60
PYTANIE DOTYCZĄCE ZAKOŃCZENIA!!!!! IMPORTANT!!!!! JAK NIE ODPOWIECIE NIE WSTAWIĘ DALEJ!!!!
Tak zbliżamy się do końcówki. I tu pytanie czy zrobienie z inazumy świata gdzie są supermoce i atek z skakaniem w czasie to przesada? Został już tu wtoczony ten wątek np. płonąca ręka Burna, skrzydła Byrona, zamiana w demona Jennett i bym to po prostu dalej poprowadziła. Oczywiście bym to zrobiła stosownie bo przecież inazuma to tylko sportówka. Czy zakończyć inaczej? Normalnie? Szczerze mówiąc nie wiem jak można to normalnie zakończyć ;-;
Wypowiedzcie się na ten temat Błagam.
Bo by wprowadzić to fantasy tobym musiała już zacząć, więc bez opinii nie zacznę.
Inazuma jako świat super mocy i fantasy?
A) TAK *^*
B) Mi się wszystko spodoba
C) Twoja książka, więc rób co chcesz
D) Nie podoba mi się ten pomysł
E) Nie, zakończ w inny sposób
Może macie własne pomysły? Dawajcie znać!
-----------
Co?! - już ewidentnie są razem skoro mówią równocześnie.
- Prawdę mówię, nie wiem do kiedy macie czas. Jakoś do końca kolejnego miesiąca? A co myśleliście, że po co są te "towarzyskie rozrywki" między drużynami? Szukają ludzi do reprezentacji. W każdym kraju juniorzy się teraz pojedynkują. Josh ma już swoje miejsce...
- Oczywiście wy macie ten przywilej, że może wybiorą was do reprezentacji Japonii - wyszeptał do siebie białowłosy, ale został uciszony przez łokieć towarzysza.
Długowłosa dwójka miała serdecznie dosyć wszystkiego co związane z piłką nożną. Ruszyli w stronę wyjścia, a przechodząc obok kolegów blondyn poklepał Burna po ramieniu.
- Pożegnajcie się zanim będziecie wyjeżdżać - odeszli kawałek. Karawan już dawno odjechał, a oni tak planowali wrócić pociągiem, więc ruszyli na peron. Przez tę drogę się nie odezwali do siebie. Mieliby zdecydować między sobą? Przecież takie decyzje podejmują właśnie trenerzy!
- Wsiedli do pociągu, na szczęście wepchnęli się zanim wsiadł tłum kibiców.
- Powinieneś wziąć to miejsce - rzekła Jennett wyciągając swój telefon, jakby nie chcąc dłużej patrzeć na blondyna.
- Niby dlaczego?
- Ostatnio zgarnął ci je Josh, co nie? Twoja kolej - niemożliwe żeby dziewczyna miała tak dobre intencje.
- Przyznaj się, że wolisz miejsce w reprezentacji Japonii bo jest zdecydowanie lepsza? - zaśmiał się, ciężko oszukać zawodowego kłamcę. Jennett uśmiechnęła się, uśmiechem bardziej typowym dla Byrona niż dla niej.
- Może...
- Nie ma szans, mieszkasz tu za krótko by uważać się za Japonkę.
- No ej! - uderzyła go z łokcia. Jakoś poprawił im się humor.
Wysiedli na obrzeżach miasta, specjalnie by zobaczyć zachód słońca z Inazumowej wieży. Jennett nie miała pojęcia o co chodzi, Afuro potrzebował z nią poważnie porozmawiać. Pewnie chodzi o miłość. O tę upierdliwą miłość. Tę która ją zraniła, tę którą raniła innych i tę którą może w końcu zacznie odczuwać. Opona Marka była na swoim miejscu, wszystko w końcu mogło stanąć na swoim miejscu. No jednak nie za bardzo...
Dzika i narwana Jennett od razu popędziła w stronę opony by się na niej pobujać.
- Chyba wolę to miejsce do rozmowy niż kawiarnię - powiedziała niczym małe dziecko bujając się na huśtawce. Byron podszedł do barierki i obserwował z góry całe miasto. Czuł się jak pan i władca małych mróweczek.
- Jennett...
- Słucham?
- Kocham cię - walnął prosto z mostu bo nie mógł tego dłużej kryć w swoim wyniszczonym i schorowanym. Mogłoby się wydawać, że to koniec zmagań i podbojów miłosnych dla tej dwójki. Zachodzące słońce świetnie sprzyjało zakochanym. Czarnowłosa zeskoczyła z opony, że wystarczyło jej parę kroków do chłopaka. Także wpatrując się w słońce, wraz z wiatrem we włosach poczuła jak jej dobrze. Zamknęła oczy i położyła głowę na ramieniu chłopaka.
- Ja ciebie też... - wymamrotała. Chciała go pocałować w policzek, ale chłopak także się odwrócił bo chciał zrobić to samo. Wyszło jak wyszło. Oboje złączyli swoje usta w krótkim, ale jak bardzo upragnionym pocałunku. Afuro delikatnie objął czarnowłosą i jeszcze bardziej zbliżył ją do siebie by nie mogła nigdzie uciec. Powiedziałabym, że nareszcie.
Gdy się od siebie oderwali byli nieco rozkojarzeni, co się właśnie stało.
- Pokochałem cię odkąd tylko cię zobaczyłem w mojej szkole.
- Cieszę się, że do mnie też to w końcu dotarło. I nie musisz dawać mi krokodyla mój luby - a ta znowu z poezją wyskakuje - przecież nie to się liczy, to z tym meczem i Banana fish miało cię zmotywować
- To dobrze, bo przegraliśmy i ani razu nie miałem dobrej akcji...
- Czyli... Jesteś teraz parą czy coś?
- Z nami to raczej "Czy coś" - oprzytomniał blondyn od tego miłosnego uniesienia - Jennett muszę ci to powiedzieć bo mnie rozniesie jak tobie o tym nie powiem.
- Jednak nie możesz być ze mną, bo jesteś z Axelem - dokończyła za niego i klapnęła sobie na ławeczce.
- Chciałabyś jędzo jedna!
- A uwierz, że bym chciała - Byron warknął i przejechał palcami po skórze na policzkach jakby chciał by mu oczy wypłynęły.
- Obawiam się, że jesteśmy rodzeństwem - czarnowłosą przywarło do ławki.
- O czym ty... - parę faktów w jej głowie niespodziewanie się połączyło.
- W święta dowiedziałem się kilka ciekawych rzeczy...że moja matka żyje, że Wiedza Demona została wymyślona przez mojego dziadka, dojście do tego na pewno jest proste, ale nie chcę cię stracić akurat gdy mi się udało cię zdobyć... - za mocne to wszystko było dla niego. Złapał się za serce bo poczuł jak znowu łamie go w pół, McCurdy chwyciła go za ramię i posadziła na ławce obok siebie by nie upadł, złapała go tak jakby już nigdy nie zamierzała puścić.
- Ten biały zeszyt o którym mówiłeś ostatnio, dała mi moja mama, nie powiedziała mi skąd go ma - mamrotała, jakby też nie chciała dowiedzieć prawdy. Niby lepsza jest najgorsza prawda od kłamstwa jednak oni woleli udawać, że ta prawda wcale nie istnieje. Mieli gulę w gardle, oboje trzymali w swoich głowach brakujące puzzle układanki, tylko udawali, że je zgubili.
- Dziadek powiedział, że oba zeszyty dał mojemu tacie...
- Jak byłeś w szpitalu to moja mama okropnie darła się na twojego tatę, jakby się wcześniej znali - ścisnęła jeszcze bardziej jego rękę, sama zaczęła się trząść.
Świadkiem tego spotkania były tylko ptaki i drzewa, nikt nie mógł potwierdzić powstania związku kazirodczego powstałego z tej dwójki złamanych serc. Już nic nie byli wstanie wypowiedzieć, nawet śliny przełknąć, a w dwójkę mieli na myśli tę samą osobę. Jennett wiedziała, że teraz zawali szansę na wszystko, ale musiała zapytać.
- Aphrodi, jak ma na imię twoja mama?... - podniosła wzrok i swoje niebieskie oczy z ziemi, tylko by popatrzeć w pełną cierpienia twarz blondyna. Piękną, prawie, że kobiecą twarzyczkę tonącą w łzach łączących ogromny ból, ale w jakimś malutkim procencie, malutkim odłameczku też i radość. W końcu są razem, ale na jak długo?
Mimo, że to rola chłopaka, to McCurdy objęła blondyna i przytuliła do swojej piersi.
Odpowiedź na zadane przez nią pytanie przecież była oczywista.
- Będzie...dobrze? - nie była pewna tego stwierdzenia, chciała go wyzwać teraz od głupka, mazgaja, geja, jak to miała w zwyczaju. Nie miała siły , sam głos też się jej łamał. Ale to nadzieja umiera ostatnia.
*
Dzień, a do tego noc wcale nie były dla Love'a łaskawe. Gdyby nie Jennett u jego boku nie zniósł by tego tak dobrze. Siedzieli na ławce przy wierzy inazumy jeszcze długo, miziali się, wyznawali sobie uczucia. W sumie to nie musieli ani nie chcieli za dużo mówić, siedzieli tam wtuleni w siebie. Każdy przechodzący zachwycał się jaką piękną są parą, jednak im dłużej się im przyglądano tym bardziej było można zauważyć, że nie wszystko jest takie u nich piękne jak ich włosy. Teraz powinna pojawić się scena seksu albo jakiegoś agresywnego całowania, jednak zarówno w domu Byrona jak i Jennett byli rodzice, a po krzakach nie wypada.
Błogim uczuciem dla blondyna było położenie się w końcu w łóżku, oczywiście dopiero po tym jak ojciec zaczął się na niego wydzierać, że się szlaja po nocach i na pewno zadaje się ze złym towarzystwem. Żałował tylko, że Mayka musiała ratować go z opresji uspokajając ojca, bo blondyn zwyczajnie nie miał siły. Przytulił ją jeszcze, tak bardzo potrzebował ciepła, bliskości drugiej osoby. Teraz zdał sobie sprawę jak w ostatnim czasie był samolubny. Przecież Harry była od zawsze dla niego najważniejsza, co się nagle stało? Chciało mu się jeszcze bardziej płakać, w ustach poczuł smak krwi, nie prawdziwy, ale jemu wydawał się bardzo rzeczywisty. Mimo iż serce kołotało mu radośnie z miłości, to pękło i zaczęło krwawić ponownie wyrzucając na zewnątrz cały ból fizyczny jak i psychiczny.
Przytulił kuzynkę jeszcze mocniej do siebie jakby to miało oznaczać "przepraszam".
- Maya... - wymamrotał z opuszczoną głową, wyglądał jak zombie a do tego włosy naleciały mu na twarz.
Blondynka, już miała nadzieję, że jej kuzyn jakoś odżył, zamierza się z nią podzielić się swoim bólem albo o zapyta o najprostrzą rzecz np. czy chce pójść z nim jutro na spacer. Trochę się zawiodła.
- ... jaka jest mama Jennett?
- Hę? - zrobiła krzywą minę.
- Znasz ją na pewno, bo byłyście z Jennett przyjaciółkami albo robiłaś za świadka.
- Może jutro o tym pogadamy. Jest prawie pierwsza - przetarła oczy najbardziej uroczo jak się tylko da.
- Musisz mi powiedzieć! - przyparł ją do ściany agresywnie, a z oczu było można dostrzec błagalne spojrzenie. Williams zdziwiła się na ten akt przemocy wobec niej.
- Jest bardzo miła, uprzejma i uśmiechnięta, przynajmniej takie chce sprawiać wrażenie. Ja nie mogę o niej złego słowa powiedzieć jednak dla Jennett była trochę inna. W sensie wymagająca. Wiesz, że Jennett była kujonką, to dlatego, że taką presję na niej wywierała mama. Do tego musiała być najlepszą tancerką i piłkarką. Po akcji z Burnem sobie odpuściła...
Aphrodi próbował ułożyć sobie puzzle w głowie, widok jakby to wyglądało gdyby serio okazało się, że jest jej synem i by żyli normalnie. A może to ona miała jakieś za wysokie ambicje dlatego zmieniła partnera i dziecko. Tylko jak mogła to stwierdzić po niemowlaku UGHHHH!!!
- Dobranoc - odkleił od niej ręce i trzasnął drzwiami od swojego pokoju.
------
Często zapominam jak bardzo kocham tę książkę.
Łapcie przedsmak kolejnych rozdziałów. Trzecia praca na tablecie graficznym w życiu :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro