się troszkę skomplikowały. -
- To znaczy? -
- Teraz jest już w porządku. Poza tym, Lucy jest blisko Nastu więc, prędzej czy później by się o tym dowiedziała od niego. -
- To prawda, są blisko. Ech ... Swoją drogą, miałeś rację. Bicz który powierzyła ci Anna, jest przeznaczony dla Lucy. Oddałam jej go i poprosiłam o to aby opiekowała się Natsu. -
- Co?! - Zeref spojrzał w oczy żony.
- Coś nie tak? -
- ... -
- Zeref? -
- Nic. W porządku. - rzekł i przymknął oczy.
Teraz sprawy dopiero się skomplikowały. Skoro Lucy wzięła bicz Anny, zgodziła się opiekować Natsu i jednocześnie wiedziała o jego demonicznej stronie, to niby jak teraz miał wywieźć brata do Alvarez? Dziewczyna będzie miała powód aby się sprzeciwić mu, a on nie zamierza brać jej do Alvarez. Rozpętał by tym wojnę, gdyby wyszło na jaw, że córka gubernatora, córka z rodziny Heartfilia która jest częścią Ishgardu wyjechała do Alakitasi, wrogo nastawionego kontynentu.
- A więc, długo zamierzasz zostać? - Mavis przerwała rozmyślania Zerefa i uśmiechnęła się w jego stronę.
- Nie. Wiesz, że niezbyt lubimy się z Natsu. Poza tym i tak powinienem być już w drodze do domu. Więc wkrótce odpływam. - Zeref posłał żonie swój uśmiech za którym Mavis tak szalała.
Siedzieli jeszcze chwilę, wspominając stare czasy i jak się w sobie zakochali od pierwszego spotkania, dopóki rozmowy nie przerwało pojawienie się Natsu.
- Natsu?! Co ty tutaj robisz? Powinieneś jeszcze leżeć. - zawołała Mavis podchodząc do chłopaka
- Musimy porozmawiać! Sami! - słowa Natsu były jak sztylety.
- Dobrze. - Zeref który już miał wstawać, został na ziemi.
- Coś się stało? - Mavis widząc ich minę lekko się wystraszyła
- Nic. Zostaw nas na chwilę samych. - poprosił Zeref
- Pff, skoro powiedziałeś o wszystkim Lucy, to niech i Mavis się dowie! - wrzasnął Natsu
- Natsu! - Zeref spojrzał na niego zabójczym wzrokiem
- Yyy, o czym wy mówicie? - Mavis spoglądała raz na jednego brata a raz na drugiego
- O niczym. - stanowczo nacisnął Zeref, dając bratu jasno do zrozumienia aby milczał
- Hooo, o niczym? Więc jak się wytłumaczysz z tego ...! - zaczął Natsu
- Natsu! Ani się waż! - podniósł głos Zeref
- ... tego że bycie demonem to nic ważnego, no bo przecież to codzienność! - wykrzyczane słowa różowo włosego chłopaka sprawiły, że w całej okolicy zapadła cisza.
Zeref patrzył bezradnie na Natsu który w szale złości był gotowy rzucić się na niego. Mavis natomiast stała blada i z szeroko otwartymi oczami patrzyła na Natsu jakby chłopak poskradał rozum.
- ... Demonem? - ciszę przerwał właśnie jej głos.
- Ups, twój mąż o niczym ci nie powiedział? - Natsu zadrwił udając, że przez przypadek się wygadał
- ... - Zeref milczał wpatrując się w Mavis która teraz skupiła uwagę na nim
- Sprawy się skomplikowały? Ach tak? - Mavis skupiła swoją energię przy sobie i spoglądając zabójczym wzrokiem na męża dodała – Chyba nie skończyliśmy jednak rozmawiać. Natsu może dołączysz do nas? -
- Nie ma takiej potrzeby ... - zaczął Natsu, ale przypominając sobie Lucy i to, że ona wie o wszystkim, usiadł i krzyżując ręce na kolanach, dał znać spojrzeniem na brata, aby zaczął mówić.
...
Lucy próbowała chyba już wszystkiego. Nic nie działało. Ta cała ''magia bicza'' to jakiś śmieszny żart. Słyszała opowiadania o magi i magach, lecz wciąż nie docierało do niej, że to właśnie jej rodzina, rodzina jej matki i rodzina jej pra babki, Heartfilia jest jedną z rodzin wychowujących magów. To wszystko stało się tak szybko, że zupełnie do niej nie docierało. Teraz jednak, próbując wykrzesać z siebie magię, te myśli powoli docierały do niej, jak bicze, walące w jej głowę.
- Jeszcze raz, Aaaa! - po raz ostatni spróbowała swoich sił, lecz jak to było poprzednim razem, tak tym, nie przyniosło to żadnego skutku. - To bez sensu! - warknęła.
Schowała swój bicz za pasek przy spodniach i usiadła na trawie. Był środek dnia, a pomimo, że nie jadła jeszcze nic od wczoraj, nie czuła się głodna. Wręcz przeciwnie. Przez te wszystkie wydarzenia, nie przełknęła by chyba ani kęsa. Chłodny wiatr poruszał liśćmi na wodzie jeziorka. Pogoda była cudna. Lucy patrzyła jak liście tańczą na wodzie jak baletnice. Tak delikatnie i płynnie. Spojrzała w górę. Za liśćmi na drzewie, na błękitnym niebie, świeciło słońce. Jedna, wielka, ciepła gwiazda, widoczna doskonale za dnia i dając życie swymi promieniami. Dziewczyna zamknęła oczy. W myślach zobaczyła bawiącą się małą dziewczynkę w różanym ogrodzie. Słońce oświetlało jej złote włosy. Dziewczynka tańczyła w ogrodzie z lalką. Lucy zdawała sobie sprawę, że widzi samą siebie, za dziecka, kiedy jeszcze potrafiła się śmiać i tańczyć w swojej posiadłości w Magnolii. Teraz nawet nie może postawić tam stopy, bo została by natychmiast zabita.
- Ech... - wzdychnęła i otworzyła oczy. - Czemu zebrało mi się teraz na wspominki. - szepnęła
Bawiąca się dziewczynka w różanym ogrodzie. Ta myśl nie dawała jej spokoju. Czemu akurat to wspomnienie. Czemu akurat ten różany ogród. Czemu róże? Lucy spojrzała na bicz. Więc Anna, jego pierwsza właścicielka, powierzyła go Zerefowi a on Mavis. Ta z kolei powierzyła go jej.
- Hmm ... Anna używała bicza, oddając go Zerefowi musiała wiedzieć, że nie będzie w stanie go używać. To samo Mavis. Ja natomiast niby mogę ... - spojrzała na rączkę i wyciągnęła rękę przed siebie robiąc zamach - ... tyle że nie potrafię. - zrezygnowała i pozwoliła ręce opaść na trawę.
Siedziała tak przez chwilę. Ptaki śpiewały w około niej jakąś piosenkę. Liście spadały z drzew i wpadając do jeziorka, wirowały. Reszta tańczyła w powietrzu upadając powoli wszędzie. Na trawie, na kamieniach, na ramionach dziewczyny. Ta dziwna chwila spokoju, ta cisza trwać mogłaby w nieskończoność, lecz przerwał ją nagły krzyk Lucy. Dziewczyna zerwała się jak oparzona z miejsca.
- Róże! No przecież! Róże! - krzyknęła.
Jak mogła tego nie skojarzyć. Zawsze jej matka, powtarzała aby podczas zabawy w tym różanym ogrodzie, uważała na te piękne kwiaty. Miały ostre kolce, które mogły ją zranić. Lucy obiecywała mamie ostrożność i bawiła się blisko nich, lecz ostrożnie, aby nie dotknąć żadnej łodygi. Raz, tylko raz, jej ciekawość a może zawrót głowy spowodowany nagłym zerwaniem się z cienia do słońca sprawił że przecięła się małym kolcem. Na zieloną trawę, spadło wtedy kilka kropel krwi.
Do dziś pamiętam, jak krople lśniły na tej ciemnej trawie tak czysto i pięknie jak gwiazdy wieczorem na ciemnym niebie. Jak mogłam tego nie skojarzyć wcześniej! Przecież skoro ani Mavis ani Zeref, jedynie Anna mogła używać bicza, a teraz przypada mi, to musi mieć związek z krwią która płynie we mnie częściowo przekazana przez Annę. - Lucy spojrzała na bicz i na swoją rękę.
W głowie pojawił jej się pomysł, nadzieja ale też strach. Czy powinna skropić bicz swoją własną krwią, aby zaczął działać? Było to z jednej strony ekscytujące ale zarazem straszne. Bicz miał być według legendy posłuszny tylko kobiecie z rodziny Heartfilia, więc jedynym sensownym sposobem aby wypełnić legendę, było coś co każda z kobiet posiadała, co było ich wspólną częścią. Oprócz nazwiska i krwi, nic innego nie przychodziło Lucy do głowy. Wzięła więc głęboki wdech i przykładając metalową gwiazdkę, wiszącą jako zawieszka przy biczu, przecięła sobie skórę, brudząc swoje ramię, swoje palce i gwiazdkę we własnej czerwonej krwi, która zaczęła kapać z rany na trawę. W tym momencie gwiazdka zalśniła złotym światłem ...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro