Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

eleventh fag; you've got nice hair, Willy

  Budzą go kosmyki włosów muskające jego twarz.

  Otwiera oczy, natrafiając na inną, niebieską i dużą parę wpatrujących się w niego oczu. Twarz Ashley jest blada i pusta, i bez kolorów. Dopiero teraz, uświadamiając sobie, że Ashley T. klęczy przy jego łóżku, siada gwałtownie i odsuwa się na drugi koniec materaca.

- Cześć, Willy. Przyszłam zrobić ci zdjęcie na projekt z fotografii.

  Uśmiecha się nieznacznie, przekrzywiając głowę. Tego dnia jej włosy spływają swobodnie po ramieniu, wywijając się falami przy końcach. Na sobie ma koszulę w kolorze wyblakłego błękitu i czarne materiałowe spodnie. Willy myśli o niebie nad Aberdeen i taka właśnie jest Ashley.

  - Moja mama cię wpuściła? Wiesz, moja mama wpuszcza wszystkich.

  Wzrusza ramionami

- Naturalność - uśmiecha się. - To koncepcja mojego portretu. Mogę to zdjąć? - wskazuje głową na plakat na ścianie za nimi.

- Jasne.

  Staje tuż przed oknem, zawieszając wzrok na Willym. Od tego wzroku pali go skóra. A może to tylko od słońca, które pada na niego, bo wszystkie jego okna wychodzą na wschód.

- Mam się ubrać czy coś?

- Nie, Willy.

  Przyciąga krzesło od biurka i układa je tuż obok łóżka. Siada na nim skrzyżnie, nie spuszczając wzroku z Willy'ego. Z torebki wyciąga aparat. On tylko siedzi, opierając się z tyłu na rękach, niewinnie, bez koszulki, z włosami w nieładzie i zaspaną twarzą.

  Przykłada aparat do oka, mówiąc:

- Masz ładne włosy, Willy.

  Uśmiecha się tym swoim jednym kącikiem ust i marszczy brwi.

- Co?

  Naciska migawkę. Akurat w tym momencie.

- Mamy to. Dzięki, Willy.

  Całuje go w polik i chwilę później już jej nie ma.

  Cholera, Ashley.

*

  Popołudniu Jesse Gayson pojechał z Heather na zakupy (jakieś piąte w tym miesiącu). Willy został sam z Elisabeth, a to nigdy nie kończyło się dobrze. Namawiała go na college, on powiedział, że ma w dupie szkołę. Nigdy nie miał silnej woli. Co przerwę jarał w szkolnej toalecie, bo nie mógł wytrzymać godziny bez papierosa.

  Teraz siedzi zamknięty w swoim pokoju. Plakat, który zdjęła Ashley wciąż leży na biurku. Kurt z papierosem w ustach uśmiecha się do niego. Kiedy myśli o Ashley Timberlay, przechodzą go dreszcze. Nie wierzy, że coś może pociągać go bardziej niż fajki. Chyba potrzebuje pomocy.

  Nie powiedziałby, że nie myśli o Ash w ten sposób , bo myśli o niej w każdy możliwy sposób. Ashley jest rozważna (i poważna), i odpowiedzialna, i ma ładne oczy (i nogi). I usta. Willy zdecydowanie chciałby spróbować jej ust.

  Na parapecie stoi puszka z piwem i buteleczka z tabletkami. Wysypuje je i układa jak domino. Okno ma zamknięte, bo dusi się waszyngtońskim powietrzem. Heather zaczyna walić w drzwi.

- Otwieraj, Willy. Wyłącz te swoje filmy i otwórz, bo muszę z tobą pogadać. A jak jest tam Lindsay Hopkins, to chociaż pozwól jej się ubrać.

  Zbiera tabletki z powrotem do pudełeczka.

- Nie wiem, o jakiej Lindsay mówisz.

  Otwiera drzwi, a Heather wchodzi do pokoju i siada na biurku. Przeczesuje wzrokiem pomieszczenie. Chyba jest zawiedziona. A on z powrotem siada na parapecie.

- O co ci chodzi?

- O nic. Gadałam z Chantee.

  Odwraca wzrok. Żałuje tego z Chantee. Chantee jest z Francji i nie jest taka jak Lindsay.

- Skąd ty w ogóle ją znasz? Jest od ciebie starsza. Ode mnie też.

- Powiedziała, że cię lubi.

  Och.

- I dałaś jej mój numer.

  Wzrusza ramionami.

- Myślałam, że potrzebuje namiary na jakiegoś pseudo-latynosa.

- Odwal się.

  Heather znów ma makijaż jak Amy Winehouse. I tapir. Żuje gumę i macha na przemian nogami. Heather jest wkurzająca jak jej ojciec. Cholera, Heather ma ojca. Willy nie.

- Mogę cię o coś poprosić, Willy?

  Opiera głowę o ścianę i mówi bardzo cicho. W półmroku wygląda naprawdę niewinnie. Willy bierze ostatni łyk piwa na wypadek, kiedy chciałaby go szantażować.

- Heather?

  Zdrapuje różowymi paznokciami lakier z biurka, a potem poprawia spódniczkę.

- Pocałuj mnie.

  Jest cicho. Heather patrzy mu w oczy. A on nie wie co powiedzieć.

- Po co miałbym cię całować?

- Bo chcę coś sprawdzić.

  Heather wydaje się być zawstydzona. Trochę jak Colson, gdy opowiadał mu, jak przespał się z Lindsay.

- Nie musisz nic sprawdzać. Świetnie całuję.

  Uśmiecha się wymuszająco i zeskakuje z biurka. Willy zdecydowanie nie ma doświadczenia w tych sprawach, więc pozwala jej po prostu wyjść.

- Po prostu zapomnij, Willy.

  Z powrotem wysypuje tabletki, a potem spuszcza je w toalecie. Przez to gówno nawet nie może grać na gitarze.

  Tego wieczoru czuje się naprawdę paskudnie. Ale nie złamie się. Przez kilka godzin próbuje usnąć, myśląc o Ashley Timberlay.

  Nocą mam strasznie głupie myśli, Ashley. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko. Chyba potrzebuję (ciebie) litu.

a/n: tak dla sprostowania - lit to pierwiastek stosowany na depresję i chorobę afektywną dwubiegunową. podobno pomaga.

Heather? lubicie Heather?

i do wszystkich cichych braci, którzy nie gwiazdkują - lets do it, bo to polepsza zasięg, tak?

i na moim spotifaju (berrymess, przypominam) powstała oficjalna playlista // fags //. znajdziecie tam wszystkie utwory, które były/będą w mediach i możliwe, że kilka innych. jeszcze nad tym pracuję.

za tydzień wasi ulubieni willy i ashley, i elliott bay, więc stay tuned ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro