ᴄɪɴᴄᴏ
Ambar
Biały pudel z gracją przebiegł pomiędzy francuskimi meblami, które kurier dostarczył poprzedniego popołudnia do willi. Roxette ostrożnie położył się na swoim satynowym legowisku, a ja wreszcie mogłam spokojnie skończyć nakładanie cieni.
Wróciłam wczorajszego ranka z kursu w Australii, gdzie pod okiem profesora Hemmingsa przeprowadziłam skomplikowaną operacje, w której za pomocą drukarki 3D wszczepiłam implant do serca pacjenta. Po moim kolejnym sukcesie udaliśmy się do pobliskiego baru gdzie mieliśmy się świętować udany zabieg, ale w krótkim czasie zadzwoniła moja chrzestna, a raczej jej asystent Rey, informując że mam zabukowany lot z Melbourne do Buenos Aires za parę godzin. Wypiłam dlatego tylko jednego drinka i pożegnałam się z Lukiem (tak, jestem z nim na "ty", ale to wyłącznie czysto zawodowa grzeczność) i pojechałam do swojego pięciogwiazdkowego hotelu, gdzie spakowałam wszystkie swoje ubrania oraz kosmetyki. Lot trwał ponad piętnaście godzin, ale zagospodarowałam go bardzo profesjonalnie. Otóż oprócz konsumowania posiłków czytałam magazyny medyczne, ale przede wszystkim artykuły o kardiochirurgii. Ucięłam też krótką wideo-rozmowę z moim chłopakiem Matteo, który niestety nie mógł odwołać pacjentów w klinice, więc został w kraju. Pozostały czas przespałam, a gdy w końcu wylądowaliśmy w Buenos Aires pierwsze, co zrobiłam to było przebranie pogniecionych ubrań i poprawienie makijażu. Była wtedy noc, dlatego też na lotnisku nie było wielu osób, za co dziękowałam Bogu, że prawie nikt nie widział mnie w tym potwornym stanie. Następnie droga limuzyną do Tandil, która zajęła mi ponad cztery godziny, podczas których mogłam przestudiować wszystkie maile i sprawy mojego oddziału. Po zjedzeniu śniadania, kiedy dotarłam do mojego miejsca zamieszkania, cały dzień spędziłam na rozpakowywaniu walizki i relaksie przed następnym dniem.
Zasunęłam kosmetyczkę i położyłam ją na miejscu. Wygładziłam założone wcześniej ubranie i chwyciłam rączkę nesesera. Zeszłam po szklanych schodach i akurat mój wzrok natrafił na pijącą kawę w salonie moją chrzestną. Na mojej twarzy rozpromienił się uśmiech.
— Witaj ciociu!
Pocałowałam blondwłosą kobietę w policzek i stanęłam naprzeciw niej. Niecierpliwie czekałam na pochwałę z jej ust.
— Dzień dobry Ambar. — odparła ponownie, wlepiając wzrok w papier — Pamiętaj, że dziś wizytę u Ciebie ma pan Lorenzo, dlatego masz go przyjąć należycie.
I tyle. Nawet nie ośmieliła się mnie zapytać, jak mi minęła podróż albo jak operacja. Zacisnęłam z gniewu dłonie w pięści. Jednak wiedziałam, że nagły wybuch złości nie sprawi na jej twarzy zadowolenia. W dodatku razem z ciotką jesteśmy coraz bliżej przejęcia majątku mojego dziadka, który jak stary rzep trzyma się tej starej willi, a my chcemy postawić zamiast niej nowoczesną rezydencje, w której zamieszkamy, bo ta jest o wiele za mała. W dodatku po, co się tam gnieździ skoro siostra mojej chrzestnej wraz z mężem i córką, która dziedziczyła by to wszystko gdyby żyła, zmarli wskutek pożaru w tej ciemnocie. Wiec muszę się trzymać tej kobiety silną ręką, bo jeżeli zrobię jakiś błąd, a ona to zauważy wgniecie mnie w ziemie i sprawi, że stracę wszystko, co mam. To nie może się wydarzyć.
Odpowiedziałam 'oczywiście' i wsiadłam do limuzyny, nie witając się nawet z kierowcą, bo nicy po co? To on pracuje dla mnie i on powinien być dla mnie miły. Nie na odwrót.
Po dotarciu pod klinikę, bez zbędnych powitań poprosiłam Jazmin o klucze do mojego gabinetu. Niestety jak zwykle musiała zadać mi milion pytań, na które odpowiedziałam w skrócie. Nie wydawała się zazdrosna. Cóż, na lunchu pokażę jej selfie z Luckiem. Może to sprawi jej przykrość?
Kiedy przebrałam się w kitel, wezwałam do siebie Delfi, by streściła mi raport, co się działo, gdy nie było mnie w placówce. Po krótkiej wymianie zdań i przejrzeniu dokumentów, mogłam rozpocząć dyżur. Dziś ruch w moim grafiku był taki sam jak zwykle; piętnastu pacjentów VIP przed lunchem, a kolejne piętnaście po.
Jednak nim postanowiłam iść na przerwę, chciałam się spotkać z Włochem. Nasze gabinety leżały całkiem daleko od siebie, ale mi to nie przeszkadzało. Po paru minutach otworzyłam drzwi od jego pomieszczenia i weszłam do środka. Siedział za swoim biurkiem, uśmiechając się do telefonu. Odłożył go jednak, kiedy zauważył mnie w progu. Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał. Zawsze profesjonalnie podchodził do pracy; rzadko kiedy używał telefonu. Coś musiała się stać i muszę się tego dowiedzieć.
Wszystko stało się dla mnie dopiero jasne, gdy przytuliłam się do jego torsu. Pachniał damskimi perfumami, które z pewnością nie należały do mnie bądź jego matki. Nie wierzyłam własnemu nosowi. W najbliższym czasie muszę zacząć go obserwować. Popytam też dziewczyn, czy nie widziały czegoś niepokojącego w jego zachowaniu. Musze również znaleźć szanse na przejrzenie jego komórki. Coś tam ukrywa, jestem o tym przekonana. Jeżeli miałam racje, ta zdzira pożałuje, że dotknęła palcem MOJEGO chłopaka. Jeszcze tego pożałuje.
No dobrze, może pokazanie zdjęcia z Hemmingsem Jazmin i zobaczenie jej smutnej miny mnie rozchmurzy.
Gratuluje @mxicix, która jako jedyna zgadła o kim miał być ten rozdział. Mam nadzieje, że Wam się podobało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro