57
No i nastał ten dzień. Wielki mecz, który prawdopodobnie przejdzie do historii, ale drużyna Raimona nie może na niego pojechać. Niby to Axel jest mistrzem spóźniania się, ale Jennett bije go na głowę. Bus stoi, wszyscy są, a czarnowłosej jak nie było tak nie ma. A nie...jednak biegnie. Z pączkiem w buzi i tysiącem rzeczy pod pachą niespakowanych do torby.
- Przepraszam za spóźnienie - wymamrotała
- Nie gadaj tylko właź do busa - wepchnął ją Bobby.
Oczywiście obok niej musiał usiąść Byronek.
- Fuj! Spociłaś się!
- Biegłam przez 10 minut sprintem! Daj mi pić! - dyszała ciężko
- Wyciągnij sobie! - rzucił w nią torbą.
- Gdzie ty to masz?! - nie otrzymała odpowiedzi bo Byron był zajęty duszeniem Axela. Pogrzebała głębiej, aż dotarła do jakieś tajemniczej kieszeni. Był w niej czarny bidon, niebieskooka nie zważając po prostu wypiła całą zawartość.
- Wypiłam ci całe - schowała bidon z powrotem jeszcze zanim chłopak wrócił na miejsce.
- Spoko - jeszcze nie wiedział co go, a właściwie całą drużynę przez tę niby zwykłą sytuację ma spotkać.
Wszyscy się śmiali, nikt nie odczuwał stresu poza Judem, który wpatrywał się cały czas w okno.
Gdy stanęli pod bramą wejściową ciary ich przeszły. Budynek przytłaczał, wręcz przerażał swoją wielkością. Gapili się jak jeden mąż w wysoką wieżę na środku. Zwrócili łby w prawą stronę kiedy ktoś przerwał ciszę wpatrywania się chrząknięciem.
- Yyy... cześć? - był to David, który speszony tym, że wszyscy na niego popatrzyli. Zaczął niewinnie machać. Do tego dołączył się Joe King stojący obok.
- Siema - powiedział. Mark chciał do nich podejść i podać im rękę jak na kapitana i przyjaciela przystało, ale wyprzedził go Jude rzucając się z uściskiem na swoich kolegów. Aż się wszystkim ciepło na sercu zrobiło. Jedynie Byron nie był poruszony uściskiem. On bardziej rozmyślał jak się schować żeby nie zostać zauważonym i pobitym. Jack nadawał się idealnie do zasłony.
Wszyscy przekierowali się do szatni by tam się swobodnie przebrać. Trybuny były wypełnione aż po brzegi, wszyscy chcieli zobaczyć pojedynek o koronę. Z ostatnich plotek wynikało, że królewscy stawiają wysoko poprzeczkę i będą twardym orzechem do zgryzienia. W loży, idealnie na środku, przy barierce stał Burn nudząc się i czekając na wielkie wejście.
- Masz - podał mu picie Gazel - dałbyś już jej spokój,a nie zachowujesz się jak chory stalker.
- Dobrze wiesz, że nie mogę
Obie drużyny weszły na boisko do swoich boksów i zaczęły się rozgrzewać. Opiekę nad akademią królewską obiął dobry przyjaciel trenera Hibikiego, więc nie było o co się martwić. Publika na wejście zaczęła bić gromkie brawa, drużyna Raimona jeszcze nie miała nigdy takiej publiki.
Ręce Jennett zaczęły się trząść, cała zaczęła się trząść, podskakiwała w miejscu. Dostała takiej dawki energii niespodziewanie, że ją roznosiło.
- Boże, tyle tu ludzi! Dajcie mi już grać! - za jej ramię złapał Axel aby sprowadzić dziewczynę na ziemię, ale ta cały czas drżała.
- Uspokój się...
- Ale ja jestem bardzo spokojna! - jej niebieskie oczy jakby się zapaliły niebieskim płomieniem, tak że białowłosy aż się odsunął.
- Ogłaszam skład! - zawołał trener, wszyscy pięknie stawili się w szeregu - bramkarz, nasz niezastąpiony Evans, obrońcy, Wallside, Swift, Shearer, Ironside. Pomocnicy Sharp, Glass Eagle. Napastnicy: Dragonfly, Blaze, McCurdy dziękuję
Jennett przekalkulowała wszystko dokładnie w głowie bo coś ewidentnie nie zgadzało.
- Chwila moment! A ten imbecyl?! - wskazała palcem na Byrona, który przymilał się do Nelly rozkładając nogi na ławce.
- Nie gra - rzekł sucho trener - nie chciał.
- Co to znaczy nie chciał?! - wrzasnął Axel - Byron cholera co ty odstawiasz?!
Terumi tylko wzruszył ramionami, Nelly odsunęła się od niego oburzona.
- Własnie, po coś cię w końcu przyjęliśmyi w sumie dalej nie zdradziłeś nam tej wielkiej tajemnicy o technikach hissatsu.
- Nadejdzie czas to powiem, i nie zagram bo to królewscy! Nie mam ochoty być wgnieciony w boisko i żeby gra skupiała się tylko na mnie.
- Ty wgniotłeś ich to może czas żeby to oni wgnietli ciebie? Nie zależy ci na układzie?
- Jakoś bardziej cenię sobie swoje życie i reputację
Jennett złapała się za głowę i warknęła
- Zostaw go, jego strata, jeszcze się rozmyśli - rzekł Axel, który tak czy siak wiedział, że Byron prędzej czy później nie wytrzyma na ławce.
Wszyscy rozstawili się na swoich połowach, gotowi na mecz o wszystko. Widać było pozytywne nastawienie z obu stron. Drużyny znały się bardzo dobrze i liczyli na spokojny przyjacielski mecz. No nie niestety nie ma tak łatwo.
Gwizdek sędziego, oczywiście jak zwykle spóźniony Chester dopiero dobiegł i jeszcze rozkładał swoje stoisko. Zaczęła drużyna królewskich, David który stał na środku wybiegł jak najszybciej jednak gdy miał się spotkać twarzą w twarz z Kevinem udało mu się podać do Daniela Hatcha biegnącego obok, a ten przekazał jeszcze. Jennett nie zwarzając na to, że stoi po drugiej stronie boiska pobiegła w stronę piłki.
- A ty co taka narwana?! - złapał ją Axel po przez nią formacja się zaburzyła. W jej miejsce wbiegł już Alan Master, do którego piłka została przerzucona górą. Nie ma tak łatwo bo na szczęście na posterunku jest Eagle, który zablokował go Płomiennym Tańcem. W końcu Raimoni przejęli piłkę i Erick zmierzał na środek boiska. Przed niego wszedł David, który od razu zgarnął piłkę. Nie miał problemu przedrzeć się przez resztę pomocników. Willy od razu zwiał zaś Jude nawet nie zdążył pobiec, została obrona. Tu już trudniej. Głowa niebieskowłosego była przepełniona nieczystą rządzą zwycięstwa. Zaraz miało się ukazać coś co może nie do końca był fair, ale to był sprawdzony sposób na wygraną.
Jack stał jak solidny mur i nie zamierzał się ruszyć, a z boku już biegł Nathan
- Królewski rozmach burzy! - krzyknął Samford. Rozłożył ręce i biegł w pozycji naruto, wiatr pędzący za nim wywiał Jacka wraz z Nathanem.
Nie było osoby, która nie byłaby w ciężkim szoku, na trybunach zapanowała cisza, a Byron spadł z ławki.
- Przecież to technika Zeusa... - zdążył wymamrotać Bobby zanim niebieskowłosy dobiegł do bramki.
- Co wyście wymyślili?! - Mark ustawił się w pozycji gotowej na wszystko. David tylko się uśmiechnął spojrzał w niebo i zrobił pozycję na jaskółkę. Z podłoża wyskoczyły główki pingwinków,a tym pingwinkom na pleckach ukazały się małe skrzydełka.
- Co jest?! - krzyknął Mark.
- Boski pingwin! - zamachnął się. Jego oko rozbłysło się pomarańczowym światłem, energią i chęcią destrukcji - numer 1! - i kopnął piłkę. Pingwiny pognały za kulą kręcąc się jak wir. Ich jedyny cel to była bramka.
- Ręka... - Evans nie zdążył nic zrobić bo piłka była już w siatce. David obrócił się na pięcie zarzucając włosami, jednak stracił równowagę i upadł. Zaczęło mu się kręcić w głowie.
- GOOOOOOOOOOOOOOOl - darł się Chester.
Do obolałego kolegi podbiegł Jude.
- Obiecałeś nie używać zakazanych technik - podniósł go z ziemi.
- Ale to jest jedyny sposób żeby z wami wgrać...
- I przy okazji utrzeć nosa Zeusowi? - także załamał się Bobby.
- Stąd czuję jak blondyna gotuje się na tej ławce - rzekł Kevin.
- Z królewskich porządna drużyna, nie wierzę, że postanowili od tak kopiować techniki i jeszcze używać tych zakazanych.
- Dajcie mnie strzelić! Błagam! - czarnowłosa dosłownie unosiła się w powietrzu. Podskakiwała jak mała dziewczynka na widok kucyka.
- Dobra, wyluzuj. Lepiej się zastanów jak chcesz ich przebić bo znając życie skopiowali także inne ich techniki na obronie - Axel pogrążył się w myśleniu, zerwał się gdy sędzia zagwizdał a Jennett już obok niego nie stała, a była 10 metrów dalej z piłką, a za nią gonił Kevin.
- Panna nie tak szybko - Daniel Hatch podskoczył wysoko w górę,a gdy tylko wylądował ziemia pod nim się rozstąpiła.
- Królewski wstrząs! - dziewczyna wyleciała w powietrze, wraz z piłką, która wylądowała pod stopami Dereka Swinga.
- Jak z tych memów o kopiowaniu zadania domowego - słusznie zauważył Willy - zero kreatywności! Zmiana jednego słowa nic nie zmieni!
Mały prześlizgnął się przez nogi Kevina, szybkie podanie w stronę Hermana.
- Nie ma tak łatwo - Jude wybiegł na przeciw koledze. Kiwali się oboje dłuższą chwilę jednak tam gdzie dwóch się kłóci trzeci korzysta. Zgrabnym ruchem nogi, piłkę wygrzebał Erick i od razu przerzucił do atakujących.
Byron tak jak powiedział Kevin gotował się na ławce. Nie rozumiał dlaczego królewscy wzięli ich za ideał i postanowili skopiować ich techniki, do tego jeszcze użyć tych zakazanych. Przecież nie są nielegalne bez powodu.
On już to tłumaczył, hissatsu działają jak supermoce jak się z nimi zżyjesz, pomagają w wielu sytuacjach i są wbudowane w ciało. Te zakazane na odwrót, niszczą organizm użytkownika. Jedynym wyjątkiem jest Jennett. Dziadek Love stworzył dwie wersje wiedzy, tę boską i demoniczną, z czego jedna jest zakazana. Dalej nie wie jak ten świstek papieru z zapiskami trafił w ręce jego przyszłej dziewczyny, ale jeszcze większą zagadką jest brak skutków ubocznych. Może ciało Jennett neutralizuje tę technikę? Może wcale nie jest zakazana? Może dopiero wyjdą na jaw jej skutki? Z tego wszystkiego zachciało mu się pić, może Jennett jednak coś zostawiła. Otworzył swoją torbę, a tam na wierzchu butelka pełna wody.
- Ale przecież powiedziała, że wypiła całą... - zaświeciła mu się nagle żarówka, ale w głębi duszy liczył, że to nie jest prawda. Wyrzucił wszystkie rzeczy z torby, ręce zaczęły mu się trząść. Dogrzebał się do dna torby, do tej tajnej kieszeni i wyciągnął z niej czarny bidon. Bidon, który był pusty. Bidon, w którym znajdowała się resztka boskiej wody.
Miał zawał, przełknął ślinę i zaczął się zastanawiać co ma zrobić. Przecież może sobie krzywdę zrobić, taka wyrwę na umyśle jak mu zrobiono, jak się dowiedzą to przegrywają walkowerem.
- Trenerze, trzeba ściągnąć Jennett z boiska, natychmiast!
- Jednak się zdecydowałaś? Wpuszczę cię, ale to prędzej Williego ściągnę niż Jennett.
- Nie o to chodzi! Ona nie może grać!
Coś nagle łupło, pojawiły się gromy i błyskawice, które prawie co oślepiły publikę. Jennett wraz ze swoim wilkiem i Kłem Bestii omijała zawodników. Jednak ten wilk nie wyglądał tak samo. Był większy, a z wyglądu dużo groźniejszy. Dziewczynie udało się powalić kilku graczy na ziemię, znajdowała się praktycznie pod bramką.
- Jennettka nie rób tego - jęknął tylko blondyn.
Czarnowłosa wyciągnęła rękę, włosy jej powiewały w każdą stronę, mięśnie napinały,a mina pokazywała psychopatyczny uśmiech. Przetarła oczy, który nie wiadomo dlaczego stały się całe czarne. Joe King mimo tego, że miał w zanadrzu zakazaną technikę odsunął się do tyłu przestraszony.
- Wiedza demona - jej głos łamał się z dosłownie takim demonicznym, jakby coś ją w jednej chwili opętało. Tego Byron właśnie się obawiał najbardziej.
- Co jej jest?! - przeraziła się Celia.
Dziewczyna zaczęła się trząść.
- Zostaw mnie... - wymamrotała, jej jedno oko na ułamek sekundy zrobiło się niebieskie zdążyła jeszcze wyciągnąć rękę w stronę Joe na oznakę błagania o pomoc, ale od razu oko znowu zrobiło się czarne. Z jej pleców rozrosły się ogromne czarne skrzydła, już nie czarnego anioła. Upierzone w ostre szpikulce zdobiły piękne, a zarazem przerażające skrzydła, które uniosły McCurdy w powietrze. Przy piłce zebrała się duża ilość czarnej energii gotowej do wystrzału. Chociaż gdzieś tam z tyłu w kontroli była Jennett to coś innego teraz sterowało jej ruchami. Wzięła ogromny zamach i kopnęła piłkę, która niczym rakieta skierowała się w stronę. Gdy tylko jednak zbliżyła stopę do okragłego przedmiotu rozległ się grzmot. Cała jej siła została skierowana na piłkę, dlatego w ciągu ułamka sekundy znalazła się ona w siatce.
Burn stojący na trybunach śmiał się pod nosem.
- No i wyszło szydło z worka...
Oczy dziewczyny stały się znowu niebieskie, ale jej twarz nie miała żadnego wyrazu. Skrzydła jak nagle się pojawiły, tak zniknęły. McCurdy całkowicie straciła czucie w ciele, tak, że samoistnie zaczęła spadać. Dosłownie jak upadły i fałszywy anioł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro