Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

twentienth fag; she wants a grunger

  Wieczorami grał jej na gitarze, gdy mówiła, że męczy ją bezsenność (w Seattle). Potem kładł się obok i zasypiał. Czasem budził się w nocy z kaszlem. Kiedy ona pachniała mydłem, on śmierdział fajkami.

  Cząsto leżeli rano w pościeli i palili razem. Słońce wschodziło. Co jakiś czas przejeżdżało jakieś auto, a facet (sukinsyn) w mieszkaniu na dole krzyczał na swoje dzieci. Willy zawsze się wtedy spinał, a Ashley głaskała go po policzku. Potem mówił, że idzie do roboty, ona całowała go i potem się spóźniał.

  Gdy wbiło mu osiemnaście, jego kumpel zostawił pusty loft w fabrycznej części Seattle. Po drugiej stronie Elliott Bay i daleko od domu. Powtarzał, że to tylko na wakacje, że musi odpocząć. Ashley wtedy często u niego była. Później zaczął się rok szkolny, a on to rzucił. Ona nie chciała tam chodzić. Ludzie od zawsze plotkowali, a po śmierci Johnniego zrobiło się głupio cicho. Jej matka nie lubiła Willy'ego. Jej ojciec spytał tylko czy to ten grunger, który przychodził kiedyś do lombardu. Willy Jaimes pachnie jak dorosłość, ludzie.

  Stare auto bez klimatyzacji zdecydowanie nie było dobrym pomysłem na wieczorną przejażdżkę po Nevadzie.

  Nie wie, ile zdążyli przejechać, ale korki w Henderson były zajebiście duże. Gdy patrzy na zegarek, dochodzi północ. Opiera się o zagłówek, spoglądając na prowadzącego Willy'ego. Ma zmęczone oczy, włosy od potu kleją mu się do karku i czoła.

- Cholera. Mamy jeszcze co najmniej dwieście mil do Phoenix. Ash, ten złom zaraz padnie.

  Jazda przez pustkowia nocą jest przynajmniej przerażająca. Większość większych miast ciepłych stanów żyje dopiero wieczorem. Odsuwa szerzej szybę. Zamyka oczy, czując chłodniejszy wiatr. Nagle auto wpada w ostry zakręt. Silnik gaśnie.

 - Willy?

  Widzi tylko jasne neony opustoszałej stacji benzynowej i krótką ślepą uliczkę, w którą zajechali. Willy wygodnie rozkłada się na fotelu.

 - Wysiadaj.

  Obchodzi dookoła samochód i otwiera klapę bagażnika. Zrzuca przez głowę przepoconą koszulkę i wyjmuje podziurawiony koc. Rozsuwa tylne siedzenia forda.

 - Wsiadaj.

 - Co?

  Kręci głową i wyjmuje papierosa zza ucha. Opiera ręce na biodrach. Jego blada skóra wyróżnia się na tle ciemno-jasnej nocy.

- Przekimamy kilka godzin i jedziemy dalej - wypuszcza przez usta obłok dymu. - Zadzwoń do starych i powiedz, że będziesz nad ranem.

 - Myślisz, że to dobry pomysł?

  Wzrusza ramionami.

 - Dobrym pomysłem będzie, jak pójdę się odlać - przygniata niedopałek butem. - Zaraz wracam.

  Patrzy na odchodzącego Willy'ego - na jego gładkie plecy, poszarpane nogawki dżinsów i splątane włosy. Uśmiecha się. Myśli tylko o nim.

*

  Willy'ego nie ma w aucie. Jest jakaś piąta rano, a jego nie ma. Tylne siedzenie pickupa jest cholernie niewygodne. Słońce prześwituje przez jego koszulę przewieszoną przez szybę.

  Wysiada z auta i ziewa. Nagle w jej stronę zmierza Willy Jaimes. Willy Jaimes w swojej koszulce bez rękawów i mokrych włosach. Willy Jaimes, który teraz uśmiecha się do niej, jakby w życiu nic złego się nie wydarzyło.

 - Kupiłem ci burgera - macha przed jej nosem papierową torebką. - Na stacji jest prysznic, jeśli chcesz. Jeśli chcesz. Bo ja bym na twoim miejscu nie chciał.

  Łapie ją w talii i przyciska do drzwi forda. Pochyla się i przysłania jej słońce. Jego włosy pachną tanim mydłem, tym z tych tanich stacji gdzieś na zadupiu. 

- Wyspałaś się?

- Nie bardzo.

  Mruży oczy, uśmiecha się, a potem chowa twarz w jej szyi. Śmieje się. Całuje ją, opierając dłonie na szybie. Wyjmuje z auta gitarę i siada na tyle pickupa. Gra i uśmiecha się. A ona zastanawiała się, jak Willy'emu mogło przyjść do głowy coś tak wesołego. (Bo przecież zwykle pogrążał się w tym swoich ciężkich rytmach). Siedzi, odgarniając włosy za każdym razem, gdy zaczynają wpadać mu do oczu, śpiewając o amerykańskich pustkowiach i letnich nocach. O dziewczynie w tych obcisłych dżinsach i jej głupim tatuażu, o którym wie tylko on (bo raczej nikt inny, poza nim, nie miał okazji go zobaczyć).

*
  Stoi przed szkołą oparty od drzwi auta, bo jej cadillac jest w naprawie. Jest tu pierwszy raz od kilku miesięcy, ludzie spoglądają na niego i szeptają. A on się uśmiecha. Zawsze potrzebował uwagi. Ashley wychodzi i przecina parking. Głowę ma spuszczoną i włosy opadają jej na twarz.

- Ktoś wrzucił mi do szafki jego zdjęcie.

  Spogląda na niego tymi swoimi niebieskimi oczami. Przyciąga ją do siebie, zanim się rozpłacze. Jest taka delikatna.

- Lindsay to głupia suka.

  Całuje jej włosy, a potem obejmuje ją ramieniem. Wsiadają do auta.

- Pieprzyć ich wszystkich.

  Odjeżdża, w swoich okularach przeciwsłonecznych, ze swoją dłonią na jej kolanie. Popołudniowe słońce świeci im prosto w oczy.

Myślałem, żeby skoczyć z mostu. Nie masz nic przeciwko?

Ashley chwyta jego dłoń i splata ich palce. Potem całuje jego skórę.

Kocham cię. Nie masz nic przeciwko?

a/n: jesteśmy już bliżej niż dalej końca. nie macie nic przeciwko?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro