Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22 Nadzieja

Dziewczyna podniosła się i usiadła na deskach. Czuła napływający strach. Po chwili światło przenikające przez szpary w drzwiach zrobiło się większe. Ktoś ostrożnie uchylił drzwi. Żołądek Lucy podszedł prawie pod gardło. Przypomniawszy sobie groźbę Ivana, że się z nią zabawi, czuła kolejny napad strachu. Jej ciało zaczęło się trząść. Drzwi wciąż uchylały się powoli. Zaraz wejdzie przez nie jej rozpacz i ją zabije. Czym się bronić? Jedyne co miała, to swoje pięści. Musiała ich użyć. Teraz drzwi całkowicie się otworzyły. Snob światła oślepił Lucy, która odruchowo przystawiła rękę do oczu, lecz tak szybko jak się pojawiło, światło zgasło, tworząc półmrok. W progu stała postać ubrana cała na czarno. Tylko jego biała tkanina odróżniała się od przestrzenni i jego czerwone oczy.

( Gratuluję 🎊 trafienia Rosaliaaa07 w Zerefa)

- Ach?! - Lucy nabrała świeżego powietrza do płuc

- Tutaj jesteś. - pomieszczenie wypełnił spokojny męski głos

- Zeref ... - wykrztusiła

- Dasz radę iść? - zapytał oschle

- Mm. - Lucy pokiwała głową i mimo obolałego całego ciała, wstała i podeszła do progu.

Zeref obrócił się i ruszył przez korytarz.

- Poczekaj! - Lucy wybiegła zza nim, ale kiedy tylko przekroczyła próg, zobaczyła wszystkich pilnujących ją strażników leżących na ziemi.

Nikt się nie ruszał. Ręka sama poszła do jej ust, tłumiąc krzyk strachu. Wszyscy w około byli martwi. Zeref nic sobie z tego nie robił i szedł między nimi. Lucy nie mogła zrozumieć jak to się stało? Jak zostali zabici i to w zupełnej ciszy. Nic nie słyszała. Jej wzrok padł na Zerefa który przystanął i obrócił się do niej.

- Stój! Ktoś ty! - jeden z nowo przybyłych strażników zaszedł Zerefa od tyłu i położył na jego ramieniu rękę ciągnąc nieznajomego do siebie i wyciągając miecz

- Zeref! Uważaj! - Lucy zdążyła krzyknąć a gwardzista osunął się na ziemie

- To moja klątwa. Mavis ci wspomniała o swojej. Przestała rosnąć, ale to nie wszystko. Jest taka sama jak ja, tyle że, moja klątwa wzrosła w siłę, przez te wszystkie lata. - szepnął spoglądając na gwardzistę

- Przez 400 lat? - Lucy po chwili pożałowała co powiedziała

- He? Skąd wiesz że mam ponad 400 lat? Mavis miała ci nic nie ... - zaczął zaskoczony Zeref

- Nic mi nie powiedziała. Ja ... wyjaśnię wszystko później. Teraz musimy stąd uciec. - Lucy podbiegła do niego, ale on natychmiast się odsunął od dziewczyny

- Lepiej mnie nie dotykaj, bo ... - spojrzał na korytarz z leżącymi gwardzistami

- Mm. - Lucy odsunęła się o krok.

Oboje wyszli na zewnątrz. Cały pokład był w ruinie. Zeref szedł prosto przed siebie.

W połowie statku leżała kładka łącząca dwa statki. Drugi statek cały czarny z fioletowymi żaglami czekał właśnie na nich. Na Zerefa i Lucy. Kolejny czarny statek płynął obok dobijając pozostałą flotę Raven Tail. Zeref wskazał kładkę i Lucy przeszła po niej na czarny statek. Zeref ruszył za nią. Kiedy dotknął podłogi, rzucił okiem za mężczyzną który podszedł z dziewczyną do nich. Zielonowłosa dziewczyna nakryła kocem Lucy i pociągnęła lekko za rękę.

- Chodź. Zejdźmy z widoku. - szepnęła zupełnie bez tonu i emocji.

- Ale ... - Lucy nie wiedząc co robić, rzuciła okiem na Zerefa.

Stał z niebiesko włosym mężczyzną i rozmawiał. Chłód zapanował na statku. Było to zupełne przeciwieństwo Fairy Tail i załogi Natsu. Tutaj nikt się nie śmiał, wszyscy chodzili poważni i bez emocji. Nic.

- Wasza wysokość, przykro mi to mówić, ale Ivan uciekł kiedy tylko zauważono nasze statki. -

- Nic się nie stało Invel. Na nas już pora. Niech się cieszy z wolności jaka mu jeszcze pozostała, bo wkrótce ... - tutaj Zeref przerwał i zerknął na Lucy i zielonowłosą dziewczynę próbującą zaciągnąć Lucy z dala od widoku.

Widząc niepewność złotowłosej dziewczyny zabrał głos

- Brandish, zajmij się proszę Lucy. Jest bardzo ważna, zwłasza dla mnie. -

- Jak rozkażesz. - zielonowłosa dziewczyna schyliła głowę i popchnęła Lucy – Chodź. Pewnie chciała byś się czegoś napić. -

Obie wkrótce zeszły ze środka pokładu do kajuty, gdzie zielonowłosa dziewczyna nalała Lucy wody i podała

- Dziękuję Brandish. - odpowiedziała i wzięła łyk chłodnej cieczy

- Brandish μ. -

- Hę? Brandish μ ? -

- Tak się nazywam. - dziewczyna usiadła obok niej na stołku przy stole

- Miło mi cię poznać Brandish μ. Jestem Lucy – dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i wyciągnęła rękę, ale Brandish, nie odwzajemniła gestu.

Siedziała bez żadnych min, zupełnie jakby nic ją nie cieszyło, nic nie obchodziło. Nawet jej ton głosu tak przypominał ton Zerefa, że Lucy chcąc rozluźnić atmosferę, wysunęła do niej rękę. To też nie pomogło. Dziewczyna spojrzała na jej dłoń, potem na nią a następnie jakby nigdy nic obróciła głowę w bok.

- Wiem o tym. -

Lucy nie mogła zrozumieć tego, ale uszanowała to. Był to rozkaz ich dowódcy, Zerefa, więc Brandish czy chciała czy nie musiała się nią zaopiekować. W kajucie zapadła cisza. Tylko wiatr poruszał fioletowymi zasłonami w oknie.

- Mnie również jest miło ciebie poznać. - cisze przerwał głos Brandish, dość nieśmiały i niepewny.

- Mmm. - Lucy uśmiechnęła się i kiwnęła głową. - Już się bałam, że jesteś na mnie zła. -

- Czemu miałabym być zła? -

- Twój kapitan rozkazał ci się mną zaopiekować, a słysząc twój ton, myślałam, że ... - Lucy zorientowała się, że zapędziła się w kozi róg.

Nie powinna mówić tego co myśli, ale z dziwnego powodu, był gotowa, wyznać tej dziewczynie wszystko.

- Nie jestem zła. Ja... zawsze, cały ten czas, chciałam cię poznać. -

- Mnie? - złotowłosa dziewczyna zdziwiła się odkładając pustą szklankę

- Tak. -

Znów między dziewczynami zapadł cisza. Lucy próbowała odczytać zamiary Brandish z jej oczu, ale ona ciągle unikała spojrzenia Lucy.

- W takim razie cześć. - Lucy wstała, podeszła dwa kroki do krzesła gdzie siedziała Brandish i ponownie wyciągnęła rękę.

- Nie znasz mnie, ale może pamiętasz, moją matkę. Miała na imię Grammi i służyła Pani Layli. - Bradnish po raz drugi zignorowała wyciągnięta rękę.

- Hę?! Grammi?! Jak mogłabym ją nie pamiętać. Zaraz, nie wiedziałam, że miała córkę. - Lucy zapomniała o ręce i cofnęła się o krok, uważnie przyglądając się zielonowłosej dziewczynie.

- Tak. Kiedy zaszła w ciąże i była już bliska rozwiązaniu, Pani Layla zdecydowała się odesłać, za prośbą mojej matki, nas obie do domu. Do Alvarez. -

- Rozumiem. Słyszałam od mojej matki o niej (Grammi), ale osobiście jej nie spotkałam. Byłam zbyt mała. - Lucy przypomniała sobie widok z kołyski i uśmiechnięta twarz Layli.

Jej oczy naszły łzami z tęsknoty za nią. Spojrzała na Bradnish i zobaczyła łzę spływającą po jej policzku.

- Moja mama, zawsze mi mówiła. Kiedy dorosnę, spotkam wtedy księżniczkę o złotych włosach i szczęściu w oczach. Bądź dla niej miła, a ona będzie dla ciebie miła. Jednak, kiedy któregoś razu zachorowała ... powiedziała mi, że sama muszę cię odszukać, księżniczko, gdyż, jesteś jedną z nielicznych osób, którym mogę ufać. Nasze matki, były przyjaciółkami, więc moja mama, pokładała nadzieję, że również nimi zostaniemy. - łzy Brandish, jedna za drugą spadały na jej kolana a usta z każdym kolejnym słowem, drżały.

- Niemożliwe ... - Lucy skoczyła odruchowo do dziewczyny i przytuliła ją.

Teraz obie płakały cicho tuląc się do siebie.

Panienko Lucy ... - szepnęła Brandish

- Mmm, tylko Lucy. Nie jestem już Panienką. Nie mogę w to uwierzyć. Moja matka, również opowiadała mi często historię o dwóch siostrach. Jedna miała włosy koloru słońca a druga koloru natury. Obie mimo, że nie łączyła ich relacja pokrewieństwa krwi, spędzały mnóstwo czasu ze sobą, bawiąc się i śmiejąc. Zawsze kiedy biegały razem po łące, nadchodziła wiosna i wszystkie kwiaty zakwitały a zwierzęta przychodziły do dziewczynek aby się również z nimi pobawić. Lecz pewnego razu, dziewczynki się rozstały i spadł śnieg. Było zimno i ciemno, jednak to nie przeszkodziło słonecznej dziewczynce, wyruszyć w podróż aby odnaleźć swoją przyjaciółkę o zielonych włosach. Zawsze myślałam, że była to bajka na dobranoc, że nic nie oznaczała. Jak mogłam być tak głupia. -

- Mmm, to ja nie miałam odwagi zbliżyć się do ciebie. Bałam się nieznajomej. Jednak widzę, że jesteś taka jak księżniczka o której mówiła moja matka. Nie żałuję już niczego, przestałam odkąd nasz kapitan dostrzegł we mnie talent i zaproponował miejsce na statku. Żegluga z nim jest wszystkim o czym marzę, ale dopiero teraz, spotkawszy ciebie, czuję że naprawdę żyję. -

Rozmowa trwała. Dwie nowo poznałe się przyjaciółki usiadły razem na poduszkach i bawiąc się nawzajem włosami drugiej śmiały się, żartując i rozmawiając. Pod przymkniętymi drzwiami do kajuty, stał Zeref. Na jego twarzy pojawił tak delikatny uśmiech, że nikt by go nawet nie zauważył.

- Brandish, niepotrzebnie tak się stresowałaś. Ta dziewczyna, potomkini Anny, jest niezwykła. Natsu, muszę ci to przyznać, już wiem co w niej widzisz, jednak, wciąż nie umiem przewidzieć, jaka będzie jej reakcja, na to co musisz jej powiedzieć. - Zeref odbił od ściany o którą się podpierał i ruszył na górny pokład.

- Wasza wysokość. - jak spod ziemi wyrósł przed nim Invel, lodowy generał, wydający polecenia wszystkim, pod nieobecność Zerefa.

- jak spod ziemi wyrósł przed nim Invel, lodowy generał, wydający polecenia wszystkim, pod nieobecność Zerefa

- Invel, objąłeś kurs? - zapytał Zeref rozglądając się za drugi okrętem

- Jeszcze nie. -

- Poproś więc, DiMarię, na drugim okręcie, aby przygotowała okręty na powrót na Tenrou. - Zeref wydał rozkaz i mężczyzna natychmiast wyprawił posłańca z wiadomością.

- Wasza wysokość, wiadomość zwrotna od DiMarii. - posłaniec wrócił błyskawicznie chyląc głowy przed Zerefem

-Odpowiedź? - zawołał chłodno Invel

- Przygotowania są już zakończone i w każdej chwili może wyruszać w morze. -

- Doskonale. To nie zajmie długo. - Zeref uśmiechnął się i spojrzał w niebo które przykrywały białe chmurki.

- Wasza wysokość zamierza rozkazać przyszykować kajutę dla brata? - Invel delikatnie sprawdził jak poszły ''negocjacje'' z Natsu i jego wyjeździe do Alvarez.

- Zobaczymy. - Zeref mruknął ponuro.

Przypomniał sobie słowa Lucy i fakt że wiedziała o jego wieku. Wiedziały o tym na pewno trzy osoby. On, Mavis i Natsu. Dziewczyna musiała więc dowiedzieć się od Natsu lub Mavis. Natsu odpadał. Widział jego reakcję na ten temat w momencie ataku Raven Tail. Nawet gdyby zdecydował się jej powiedzieć, nie miał czasu. Zostaje Mavis, tylko że, obiecała mu nie wyjawiać nic o nim Lucy kiedy będzie z nią rozmawiała. Problem polega na tym, że ufa Mavis i wie jednocześnie o tym, że nie złamała by tak łatwo swojego słowa. Mavis nie cofa swoich słów. Zawsze to co mówi jest prawdą i to właśnie przyciąga do niej ludzi. Więc od kogo, ta dziewczyna się dowiedziała? Pytanie też brzmi, jak dużo wie. Ivan w którego rękach była cały dzień od wczorajszego wieczora, nie miał o tym pojęcia. Przynajmniej tak zakładali wraz z Mavis. Zdradził rodzinę, zanim do jego uszu dopłynęły największe sekrety. O wieku Mavis wiedział, każdy członek wie. Tego się nie da ukryć. Natomiast Zeref bardzo rzadko przebywał w Ishgar, więc upływ czasu nie był tak dostrzegalny na jego niestarzejącym się ciele, jak na cały czas przebywającej tutaj Mavis.

- Ech ... zdaje się, że nie mam wyboru i muszę ją o to sam zapytać. - szepnął. -Już widzę reakcję mojego braciszka, kiedy się dowie o naszej rozmowie. - mówiąc to przymknął oczy.

- Statki płynęły przed siebie i wkrótce miały dopłynąć w pobliże wód Tenrou. Ivan, jako były członek Fairy Tail, przed zdradzeniem, poznał drogę na wyspę. Wiedział o prądzie Sirus i było to jednym z największych problemów z jakimi borykała się Mavis. Jeśli można nazwać to szczęściem, Ivan sam napadł na wyspę zostawiając złoty statek Lwa z Judem Heartfilia, przed bezwietrzną strefą. Jude mimo tak bliskiej obecności prądu, pozostał w niewiedzy o nim. Ivan mimo zdrady, doskonale zdawał sobie sprawę z cenności informacji o prądzie. Poza tym, było to prawdopodobne, że po ''wybiciu'' całego Fairy Tail, właśnie na tej wyspie, stworzy sobie kryjówkę .

Minęło kilka godzin od uratowania Lucy. Dziewczyna spędziła cały ten czas z Brandish w kajucie rozmawiając i płacząc. Brandish opatrzyła jej szybko obtarcia na nadgarstkach powstałych od liny.

- Bardzo boli? - szepnęła wskazując na zabandażowaną rękę

- Hmm? A to, nie, w ogóle nie boli. - Lucy przypomniała sobie o tatuażu i rozwinęła bandaż

- To jest ... - zaczęła Brandish

- Yhy. Tatuaż Fairy Tail. Jestem członkiem rodziny Fairy Tail. Jestem piratem. - Lucy pokazała różową wróżkę na ręce i wyszczerzyła ząbki

- Ja mam na nodze. - Brandish pokazała ciemno fioletowy tatuaż Spriggan.

- To nie jest wróżka? - zdziwiła się widząc inny kształt

- Tak, to tatuaż spriggan. Groteskowych wróżek. To prawda że jesteśmy odnogą Fairy Tail, ale jednocześnie stanowimy zupełnie inną gildię. - Bradnish wstała dumnie pokazując swój tatuaż.

Lucy zrobiła to samo, wstając i pokazując swoją dłoń przed siebie.

- To moja duma, bycia członkiem Spriggan. -

- A to moja duma bycia członkiem Fairy Tail. -

Drzwi otworzyły się i do kajuty wszedł Invel.

- Brandish, jego wysokość chce cię widzieć . - powiedział chłodno

- Dobrze. Już idę. - Brandich natychmiast przybrała swój bez emocjonalny ton.

- Pośpiesz się. - Invel niecierpliwił się

- Lucy to jest Invel, generał i prawa ręka Zerefa. -

Lucy kiwnęła głową bez słowa. Zrozumiała już, że Sprigganie, nie okazują żadnych emocji. Jej ruch był dobry i w odpowiedzi otrzymała również chłodne kiwnięcie głowy od Invela. 

Kiedy tylko Brandish weszła na górę, Zeref natychmiast wydał jej polecenie pomocy przy szykowaniu się do przybycia na Tenrou. Mieli zostać kilka dni pełniąc rolę ochrony przed ponownym atakiem, dopóki, Mavis nie podniesie obrony wyspy. Tamtej nocy, wszystkie statki Fairy Tail zostały uszkodzone. Wtedy też, przypłynęły dwa statki którymi Zeref miał wrócić do Alvarez. Oficjalnie, bez słowa wyruszył w morze. Członkowie Fairy Tail zdawali sobie sprawę z jego charakteru, więc nikt nie próbował go zatrzymać. Między nimi a Sprigganami wciąż panowała napięta atmosfera, która pomimo starań Mavis wcale nie znikała. To był problem Fairy Tail, nie Spriggan, dlatego cały ten atak na Tenrou, miał spłynąć po Zerefie jak woda po kaczce. Nawet Natsu nie próbował z nim rozmawiać.

- Po całym tym zajściu, był poważnie ranny. O ile wiem, żyje, więc nie musisz się o niego martwić. - Zeref zwrócił się w stronę Lucy widząc jej bladą twarz ze strachu.

Stali sami na rufie. Zeref postanowił jasno postawić sprawę, jej ''przypadkowego'' odbicia. Lucy jednak doskonale zdawała sobie sprawę, że pod tym ''przypadkowym'' odbiciem, było celowe działanie. W sumie miał racje. Gdyby ogłosił wypłynięcie na ratunek jej, wywołał by tylko chaos. Wyspa straciła by obrońców, a ranni zostali by pozostawieni samym sobie. Pamiętała dobrze, gdy wciąż ranny Natsu, bronił ją w miasteczku przed gwardzistami. Ledwo stojąc na nogach, wkrótce by jego samego trzeba było by ratować. Tutaj było tak samo. Gdyby się rzucił na statek i Ivana, szybko zostałby zabity. Sama myśl o tym, przyprawiła Lucy o duszność. Podeszła bliżej burty i odetchnęła świeżym powietrzem. Zeref postanowił skorzystać z okazji i zaczął kolejny temat.

- Kto ci powiedział, o moim wieku? - rzucił stanowczo

- ... - Lucy obróciła głowę i spojrzała w czarne oczy brata Natsu domagające się odpowiedzi.

- ... - brew Zerefa lekko drgnęła dając znać, że nie odejdzie bez odpowiedzi

- Nie powinnam ... - zaczęła niepewnie

- Mavis? Czy Natsu? -

- Yyy, nie! To znaczy, w sumie Natsu trochę mi ''powiedział'' ale większości dowiedziałam się od ciebie. -

- Słucham? - Zeref stał patrząc w bursztynowe oczy i myślał, że się przesłyszał.

Jego rozterka, pomiędzy Natsu a Mavis była bezsensowna. Okazuje się że to on jej powiedział. Tylko kiedy. Czy jej się nie pomyliło coś? Może go z kimś pomyliła. Albo może ...

- Mówiąc mnie i Natsu, masz na myśli, że słyszałaś jak o tym mówiliśmy? - czarny mag trafił w sedno

- Tak. - odpowiedź Lucy zmroziła mu krew.

- Co konkretnie usłyszałaś i kiedy nas podsłuchałaś? - zapytał zirytowany

- ... -

- Lucy! - głos Invela pojawił się przy nich. - Jego wysokość zadał ci pytanie, czemu milczysz? -

- Invel, zostaw nas samych. - Zeref natychmiast srogo skrytykował swoja prawą rękę i odprawił na bok

- Przepraszam wasza ... - Lucy już miała pochylić głowę ale Zeref jej przerwał

- Zeref. Nie tytułuj mnie, nie podlegasz pode mnie. - łagodniejszym tonem zwrócił jej uwagę – A więc, jeśli nie chcesz, nie musisz mówić. Nie zmuszę cię do tego. Chciałbym tylko sprostować to co usłyszałaś ... -

- Sprostować odnośnie mojej matki? Odnośnie Natsu czy odnośnie jego wyjazdu do Alvarez? - nie wiedząc czemu, dziewczyna wygarnęła mu wszystko co wiedziała.

Zeref stał w milczeniu. Ona wie o wszystkim. Dowiedziała się prawie o wszystkim. Przez myśli przebiegały mu kolejne pytanie. Skoro wie o matce, wie o Natsu, to co ona tutaj robi? Czemu nie chce wrócić do Magnolii tylko patrzy z utęsknieniem w stronę Tenrou? Czemu martwi się o mojego brata.

- ... - Lucy stała milcząc i patrząc w czarne oczy kapitana Spriggan.

Teraz już wie, że podsłuchałam jego rozmowę. W sumie dziewczyna spodziewała się wybuchu złości, gniewu za wtrącanie nosa w cudze sprawy. Jednak on wciąż milczał patrząc na nią. Musiał układać w głowie plan co z nią zrobić. Odruchowo złotowłosa dziewczyna przełknęła ślinę przypominając sobie o trupach na statku kiedy przyszedł po nią.

- Więc, co zamierzasz teraz? - zaczął Zeref

- Słucham? - rzuciła głupie pytanie, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy

- Co zamierzasz teraz zrobić, wiedząc o mojej klątwie, o moim demonicznym bracie i zabójstwie przez nas twojej matki? - Zeref powiedział to wszystko, w ogóle gdyby mówił o tym tak bez emocji, bez zawahania, jakby rozmawiał z kimś co zjadł na obiad czy o pogodzie.

W jego głosie nie dało się wyczuć emocji czy tonacji jakie mają ludzie kiedy schodzą na tak poważne tematy. Dla niego jednak był to temat tak zwyczajny, jak zwykła rozmowa o prozaicznych rzeczach. To właśnie jego tonacja i charakter, sprawiały strach i tajemniczość samego Zerefa.

- Jeśli dobrze rozumiem, jeśli nie będę cię dotykać wszystko będzie w porządku? - zaczęła

- Tak. -

- Mówiąc o swoim demonicznym bracie, masz na myśli demona którym jest. Nikt poza tobą i nim o tym nie wie? - kontynuowała

- Tak. To mój najpotężniejszy demon. Jest tak silny, że jeśli się przebudzi, świat zostanie zniszczony. -

- Wiesz o tym skąd? - zapytała dziewczyna spoglądając chłodnym wzrokiem na Zerefa

- Skąd? Sam go stworzyłem ... -

- Więc nigdy się jeszcze nie przebudził i nie masz pewności czy naprawdę może zniszczyć świat? - Lucy poszła w jego ślady.

Mówiąc kolejne słowa za słowami , pozbyła się z głosu wszystkich emocji, sprawiając wrażenie całkowicie obojętnej.

- Nie do końca. -

- Hmm? -

- Przebudził się kiedyś, nie do końca. Mavis pewnie wspomniała ci o wojnie którą wywołałem? Wiesz dlaczego się skończyła? -

- Przegrałeś. -

- W sumie to nie rozstrzygnęliśmy tego, zawarliśmy układ. Porozumienie. Natsu podczas potyczki ze mną, wpadł w taki szał, że jego demoniczna strona o mały włos się nie przebudziła całkowicie. Obudzony w połowie, zrównał z ziemią większą część okolicy. Oficjalnie Mavis uważa, że to moja sprawka, dlatego abym nie użył ''tego'' ponownie, bo oznaczało by to nie tylko koniec jej Fairy Tail, ale i innych gildii, zawarła ze mną rozejm. -

- Poszedłeś więc na rękę, skrywając przed nią, że to Natsu spowodował to wszystko. - Lucy dokończyła odwracając wzrok w kierunku morza

- Mniej więcej tak to było. - Zeref również stanął w pewnej odległości od niej i spojrzał na fale.

- Moja matka uczestniczyła z tobą w projekcie Eclipse. Czym dokładnie to było? - przyszła pora na najtrudniejszą i najboleśniejszą dla Lucy część rozmowy

- Eclipse to projekt stworzony przez smoki i mnie. Smoki pragnęły pokoju z ludźmi, dlatego niektóre, wychowały ludzkie dzieci nauczając ich swojej magi. Niestety jedno dziecko, z niewiadomych przyczyn, zaczął mordować smoki za pomocą magii którą się od nich nauczył. Nie poprzestawał na smokach i wkrótce, rozpoczęła się rzeź również ludzi. Tak właśnie, w wyniku tego, smoki chcąc uratować swoje życie, odwróciły się od ludzi i poczęły mordować wszystko co nie należało do ich gatunku. Tak zginął właśnie mój braciszek, Natsu ... -

- HĘ!? Jak to zginął? O czym ty mówisz, przecież ... - Lucy gwałtownie obróciła się wbijając wzrok w Zerefa, który kontynuował w ogóle nie poruszony

- Uczęszczałem wtedy do akademii. Czytałem i uczyłem się z mnóstwa ksiąg dostępnych dla nielicznych. Dzięki latom nauki, trafiłem wreszcie na sposób w jaki mogłem przywrócić Natsu do życia. Cena tego, przerosła mnie. Zostałem przeklęty klątwą sprzeczności. -

- Sprzeczności? -

- Im bardziej cenię , tym więcej tego zabieram. Mówię tutaj o życiu. Jeśli ktokolwiek mnie dotknie, do kogo nic nie mam, nie zabiję go. Jeśli jednak czuję cokolwiek pozytywnego w stosunku do osoby, czuję jakiekolwiek emocje, zabijam ją natychmiast. Jak sama nazwa wskazuje, wrogów nie ruszam. Osoby których nie znoszę, nienawidzę, czuję do nich urazę zachowują swoje życie. Potrafię też panować nad tą klątwą, częściowo. Efekty tego widziałaś na statku -

- Nie miałam o tym pojęcia ... - Lucy zakryła sobie usta dłonią

- Poprzez miłość zabieram najwięcej życia. Dlatego jedyną osobę którą mogę kochać jest Mavis i Natsu, który nie wiedząc czemu, jest na mnie odporny. -

- ... Chwileczkę, zaraz. Jeśli czujesz coś do kogoś to go zabijasz? Więc, czując miłość do Mavis, jakim cudem, nie zabijesz jej? -

- To bardzo proste. Mavis ma tą samą klątwę co ja. - przez ciało Lucy przeszły dreszcze.

- Co? Ale przecież ... przecież Mavis obejmowała mnie i dotykała wiele razy ... - Lucy spojrzała na swoje ręce

- Tak, Mavis może to robić, ponieważ będąc uważaną za szczęśliwą i radosną osobę, w środku jest taka sama jak ja. Chowa swoje emocje i potrafi je kontrolować tak, aby nie wyrządzić nikomu krzywdy jednocześnie okazując swoje zamiary. -

- To jest straszne ... Mavis wygląda jak niewinne dziecko ... -

- Dziecko które ma 118 lat. - słowa Zerefa uderzyły Lucy

- Mavis ma 118 lat, a ty masz 400 lat, prawda? -

- Tak. Ponad 400 lat. Natsu natomiast mimo tego, że dzieliło nas kilka lat, teraz dzieli przepaść. -

- Właśnie, skoro jesteś od niego starszy i masz 400 lat to jak to się stało że ... - 

- Że urodziliśmy się w podobnym roku a dzielą nas teraz prawie 400 lat różnicy? - Zeref uśmiechnął się dumnie

- Tak... wspomniałeś, że żyłeś w czasach smoków? -

- Ymhm. Aby uratować dzieci wychowane przez smoki, zawarłem umowę z magiem gwiazd, Anną. Anna była odpowiedzialna za konstrukcje i otworzenie wrót Eclipse. Portalu czasu który umożliwia podróżowanie w przyszłość. -

- Wrota Eclipse! Widziałam tą nazwę w pamiętniku mojej matki. -

- Nie inaczej. To ja namówiłem Annę na podróż w czasie, a dokładniej na wysłanie dzieci do przyszłości, gdzie zdążą urosnąć w siłę i żyć w spokoju. Smoki zakładały rozprawienie się z tym człowiekiem zanim dzieci pojawią się w przyszłości. Plan nie do końca odniósł sukces. Anna była za słaba a portal z każdym ''podróżnikiem'' zużywał coraz więcej siły. Limitem dla Anny było 5 osób. Jedną z tych osób, był mój Natsu, którego ożywiłem poprzez demoniczną moc. Aby portal zadziałał, potrzebne są dwie osoby. Na wejściu która otworzy wrota oraz na wyjściu która również otworzy wrota. Anna otworzyła wrota, jednak aby wrota były użyteczne, potrzebna była osoba po drugiej stronie, a to oznaczało, że rodzinna z której wywodzi się Anna, dostała brzemię aby przekazywać kolejnemu pokoleniu zadanie otworzenia wrót. -

- ... - Lucy milczała uważnie słuchając prawdziwej ulewy informacji

- Wrota zostały ponownie otworzone, kilkanaście lat temu. Podczas krwawej pełni, przez kolejną w pokoleniu począwszy od Anny, głowę rodziny Heartfilia. Laylę Heartfilia. -

- Mamę?! Teraz rozumiem twoje słowa. Wspominałeś wtedy, że poświęciła się dla mnie, abym nie musiała dźwigać tego ciężaru. - oczy dziewczyny zaszły łzami.

Brandish która cały czas obserwowała dwójkę z boku, ruszyła aby dowiedzieć się czemu Lucy płacze, lecz została zatrzymana przez Invela który szarpnął ją za ramię.

- Wracaj do pracy. Nic tam po tobie. Jego wysokość pragnie zostać z nią sam. - chłodny ton po raz pierwszy zirytował dziewczynę, która w odpowiedzi prychnęła pod nosem i wrócił do roboty.

Tymczasem trwała wciąż rozmowa o korzeniach Heartfilia.

- Limitem Anny było 5 podróżników. Żyła ona w ciężkich czasach, gdzie jeśli nie byłaby silna, szybko mogłaby zginąć. Layla natomiast żyła w spokojnych czasach. Wychowywała małą córkę i była kochaną żoną. Jej poziom energii i siły był mniejszy od Anny. Z każdym pokoleniem spadała siła magiczna dość nieznacznie. Kiedy Layla otworzyła wrota, okazało się, że jej limitem były 4 osoby. Natsu jest pośrednio odpowiedzialny za zużycie swojego życia przez Layle i upadku jej zdrowia co doprowadziło do ... -

- To nie prawda! To nie była wina ani Nastu, ani Anny, ani mojej matki! Ty również nie mogłeś tego przewidzieć! To zbieg okoliczności i nieszczęścia wielu innych czynników, nad którymi nie mamy władzy! - Lucy po raz pierwszy od rozpoczęcia rozmowy, podniosła głos.

- Nie zmienia to faktu że ... -

- Nie. Nic tego nie zmieni. Nie zobaczę już więcej Layli Heartfilia. Ale nie oznacza to, że mam was winić za to, co się stało! -

- Chcesz powiedzieć, że nie żywisz do mnie i Natsu, urazy? - Zeref nie mógł uwierzyć w to co słyszał.

- Tak. - odpowiedź dziewczyny, której w ogóle nie przewidział, zapisała się głęboko w jego pamięci. - Dlatego proszę cię, nie każ mi walczyć z tobą aby Natsu mógł zostać tutaj ze mną. -

- Ni... -

- Wasza wysokość, Tenrou .- głos Invela przerwał odpowiedź Zerefa

Na horyzoncie pojawiła się wyspa. Wśród fal i cienia wielkiego drzewa z wyspą na wyspie, spriggańskie statki, zarzuciły kotwicę. Zeref wraz z Lucy udali się pierwsi na ląd, podczas gdy reszta załogi, uwijała się na statkach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro