Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

first fag; and this is how it starts

  I tak to się zaczyna - wysuwa futerał gitary spod łóżka, by za chwilę sprzedać ją w lombardzie.

  I może to totalna głupota na szybko opylić starego Ibaneza za marne grosze, bo gdyby trochę poczekać, można by zbić na nim fortunę. Robi mu się gorzko w ustach, więc skonfundowany wciąga kurtkę. Skóra (dość stara, jakieś lata osiemdziesiąte) i ten pieprzony Ibanez są chyba jego jedynym dorobkiem. Gdzieś z tyłu głowy ma myśl, że potrzebuje pracy. Pilnie. Dobrze płatnej. Najlepiej dla siedemnastolatka.

  Wychodzi na ulice Seattle - to przeklęte miasto było kiedyś grunge'ową stolicą, przecież każdy doskonale zna tę historię. Teraz wygląda beznadziejnie przeciętnie, zupełnie tak, jakby w życiu nic się tu nie wydarzyło. Z obrzeży ma spory kawał do centrum, ale idzie z buta. Ibanez ciąży mu na plecach jak paczka papierosów w jednej z kieszeni dżinsów. W drugiej ma inhalator dla astmatyków, ale to od dawna mu nie pomaga. Patrzy na ścianę jednego ze sklepów, prawdopodobnie monopolowego, i uśmiecha się pod nosem. Neonowy fragment Smells Like Teen Spirit razi w oczy.

  Lombard Timberlay'ów to prostokątny budynek przypominający pudełko po butach, jeden z największych w mieście (a może i w całym stanie Waszyngton). Na ulicach jest ciemno, a powietrze wydaje się być znacznie chłodniejsze. Zakładając za ucho opadające na oczy włosy, otwiera szklane drzwi. Hala jest duża i opustoszała, choć pełno tu staroci i innych pierdół. Jedna świetlówka miga, cicho trzeszcząc. Podchodzi do lady.

 - Dobry wieczór - mówi ochryple i dopiero wtedy spogląda w bok.

  Na wiklinowym krześle siedzi dziewczyna, wpatrująca się w niego pewnie swoimi dużymi, niebieskimi oczami. To Ashley Timberlay - córka właściciela. Chodzi z nim do szkoły, ale to zdecydowanie nie ta liga.

 - Cześć, Willy - zza kotary prowadzącej na zaplecze wyłania się Pan Timberlay. - Co tam masz?

  Już sięga po futerał, gdy zza tego przeklętego pomieszczenia za ladą dobiega głos. Zirytowany Timberlay przeprasza i znika za kurtyną. Czuje na plecach spływające kropelki potu. W pomieszczeniu jest zbyt gorąco, ale prawdziwym powodem jego poddenerwowania jest Ashley, świdrująca go swoim błękitnym spojrzeniem.

 - Co to? - fotel skrzypi żałośnie, gdy wstaje, by chwilę później znaleźć się tuż koło niego. Pozostaje niewzruszony. Drapie go gardle, wyczuwszy zapach tytoniu.

 - Gitara - mówi posępnie. - Elektryk, Ibanez, rok osiemdziesiąty...

 - Ile chcesz?

  Ich spojrzenia spotykają się. Ashley jest (zajebiście) bezpośrednia, co zbija go nieco z tropu.

 - Osiemset dolców.

  Jakby poddenerwowana wchodzi za ladę i wyjmuje z kasetki forsę. Jej ojciec jeszcze nie wrócił. Jej dżinsowa kurtka zsuwa się z ramienia. Ma pod spodem bluzkę na cienkich ramiączkach. Z neutralnym wyrazem twarzy wkłada Willy'emu pieniądze do ręki.

 - Masz.

  Nie pyta o więcej. Podaje jej sprzęt i wychodzi z lombardu bez swojego wiosła. Z ośmioma stówkami w kieszeni.

  Powinno starczyć na fajki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro