|10| Kupidyn-morderca
[ ___ ] zdecydowanie nie wiedziała co powiedzieć. Jedyny dźwięk, jaki opuścił jej usta brzmiał: ,,Hę?!". Dopiero później przeanalizowała jego słowa i zmusiła się, by cokolwiek powiedzieć.
- No chyba nie. Jesteś tak rozwinięty jak papier toaletowy albo masz wyjątkowo kiepskie poczucie humoru - wycedziła z wyraźną złością, marszcząc przy tym brwi.
- Głupia, to nie było pytanie. - uśmiechnął się podle, dając dziewczynie do zrozumienia, że naprawdę nie żartował i ma zamiar rujnować jej życie w taki oto sposób.
- Niby dlaczego miałabym być twoją dziewczyną? - warknęła, krzyżując ręce na piersi.
- Będę miał z tego cholernie dużo korzyści - zaznaczył z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowa. - Nie tylko będę mógł się nad tobą pastwić i wysługiwać, ale też stracisz szansę na jakikolwiek związek, jeśli znajdzie się jakaś kretynka, która się we mnie zabuja, to staniesz się jej wrogiem - ciągnął, - a poza tym, jak już wspomniałem, moja mama cię lubi.
- Masz o sobie wysokie mniemanie, czubku - wtrąciła ze złością. - Nie wiem, czy jest jakaś dziewczyna, która byłaby na tyle tępa, żeby się w tobie zakochać.
- Nawet jeśli, to mało mnie to obchodzi. - wzruszył ramionami.
- Niby co mnie powstrzyma przed oznajmieniem, że wcale nie jesteśmy parą? - zachichotała, patrząc na niego z triumfem w [kolor] oczach.
- Myślisz, że dręczenie twoich znajomych byłoby dla mnie problemem? - zakpił z niej i kontynuował. - Mogę też zacząć stosować rozmaite tortury, które odkryłem po tym, jak rzuciłaś mi dość ciekawą książką w twarz, ale z tą żelazną dziewicą...
[ ___ ] odruchowo drgnęła i przełknęła głośno ślinę. Mówił całkiem poważnie, a był zdolny do wszystkiego, więc [kolor]włosa nie miała innego wyjścia, jak zgodzić się, a właściwie - nie odmawiać mu. Rozważała już czy nie zadzwonić z tym na policję albo coś w tym stylu, ale znając Hanamiyę, wymyśliłby coś, żeby obrócić to przeciw niej.
Błagam mamo! Odbierz i ratuj mnie! - krzyczała w myślach, drżącymi dłońmi szukając numeru matki, a kryła się w szafie, gdyż Makoto wymyślił sobie, żeby porobić jej zdjęcia w jego ubraniach, w jego pokoju i na domiar w jakiś dziwnych pozach.
- Tak? - odezwał się głos w słuchawce, ku uciesze prawie płaczącej [kolor]okiej.
- M-mamo, kiedy będziesz mogła mnie ura...eee o-odebrać? - zapytała pełnym emocji głosem.
- Ech? Już jadę i będę za jakieś dziesięć minut - odparła ze stoickim spokojem. - Zbieraj się już powoli, a ja kończę, bo nie mogę z tobą rozmawiać prowadząc samochód. - po tych słowach rozłączyła się.
Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę, zaciskając komórkę w dłoni, jednocześnie błagając by zdołała dotrwać do przyjazdu rodzicielki.
- Mam cię, cholero jedna! - drzwiczki szafy otworzyły się, [ ___ ] wrzasnęła z przerażenia, jakby ją co najmniej cieli tępym widelcem, a następnie została wywleczona z szafy za nogi. Dziękowała jedynie w duchu, że miała na sobie dresy.
- P-puszczaj! - krzyczała, wierzgając jak dzikie zwierze w klatce. - Muszę się przebrać, bo moja mama zaraz tu będzie!
- Dobra - zaczął, puszczając ją od tak. - No przebieraj się.
- To won mi stąd! Nie rozbiorę się przy tobie - syknęła, ledwo powstrzymując się przed kopnięciem go. - Albo najlepiej to mnie wypuść i przebiorę się w łazience, która można zamknąć od wewnątrz.
Trochę to trwało, ale w końcu [kolor]włosej udało się bezpiecznie przebrać, tyle, że Hanamiya czekał cały czas pod drzwiami i gdy dziewczyna wyszła, ten od razu zaciągnął ją do kuchni, w której była jego matka.
- To jak, [ ___ ]-chan? Twoja mama zaraz będzie, tak? - zapytała z delikatnym uśmiechem kobieta. - Przygotowałam dla [imię matki] kawałek ciasta. Jestem jej winna, bo kiedyś też mnie poczęstowała.
- T-ta-tak... - wydukała w odpowiedzi, czując jak Makoto kładzie jej rękę na ramieniu i podejrzanie zaciska. - Zaraz powinna tu być - dodała, jakby to miało ją teraz ocalić.
Pani Hanamiya zamyśliła się jakby, patrząc na dwójką nastolatków.
- Synu, mogę się mylić, ale czy jesteście może parą?
I w tym momencie twarz [ ___ ] wyrażała jawną chęć skoczenia z krawężnika, głową w dół oraz zdegustowanie, strach i chęć zaprzeczenia.
- No tak, masz mnie - odparł Makoto, a sama poszkodowana prawie by mu uwierzyła, gdyby nie znała okrutnej prawdy. - Jesteśmy ze sobą od niedawna.
- Och, to cudownie!
- Zabijcie mnie - wysyczała pod nosem [ ___ ], krzywiąc się przy tym, jakby była na randce z zasmarkanym trollem.
- Co tam mówisz? - powiedział spokojnie chłopak, choć w jego oczach widoczna była jedynie wściekłość i jawny sadyzm.
- Że muszę nakarmić kota. - uśmiechnęła się, choć w efekcie wyglądała jak morderca, który właśnie dokonał swego dzieła i skończył zakopywać ofiarę. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, a [ ___ ] wypruła z pomieszczenia, zabierając po drodze swoje rzeczy oraz żegnając się z panią Hanamiyą, a także szybko się kłaniając. I już jej nie było.
Postanowiła zainwestować w jakiegoś tygrysa, lamparta albo inne dziadostwo - byleby zjadło Makoto.
Słowa: 840<
Przepraszam za zwłokę! Między... jutro a dniem moich urodzin nie bardzo mam jak pisać, więc pewnie fanficton opadnie w "hierarchii" (#777 w fanfiction! *radość, radość i haft z tęczy*). Niestety nie będę miała jak pisać. Sorry very TT^TT
Pisałam to jakieś pół godziny...z przerwami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro