twelfth fag; i wanna kiss your neck
Jest sobota i koniec maja. Znów jadą fordem pickupem nad Elliott Bay. Ashley (znów) wygląda cholernie idealnie. Nie wie jeszcze, że to randka. Lub po prostu ich projekt z fotografii.
Tym razem parkują tuż przy plaży. To ognisko (niestety nie takie, na jakie chodziło się w podstawówce), kilka kumpli Willy'ego i kilka piw. Jest też Colson. Ashley T. i Colson B. na jednej imprezie to zdecydowanie popieprzony pomysł.
Siadają gdzieś z tyłu, gdzieś, gdzie nie słychać głośnych rozmów i pijanych śmiechów. Ona w swojej krótkiej sukience i jego skórzanej kurtce. Widzi jak Colson i Lindsay Hopkins po cichu uciekają w stronę parkingu.
- Lindsay jest okropna.
Willy nie odpowiada od razu. Patrzy na oddalającego się Colsona. Ma w oczach papierosowy dym. To koniec ich przedostatniego roku w tej szkole. Wszyscy są już zmęczeni.
Willy jest dziś wyjątkowo cichy. Ma idealny profil z rysami jak u antycznej rzeźby. Z idealną szczęką (z idealnymi ustami). Ma koszulkę na krótki rękaw (choć tego wieczoru jest wyjątkowo chłodno) z wymalowanym na plecach znakiem anarchii. Ma ładne ręce i przebijające przez bladą skórę żyły. Jest wysoki i smukły. Ma ciężkie wojskowe buty.
- Colson nie wie, jaka jest Lindsay. Że każdy widział ją bez ubrań. Ale, cholera, nie chce mu psuć miłości.
Ashley bierze łyk owocowego piwa. Ze swojego ogrodu ma wyjście prosto na Elliott, ale nigdy nie była z tej strony wybrzeża. To porośnięta krzakami sztuczna plaża. To miejsce, gdzie nie przychodzi się samemu. Właśnie jeden ze znajomych Willy'ego popycha drugiego i zaczynają krzyczeć.
- Idioci - mruczy Willy i obejmuje Ashley w talii. Przysuwa ją do siebie. Jest ciepły, kiedy w Seattle jest zimno. Jego kolano i jej kolano. Ich ramiona.
Colson wraca i próbuje załagodzić bójkę. A Lindsay próbuje poprawić swoje potargane włosy.
- Ile znasz Kaminsky'ego? - Willy patrzy na nią, a jego ręką wciąż spoczywa na jej boku. Jest już zupełnie ciemno i słychać w trawie świerszcze.
- Długo - przysuwa się bliżej Willy'ego (choć chyba bliżej się już nie da). -Przyjechał kilka lat temu z Chicago. Był wtedy zły na cały świat, ale i tak wszyscy (WSZYSCY) go kochali. Gasił papierosy na swoich nadgarstkach.
- Teraz też to robi?
- Teraz już nie pali.
Kiedy mówi o nim, uśmiecha się. To bardzo niebezpieczne, gdy jakaś osoba uśmiecha się, mówiąc o innej osobie.
- Siema.
Na ławce po stronie Willy'ego pojawia się nagle Colson. Uśmiecha się do Ashley jak stary przyjaciel. Podaje skręta Willy'emu.
- Chcesz?
- Wiesz, że nie jaram.
- A ty?
- Ja też nie.
Wzrusza ramionami i sam się zaciąga. Zamyka oczy i leniwie się uśmiecha.
- Cholera. To chyba jedyne pewne w moim życiu, ludzie. Dawaj, Willy, leć do auta po gitarę i zagraj nam coś zajebistego.
I tak też robi. I w sumie patrzy na Colsona, jakby chciał go zamordować. I w sumie ma ochotę zapalić, napić się, i stracić świadomość, ale bierze leki (a raczej brał, bo po ostatniej wizycie Heather postanowił się ich pozbyć) i po prostu nie. Siada na skrzynce od piwa i odpala papierosa.
- Teraz cisza, ludzie. Willy Jaimes pierdolona gwiazda rocka nam coś zagra.
Patrzy obojętnie na Colsona, gasi peta i zaczyna grać. Przecież nie można bić swojego zjaranego przyjaciela. I tak to się zaczyna. Zdejmujesz buty na tyle mojego vana.
Willy ma styrany głos przez astmę i fajki. Dłonie Willy'ego łapią akordy na gryfie styranej gitary.
Moja koszula wygląda tak dobrze, gdy zwisa z twoich pleców.
I wtedy patrzy na Ashley Timberlay. I wtedy ona patrzy na niego.
I tak to się zaczyna.
*
Powiedział, żeby przeszli się wzdłuż plaży, więc się zgodziła. Jest zimno, ale idzie ze stopami w wodzie. Jest zimno, więc on trzyma ręce w kieszeniach. Jest ciemno, ale po drugiej stronie jeziora Seattle nie śpi i neony rażą w oczy.
- Wiesz, dlaczego Elliott Bay nazywa się Elliott Bay?
- Nie wiem, Willy.
- Bo Elliott Smith tu utonął.
- Naprawdę?
- Nie. Po prostu to sobie wymyśliłem. Nie wiem, dlaczego Elliott Bay nazywa się Elliott Bay. Ale ta historia ze Smithem byłaby dobra.
Uśmiecha się. Zrywa się wiatr i rozwiewa włosy Willy'ego Jaimesa. Odgarnia je za ucho. Jego glany ubrudzone są w piasku.
- To jak zmarł Smith?
- Zabił się. Tu niedaleko, w Kalifornii. Patrz, Ash, na ten pomost. Chodźmy tam.
Co prawda deski nie trzymają się kupy, ale dochodzą do samego końca. Łapie ją za rękę, w drugiej niesie jej buty. Księżyc odbija się na wodzie.
- Usiądź, Ash.
Siadają, z nogami kilka centymetrów nad wodą. Są daleko, ale dźwięk rozchodzi się po wodzie i słyszą muzykę z ogniska. Willy myśli, że Ashley jest naprawdę piękna.
- W porządku, Ashley. Zamknij oczy.
Zamyka. A on nie zastanawia się długo. Łapie ją za podbródek i całuje. Ona łapie go za koszulkę i przyciąga do siebie. Jego język na jej podniebieniu. Odgarnia mu włosy z twarzy. Obejmuje ją w pasie. Nagle się odsuwa. Wyjmuje aparat i robi jej zdjęcie. A potem całuje jej szyję. A potem siada mu na kolanach, a deski pomostu skrzypią tak, że słyszy je na pewno Colson B. przy ognisku. Włosy Willy'ego są miękkie w dotyku. Skóra Ashley jest miękka w dotyku. Powietrze jest gęste.
- Ashley... Cholera... Pickup...
I wtedy, kiedy on próbuje wstać i ciągnie ją za rękę, jedna z desek przeważa i wpadają do wody. Najpierw Ashley, a zaraz za nią Willy. Elliott w tym miejscu jest naprawdę głębokie.
- Kurwa, Ashley - wybucha śmiechem. - Żyjesz?
Śmieją się tak, że słyszy ich całe Seattle. Cały pieprzony Waszyngton i pół Kalifornii.
- Ale woda jest ciepła, Willy.
- Mam cholernie ciężkie buty, Ashley. Ale woda jest ciepła.
I tak zaczyna się ich historia. Od pływania w środku nocy w Elliott Bay. Od złamanych desek pomostu. I od splecionych dłoni. Od przemoczonej paczki fajek w kieszeni dżinsów.
Wychodzą na brzeg i idą do pickupa. Powietrze nie jest już tak ciepłe, jak woda. Ściągają mokre ciuchy. Jakiś statek odbija od przeciwległego brzegu.
- Moglibyśmy wymyślić sobie epitafia. Billy Haimes - nie zaliczył, bo wpadł do wody.
Bo, cholera, Ashley wygląda tak dobrze.
- Bardzo śmieszne. Ashley TimberLAKE - najbardziej podobała się Willy'emu w koronkowej bieliźnie.
Uśmiecha się. A gdy Ashley Timberlay się uśmiecha, to Willy przestaje mieć głupie myśli.
Potem ruszają w stronę ogniska. Ludzie gwiżdżą. Colson B. tym razem się nie śmieje. Patrzy na Ashley w ramonesce Willy'ego (która i tak nie zakrywa zbyt wiele) i ma poważną twarz. Biorą gitarę i odjeżdżają.
First Hill nie okazuje się nawet w połowie tak złą dzielnicą, jak mówią ludzie. To nie jak wiktoriańskie domy przy Elliott Bay, ale okolica nie jest zła. W aucie chodzi ogrzewanie, ale i tak jest zimno. Willy jedzie szybko. Na bank łamie przepisy.
- Starzy są na baseballu w Jacksonville - mówi, gdy przekręca klucz w drzwiach. - Jest tylko moja przyrodnia siostra, Heather, ale śpi ze słuchawkami. Słucha jakiejś gejowskiej muzyki. To tak jak jej ojciec - przechodzą przez salon i wchodzą na górę. - A to jest mój pokój. Słyszałaś kiedyś muzykę prosto z winyla?
Potem leżą w łóżku Willy'ego. Jest bardzo cicho. To idealny wieczór. Ekran jego telefonu zapala się.
Heather, 1:02 AM: tylko żeby nie uciekła jak zobaczy cię CAŁEGO
Heather, 1:02 AM: miłej nocy willy xx
Uśmiecha się.
- Dzisiaj prawie utonęliśmy, Willy. Prawie jak Elliott Smith.
W pokoju jest cicho i ciemno. I gorąco, więc leżą na pościeli, i patrzą na świecące gwiazdki na suficie Willy'ego (które kiedyś przykleił mu tata).
- Elliott Smith nie utonął, Ash. Po prostu bawił się nożem i wbił go sobie w brzuch. Tak przez przypadek. Tu, niedaleko, w Kalifornii.
- Och.
Później drapie go w gardle, ale to tylko jego wina. Myśli o Colsonie. Lepiej zniknąć od razu niż wypalać się powoli.
- Czyli grasz na gitarze - mówi, a Willy zauważa, że nawet się nie dotykają, ale to w porządku. - Masz długie jasne włosy i mieszkasz w Seattle. Jesteś smutny.
Willy śmieje się dźwięcznie. Ashley obraca głowę i patrzy na niego.
- No co?
- Nic - mówi, gdy ona opiera się na łokciu i teraz patrzy na niego z góry. Wbija mu palec między żebra. Śmieje się. - A ty? A ty co robisz?
- Jeździłam figurowo na łyżwach. Łyżwiareczka. Byłam łyżwiareczką.
- Już nie jeździsz?
- Złapałam kontuzję. Ale to w porządku. Nienawidziłam tego.
Patrzy na Ashley. Ma na sobie bluzkę Heather (która kiedyś była jego, ale Heather kradnie mu ubrania). Ma długie i ciemne rzęsy (je też pewnie musi farbować). Ma ładnie zarysowany obojczyk.
- Ashley?
- No?
- Lubię cię całować.
Willy Jaimes. Wysoki chłopak, który mógł dosięgnąć nieba.
a/n: nie palcie fagsów, bo one są fuj i zabijają. sięgajcie nieba jak willy.
5.04.'94, i hope you are well, Kurt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro