XXVII
W pomieszczeniu panowały cisza i napięcie. Nikt nie miał odwagi się odezwać, a radosna atmosfera, która trwała jeszcze kilka minut temu, wyparowała.
To, co usłyszeli, wydawało się być niemożliwe... Ale z drugiej strony właśnie pili sobie herbatkę z Czasem, co też nie powinno być możliwe.
A jednak. Karl doszedł do wniosku, że jeśli sam Śmierć przyjedzie go zabrać, jadąc na świni i jedząc ziemniaki, nawet nie będzie zdziwiony.
- Ale tego tutaj nie ma! - powiedział jednak na głos, wskazując na swoją księgę. Była otwarta na stronie z czterema światami.
- No jasne, że nie! - Phil przewrócił oczami. - Na żadnym z waszych zapisów tego nie ma. Teoretycznie nawet nie powinno istnieć.
Philza rozłożył jedno skrzydło i z niewzruszoną miną wyrwał jedno pióro. Postukał nim o blat, po czym przysunął książkę do siebie. Zastanawiał się chwilę, ale po chwili narysował na środku strony koło, równiutko po środku, tych samych rozmiarów, co cztery światy na rysunku.
- Czy to nie jest niszczenie mienia? - zażartował Tommy, ale nikomu nie było wyjątkowo do śmiechu.
- Teraz już jest, proszę bardzo - zignorował go Phil, rzucając spojrzenia spode łba.
Zapadła cisza. Karl zaczął mieć lekkie wyrzuty sumienia, że tak nagle powiedział im o swoich przypuszczeniach. Wolał jednak szybko mieć to z głowy, niżeli później się tym zadręczać. W głębi duszy chyba jednak liczył, że Philza temu zaprzeczy, jednak wtedy Czas tylko westchnął i pokiwał głową.
Zaczął dokładnie tłumaczyć, co i jak należy zrobić, by dostać się do celu ich wyprawy. Jednak warunki tam panujące mogły ich zabić. Cóż, Żywioły tworząc świat po raz pierwszy, nie powinny były aż tak szaleć. Teraz, kilka tysiącleci po tych wydarzeniach, Fewax dalej była niebezpieczna i pełna ich mocy.
- Sam rzadko tam bywam - wyznał Philza. - I to dosłownie. Czas płynie tam inaczej. Ona jest jak Żywioły: istnieje poza czasem i przestrzenią.
- A jak my tam mamy przetrwać? - spytał Bad, bębniąc palcami o blat. - Jeśli od razu zginiemy, to ta wyprawa w ogóle nie ma sensu!
Tutaj akurat trzeba było przyznać mu rację. W zasadzie to Karl miał już gotowy plan, ale tym nie miał zamiaru się z nikim dzielić. Zabiliby go, Po czym wskrzesili tylko po to, by zabić ponownie. To było samobójstwo... dosłownie.
- Och, ale kto powiedział, że to warunki was tam zabiją? - zaśmiał się Czas. - Już prędzej postradacie zmysły lub Nicość was tam dopadnie, gdy się dowie, co żeście odwalili.
- Ale my jesteśmy niewinni! - warknął Skeppy. - Przecież Karl też nie mógł wiedzieć, co się stanie!
Nie mogłem też wiedzieć, że znajdę się dwieście lat w przyszłości, pomyślał brunet, ale siedział cicho. Przez chwilę nawet zastanawiał się, czy to nie znaczy, że w tym samym czasie po świecie chodzą dwaj władcy wiatrów, ale Phil temu zaprzeczył.
- Istnieje coś takiego jak moja pętla... Znaczy się pętla czasu - powiedział. - Gdy się w nią właśnie, nie sposób się wydostać. Możliwe, że po powrocie z Fewax coś wam nie wyszło, Karl znowu cofnął się w czasie i znalazł się na tej łące, nie wiedząc, kim jest. Możliwe, że odbywamy tą rozmowę po raz setny, ale wy tego nie pamiętacie, bo w waszym ciągu te wydarzenia nie miały w ogóle miejsca. Jasne? - spytał, biorąc głęboki wdech po raz pierwszy odkąd zaczął mówić o tej pętli.
- Chwileczkę. Czy ty nam coś sugerujesz? - Tubbo spojrzał na niego podejrzliwie.
- Ależ skąd! - Phil brzmiał śmiertelnie poważnie. - Wiedziałbym o tym, a ja nie chcę gadać o tym samym w kółko. Z tego co wiem, to widzicie mnie po raz pierwszy i prawdopodobnie ostatni - mrugnął do Karla, trącając palcem książkę. - Nie licząc tego tutaj pana, który postanowił złamać moje reguły. Masz szczęście, że od zawsze miałem do was słabość.
- Dziękuję... Chyba - powiedział Karl, nie będąc pewnym, czy powinien się cieszyć, czy raczej szykować na swój pogrzeb.
Philza wstał i zaczął krążyć po swojej jaskini, mrucząc coś niezrozumiale pod nosem. Rzucił Karlowi znaczące spojrzenie.
- Naprawdę chcesz to zrobić? - spytał nagle. - Wiesz, co to oznacza.
Wszyscy spojrzeli na bruneta zdziwieni, a on poczuł, że ma sucho w gardle.
- Tak. Na pewno. Nie mam wyboru - wydusił.
Phil tylko westchnął i pokręcił głową, jakby spodziewał się tego. Mechnął ręką, jakby chciał ich odgonić.
- Wiesz, co jest zabawne? - zapytał, ale nie czekając na odpowiedź, kontynuował. - Jestem w stanie przewidzieć czyiś los, wielkie wydarzenia, czyjąś śmierć, co się stanie... Ale nie wiem, jakie wybory podejmiecie. Każda decyzja albo wyostrza waszą przyszłość, albo sprawia, że jest jeszcze bardziej niezrozumiała - mówił, nie patrząc na nich. Nagle wbił wzrok w Karla. - Decyduj mądrze.
Ich spojrzenia się skrzyżowały, ale tą jakże magiczną chwilę przerwał Tommy, siadając między nimi i podgryzając jabłko. Wszyscy zwrócili na niego wzrok, gdy wgryzł się w owoc i chrupał go ze smakiem. Wydawał się nie być przejętym tym, że wszyscy na niego patrzą.
- No co? - mruknął. - Głodny jestem, nie przeszkadzajcie sobie. Ja tu tylko cieszę się ostatnimi chwilami swojego życia..
- Temu panu to my już podziękujemy! - Tubbo trzepnął go w ramię.
Philza tylko pokręcił głową ze smutkiem.
- I tak musicie ruszać. Oni są blisko - powiedział, rzucając nerwowe spojrzenia w stronę wejścia do jaskini.
- Kto jest blisko? - spytał SapNap, który dotychczas się nie odzywał.
- Twoja mama - rzucił Skeppy cicho.
- Wysłannicy. Mają was zabić, bo Nicość wciąż się upiera, że to ty jesteś winny... Lepiej uciekajcie, póki możecie - uśmiechnął się smutno Philza. - Na Fewax was nie znajdą, bo... No, powiedzmy sobie szczerze, nikt nie jest na tyle głupi, by chociażby próbować się tam dostać - zaśmiał się bez radości. - Karl, pamiętaj: każdy wybór będzie dobry, wszystko zależy od ciebie. Rób swoje.
Brunet sięgnął po księgę, po czym otworzył ją na stronie z czterema światami. Skupił wzrok na niedbale narysowanym przez Phila okręgu. Poczuł, jak znajome dreszcze przeszywają jego ciało. Księga zrobiła się nieprzyjemnie gorąca, powietrze zaczęło się zaginać.
Pociemniało mu przed oczami, a gdy odzyskał wzrok, na ziemi znajdowała się okrągła dziura wielkości studzienki. Wydobywał się z niej dziwny blask, ale gdy zaglądało się do środka, wydać było tylko mrok.
- Zgiemy - jęknął Tubbo.
- Nie mogę się doczekać - mruknął Skeppy.
Zbliżyli się niepewnie do portalu, który miał doprowadzić ich do mitycznego świata, pierwotnego domu Żywiołów, miejsca ich spoczynku i prawdopodobnie śmierci ich wszystkich.
- To jak? Razem? - zapytał Tommy, wyciągając rękę do Tubbo.
- Jak zawsze! - chłopak nagle przestał się bać, gdy z zaraźliwym entuzjazmem chwycił dłoń brata.
- Powodzenia - krzyknął za nimi Phil, gdy wskoczyli do ciemnej dziury, krzycząc radośnie. - Ah, te dzieciaki...
Bad i Skeppy nie czekali. Uśmiechnęli się do siebie i chwycili za dłonie. Bad pomachał szybko Philowi, po czym razem, niepewnie, acz stanowczo, wskoczyli do dziury.
Karl i Nick zostali sami, nie wiedząc, jak się zachować i co zrobić. Sytuacja była dość niezręczna. Philza, widząc napięcie między nimi, odchrząknął.
– Karl, jeszcze jedno... – zaczął niepewnie. – Jeżeli naprawdę chcesz to zrobić, przyda ci się to – powiedział szybko, podając mu drewnianą skrzyneczkę. Była zamknięta na klucz. – Będziesz wiedział, co robić, we właściwym czasie – mrugnął do niego.
– Yyy... Dziękuję, Phil. Za tą skrzynkę i za wszystko – Karl schował pudełko do torby, dla pewności sprawdził, czy jest zamknięta i się uśmiechnął. – I, no, ten...
Philza wywrócił oczami.
– Lećcie już! – krzyknął, rzucając szybkie spojrzenie na wejście do jaskini.
Karl i SapNap popatrzyli po sobie, ale dopiero gdy Phil pociągnął ich do siebie, złapali się za ręce. Uśmiechali się do siebie, lekko czerwoni, ale tą romantyczną scenę przerwał odgłos uderzenia. Z wejścia do jaskini unosił się pył, a w nim widoczny był zarys postaci, której głowa dziwnie przypominała jakieś zwierzę.
– Techno! – wykrzyknął półgłosem Phil. – Uciekajcie – szepnął do nich, a Czas zbliżył się do Śmierci.
Nie musiał powtarzać dwa razy. Rzucając ostatnie spojrzenie na ten świat, skoczyli razem w głąb tunelu, do innego świata, w którym mieli sprowadzić zagładę dla wszystkich lub ich ocalić.
Jednego Karl był pewien, a nie była to pozytywna rzecz. Chciał zamknąć oczy, by nie widzieć migających świateł, ale nie mógł oderwać wzroku od szatyna, który zacisnął powieki niemal tak mocno, jak trzymał jego rękę.
Karl zdołał uśmiechnąć się smutno. Przez chwilę nawet pożałował losu, który ich czekał. On wiedział. Wiedział, że jeden z nich nie powróci z Fawex żywy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro