|32| Po latach...
Wcale mnie nikt nie zmuszał... *chichra się* Wcaaale.
- To nie ja! Jestem uosobieniem dobra! - pisnęła ciemnowłosa dziewczynka, tupiąc nogą w podłogę. - To była twoja piłka do koszykówki!
- Ty? Pomiot szatana, który ma czelność nazywać się moją młodszą siostrą? - prychnął nastolatek, przeczesując od niechcenia [kolor] czuprynę.
Ta dwójka zdecydowanie zachowywała się jak rodzeństwo. Piętnastoletni Hanamiya i dwunastoletnia... również Hanamiya. Oboje spierali się ze sobą przy śniadaniu, póki ich matka - [____] - nie uderzyła pięścią w kredens.
- Uciszcie się, bo powiem waszemu ojcu, kto wybił szybę piłką do kosza - wycedziła, a następnie jak gdyby nigdy nic zaczęła zalewać kawę.
Zarówno [ImięCórki] jak i [ImięSyna] zamilkli jak na zawołanie i zajęli się jedzeniem wciąż ciepłej jajecznicy.
- [____], kawaaa - oznajmił Makoto, stając w progu oraz ziewając przeciągle.
Kobieta westchnęła tylko, stawiając na stole kubek z parującym, czarnym wybawieniem od zmęczenia.
- Tato! A [I/S] strzelił wczoraj Kiyoshiego piłką w twarz jak grali wieczorem - wyrecytowała [I/C], a następnie wzięła łyk kakao.
- Morda w kubeł, ty bezprzewodowy kablu! - warknął ciemnooki. - Nie lubię tego smarka, a poza tym, to kogo musiałem nieść na plecach, gdy wyrąbał się na prostej drodze?
- Głupek! - odezwała się [kolor]oka dziewczynka.
- Nie znam cię, ty pomiocie szatana czy czegoś tam... - wymamrotał chłopak, ledwo powstrzymując uśmiech cisnący mu się na usta - ...i masz niższe IQ niż ja, więc...
Chwilę później ciemnowłosa dziewczyna zaczęła lekko uderzać brata w ramię, co skutkowało tylko rozbawieniem go.
- Ciszej... - bąknął Makoto, pocierając skronie. - Że syn tego kretyna dostał, to w sumie nawet dobrze, ale zastanawia mnie dlaczego [I/S] uważa mnie za szatana.
Chłopak drgnął, po czym błagalnie spojrzał na matkę, która zdawała się tylko czekać na tę chwilę.
- Bo nim czasami jesteś - odparła z uśmieszkiem. - Ale spokojnie, wasz tatuś kiedyś...
- Milcz, [____] - syknął, przerywając jej, ale ona tylko pokiwała głową i sięgnęła po swój kubek z kawą.
Zdecydowanie byli dość specyficzną rodziną. Makoto nauczył syna grać w kosza, jednak córka też wykazywała tym sportem zainteresowanie. Oboje byli również inteligentnymi dziećmi, chociaż... odziedziczyli po ojcu niektóre, niekoniecznie dobre cechy. Mściwi, zadziorni i wygadani. Mimo to, w porównaniu do Hanamiyi znacznie lepiej dogadywali się z innymi oraz dość często przyprowadzali do domu znajomych. A jego syn zamierzał iść do Kirisaki Daīchi.
Makoto czasami dziwił się, jak to się stało, że właśnie [_____] - ta, która skrytykowała lata temu jego brwi - została jego żoną oraz czuł się tak dobrze budząc się rano i widząc jej spokojną twarz.
Mogłoby już tak zostać - pomyślał, pijąc kawę.
Była sobota. Ciepły, słoneczny dzień, a jednak wyjątkowy. To była również rocznica ślubu, a zarazem dnia, w którym dokładnie rok przed tym ważnym dniem Makoto o mało nie zszedł na zawał, gdy dotarło do niego, że nie dość, że [____] kochał, to jeszcze chciał się jej oświadczyć, gdyż Imayoshi zdecydowanie kręcił się zbyt blisko. Wtedy w ogóle nie był sobą, ale czemu tu się dziwić, kiedy było to sprzeczne z jego sadystyczną naturą?
Ale [____] była szczęśliwa. Zgodziła się z uśmiechem i obiecała nikomu nie mówić jak dramatyzował.
Choć i tak było gorzej, gdy nadszedł dzień narodzin [I/S]. Wtedy pielęgniarki bały się wychodzić, gdyż Makoto roztaczał wokół siebie dziwną, niebezpieczną aurę.
Ostatecznie jednak sam uśmiechnął się, gdy mógł pokazać syna i córkę swojej matce.
- Makoto! - krzyknęła [kolor]włosa. - Czekamy w samochodzie.
- Cicho, już idę.
「Eyebrows」KONIEC
Zryłam ten ostatni rozdział, ale miał być luźnym zwieńczeniem.
Serdecznie dziękuję za dotrwanie do końca, wszystkie miłe komentarze (ponad 630!) i mam nadzieję, że przyjemnie się Wam czytało. Jeszcze raz dziękuję za wsparcie i poganianie ^^!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro