Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 28

Koniecznie przeczytaj notkę pod rozdziałem! Warto!

*dzień wyjazdu*

Nadszedł dzień wyjazdu. Moje ostatnie dni w Polsce były istną bajką. Świetnie się bawiłam. Nagrywałam, zwiedzałam i oczywiście udało mi się zdobyć kryształ z tego psychiatryka. Jest po prostu piękny.

Będzie świetną pamiątką. Nie będę mówić jak go zdobyłam, bo to nie było aż tak ciekawe.
Jest dopiero szósta rano, a mi już nie chce się spać i pomimo czterech godzin snu, jestem wypoczęta. Wstałam i wykonałam poranną rutynę. Zaczęłam się zbierać, aby móc wyruszyć w odwiedziny do przyjaciela. Nasz wylot był zaplanowany na około dwunastą. Przed hotelem ktoś na mnie wpadł. Gdy leżałam na chodniku spojrzałam na mężczyznę. To był Stuu. Chwilę rozmawialiśmy, ale po kilku minutach musiał już iść. Pożegnaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. Niestety musiałam jechać taksówką, bo straciłam mojego Mustanga. Bardzo lubiłam to auto, ale to tylko rzecz. Mam jeszcze Hondę, nią zarobią i kupię nowy samochód. Z tą myślą i w rytm muzyki przemierzałam miasto. Z rodzinką mam się spotkać dopiero przy naszym transporcie, który jak zawsze załatwił Hobbs. Wczoraj trochę poszperałam w necie i popisałam ze znajomymi. Jadę spotkać się z Diego. Mieszka prawie na obrzeżach, więc został mi jeszcze kawałeczek. Nic mu nie mówiłam o spotkaniu, mam nadzieję, że nie zauważył mnie na kamerach. To haker, znajdzie każdego. Z resztą, po co ja się oszukuje? Pewnie już wie, że do niego jadę. No cóż. Może jednak nie? Nie wiadomo.
Już powoli docierałam do celu. Kierowca zatrzymał się przed jedną ze starszych kamienic. Co najmniej kilkudziesięcio letni budynek wykonany z czerwonej cegły. Brama jest zaś czarna i na tyle duża, że bez problemu może przejechać tędy samochód. Na bank jest tam chociaż trochę miejsca na ,,parking". Po lewej stronie mieści się fryzjer, nieco dalej apteka. Z prawej jest piekarnia i kiosk, a na przeciwko, po drugiej stronie ulicy Biedronka. No to się urządził. Ruszyłam do domu przyjaciela. Już dawno temu byłam u niego. Ciekawe jak bardzo się zmienił. Przeszłam przez bramę, wchodząc na małe podwórko. Z jednej strony była tam niewielka piaskownica, a z drugiej było miejsce na pojazdy. Na oko zmieszczą się tam ze dwa auta. Z prawej było wejście do budynku. Otworzyłam drzwi i obrałam kierunek na mieszkanie przyjaciela. Po chwili dzieliła mnie od niego tylko drewniana konstrukcja. Niepewnie zapukałam i cierpliwie czekałam. Nie musiałam długo tam stać. Nie minęła chwila, a zobaczyłam Diego. Jest to dosyć wysoki mężczyzna, ma brązowe oczy i nieco nietypowe czerwone włosy, które wiecznie są w artystycznym nieładzie. Gdy tylko przekonał się, że to ja zamknął mnie w szczelnym uścisku. Bez wahania odwzajemniłam gest. Czerwonowłosy zaprosił mnie do środka. Ze wsząd otaczał mnie bałagan. Widać, że nikogo się nie spodziewał. Dopiero teraz zauważyłam, że ma na sobie jakąś starą bokserkę i nieco już podarte jeansy.
Tak, na 100% się mnie nie spodziewał. Trzeba mu jakoś pomóc. Jak się sprężymy to wyrobimy się ze sprzątaniem i zdążę na samolot.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Była dopiero siódma rano.
Musiałam jakoś zacząć rozmowę:

-Widzę, że Cię zaskoczyłam.-uśmiechnęłam się triumfalnie.

-Tak, raz Ci się udało.-odpowiedział tym samym.

-Może pomogę Ci to jakoś ogarnąć przed wyjazdem?

-Dzięki, o której wylatujesz?

-Południe. Jak chcesz to możesz jechać ze mną na lotnisko i kogoś poznać.

-A kogo dokładniej?

-Domyśl się.

-Aaaaa, już wiem. FastFamily. Jesteś najlepsza.

Podbiegł i przytulił mnie. Staliśmy tak dłuższą chwilę. Wiedziałam, że potrzebuje tej bliskości. Nie ma żadnej rodziny, a nie wspominając już o przyjaciołach, którzy z nim trzymają tylko dlatego, że wie gdzie kto jest. Gdyby nie jego wrodzona inteligencja byłby sam. W Miami trzymaliśmy się razem. Nikt nie mógł stanąć pomiędzy nami. Był i nadal jest dla mnie jak brat. Kiedy przeprowadził się do Polski w poszukiwaniu pracy, było mi ciężko. W końcu się pogodziłam z tym, że nie zawsze będzie obok mnie. Mimo wyjazdu nasze relacje nie osłabły. Widywaliśmy się rzadziej, ale zawsze coś. Z dalszych rozmyślań wyrwał mnie Diego:

-Halo? Jesteś tam?

-Tak, zamyśliłam się.

-Spoko, to... do roboty.

Posłał mi szczery uśmiech i wyszedł z pokoju prawdopodobnie po środki czystości. Nie musiałam długo czekać. Szybko wrócił i zabraliśmy się za sprzątanie tego syfu. W trakcie nie obyło się bez wygłupów i bezsensownej rozmowie o wszystkim i o niczym. Po skończonej pracy usiadłam na kanapie w salonie. Chłopak powiedział, że idzie po coś zimnego i zniknął w kuchni. Teraz mogłam się przyjrzeć pomieszczeniu. Ściany koloru pastelowego fioletu z białym sufitem. Naprzeciwko kanapy mały stoliczek, a jeszcze dalej telewizor, po mojej prawej stronie kolejna kanapa, a po lewej fotel. Wszystkie meble są z jasnego drewna, co ładnie się komponuje z kolorem ścian. Nie mogłam długo nacieszyć się samotnością. Czerwonowłosy szybko wrócił z dwiema porcjami lodów. Mój zimny deser był waniliowo-śmietankowo-karmelowy, a Diega czekoladowo-truskawkowy. W błyskawicznym tempie zjadłam to co miałam w miseczce, mój przyjaciel nie był gorszy. Równie szybko zjadł co przygotował. Odłożyłam naczynie na stolik i sprawdziłam godzinę. Była jedenasta.

-Muszę już jechać na lotnisko. Jedziesz ze mną?

-Pewnie.

Szybko się zebraliśmy i ruszyliśmy w drogę cały czas rozmawiając.

____________________

Przepraszam was za to, że długo nie było rozdziału, a jak już jest to jest słaby :/
Miałam trochę spraw na głowie, ale już powoli wracam. A teraz czas na małą niespodziankę!
Ten kto napiszę najbardziej motywujący komentarz zostanie nagrodzony followerką i dedykacją w następnym rozdziale!
Życzę wam powodzenia, a ja się z wami żegnam.

Miłego dnia, popołudnia, nocy :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro