18 Ty debilu!
-Bill...-szepnąłem.
Na ziemi leżał Bill. Był w samej piżamie, lekko przykryty przez opadnięte liście. Od razu podbiegłem do niego, a był on trochę oddalony. Potknąłem się raz o jakiś korzeń drzewa i runołem na ziemię, ale to nie mogło mnie powstrzymać. Szybko podniosłem się i jeszcze szybciej podbiegłem do Billa. Uklęknąłem przed nim i odgarnąłem liście z jego klatki piersiowej. Klatka nie poruszała się.
Cholera on nie oddycha.
-Bill? Bill!-wołałem go.
-Bill!-szarpałem nim.
Nie budził się.
Moje oczy zaszły łzami, ale teraz nie miałem na to czasu.
Okej, okej. Dipper spokojnie. Zadzwoń pod sto dwanaście i... i im kur*a powiedz, że masz tutaj demona, który nie oddycha! Czekaj... co ja mam zrobić?!
-Bill!-wrzasnąłem policzkując demona.
Nic. Zero reakcji.
Coraz bardziej chciało mi się płakać.
Na szczęście nie byłem aż w takim szoku by zapomnieć co należy zrobić.
-Dobra tylko jak się reanimowało?!-spytałem sam siebie.
Okej... spokojnie Dipper. Pamiętaj... trzydzieści uciśnięć na klatce piersiowej i dwa wdechy. Wdechy? Wydechy?! Kur*a nie pamiętam!
Ułożyłem ręce jedna na drugiej i zacząłem robić trzydzieści równomiernych uciśnięć.
-Raz... dajesz...dwa... trzy... cztery... żyj pięć... sześć-odliczałem powstrzymując łzy, które już i tak spływały mi po polikach.
Po trzydziestu przestałem.
Okej, okej... Teraz dwa wdechy czy tam kur*a wydechy.
Uspokoiłem się, a następnie pochyliłem nad Billem. Przybliżyłem swoje usta do jego ust. Niepewnie, ale zrobiłem te dwa wdechy tak by jego klatka piersiowa się unosiła. Nagle poczułem ręce oplatające mnie wokół szyji i język w mojej jamie ustnej. Szybko się oderwałem i z załzawionymi oczami i dużym rumieńcem spojrzałem na chytrze uśmiechającego się blondyna.
Moje usta poruszały się, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć.
-No cześć. Jak tam?-spytał jak gdyby nigdy nic.
-T-ty... debilu!-wrzasnąłem-W-wiesz jak mnie wystraszyłeś?! Nie rób tak więcej! Słyszysz?! Nie rób!-krzyczałem, płakałem i waliłem pięściami w jego tors.
Ten podniósł się do siadu i chwycił mnie za nadgarstki.
-Spokojnie Sosenko-uspakajał mnie, gdy zacząłem się szarpać.
-N-nie rób...-wyszeptałem i położyłem głowę w zagłębieniu jego szyji, aby nie widział jak płacze-słyszysz mnie? Nie rób tak więcej. Proszę-pewnie i tak wyczuł moje łzy na skórze.
-Nie zrobię tak więcej. Obiecuje-szepnął i objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą zaczął głaskać po włosach.
Uspokoiło mnie to trochę.
-Masz przysięgnąć-powiedziałem, jeszcze lekko łkając.
-Przysięgnąć?-zaśmiał się i przechylił głowę w bok.
-T-tak-odparłem.
Demon odsunął się lekko odemnie i wyciągnął w moją stronę rękę, która płonęła niebieskim ogniem.
-Zrobimy tak. Ja przysiegnę, że nigdy tak więcej Cię nienastraszę, a ty w zamian... opowiesz mi wszystko o swoim życiu. Zgoda?-spytał.
Trochę się wachałem, ale ostatecznie podałem mu rękę. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, gdy moja ręką również zapłonęła niebieskim ogniem, aby następnie wrócić do normalności.
-No! To oficjalne mamy nasz pierwszy pakt!-ucieszył się demon.
-Pierwszy? To ma ich być więcej?-spytałem rozbawiony ocierając ostatnie łzy.
-Możliwe-puścił mi oczko.
Już miałem wstać, żeby wrócić z Billem do domu, ale od razu straciłem równowagę i syknąłem z bólu.
Ah no tak... przewróciłem się o korzeń. Korzenie są głupie... dlatego nie lubię pierników. W piernikach są korzenie.
-Pokaż mi tą nogę-rozkazał Bill kucając przy mnie.
Już miał obejrzeć moją nogę, ale odsunąłem się lekko
-Nie... nic mi nie jest-powiedziałem.
Demon zignorował moje słowa i z grobową miną przyjrzał się mojej nodzę.
-Masz skręconą kostkę-stwierdził dotykając lekko bolącego miejsca.
Odwróciłem wzrok. Nie zabardzo wiedziałem co powiedzieć. Miał rację, ale nie chciałem mu jej przyznać, bo oficjalnie oświadczam, że mam na niego focha.
-Sosenko?-spytał.
-Co?-Odwróciłem głowę w jego stronę i...
Za... blisko.
-Czy ty mi się tu fochasz?-spytał z uśmiechem, lekko przymrużając oczy i jeszcze bardziej zbliżając swoją twarz do mojej.
Zaczął się na mnie gapić, a ja cały czerwony nie zabardzo wiedziałem co zrobić.
-C-co ty robisz?-spytałem po dość dłuższej chwili, gdy Bill dalej się na mnie gapił i dalej jego twarz była bardzo blisko mojej.
-Jesteś obiektem moich paczań-powiedział po czym pocałował mnie w nos.
-Ej!-pisnąłem zasłaniając nos i jeszcze bardziej się czerwieniąc
Eh... te jego gierki.
-Dobra trzeba się zbierać. Nie możemy tu tak wiecznie siedzieć, bo mi zachorujesz-powiedział.
-Pff! To nie ja tu jestem na BOSO i w PIŻAMIE-powiedziałem.
-Ale to nie ty tu jesteś demonem, który nie odczuwa zimna-powiedział dając mi pstryczka w czoło.
No. Racje ma, ale mu przecież tego nie powiem.
-I nie musisz mówić. Wystarczy, że o tym myślisz-zaśmiał się biorąc mnie na barana.
Oplotłem ręce wokół jego szyji by nie spaść i wywróciłem oczami.
-A nie możemy się teleportować?-spytałem.
-Przykro mi, ale zużywam aktualnie za dużo energii na ogrzewanie swojego ciała. Musisz zrozumieć, że ja mam coś takiego jak granice możliwości-powiedział kierując się ze mną na plecach w drogę powrotną.
-No proszę... wielki i wszechpotężny Bill Cipher ma coś takiego jak granice możliwości-zaśmiałem się.
-Oj uwierz mi, gdyby zdjeli ze mnie ograniczenia to wyglądało by to całkiem inaczej, ale o tym ci jeszcze opowiem, a na razie ty powiedz mi coś o swoim życiu-zaproponował.
Jednak ja ugryzłem się w język, bo nie zamierzałem mu jeszcze opowiadać o swoim zje*anym życiu. Nie jestem gotowy na rozmowę, ale na szczęście to zrozumiał, bo temat rozmowy szybko przeszedł na to czy pogoda dziś się zepsuje, bo było naprawdę ładnie i słonecznie.
-Sosenko...-odezwał się po chwili.
-Tak?-spytałem.
-K... lubię Cię-powiedział.
Miałem wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego.
-Ja też Cię Lubię-odparłem i jeszcze mocniej oplotłem ręce wokół szyji blondyna.
Coś na poprawę humoru:
Z dzienniczka złotych myśli: "Koty i Sosenki są takie Awww"
Zostaw gwiazdkę, bo inaczej będziesz obiektem moich paczań w nocy, gdy będziesz spał Ludku! >:D
Bye!^^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro