Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 Rozpacz


Lucy powoli uniosła ciężkie powieki. Światło które wleciało przez nie, oślepiło dziewczynę potęgując ból i kręcenie się w głowie. Czuła, że leżała na czymś twardym. Faktura pod jej palcami, tylko potwierdziła to. Leżała na drewnianych deskach. W powietrzu czuć było zapach dymu i wosku. Gdzieś w pomieszczeniu słychać było czyjeś głosy, jakiś śmiech i dźwięk rozsypanych monet. Ponownie uchyliła powieki. Przed jej oczami stała para czarnych butów. Po ruchu nóg, Lucy zrozumiała, że postać nachyla się nad nią. Wkrótce poczuła ból ciągniętych włosów. Została postawiona na kolana i trzymana za włosy aby jej głowa patrzyła przed siebie.

- A szkoda, szkoda. Chętnie bym się z taką ślicznotką dłużej zabawił. - głos Ivana szumiał w uszach Lucy

- Ać ... - szepnęła kiedy Ivan pociągnął ją mocniej za włosy

- Bezczelna szmata. Oddać ją w twoje ręce, to zbyt mała kara za to co zrobiła! -

Ten znajomy głos spowodował, że złotowłosa dziewczyna spojrzała przed siebie. Przed nią przy biurku stał on. Jej ojciec Jude Heartfilia. Lucy klęczała trzymana za włosy na wprost niego. Ciarki przeszły jej po plecach, ale zaraz potem, uczucie złości i wściekłości rozlało się po jej ciele.

- Ty głupia szmato! Zdajesz sobie sprawę, jak mnie upokorzyłaś! - warknął Jude.

Lucy zacisnęła zębami szmatę w ustach. Gdyby nie ona, wygarnęła by mu wszystko, bez żalu. Jednak teraz, mogła jedynie słuchać tego wszystkiego w ciszy. Nie miała się jak bronić. Związane ręce coraz bardziej obcierały się od liny. Ból promieniował od nadgarstków do łokci gdzie ponownie była związana dookoła ciała. Zaciśnięcie rąk w pięść i szarpnięcie nimi nic nie dało. Jedyne co poczuła, to kujący ból ręki.

- Hy! - wzdrygnęła się

- Bój się bój! Gorzko i boleśnie tego pożałujesz! - Jude wciąż głosił jej kazanie, jednak to nie był powód strachu Lucy.

Dziewczyna przypomniała sobie o tatuażu. Jeśli jej ojciec, który już był w szale, zobaczy znak piratów, nie wiadomo będzie jak to się skończy. Nie, to było wiadome. Odda ją w ręce gwardzistów gdzie zostanie przesłuchana, torturowana by wyjawiła wszystkie informacje a następnie nie ważne czy wyjawi czy nie, stracona. Była też druga możliwość, może zostać zabita na miejscu przez ojca. Mieć cokolwiek wspólnego z piratami, w jej sferach i jej szlacheckim pochodzeniu oznacza hańbę. A ona przecież jest jednym z nich, więc śmierć poprzez stracenie to tylko kwestia czasu. Lucy cała drżała jednak nie na myśli o śmierci ale o strachu, o Natsu, Mirę, Levy, Mavis, całą rodzinę. Jej prawdziwą rodzinę. Bała się o nich, nie o siebie.

- Dość mam już tej szmaty. Dopóki nie dobijemy do Hargeon, nie chcę jej widzieć na oczy! - kolejny wybuch złości Juda obudził Lucy

- Ta ... - Lucy zebrała się w sobie i spróbowała coś powiedzieć

- Zamknij się! - Jude podszedł i z całej siły uderzył dziewczynę w policzek, zostawiając czerwony ślad po ręce na jej skórze.

Lucy syknęła z bólu. Jej głowa poleciała ostro w bok ale zaraz została wyprostowana poprzez szarpnięcie za włosy przez Ivana.

- Zabrać ją i zamknąć! - Jude wrzasnął i do kajuty weszło dwóch gwardzistów.

Za nimi ciężkim krokiem wszedł Kapitan Złotego Lwa, Loki. Ukłonił się przed Judem i spojrzał kątem oka na Lucy. Dziewczyna zobaczyła w jego oczach wściekłość ale i zarazem coś dziwnego, jakby ból i współczucie. Trwało to kilka sekund i Leo znów odwrócił od Lucy wzrok. Nie spojrzał na nią już więcej. Jego podwładni chwycili Lucy za ręce i szyję i wyciągnęli siłą na korytarz.

- Leo, szykuj statki. Muszę wracać do Magnolii. Dość czasu straciłem na to ścierwo. Pieniądze tracę z minuty na minutę. Pod moją nieobecność cały nasz majątek traci swoją wartość a już i tak dość stracił przez ... - Jude kręcąc się po kajucie krzyczał na całego.

Lucy nie słyszała dalszych słów, gdyż drzwi zamknęły się. Była popychana i ciągnięta przed siebie. Ivan szedł na przodzie wyganiając wszystkich z drogi. W ręce niósł sakwę z monetami. Jude zapłacił Ivanowi za schwytanie dziewczyny.

- Sknera! Pff. Kiedyś Panienka warta krocie, dziś szmata nie warta nawet porządnej zapłaty. - mruczał pod nosem.

- Zgrr. - Lucy zgrzytnęła zębami

- Przynajmniej odbiłem sobie procenty na wyspie. -

- Y? - Lucy gwałtownie się zatrzymała

- Ruszaj się! Nie stój! - jednak gwardziści pociągli ją za włosy do przodu

- A tak tak. Nawet nie masz pojęcia, jak miło było zabić wszystkich na wyspie. Hahaha, nikt się nie spodziewał nas i byli całkiem bezbronni. Jednego dużego szkodnika mniej. Teraz dorwać resztki szczurów chowających się za granicą i można zacząć władać tymi wodami. - Ivan śmiał się szaleńczo a widząc łzy napływając Lucy do oczu tylko ryknął jeszcze większym śmiechem.

- Nie, nie, nie. To nie prawda, nie prawda. Żyją, wiem to, czuję to ... - złotowłosa dziewczyna powtarzała w głowie słowa, ale z każdym krokiem, czuła jak okłamuje samą siebie.

Była tam. Była. Podczas zabawy nikt nie miał przy sobie broni. Po prostu tańczyli, śmiali się. Raven Tail? Ci barbarzyńcy nie tylko ich zaatakowali, porwali ją, spalili domy ... mogli spalić całą wyspę. Nagle drzwi się otworzyły i Lucy została wepchnięta do środka przez Ivana. Wszedł za nią do małej kajuty w której, na drewnianej podłodze leżał worek ze słomą i jakiś koc. Wyjął zza pasa nóż i wbił przed dziewczyną w podłogę.

- A może się jednak zabawimy? Twój tatek nie wie, ale ja wiem, co skrywasz pod bandażem na ręce. - Ivan kucnął i nachylił się nad Lucy

- ...! - Lucy wstrzymała oddech.

Ivan wiedział że jest członkiem Fairy Tail, a skoro był gotów i celował w zabicie członków Fairy Tail, to czemu miałby jej teraz nie zabić? W końcu, czeka ją to kiedy tylko zdejmą jej bandaż i zobaczą tatuaż. Ojciec się za nią nie wstawi. Sam poda nawet sznur dla niej.

- Teraz jestem zajęty, ale wieczorem, zabawimy się. - Ivan odsunął włosy Lucy z buzi i przejechał palcem po jej ustach.

Dziewczyna napięła się cała a jej oczy zaszkliły od łez i strachu. Cały czas miała w głowie, to jak Natsu zareaguje kiedy się o tym wszystkim dowie. Rzuci się bezmyślnie i znów zostanie pojmany. Zabity. Lucy nie mogła znieść tego uczucia, że to przez nią, Natsu znów cierpi.

- Hehe. - Ivan ponownie zaśmiał się szaleńczo i przeciął szybko węzy na nadgarstkach Lucy. - Odpocznij sarenko, żadna to zabawa kiedy sarenka nie będzie się broniła. - mówiąc to wyszedł i zatrzasnął drzwi za sobą.

Lucy leżała a łzy płynęły jej po policzkach. Słyszała jak kilku strażników dostało polecenia jej pilnować a w razie jakiejkolwiek ucieczki zabić. Teraz jednak, kiedy szarpnęła ręką, więzy puściły. Lucy oswobodziła nadgarstki a potem ramiona i wyjęła sobie szmatę z ust.

- Ekk, Ekk! Raven Tail? He ... potwory. - kaszląc wykrztusiła kilka słów.

Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było bardzo malutkie. Oprócz worka ze słomą, nic nie było. Jedyne źródło światła stanowiły szczeliny w drzwiach i szpara pod nimi. Ciemność panowała wszędzie. Lucy wstał i spróbował zrobić parę kroków, ale szybko upadła.

- Natsu ... Mavis, przyjaciele ... - łzy napłynęły jej znów do oczu – Przepraszam, to wszystko moja wina. To moja winna, że nas zaatakowano. Moja wina ... - Lucy obwiniając się położyła głowę i ramiona na worku i przykryła kocem.

Nie była pewna ile czasu minęło, ale jeśli nie była długo nieprzytomna, to musiało już świtać. Czas jednak nic nie znaczył, nawet gdyby był dzień, to słońce i tak by tutaj nie dotarło. Oczy otwarte czy zamknięte, nie widziała prawie nic.

Hi hi. - rozległo się w pomieszczeniu.

Lucy otworzyła oczy. Przed drzwiami stało dziwne stworzenie oświetlane przez szczelinę pod drzwiami.

Patrzyło się prosto na dziewczynę, uśmiechając szeroko. Lucy zamknęła oczy, a kiedy je znów otworzyła, stworzenie znikło.

- Co to było? - szepnęła.

Przez następne kilkanaście godzin, Lucy nic nie słyszała, nic nie widziała. Z nikim nie zamieniła słowa. Jedyne co czuła to swój oddech i kołysanie statku. Była na statku i płynęli prosto do Hargeon, skąd ruszą do Magnolii. To był jej koniec? Godzina mijała za godziną a dziwne stworzonko pojawiało się co pewien czas i znikało znów na godzinę może dwie. Czas dłużył się niemiłosiernie, aż kiedy stworzonko pojawiło się kolejny raz, Lucy zerwała się z worka i zawołała

- Hej, kim jesteś? -

- Hihi. - odpowiedziało nagle i znikło.

- Czekaj! - Lucy krzyknęła

- Cicho tam! - strażnik uderzył czymś w drzwi i uciszył dziewczynę

- Pff, jak tylko stąd wyjdę, to pożałujecie. Nawet ty Loki ? Jak mogłeś. Czemu wciąż służysz temu potworowi?- walcząc z myślami położyła się znów na worek

Godziny znów mijały. Po pewnym czasie stworzonko znowu się pojawiło. Lucy obserwowała go udając że śpi. Skoro znikał kiedy się do niego zbliżała, kiedy na niego patrzyła, to może teraz zostanie na dłużej

* Puk, puk * rozległo się pukanie w drzwi.

Lucy otworzyła oczy nie ruszając się. Więziono ją, każdy mógł zrobić co się mu podoba i nikt się za nią nie wstawi a teraz ktoś puka do niej? Spojrzała na stworzonko.

- No jasne znikł. - szepnęła

* Puk, puk * rozległo się znów pukanie w drzwi.

Dziewczyna podniosła się i usiadła na deskach. Czuła napływający strach. Po chwili światło przenikające przez szpary w drzwiach zrobiło się większe. Ktoś ostrożnie uchylił drzwi. Żołądek Lucy podszedł prawie pod gardło. Przypomniawszy sobie groźbę Ivana, że się z nią zabawi, czuła kolejny napad strachu. Jej ciało zaczęło się trząść. Drzwi wciąż uchylały się powoli. Zaraz wejdzie przez nie jej rozpacz i ją zabije. Czym się bronić? Jedyne co miała, to swoje pięści. Musiała ich użyć. Teraz drzwi całkowicie się otworzyły. Snob światła oślepił Lucy, która odruchowo przystawiła rękę do oczu, lecz tak szybko jak się pojawiło, światło zgasło, tworząc półmrok. W progu stała postać ubrana ...


-----------------------------------

( Tak więc bardzo mnie kusiło aby zakończyć w tym miejscu. Wiem, rozdział krótki, jedyne 1683 słowa, ale za to, kolejny jest długi i mam nadzieję, że wam to zrekompensuje. Obstawiajcie w komentarzach, kogo Lucy ujrzała w drzwiach, chociaż tej osoby się pewnie mało kto spodziewał hehe. )

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro