Rozdział 23 - Jest Pani Niesamowita!
《《Narrator》》
Dwójka czarnowłosych magów spało sobie smacznie w łóżku przylegając do siebie nagimi ciałami. Kitsune przykryta ciepłą pościelą zaczęła bardziej wtulać się w tors bruneta, uśmiechając się przez sen. Leżeli błogo na miękkim materacu kompletnie nie zdając sobie sprawy, co zaraz nastąpi.
- Rouge...? – Zapytała niepewnie złotooka zastanawiając się czy chłopak jeszcze śpi.
- Tak skarbie? – Powiedział w stu procentach żywym i niezaspanym głosem patrząc w niczego nieświadomą dziewczynę już od kilku minut.
- Kochasz mnie?
- Oczywiście, dlaczego pytasz?
-... Za każdym razem jak pytam się o ślub, zbywasz mnie. – Odpowiedziała lekko straconym głosem.
Chłopak zastanawiał się, co jej powiedzieć, nie chciał zdradzić sekretu, że to dzisiaj spełni się marzenie dziewczyny, jednak w dalszym ciągu nie mógł patrzeć na jej smutną twarz. Postanowił jej zdradzić połowę tajemnicy by zaprzestała się martwić.
- Już nie długo, obiecuje. – Wypowiadając te słowa delikatnie ucałował czubek głowy czarnowłosej.
W pokoju zabrzmiał melodyczny i lekki śmiech złotookiej. Podniosła się na przedramionach zatrzymując swój wzrok na głęboko czerwonych oczach Cheneya. Po chwili zjechała nieco niżej patrząc w jego równie głęboko różowawo-czerwone usta. Nie myśląc dużo przysunęła się jeszcze bliżej, zarzucając swoje ręce za kark Rouge'a.
- Masz niesamowicie piękne oczy. – Wyszeptał chłopak łapiąc Kitsune za biodra przysuwając ją tym samym jeszcze bliżej swojego ciała, o ile to w ogóle możliwe.
- I vice versa. Mogłabym patrzeć w tą czerwień całymi dniami... - Odpowiedziała równie cicho.
Ich twarze dzieliło kilka minimetrów, które niemal od razu zostały pokonane przez ody dwie strony. Z początku był to delikatny motyli całus, jednak, ani jej, ani jemu to nie starczyło. Tak, więc pocałunek trwał dalej, z chwili na chwili stając się coraz bardziej zachłannym, porywczym, głębszym i pikantniejszym. Nie długo także było czekać aż dołączą do tej walki ich języki. Leżeli razem dalej się całując, tym samym zapominając o całym świecie. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie usłyszeli trzasku z dołu, oznaczającego, że ktoś przyszedł złożyć im wizytę. Podczas gdy Dragneel całowała się z Cheneyem, do domu weszła dwójka ich przyjaciół – Yukino i Sting.
- Myślisz, że śpią? – Zapytał blondyn swoją towarzyszkę.
- Myślę, że tak. Jest tu strasznie cicho, dlatego nie hałasuj i chodź. – Powiedziała ciągnąc niebieskookiego za rękaw w górę schodów. Sama białowłosa pomimo mocnego uczucia do Eucliffe, umiała się zachować przy nim w stu procentach normalnie, nie zdradzając swoich odczuć.
Wchodzili cicho po schodach w końcu stając na ich szczycie. Blondyn szedł teraz przodem, kierując się do ich sypialni. Yukino jak i Sting znali ich dom jak własną kieszeń. Nie jeden raz siedzieli tu popijając sake bądź zwyczajnie obmawiali szczegóły misji, jaka później miała ich wszystkich czekać. Gdy tylko uchylił drewnianą powłokę, stanął jak słup nie wiedząc, co zrobić. Białowłosa stojąca za jego plecami nie rozumiała tak nagłej zmiany w zachowaniu chłopaka. Dalej nic nie rozumiejąc odepchała go w bok patrząc przed siebie. Jej brązowym oczom ukazały się ich dwie zguby w bardzo ciekawej sytuacji, aktualnie leżące na sobie i całujące się. Prawdopodobnie cali nadzy schowani pod kołdrą.
- Um.... Kitsu-chan,... Rouge-kun? – Postanowiła to przerwać zanim będzie za późno i przejdą do jeszcze bardziej intymnych rzeczy.
Niemal od razu się od siebie odsunęli, patrząc wielkimi przerażonymi oczyma w dwójkę swoich przyjaciół.
- Yukino-chan?! C-co ty tu robisz? Sti-ting-g-kun a ty?! – Zapytała pośpiesznie czarnowłosa cała czerwona na twarzy zakrywając się po samą twarz pościelą i chowając głowę w ramieniu chłopaka.
- Cześć, jak długo tu stoicie? – Zapytał nieprzejęty Rogue, że właśnie dwójka jego najlepszych przyjaciół zobaczyła go nagiego całującego się z także nagą Kitsune.
Tak jak w pierwszych sekundach był przerażony i zszokowany, tak teraz nic nie robił sobie z ich obecności i ani trochę go nie peszyli. To w końcu normalne, że całuje się ze swoją dziewczyną, a niedługo przyszłą żoną.
- Nie za długo, ubierajcie się gołąbki, zaraz jedziemy pociągiem. – Odpowiedział już normalnie niebieskooki jakby nic przed chwilą nie miało miejsca. Tylko dziewczyny dalej wyglądały na speszone całą tą sytuacją.
- Chodź Kitsu-chan. – Dalej czerwona jak burak Yukino wystawiła rękę w stronę złotookiej by wyjść razem z nią pokoju i skierować się do łazienki.
Czarnowłosa tylko przytaknęła głową opatulając się szczelnie kocem, wstając i tym samym zakrywając swoją poduszką przyrodzenie Cheneya by nie został całkiem nagi. Sięgnęła jeszcze tylko po ciuchy i ruszyła szybkim krokiem z białowłosą do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. W pokoju zostali sami panowie.
- Czy wy wczoraj się kochaliście? – Zapytał bez skrupułów, patrząc na czerwonookiego natarczywym wzrokiem.
- Tak. – Odpowiedział jakby by nigdy nic, patrząc w sufit.
- Nie będzie z tego dzieci? – Zapytał ponownie blond włosy teraz jeszcze przekręcając głowę w bok jak szczeniak, który jest niesamowicie czegoś ciekawy. W jego głosie dało się słychać troskę jak i rozbawienie.
- Nie Sting. Po pierwsze jesteśmy za młodzi. Po drugie obydwoje wiemy, do czego służą prezerwatywy. – Popatrzył na przyjaciela wzrokiem mówiącym „Na serio? Głupszych pytań nie było?".
- Po trzecie, Natsu-kun zabiłby cię, gdyby jego siostra, a zarazem jedyna żyjąca rodzina, zaszła w nieplanowaną ciążę z jakimś fagasem od tygrysów. – Dopowiedział zmieniając wyraz twarzy na „Tak, nie było głupszych" jakby czytał mu w myślach. Do wszystkiego dodał wredny uśmieszek, od którego w pewnym monecie można było dostać skrętu kiszek.
》》Kitsune & Time skip》》
- Yukino-chan długo jeszcze? – Zapytałam ledwo żywym głosem.
- Wytrzymaj jeszcze chwile, zaraz będziemy na miejscu. – Tak jak powiedziała białowłosa tak się stało. Niedługo po tej wymianie zdań rzeczywiście dojechaliśmy na miejsce.
Ten widok musiał być komiczny. Przed nami szła Yukino a nasza trójka – Ja, Rogue i Sting – wręcz czołgaliśmy się za nią bez siły. Cóż takie uroki choroby lokomocyjnej. Na szczęście tak jak szybko przychodzi ta choroba to tak szybko odchodzi. Teraz szłam krok w krok z białowłosą, a za nami powoli szli chłopcy.
- Jak idzie ci podrywanie białego tygrysa? – Zapytałam, gdy byłyśmy wystarczająco daleko od nich. Tak, chodziło mi o Stinga, i nie. Nie wiem skąd wzięłam tą ksywkę.
- Jeszcze nic nie zrobiłam w tym kierunku. – Odpowiedziała patrząc w swoje buty idąc dalej przed siebie do naszego celu.
- Błąd. Dobra pomogę ci, zaczynamy od dzisiaj. – Dostała ode mnie delikatnego kuśtykańca w bark na „opamiętanie się".
》》Time skip》》
- Leon nie biegaj z widelcem w ręku! – Krzyknęłam w stronę małego białowłosego chłopca, trzymając w tym samym czasie blondwłosą dziewczynkę na rękach, próbując ją uspokoić od płaczu. – Ciiii, już dobrze Lila. – Zapamiętanie imion nie było takie ciężkie jak przypuszczałam. Każde dziecko czymś się wyróżniało i łatwo było skojarzyć, kto, co i jak. Z opresji dziecka z widelcem wybawiła mnie Yukino, zabierając pięciolatkowi sztućca z dłoni.
- Leon słuchaj się starszej siostry. – Powiedziała z pozoru twardym głosem i z wnikliwym spojrzeniem. Jednak na kilometr dało radę wyczuć, że pała do dzieci wielką sympatią i nie jest w stanie się na nie długo gniewać.
- Dziękuję Yukino-chan. – Podziękowałam z radosnym uśmiechem. W tym właśnie momencie zorientowałam się, że nijaka Lila zasnęła w moich objęciach. Odłożyłam delikatnie dziewczynkę do leżaka.
Sting bawił się z dziesięcioma dziećmi w „głuchy telefon". Zaskakująco dobrze sobie radził z opieką nad nimi. Yukino trafiła na wspaniałego męża i ojca. Już teraz chce mi się płakać ze szczęścia, ten widok niesamowicie mnie rozczulił. Yukino siedziała z ośmiorga dziećmi przy stole i pilnowała, by na pewno wszystko zjadły, nie zrobiły sobie krzywdy i tak dalej. W tym akurat momencie karmiła brązowowłosego chłopczyka na sztuczkę „leci samolocik" i „ za mamusię, za tatusia". Ona także będzie wspaniałą mamą. Ja zaś martwiłam się, jakimi rodzicami będę ja z Rogue'm. Albo raczej, jaką matką będę ja. Bo czarnowłosy także radził sobie na złoty medal. Teraz bawił się z dziećmi w „kalambury". Sugerując po ich uśmiechniętych twarzach, niezłe mu to wychodziło. Natomiast ja dostałam nieco starsze osóbki, gdzieś tak od siedmiu do nawet dziewięciu lat. Starałam się ich zająć książkami, jednak nie za bardzo się im podobały.
- Proszę pani, możemy porobić coś bardziej interesującego? – Zapytał jeden chłopak, wyglądał na mniej więcej osiem lat.
- To, co chcecie porobić? – Zapytałam powoli panikując, zabrakło mi pomysłów.
- A wie pani, co to magia? – Zapytał teraz z błyszczącymi oczyma, chyba z nadzieją, że jestem jedną z tych osób, która dysponuje tą mocą.
Moja szansa.
Uśmiechnęłam się pod nosem, nie wszystko stracone. Jednak mój uśmiech jak nagle się pojawił tak szybko zniknął. Pytanie czy będzie ich interesował jakiś tam mrok? To za mało by zwrócić ich uwagę. Teraz przydałby mi się Grey z magią tworzenia. No to jednak jestem skończona.
Nie jest jeszcze coś.
Ostatnio starałam się okiełznać magię roślin, nie wiem czy wyjdzie, ale warto spróbować.
- Wiem, co więcej znam parę sztuczek. – Odpowiedziałam pewnie, mimo iż w środku strasznie się bałam, że nie wyjdzie. Zamknęłam oczy skupiając się na małym drzewku w doniczce za grupką dzieci. Otworzyłam oczy, wystawiłam rękę do przodu, po chwili jednak cofając ją do tyłu. Tym ruchem udało mi się sprawić, że jedna z gałęzi wygięła się z naszą stronę.
- Woooow. – Z kilku małych gardeł wydostał się dźwięk podziwu, każdy niemal w tym samym czasie.
Zatoczyłam w powietrzu kółko, a na gałązce liście zatoczyły kółko tworząc kulę, zaczęłam delikatnie machać palcami, po chwili ścisnęłam mocno pięść. Kula, którą przed chwilą stworzyłam pękła bądź wybuchła. Na dzieci zaczęły spadać małe listki niczym konfetti. Wszystkie szkraby od razu wstały, zaczęły skakać, biegać, machać rączkami i śmiać się jak szalone. Gdy wszystkie listki opadły zaklaskałam dwa razy w dłonie, a zielone konfetti jak na zawołanie się spaliło nie pozostawiając po sobie popiołu czy jakiegokolwiek innego śladu. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Proszę pani to było niesamowite! – Wykrzyczała czerwonowłosa dziewczynka ciągle się śmiejąc, z wielkim uśmiechem na twarzy. Była strasznie podobna do Erzy-san.
Momentalnie wszystkie dzieci podbiegły do mnie, nawet te, które grały w kalambury czy w głuchy telefon, nawet te jedzące obiad odbiegły od stołu, zwracając się do mojej osoby. Jedynie mała słodka blondwłosa Lila ciągle spała w leżaku.
- Powtórzy to pani?! Prosimy! – Zawołał ten mały urwis Leon.
- Tak prosimy! – Potwierdziła dziewczynka i jeszcze kilka innych dzieci.
Obok mnie stali teraz nawet Sting, Rogue i Yukino. Popatrzyłam na nich śmiejąc się i powtórzyłam czynność. Teraz jednak by kula była większa, wszystkie ruchy robiłam oburącz. Wystawiłam przed siebie dwie dłonie, chwile potem je cofnęłam. Nad nami znowu pojawiła się gałąź, tylko tym razem większa i masywniejsza. Zatoczyłam duże kółko w powietrzu, a na gałęzi znowu pojawiła się liściasta kula. Zaczęłam machać palcami w obu rękach, po chwili energicznie złączyłam dłonie zamykając je w pięści. Ponownie powstał wybuch, lecz tym razem większy. Wręcz tysiące małych listków zaczęło spadać na nas. Dzieci znowu zaczęły skakać i wariować. Dorosłe osoby zaś patrzyły w milczeniu na to cieszące oko zjawisko. Wszyscy się szeroko uśmiechali. Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula od tyłu i zamyka w silnym uścisku.
- Jesteś niesamowita lisku. – Wyszeptał mi Rogue wprost do ucha niskim głosem.
- Tak sądzisz? – Zapytałam nie odrywając wzroku od ciągle spadających liści.
- A nie wierzysz mi? – Zapytał całując moją szyje, po chwili jednak dało radę wyczuć jak jego wargi rozciągają się w promiennym uśmiechu.
- Wierze, ale Rogue kochanie nie teraz, tu są dzieci. – Powiedziałam lekko zestresowana, że jakieś dziecko to zobaczy. W takim wypadku albo by zadawał nam dziwne pytania, jak to dzieci. Albo miałby traumę do końca życia, że zobaczył dwójkę swoich tymczasowych „opiekunów" robiących jakieś dziwne rzeczy.
- W takim razie później pozwolisz mi cię zaznaczyć. – Znów szeptał w me lewe ucho.
- Musisz być taki niewyżyty? – Zapytałam śmiejąc się.
- Jestem tylko facetem skarbie. – Odpowiedział prześmiewczo.
- A ja tylko kobietą, która kiedyś zbiła cię na kwaśne jabłko, i na dobrą sprawę może dać ci celibat w każdym momencie. – Zrobiłam to samo.
- To było kiedyś, teraz zapewne bym cię pokonał, i nawet nie waż się dawać mi kar jak jakiemuś dzieciakowi. – Jego głos brzmiał teraz jakby był trochę obrażony.
- Tak, tak. – Mówiąc to wyszarpałam się z jego uścisku, tym samym klaszcząc w dłonie by liście już znikły, ponieważ wszystkie opadły na ziemię.
-----------------------------------------------
Cześć!
Dzisiaj wyjątkowo trochę dłużej xD
To ciekawe widoki miała Yukino wraz z Stingiem *lenny*
Mam nadzieje, że się wam podobało <3 do zobaczenia pysie w następnym rozdziale <3333
Co by się stało jakby Kitsune dała celibat Cheneyowi? * le szatański uśmiech *
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro