Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 Ty debilu!


-Bill...-szepnąłem.

Na ziemi leżał Bill. Był w samej piżamie, lekko przykryty przez opadnięte liście. Od razu podbiegłem do niego, a był on trochę oddalony. Potknąłem się raz o jakiś korzeń drzewa i runołem na ziemię, ale to nie mogło mnie powstrzymać. Szybko podniosłem się i jeszcze szybciej podbiegłem do Billa. Uklęknąłem przed nim i odgarnąłem liście z jego klatki piersiowej. Klatka nie poruszała się.

Cholera on nie oddycha.

-Bill? Bill!-wołałem go.

-Bill!-szarpałem nim.

Nie budził się.
Moje oczy zaszły łzami, ale teraz nie miałem na to czasu.

Okej, okej. Dipper spokojnie. Zadzwoń pod sto dwanaście i... i im kur*a powiedz, że masz tutaj demona, który nie oddycha! Czekaj... co ja mam zrobić?!

-Bill!-wrzasnąłem policzkując demona.

Nic. Zero reakcji.
Coraz bardziej chciało mi się płakać.
Na szczęście nie byłem aż w takim szoku by zapomnieć co należy zrobić.

-Dobra tylko jak się reanimowało?!-spytałem sam siebie.

Okej... spokojnie Dipper. Pamiętaj... trzydzieści uciśnięć na klatce piersiowej i dwa wdechy. Wdechy? Wydechy?! Kur*a nie pamiętam!

Ułożyłem ręce jedna na drugiej i zacząłem robić trzydzieści równomiernych uciśnięć.

-Raz... dajesz...dwa... trzy... cztery... żyj pięć... sześć-odliczałem powstrzymując łzy, które już i tak spływały mi po polikach.

Po trzydziestu przestałem.

Okej, okej... Teraz dwa wdechy czy tam kur*a wydechy.

Uspokoiłem się, a następnie pochyliłem nad Billem. Przybliżyłem swoje usta do jego ust. Niepewnie, ale zrobiłem te dwa wdechy tak by jego klatka piersiowa się unosiła. Nagle poczułem ręce oplatające mnie wokół szyji i język w mojej jamie ustnej. Szybko się oderwałem i z załzawionymi oczami i dużym rumieńcem spojrzałem na chytrze uśmiechającego się blondyna.

Moje usta poruszały się, ale nie byłem w stanie nic powiedzieć.

-No cześć. Jak tam?-spytał jak gdyby nigdy nic.

-T-ty... debilu!-wrzasnąłem-W-wiesz jak mnie wystraszyłeś?! Nie rób tak więcej! Słyszysz?! Nie rób!-krzyczałem, płakałem i waliłem pięściami w jego tors.

Ten podniósł się do siadu i chwycił mnie za nadgarstki.

-Spokojnie Sosenko-uspakajał mnie, gdy zacząłem się szarpać.

-N-nie rób...-wyszeptałem i położyłem głowę w zagłębieniu jego szyji, aby nie widział jak płacze-słyszysz mnie? Nie rób tak więcej. Proszę-pewnie i tak wyczuł moje łzy na skórze.

-Nie zrobię tak więcej. Obiecuje-szepnął i objął mnie jedną ręką w pasie, a drugą zaczął głaskać po włosach.

Uspokoiło mnie to trochę.

-Masz przysięgnąć-powiedziałem, jeszcze lekko łkając.

-Przysięgnąć?-zaśmiał się i przechylił głowę w bok.

-T-tak-odparłem.

Demon odsunął się lekko odemnie i wyciągnął w moją stronę rękę, która płonęła niebieskim ogniem.

-Zrobimy tak. Ja przysiegnę, że nigdy tak więcej Cię nienastraszę, a ty w zamian... opowiesz mi wszystko o swoim życiu. Zgoda?-spytał.

Trochę się wachałem, ale ostatecznie podałem mu rękę. Przeszedł mnie dziwny dreszcz, gdy moja ręką również zapłonęła niebieskim ogniem, aby następnie wrócić do normalności.

-No! To oficjalne mamy nasz pierwszy pakt!-ucieszył się demon.

-Pierwszy? To ma ich być więcej?-spytałem rozbawiony ocierając ostatnie łzy.

-Możliwe-puścił mi oczko.

Już miałem wstać, żeby wrócić z Billem do domu, ale od razu straciłem równowagę i syknąłem z bólu.

Ah no tak... przewróciłem się o korzeń. Korzenie są głupie... dlatego nie lubię pierników. W piernikach są korzenie.

-Pokaż mi tą nogę-rozkazał Bill kucając przy mnie.

Już miał obejrzeć moją nogę, ale odsunąłem się lekko

-Nie... nic mi nie jest-powiedziałem.

Demon zignorował moje słowa i z grobową miną przyjrzał się mojej nodzę.

-Masz skręconą kostkę-stwierdził dotykając lekko bolącego miejsca.

Odwróciłem wzrok. Nie zabardzo wiedziałem co powiedzieć. Miał rację, ale nie chciałem mu jej przyznać, bo oficjalnie oświadczam, że mam na niego focha.

-Sosenko?-spytał.

-Co?-Odwróciłem głowę w jego stronę i...

Za... blisko.

-Czy ty mi się tu fochasz?-spytał z uśmiechem, lekko przymrużając oczy i jeszcze bardziej zbliżając swoją twarz do mojej.

Zaczął się na mnie gapić, a ja cały czerwony nie zabardzo wiedziałem co zrobić.

-C-co ty robisz?-spytałem po dość dłuższej chwili, gdy Bill dalej się na mnie gapił i dalej jego twarz była bardzo blisko mojej.

-Jesteś obiektem moich paczań-powiedział po czym pocałował mnie w nos.

-Ej!-pisnąłem zasłaniając nos i jeszcze bardziej się czerwieniąc

Eh... te jego gierki.

-Dobra trzeba się zbierać. Nie możemy tu tak wiecznie siedzieć, bo mi zachorujesz-powiedział.

-Pff! To nie ja tu jestem na BOSO i w PIŻAMIE-powiedziałem.

-Ale to nie ty tu jesteś demonem, który nie odczuwa zimna-powiedział dając mi pstryczka w czoło.

No. Racje ma, ale mu przecież tego nie powiem.

-I nie musisz mówić. Wystarczy, że o tym myślisz-zaśmiał się biorąc mnie na barana.

Oplotłem ręce wokół jego szyji by nie spaść i wywróciłem oczami.

-A nie możemy się teleportować?-spytałem.

-Przykro mi, ale zużywam aktualnie za dużo energii na ogrzewanie swojego ciała. Musisz zrozumieć, że ja mam coś takiego jak granice możliwości-powiedział kierując się ze mną na plecach w drogę powrotną.

-No proszę... wielki i wszechpotężny Bill Cipher ma coś takiego jak granice możliwości-zaśmiałem się.

-Oj uwierz mi, gdyby zdjeli ze mnie ograniczenia to wyglądało by to całkiem inaczej, ale o tym ci jeszcze opowiem, a na razie ty powiedz mi coś o swoim życiu-zaproponował.

Jednak ja ugryzłem się w język, bo nie zamierzałem mu jeszcze opowiadać o swoim zje*anym życiu. Nie jestem gotowy na rozmowę, ale na szczęście to zrozumiał, bo temat rozmowy szybko przeszedł na to czy pogoda dziś się zepsuje, bo było naprawdę ładnie i słonecznie.

-Sosenko...-odezwał się po chwili.

-Tak?-spytałem.

-K... lubię Cię-powiedział.

Miałem wrażenie, że chciał powiedzieć coś innego.

-Ja też Cię Lubię-odparłem i jeszcze mocniej oplotłem ręce wokół szyji blondyna.

Coś na poprawę humoru:

Z dzienniczka złotych myśli: "Koty i Sosenki są takie Awww"

Zostaw gwiazdkę, bo inaczej będziesz obiektem moich paczań w nocy, gdy będziesz spał Ludku! >:D

Bye!^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro