Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 Tygrysia wierność


Lucy wraz z nieprzytomnym Natsu uciekli przed pogonią, która minęła miasteczko gubiąc całkowicie ślad po nich. Dzięki młodemu chłopakowi, który zaoferował im przenocowanie na strychu ich domu, byli bezpieczni.

- Jestem Hakuryuu. Możesz tutaj zostać ze swoim chłopakiem na noc. - przedstawił się pomagając Lucy wnieść Natsu na górę.

- On ...  on ... yyy . - Lucy zarumieniła się. - Nie jest moim chłopakiem. -

W odpowiedzi dostała uśmiech chłopaka. Widać było, że jej nie uwierzył.

- Lucy. -

- Hmm? - mruknął Hakuryuu

- Mam na imię Lucy. Powinnam się przedstawić i podziękować za pomoc. Naprawdę dziękuję ci bardzo. - mówiąc to Lucy ukłoniła się głęboko do ziemi.

- Nie, przestań, proszę, czuję się źle z tym. Po prostu pomogłem dziewczynie w kłopotach. Nic więcej. -

- Nie, zrobiłeś dużo więcej. Uratowałeś nam życie. -

- Hakuryuu ostrożnie położył Natsu na materacu.

- Przyniosę jakieś bandaże. - mruknął znikając na drabinie

- Czekaj! Nie chcę sprawiać kłopotów. Na pewno możemy tutaj zostać? - zawołała wychylając się za nim

- Pewnie. Rodzice są w porcie. Wrócą za dwa dni. Dom stoi pusty, tylko ja go pilnuję. -

- Dziękuję. - głos Lucy zadźwięczał w powietrzu

Po chwili chłopak przyniósł bandaże i ciepłą wodę. Lucy mogła opatrzeć rany Natsu. Uwinęła się z tym bardzo szybko. Resztę dnia, aż do zmierzchu przeleżała przy nim. Czuła się odpowiedzialna za jego stan. Jedyny raz kiedy odeszła na bok, był moment kiedy chłopak przyszedł do niej z kolacją. Nie była przyzwyczajona do wiejskiego jedzenia ale będąc głodną, jadła co dostała.

- Mój koń? - szepnęła

- Spokojnie, jest w stajni. Dałem mu trochę siana i wody. - uspokoił ją

- D ... Hakuryuu? Dziękuję. -

- Oj, nie ma za co. - rzucił chłopak.

Zmierzch nadszedł szybko i całe miasteczko pogrążyło się w ciszy. Niedługo potem nastała noc. Lucy wzięła jedną z narzut i przykryła nią siebie i Natsu. Leżała teraz obok niego, przytulając swoją głowę do jego ramiona. Powoli zasnęła, jednak jej sen był delikatny. Często się budziła słysząc hałasy dochodzące z zewnątrz.

...

Słońce obudziło ją przebijając się przez małe okienka. Lucy wstała i przeciągnęła się. Natsu wciąż spał więc ostrożnie wyjrzała na zewnątrz.

- Nanji [Która godzina]!? - zawołała na głos

- 10時です[10 jikan desu [ jest 10] ] – odpowiedział jej głos z dołu

Lucy zeszła po drabinie na dół. Chłopak strugał sobie z drewnianego kawałka jakiś przedmiot. Lucy korzystając z uprzejmości gospodarza, poprawiła złote włosy które od wczorajszego pędu były wszędzie. Przemyła twarz wodą i usiadła z chłopakiem przyglądając się jego sprawnym palcom. Nagle na dworze rozległo się zamieszanie.

- Poczekaj tutaj. - chłopak odłożył drewienko i wyszedł na zewnątrz.

Jednak Lucy miała złe przeczucie i nie zamierzała go posłuchać. Ostrożnie wychyliła się zza drzwi. Hałas jednak dochodził z placu na którym wczoraj spanikowała na koniu. Powoli poszła wzdłuż uliczki do jej wylotu. Na jej końcu znów wychyliła się, tym razem bardziej odważniej, gdyż tłum gapiów zasłonił ją.

- Kazałem ci poczekać! - warknął chłopak dopadając do niej

- Co się tam dzieje? - szepnęła Lucy

- Gwardziści wrócili. - szepnął – Musisz stąd odejść zanim cię zauważą. -

Nagle jeden z strażników złapał jakąś kobietę z ramię i przystawił jej szable do gardła

- Wiem, że ktoś z was ukrywa tutaj zbiegów! Macie natychmiast ich wydać, inaczej poleje się krew! - zagroził.

- Puść ją natychmiast! - Lucy nie myśląc co robi, wyrwała się z objęć chłopaka i skoczyła przed gapiów.

Stała teraz twarzą w twarz z kilkoma strażnikami uzbrojonymi po zęby. Dopiero kiedy zobaczyła ich szable, zrozumiała swoją głupotę. Ale było już na to za późno. Strażnik widząc Lucy puścił kobietę która uciekła od niego na pewną odległość.

- Twój ojciec cię oczekuje. Pójdziesz z nami, a jeśli będziesz stawiać opór, zaciągniemy cię tam siłą. Masz wrócić żywa. Nic nas więcej nie obchodzi więc , nie obiecuję, że przy tym nie połamiemy ci paru kości. - zagrzmiał kierując się prosto na Lucy.

Pozostali strażnicy rozgonili tłum który i tak zaczął cofać się przestraszony. Lucy zdawała sobie sprawę, że nie da rady ośmiu mężczyznom naraz gołymi rękami. Jedyne co mogła zrobić to uciec ale i tak by ją złapali. Przygryzła wargę i stałą z podniesioną głową. Jednak jej ciało zaczęło drżeć z przerażenia.

- Kości to JA je wam wszystkie połamie jeśli zbliżycie się do NIEJ jeszcze trochę!!! -

Strażnicy stanęli jak kamienne posągi wpatrując się w Lucy, która poczuła jakby jej ramię płonęło z gorąca. Ciepło rozchodziło się po jej plecach i kończyło na drugim ramieniu. Dziwna siła pociągnęła ją ku temu ogniowi i teraz cały prawy bok jej ciała płonął. Pod palcami ręki poczuła coś miękkiego ale za razem twardego.

- Eee? - z jej ust wydobyło się ledwo słyszalne wzdychnięcie by po chwili zrobić miejsca prawdziwemu okrzykowi zaskoczenia ale zarazem nieopisanego dotąd szczęścia i ulgi. - Natsu! -

Lucy stała w objęciach Natsu, który jedną dłonią trzymał ją przy swojej piersi, natomiast drugą trzymał swój miecz Igneela który stanął cały w płomieniach aż po rękojeść. Z jego nefrytowych oczu tryskały wręcz płomienie gotowe spalić dosłownie wszystko, co stanęło by na jego drodze. Nic więc dziwnego, że strażnicy stanęli jak kamienne posągi. Nikt nie śmiał podejść bliżej. Zapadła zupełna cisza. Tylko iskrzące się płomienie na mieczu co jakiś czas strzelały i znów milkły.

- Nie pozwolę im, cię skrzywdzić. Nie bój się. - głos Natsu jeszcze przed chwilą gotowy zabić, teraz brzmiał tak łagodnie i delikatnie, że Lucy poczuła się po raz pierwszy w życiu naprawdę bezpieczna.

- Jak mogła bym się bać, kiedy jesteś przy mnie. - mówiąc to zaśmiała się delikatnie

Natsu poczuł jak wzbiera w nim jakaś potężna siła. Czuł, że dla tej złotowłosej kobiety, gotów jest zrobić wszystko. Strażnicy widząc ich zachowanie, rzucili się wszyscy naraz na dwójkę. Przekonani o przewadze liczebnej, dzierżąc ostre szable byli pewni wygranej. Nikt nie przypuszczał co się później stało. Lucy w objęciach Natsu widząc nadciągających gwardzistów nie poczuła choćby odrobiny strachu. Całe te emocje prysły w momencie którym Natsu przytulił ją do siebie. Stała prosto patrząc prosto w ostrą broń i usta mężczyzn wykrzykujących groźby w jej stronę. Natsu wyprostował rękę z mieczem i przeciął powietrze przed sobą i Lucy. Z znikąd pojawiła się ściana ognia która pochłonęła wszystkich strażników.

- Moeru [płoń]! - jego krzyk, sprawił, że ogień zapłonął jeszcze mocniej.

Krzyki poparzonych strażników rozniosły się po całej okolicy. Ci którzy byli najbliżej leżeli na ziemi, jęcząc z poparzeń. Osoby które były z boku, również zostały poparzone, a ich stalowa zbroje wraz z mieczami stopiły się częściowo. Lucy stała przy piersi Natsu patrząc na tą rzeź. Jej usta otworzyły się z podziwu, ile siły miał Natsu. Jednak zaraz po tym, poczuła ucisk na ramieniu i coś pociągnęło ją w dół. Upadła na kamienną drogę lecz coś zamortyzowało jej upadek.

- Natsu, w porządku? - zawołała gdy zrozumiała, że to jego ręka którą trzymał na jej ramieniu, nie do końca ją trzymał, tylko opierał się na niej.

Chłopak, wciąż był osłabiony i ledwo stał sam na nogach, a po tak potężnym ataku i utrzymaniu w ryzach ognia z miecza Igneela, aby nie poparzyć Lucy która była tuż przy nim, stracił zupełnie siły i pociągnął dziewczynę w dół. Leżał teraz na plecach, ściskając miecz w dłoni a drugą ręką, opierając na plecach złotowłosej kobiety. Na dźwięk zmartwionej Lucy otworzył oczy i chodź pomimo wyraźnego bólu, uśmiechnął się najmilej jak w tym momencie potrafił.

- Nic ... nic mi nie jest, sorka że cię przewróciłem. - szepnął

- Baka. Nie powinieneś wstawać. - Lucy wybuchła śmiechem

Lucy podniosła się podając chłopakowi rękę.

- Hop, złap mnie za rękę – zawołała

W tej samej chwili, kiedy Natsu złapał Lucy za rękę i podciągnął się, zza swoimi plecami usłyszeli śmiech

- Haha ha, aleś się tutaj zabawił. Ech, mogłeś mi coś zostawić, też bym się chciał rozerwać. -

- To ty! - Lucy widząc nadchodzącego w ich stronę Stinga puściła rękę Natsu

- Sting! - Zawołał uśmiechając się chłopak – Auć! - ale zaraz potem, wylądował znów na ziemi przez rozkojarzoną Lucy.

- Ups, sorka. - Lucy szybko ponownie pomogła mu stanąć na nogi. - Zaraz to wy się znacie? -

- Hmm? Co to za głupie pytanie? Przecież ci mówiłem że się znamy. - Sting stanął przy nich, kopiąc na ziemi resztkę stali, która została z naramiennika strażnika

- Nie wiedziałem, Lucy że znasz Stinga. - Natsu był wyraźnie zaskoczony

- Eee, bo nie znam. Widzisz wpadłam na niego trzy dni temu, w Hargeon. To on mi powiedział co się stało ... - głos Lucy urwał się.

Przez usta nie mogły jej przejść te słowa. Natsu na początku nie zrozumiał zupełnie nic i tylko jego brew uniosła się do góry, ale po chwili widząc spuszczone oczy Lucy zrozumiał, że mówi o nim. Jego pięść zacisła się. Natsu poczuł jak wściekłość w nim wzbiera. Dobrze wiedział, że właśnie teraz obwinia się o to co się stało, za co był odpowiedzialny jej ojciec, a raczej potwór który ją trzymał i nazywał własną córką. Natsu zrobił kilka kroków w jej stronę. Lucy widząc cień jego stóp podniosłą głowę. Kiedy jej oczy były już na wysokości jego paska spinającego go w pasie, poczuła jakby ktoś przyłożył jej do lewego ramienia, tuż nad lewą piersią kostkę lodu. Chłód zaczął gwałtownie rozchodzić się po całych płucach a następnie, całym brzuchu i w dół do nóg. Mimowolnie podniosła rękę do miejsca z którego rozchodziło się lodowate uczucie. Wszystko w około niej zaczęło poruszać się jakby w zwolnionym tępię i właśnie w tej samej sekundzie cała trójka usłyszała huk wystrzału. Natsu ze Stingiem wzdrygnęli się, kierując oczy wokoło siebie.

- He? - Lucy poczuła pod palcami coś mokrego i ciepłego.

Kiedy spojrzała na swoją rękę zobaczyła na palcach czerwoną substancję. Nie, jej cała błękitna sukienka, od tego miejsca zaczęła zmieniać kolor na szkarłatny. Chłód doszedł już do jej stóp, które stały się ciężkie i sztywne. Lucy zachwiała się gdy Natsu rozglądający się w około za źródłem strzału spojrzał w jej stronę.

- LUCY!! - wrzasnął łapiąc ją tuż nad ziemią.

Dziewczyna osunęła się na jego ramiona, łapiąc się jego nadgarstka prawą ręką, którą i tak nie była w stanie utrzymać i po chwili zsunęła się z niego. Natsu poczuł zapach krwi i zobaczył jej ślad na swoim nadgarstku, rękach dziewczyny i jej piersi.

- Lucy! Cholera ... Patrz na mnie! Słyszysz mnie! Patrz na mnie! Nic ci nie będzie ... - nefrytowo oczny chłopak trzymał ją mocno patrząc prosto w jej brązowe oczy.

- Yhy. - Lucy kiwnęła głową, lecz przełykając ślinę, poczuła miedziano żelazny posmak w ustach. Zrozumiała że był to smak krwi. A skoro czuła go już w ustach, było naprawdę źle. Nie chcąc martwić Natsu, uśmiechnęła się lekko.

Sting w tym czasie odwrócił się wiedząc skąd padł strzał ku jego draniowi. Natsu oraz Lucy, również obrócili na chwilę oczy w jego stronę. Kilkanaście metrów od nich, przy wejściu do miasteczka stał mężczyzna, ubrany w złotą zbroję z wyciągniętym pistoletem, z którego jeszcze unosił się dym. Strzał był idealnie wymierzony. Ominął plecy Natsu i Stinga i trafił prosto w pierś Lucy która stała wtedy przodem do niego, pomiędzy dwoma piratami.

- Ty! Już nie żyjesz! - warknął Nastu zamierzając zaraz rzucić się na niego, ale Sting przycisnął jego ramię w dół

- Zostań z nią. Ja się tym zajmę. - szepnął trzaskając zębami o ząb i stając przed nimi i złotym typem

Ocaleli przy życiu gwardziści utkwili również wzrok w przybyszu, który w końcu opuścił pistolet i ponownie go przeładował.

- Zmiana rozkazów. Pan Jude Heartfilia, rozkazał sprowadzić ją żywą lub martwą. Jest mu to obojętne, a wręcz wskazane zabić ją na miejscu. - spokojny głos doprowadził Natsu i Stinga do szaleństwa.

Jak ktoś kto właśnie postrzelił bezbronną osobę może zachowywać się w taki oziębły sposób.

- To Kapitan Złotego Lwa! - rozniosło się pośród gwardzistów.

- Lokiii? - Lucy ledwo łapiąc oddech szepnęła w stronę Złotego Kapitana

- Idiotko, nic nie mów, leż spokojnie! - zawołał Natsu próbując zatamować ręką wciąż lejącą się krew.

- Tss. Wciąż żyje? - Złoty Kapitan zgrzytnął zębami i wymierzył pistolet w stronę Lucy i Natsu, ale jego cel szybko znikł.

Sting natychmiast zasłonił ich własnym ciałem i wyjąwszy szablę z pasa skoczył prosto na niego.

- Natsu zabierz ją stąd! Szybko, Lektor pomóż im! - krzyknął Sting.

Jego miecz pokryło białe oślepiające światło. Złoty Kapitan Lwa, w ostatniej chwili zdążył zrobić unik. Nie zdążył by wyciągnąć swojego miecza a broniąc się pistoletem, szybko stracił by głowę. Teraz, kiedy dobył swoją szablę, rozpoczęła się prawdziwa, zażarta walka. Natsu wziął Lucy na ramiona i pomimo ogromnego bólu z jego własnych ran, zaczął uciekać z nią jak najdalej od Lokiego. Jednak po paru krokach, ręka dziewczyny opadła bezwładnie a jej oczy zamknęły się, pomimo wołania różowo włosego chłopaka.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro