Rozdział 24 Dzień za dniem - 毎日毎日 [Mainichi Mainichi]
(W tym rozdziale dość sporo nawiązywałam do obrazkowego opowiadania znalezionego w necie. Było po angielsku, więc przetłumaczyłam je na polski + lekko pozmieniałam wypowiedzi tak aby pasowały do historii. Mam nadzieję, że nie obrazicie się za to małe wykorzystanie. )
-------------------------------------
O świcie Lucy wstała i wybrała się do Natsu. Miała nadzieję, że jej towarzysz, już się obudził. Zapowiadał się kolejny upalny, dzień. Kolejny dzień, przemijał na Tenrou i budził się do życia wraz z wschodem słońca. Lucy postanowiła ubrać się dzisiaj więc w coś w czym nie będzie jej gorąco ale jednocześnie będzie mogła się swobodnie poruszać. Wybór padł na cienką koszulkę i krótkie spodenki.
- Chyba zepnę dzisiaj włosy. Na taki upał, przyjemnie jest gdy są spięte ... no i nie lecą do oczu przy każdym schylaniu się. - szepnęła do siebie stojąc przed lustrem.
Jak mówiła tak zrobiła i już po chwili wiązała kokardę przy kucyku. Kątem oka zerknęła na stolik na którym leżał jej bicz. Kiedy wczoraj wieczorem, Mavis skończyła swoje kazanie o Zerefie, zostawiła go jej na stoliku i życząc dobrej nocy, poszła go poszukać. Lucy stała jeszcze chwilę patrząc na zamknięte drzwi a potem ... potem usnęła nawet nie pamiętając drogi do łóżka. Promienie słońca z otwartego w nocy okna obudziły ją o świcie.
- Eridanusu-za no Hoshi no Taiga ... strasznie długa nazwa. - chwilę się wahając postanowiła jednak nie brać go ze sobą.
Szła tylko do Natsu ... A może aż do Natsu. Kiedy pomyślała o jego oczach i śmiechu na statku, jej twarz zrobiła się czerwona jak burak. Co ja wyprawiam. Potrząsnęła głową i spróbowała się opanować. Dopiero po 10 minutach wyszła z pokoju zabierając ze sobą pudełko z bandażami i maściami i skierowała się do pokoju gdzie leżał Natsu.
- Ohayou Natsu! Anata wa mada nete imasu ka? [nadal śpisz?] - Lucy weszła przez drzwi do pokoju z promiennym uśmiechem.
Jej wzrok padł od razu na łóżko, ale gdy nie znalazła w nim Natsu, dopiero wówczas, rozejrzała się po pokoju.
- O proszę. - doszedł jej głoś z boku
- Zeref? - Lucy kierując oczy w stronę źródła, zobaczyła w pierwszej chwili Zerefa stojącego przodem do niej.
- Przyszedł poranny ptaszek. - zadrwił ironicznie
- Mm! Nie jestem żadnym ptaszkiem. - oburzyła się dziewczyna.
- A wyglądasz na takiego ptaszka. Ledwo słońce wstało a ty już na nogach. Nie powinnaś czasem ... - zaczął mijając ją powoli i szykując się do wyjścia, ale Lucy szybko mu przerwała
- Nie. Za to ty, powinieneś uważać na Mavis. Włóczenie się tutaj gdy jest parę pokoi dalej, nie jest zbyt mądre, zwłasza, że chciała z tobą POWAŻNIE porozmawiać. - Lucy z ironią w głosie, wzruszyła ramionami, starając się nie wybuchnąć śmiechem na minę jego zdziwienia.
- O czym? -
- Hihi, zobaczysz jak się spotkacie. - Lucy nie wytrzymała i zaczęła się chichrać na co Zeref zdezorientowany wyszedł zamykając za sobą drzwi.
- Hihi, widzę że masz dobry humor, poranny ptaszku. - ten ciepły głos zwrócił jej uwagę od drzwi.
- No przecież mówię. Nie jestem żadnym ptaszkiem. - Lucy odwróciła głowę w kierunku kanapy, na której, tak jak się spodziewała, leżał właściciel nefrytowych oczu.
Natsu uśmiechnął się do niej szeroko, ale mimo to, Lucy poczuła, że nie do końca był szczery. Coś go dręczyło. Widziała to w jego oczach.
- Posuń się trochę i pokaż mi swoje plecy. - Lucy podeszła do niego, udając, że nie widzi jego spojrzenia które jasno dawało do zrozumienia że coś się stało.
- Po co? -
- No już, pokaż je. Levy mi powiedziała, że jesteś ranny, więc wzięłam trochę maści i bandaż. - mówiąc to pokazała mu zawartość pudełka.
- Nie trzeba. -
- Trzeba. Nie bądź dzieckiem, już, podnoś się. - Lucy zmusiła go do wstania i sama zajęła miejsce obok niego, zaczynając ciąć bandaż.
(PS: czytanie od prawej do lewej chmurki)
- Okej, okej. Będę delikatna. - Lucy zaczęła smarować plecy Natsu na widoczne rany.
- ... - Natsu milczał, ale czując jej dłonie na swojej skórze, czuł się jakby był całkowicie zdrowy.
To uczucie było takie przyjemne ... dopóki, Lucy nie kończąc obwijania go, nie zaczęła wiązać końca bandaża. Przez przypadek lub może celowo, ścisnęła za mocno i uraziła go. Natsu już miał syknąć, ale zacisnął zęby i tylko przełknął ślinę.
- Ups, Gomenne. -
- Mmm, to nic. -
- Już, skończyłam. Połóż się i poleż trochę. - Lucy wstała i zaczęła pakować resztki bandaży do pudełka.
Natsu obserwował jej ruchy w ciszy, wciąż siedząc na kanapie.
- Jak ja mam jej o tym powiedzieć. Zeref chyba oszalał. Jest taka szczęśliwa a ja mam zniszczyć jej radość. - w głowie bez przerwy krążyły mu słowa brata ''Koniec z czekaniem. Lucy dzisiaj na pewno do ciebie przyjdzie, więc masz jej wszystko powiedzieć. Albo to zrobisz teraz, albo ja to zrobię, gdy tylko wyjdzie od ciebie.'' .
Natsu cały czas wkurzał się w środku na brata. Jak on mógł to powiedzieć, akurat teraz. W sumie, to nigdy nie było dobrego momentu, ale teraz tym bardziej. Do szału doprowadzało go również to, że Zeref cały czas śmiał się pod nosem. Aż tak go cała ta sytuacja bawiła? To było okropne, nieczułe i podłe. Zupełnie cały on. Bezduszny, bez emocjonalny, palant który ...
- Natsuuu? - głos Lucy wyrwał go z paniki w którą zaczął wpadać
- Co? - rzucił głupio
- Ech, mówię że idę odnieść pudełko i zajdę do Wendy. Może ma coś przeciwbólowego to by ci to pomogło, skoro aż tak cię boli. - złotowłosa dziewczyna zamknęła pudełko i ruszyła w kierunku drzwi.
Natsu spanikował zupełnie i w ogóle nie myśląc, złapał dziewczynę za ramię i pociągnął do siebie, próbując ją zatrzymać.
( PS2: W dymku ten napis oznacza [ matsu] - czekać )
Lucy idąc spokojne, poczuła na ręce ciepła dłoń Natsu, ale zanim się obróciła, już leciała w tył ciągnięta przez jakąś siłę.
Cienki krzyk Lucy i odgłos upadającego pudełka, wydobył się z pokoju Natsu. Zeref stojąc pod drzwiami, uśmiechnął się. Jednak zaraz po tym, postanowił dowiedzieć się, co mogła chcieć, od niego, jego przepiękna żona. Tymczasem w pokoju Natsu, coś zamortyzowało upadek Lucy. Leżała na czymś miękkim, ciepłym ale za razem twardym. Pod ręką poczuła jak wszystkie mięśnie Natsu, unoszą się do góry i opadają pod wpływem oddychania. Jej wzrok patrzył prosto w jego nefrytowe oczy. Jeszcze nigdy, nie widziała ich z tak bliska. Chłopak również, nigdy wcześniej nie oglądał tych bursztynowych oczu za którymi tęsknił ile razy ich właścicielki nie było w pobliżu. Różowe rumieńce wyszły na obu policzkach. Zapanowała zupełna cisza.
Lucy odezwała się jako pierwsza, lecz to był tylko niezrozumiały bełkot słów zlepionych w zaskoczeniu. Cała ta sytuacja ją zaskoczyła do tego stopnia, że nie wiedziała co robić. Czy powinna odskoczyć i uciec, czy przytulić go. Jej ciało nagle poczęło drżeć. Czuła napływ dziwnych emocji, jakich nigdy wcześniej nie czuła. Czas zatrzymał się a oni patrzyli sobie w oczy nie wiedząc, co robić. Nefrytowe oczy chłopaka były takie głębokie, że Lucy dopiero po chwili, oprzytomniała, słysząc swoje imię.
Natsu patrząc w ciszy w jej bursztynowe oczy, podjął szaloną decyzje. Musi jej to powiedzieć, a ona ma prawo go winić za to i nienawidzić. Może go nawet zabić, ale zanim to się stanie, chciał po raz ostatni poczuć ją. Chciał po raz ostatni poczuć jej oddech na swojej skórze, jej zapach i zrobić coś, co chodziło za nim odkąd ją zobaczył śmiejącą się do niego na statku; pocałować jej usta i przekazać, jak bardzo zależy mu na niej... jednak kiedy dotknął jej głowy i poczuł jej drżenie całego ciała, dotarło do niego i skrzyczał się w środku. Czy oszalał?! Nie może tego zrobić! Nie może jej tego zrobić, ona zasługuje na szczęście a nie na wspomnienia o piracie który jest demonem i przyczynił się do zabicia jej matki. On miał dać jej całusa?! Nie! Cisza wypełniła ponownie pomieszczenie. Natsu poczuł, jak sam zaczyna również drgać z emocji. Silny impuls rozchodził się po jego ciele, utrudniając zdrowy osąd. Samo oddychanie tylko pobudzało go bardziej. Zapach dziewczyny był wszędzie a on patrzył w jej bursztynowe oczy tracąc kontakt z rzeczywistością. W ostatniej chwili, panując nad sobą, zbliżył jej głowę do swojej i zamykając swoje oczy szepnął cichutko.
- I za to też, że uratowałaś mnie tamtego dnia. Dziękuję ci. Ja ... muszę ci o czymś powiedzieć, ale boję się, stracić ciebie i dlatego spanikowałem trochę. Nie powinienem cię pociągnąć w ten sposób. - głos Natsu, brzmiał jak ranne i cierpiące zwierzę.
Lucy nie mogła znieść tego tonu. Czuła teraz wyraźnie, jak chłopak panikował w środku. Całe te uśmieszki zniknęły. Jasno i czysto wyraził swoje uczucia. Bał się, drżał cały czas. Nawet oddechu nie mógł uspokoić. Lucy wciąż leżała na nim patrząc na jego zamknięte powieki. Chciał jej coś powiedzieć, a ona domyśliła się co.
Czyli jednak Zeref nie był tutaj przypadkiem. Musiał podjąć decyzje o jego wyjeździe do Alvarez i teraz on miał jej o tym powiedzieć. Dziewczyna zamknęła oczy i nabrała powietrza. Jeśli będzie trzeba, nie, na pewno nie zostawi go. Pojedzie z nim. Wystarczy jedno słowo, wystarczy ''jadę z tobą'' . Była na to gotowa.
- Lucy ja ... ja jestem ... - głos Natsu drżał coraz bardziej
- Natsu ... - dziewczyna postanowiła przerwać jego mękę i powiedzieć za niego to co jemu sprawiało tyle bólu. - ... podjęłam już decyzję.
- Decyzję? - głos Natsu wydał się teraz pusty i zdezorientowany?
Jaką ona mogła podjąć decyzje? Przecież to on miał ją podjąć, a nie ona. Nagle ciary i zimny pot przeszedł mu po szyji i rozeszły się do głowy. Było to jak kubeł zimnej wody albo uderzenie tępym narzędziem. Zeref ... czy on ... powiedział jej o tym ... i teraz tylko się z nim droczył?
- Tak. Choćby nie wiem co, nie puszczę cię samego do Alvarez. Masz mnie wziąć ze sobą, albo sama pojadę za tobą. Choćbym miała znów zostać zakuta w łańcuchy, nie potrafię cię zostawić samego i nie być przy tobie. Za bardzo mi na tobie zależy i za bardzo się o ciebie martwię. - pięknie, dziewczyno, pięknie, teraz to dopiero przesadziłaś wewnętrzny głos Lucy rozszedł się w jej głowie.
Lucy poczuła ogniste rumieńce na policzkach. Natsu patrzył prosto na nią, z otwartą buzią, jakby co najmniej widział ducha. Dopiero po chwili do dziewczyny dotarło co dokładnie powiedziała. Jak poparzona zerwała się zostawiając chłopaka na kanapie i cofnęła się cała czerwona w tył.
- To znaczy, ja, nie, ja ... nie nie nie, nie to miałam na myśli, ja ... - machała rękami próbując wytłumaczyć się.
- Lucy ... - niepewny i wystraszony głos chłopaka przerwał jej szaleństwo - ... Zeref ci ... - urwał gdy dziewczyna odwróciła od niego oczy i zacisła zęby.
Natsu nic nie czuł. Była to jedna wielka pustka. Jego brat, Zeref, który kazał mu porozmawiać z nią, podpuścił go, mówiąc jej wcześniej o wszystkim. O wszystkim? Czyli to znaczy, że ... że powiedział jej też o ... jego demonicznej stronie? To wariactwo w jego głowie nie miało końca aż drzwi od jego pokoju zamknęły się za wybiegającą Lucy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro