Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|10| Kupidyn-morderca

 [ ___ ] zdecydowanie nie wiedziała co powiedzieć. Jedyny dźwięk, jaki opuścił jej usta brzmiał: ,,Hę?!". Dopiero później przeanalizowała jego słowa i zmusiła się, by cokolwiek powiedzieć.

- No chyba nie. Jesteś tak rozwinięty jak papier toaletowy albo masz wyjątkowo kiepskie poczucie humoru - wycedziła z wyraźną złością, marszcząc przy tym brwi.

- Głupia, to nie było pytanie. - uśmiechnął się podle, dając dziewczynie do zrozumienia, że naprawdę nie żartował i ma zamiar rujnować jej życie w taki oto sposób.

- Niby dlaczego miałabym być twoją dziewczyną? - warknęła, krzyżując ręce na piersi.

- Będę miał z tego cholernie dużo korzyści - zaznaczył z wyraźnym naciskiem na ostatnie słowa. - Nie tylko będę mógł się nad tobą pastwić i wysługiwać, ale też stracisz szansę na jakikolwiek związek, jeśli znajdzie się jakaś kretynka, która się we mnie zabuja, to staniesz się jej wrogiem - ciągnął, - a poza tym, jak już wspomniałem, moja mama cię lubi.

- Masz o sobie wysokie mniemanie, czubku - wtrąciła ze złością. - Nie wiem, czy jest jakaś dziewczyna, która byłaby na tyle tępa, żeby się w tobie zakochać.

- Nawet jeśli, to mało mnie to obchodzi. - wzruszył ramionami.

- Niby co mnie powstrzyma przed oznajmieniem, że wcale nie jesteśmy parą? - zachichotała, patrząc na niego z triumfem w [kolor] oczach.

- Myślisz, że dręczenie twoich znajomych byłoby dla mnie problemem? - zakpił z niej i kontynuował. - Mogę też zacząć stosować rozmaite tortury, które odkryłem po tym, jak rzuciłaś mi dość ciekawą książką w twarz, ale z tą żelazną dziewicą...

[ ___ ] odruchowo drgnęła i przełknęła głośno ślinę. Mówił całkiem poważnie, a był zdolny do wszystkiego, więc [kolor]włosa nie miała innego wyjścia, jak zgodzić się, a właściwie - nie odmawiać mu. Rozważała już czy nie zadzwonić z tym na policję albo coś w tym stylu, ale znając Hanamiyę, wymyśliłby coś, żeby obrócić to przeciw niej.

 Błagam mamo! Odbierz i ratuj mnie! - krzyczała w myślach, drżącymi dłońmi szukając numeru matki, a kryła się w szafie, gdyż Makoto wymyślił sobie, żeby porobić jej zdjęcia w jego ubraniach, w jego pokoju i na domiar w jakiś dziwnych pozach.

- Tak? - odezwał się głos w słuchawce, ku uciesze prawie płaczącej [kolor]okiej.

- M-mamo, kiedy będziesz mogła mnie ura...eee o-odebrać? - zapytała pełnym emocji głosem.

- Ech? Już jadę i będę za jakieś dziesięć minut - odparła ze stoickim spokojem. - Zbieraj się już powoli, a ja kończę, bo nie mogę z tobą rozmawiać prowadząc samochód. - po tych słowach rozłączyła się.

 Dziewczyna podciągnęła kolana pod brodę, zaciskając komórkę w dłoni, jednocześnie błagając by zdołała dotrwać do przyjazdu rodzicielki.

- Mam cię, cholero jedna! - drzwiczki szafy otworzyły się, [ ___ ] wrzasnęła z przerażenia, jakby ją co najmniej cieli tępym widelcem, a następnie została wywleczona z szafy za nogi. Dziękowała jedynie w duchu, że miała na sobie dresy.

- P-puszczaj! - krzyczała, wierzgając jak dzikie zwierze w klatce. - Muszę się przebrać, bo moja mama zaraz tu będzie!

- Dobra - zaczął, puszczając ją od tak. - No przebieraj się.

- To won mi stąd! Nie rozbiorę się przy tobie - syknęła, ledwo powstrzymując się przed kopnięciem go. - Albo najlepiej to mnie wypuść i przebiorę się w łazience, która można zamknąć od wewnątrz.

 Trochę to trwało, ale w końcu [kolor]włosej udało się bezpiecznie przebrać, tyle, że Hanamiya czekał cały czas pod drzwiami i gdy dziewczyna wyszła, ten od razu zaciągnął ją do kuchni, w której była jego matka.

- To jak, [ ___ ]-chan? Twoja mama zaraz będzie, tak? - zapytała z delikatnym uśmiechem kobieta. - Przygotowałam dla [imię matki] kawałek ciasta. Jestem jej winna, bo kiedyś też mnie poczęstowała.

- T-ta-tak... - wydukała w odpowiedzi, czując jak Makoto kładzie jej rękę na ramieniu i podejrzanie zaciska. - Zaraz powinna tu być - dodała, jakby to miało ją teraz ocalić.

 Pani Hanamiya zamyśliła się jakby, patrząc na dwójką nastolatków.

- Synu, mogę się mylić, ale czy jesteście może parą?

 I w tym momencie twarz [ ___ ] wyrażała jawną chęć skoczenia z krawężnika, głową w dół oraz zdegustowanie, strach i chęć zaprzeczenia.

- No tak, masz mnie - odparł Makoto, a sama poszkodowana prawie by mu uwierzyła, gdyby nie znała okrutnej prawdy. - Jesteśmy ze sobą od niedawna.

- Och, to cudownie!

- Zabijcie mnie - wysyczała pod nosem [ ___ ], krzywiąc się przy tym, jakby była na randce z zasmarkanym trollem.

- Co tam mówisz? - powiedział spokojnie chłopak, choć w jego oczach widoczna była jedynie wściekłość i jawny sadyzm.

- Że muszę nakarmić kota. - uśmiechnęła się, choć w efekcie wyglądała jak morderca, który właśnie dokonał swego dzieła i skończył zakopywać ofiarę. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, a [ ___ ] wypruła z pomieszczenia, zabierając po drodze swoje rzeczy oraz żegnając się z panią Hanamiyą, a także szybko się kłaniając. I już jej nie było.

 Postanowiła zainwestować w jakiegoś tygrysa, lamparta albo inne dziadostwo - byleby zjadło Makoto.

Słowa: 840<

 Przepraszam za zwłokę! Między... jutro a dniem moich urodzin nie bardzo mam jak pisać, więc pewnie fanficton opadnie w "hierarchii" (#777 w fanfiction! *radość, radość i haft z tęczy*). Niestety nie będę miała jak pisać. Sorry very TT^TT

Pisałam to jakieś pół godziny...z przerwami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro