Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6: Odchodzisz?

[1386 słów]

~~HOSEOK POV~~

Księżyc zawieszony wysoko na niebie, oświetlał nam wąską ścieżkę swoim bladym światłem. Choć musiałem przyznać, że im bardziej przedzieraliśmy się przez kolejne chaszcze i wysokie trawy, tym bardziej ogarniał mnie lęk. Jednakże nie mogłem się poddać, musieliśmy stawić temu czoła i ich uratować. Miałem tylko nadzieję, że nie okaże się, iż będziemy musieli narażać i swojego życia. 

Na razie szło dość gładko, co choć odrobinę podnosiło mnie na duchu, ale moja strachliwa natura podsuwała mi kolejne czarne scenariusze co do tego wszystkiego. Lecz mimo wszystko lepiej być bojaźliwy i spodziewać się każdej możliwej opcji, niż pewny siebie wkroczyć na nieznane sobie tereny. 

W końcu znaleźliśmy się przed wejściem do szpitala, którego normalnie omijałbym szerokim łukiem. Wejście pokrywała już warstwa mchu, zabrudzonego prawdopodobnie od błota, a w popękane ściany wrastały niewielkie rośliny. 

Sprawdziłem jeszcze dokładnie czy haczyk, którym byłem przypięty do liny, mocno się trzymał, by w nagłym momencie się nie zgubić. Nawet mi się nie śniło, by zostać całkowicie sam w tych ciemnościach, posiadając jedynie latarkę w dłoniach. Samobójcą nie jestem i nie zamierzałem być.

Wziąłem głęboki wdech, gdy Namjoon zaczął wchodzić do środka. Po plecach przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz, który wywołał u mnie gęsią skórkę. 

Szliśmy spokojnie, a wokół nasz panowała całkowita cisza, przerywana cichym echem stukania naszych butów o zakurzoną podłogę. Przy każdym kroku warstwa pyłu unosiła się tuż koło stóp, oblepiając sobą nasze nogi. Lecz to nie było ważne, bo wiadomo, iż idąc do opuszczonych przez wszystkich miejsc, zawsze się pobrudzisz.

Świeciliśmy latarkami dość nisko, by nie ściągać tutaj niepotrzebnie innych ludzi, zaciekawionych światłami odbijającymi się w szpitalnych oknach. 

Minęliśmy dawną recepcje, przechodząc na potężne, marmurowe schody. Pokonując kolejne stopnie, czułem coraz większy chłód, a z naszych ust zaczęły uciekać małe kłębki pary. Na szczęście każdy z nas pomyślał, by ubrać coś cieplejszego.

Idąc starymi korytarzami, rozglądałem się zaciekawiony. Pomimo upływu lat i widocznych zniszczeń, dało się odczuć jaka musiała tutaj panować atmosfera przed zamknięciem. Widziałem oczami wyobraźni białe ściany, a wokół pełno pielęgniarek, które przechodziły z pokoju do pokoju, podając pacjentom leki. 

Nagle reszta się zatrzymała, a ja dopiero to odczułem, gdy wpadłem na Jina, który szedł przede mną. 

- Sorki - wymruczałem, odsuwając się. 

Spojrzałem mu przez ramię i wtedy zobaczyłem otwarte drzwi do jednej z sal. Przypominało to miejsce z live, więc prawdopodobnie to musiał być pokój, który sobie wybrali. 

Oczywiście bez zbędnego czekania weszliśmy do środka, rozglądając się uważnie. Stąpałem ostrożnie, by nie nadepnąć na pozostawione przez chłopaków rzeczy. Niestety nic ciekawego nie znaleźliśmy, co mogłoby nam pomóc w rozwiązaniu tej dziwnej zagadki. Dlatego też po chwili opuściliśmy to miejsce, szukając dalej. 

Nie podobało mi się, że było tutaj aż nienaturalnie cicho, gdzie tylko nasze oddechy i buty dawały znak o tym, że ktoś tutaj jest. Jakby wszystko co się działo na dworze nie istniało, żaden podmuch wiatru, czy zwyczajne odgłosy zwierząt albo wszelkiego robactwa. Dosłownie nic nie dało się usłyszeć.

Znajdź mnie

Usłyszałem za swoimi plecami, przez co odwróciłem się gwałtownie. Po chwili poczułem jednak delikatne szarpnięcie liny, gdyż moi znajomi dalej szli przed siebie, nie zauważając mojego zachowania.

- Hobi? - odwrócił się do mnie Jimin - co Ci?

- Słyszeliście to? - spytałem, mając nadzieję, że to strach nie wpływał na mój mózg w tak okrutny sposób.

- Ale co mieliśmy słyszeć? - Spojrzałem na Jina, który podszedł do mnie bliżej.

Przez chwilę wahałem się czy powiedzieć prawdę, czy zwyczajnie udawać, że coś mi się wydawało. Lecz co by to dało? 

- Głos... - powiedziałem szeptem.

- Głos? Ale czyj?

- N-Nie mam pojęcia... 

- Może jednak pójdziemy to sprawdzić? - w końcu do rozmowy wtrącił się Namjoon. Nawet jakbym skłamał, że coś słyszałem, pewnie on pobiegłby i tak pierwszy, przez swoje zamiłowanie do zjawisk paranormalnych. 

- To może być niebezpieczne... - mruknąłem, przerywając chwilę ciszy, która zapanowała między naszą czwórką. 

- Hobi ma racje... - widać było, że Jimin również był wystraszony. 

Musiałem przyznać, że mimo wszystko dziwił mnie fakt, iż każdy mi uwierzył, a nie uznał za wariata. Lecz jakby się zastanowić, może pomyśleli, że usłyszałem jednego z chłopaków? W sumie sam nie byłem do końca tego pewny.

- Musimy to sprawdzić... - Namjoon nie bacząc na nic, ruszył powolnym krokiem w kierunku, skąd wydobywał się głos. A my nie mieliśmy jak protestować, nawet jakbyśmy chcieli. Jednakże po to tutaj przyszliśmy, by dowiedzieć się, gdzie znajdują się chłopaki i im pomóc. 

Dlatego wszyscy jak jeden mąż kroczyliśmy po korytarzu, nasłuchując kolejnych dźwięków. Lecz znowu było to samo, odpowiadała nam głucha cisza. 

Nasza droga jednak musiała się kiedyś skończyć, a stało się to, gdy natrafiliśmy na podwójne metalowe drzwi, prowadzące prawdopodobnie do jednej z większych sal. Zatrzymaliśmy się dopiero przed nią, zaglądając do środka przez niewielką szybkę. Lecz warstwa kurzy, która zbierała się na niej przez parę lat, skutecznie uniemożliwiła jakąkolwiek widoczność. 

Przełykając głośno ślinę, gdy położyłem rękę na drzwiach, by po chwili popchnąć je. Skrzypnięcie temu towarzyszące, rozniosło się po ogromnej hali. Wchodząc do środka, można było zobaczyć pozostałości po dawnym sterylnym miejscu, gdzie przyjmowano pacjentów. Przyprawiały one o ciarki na plecach i wyglądały, jak plan filmowy do niesamowicie strasznego horroru.

- Kim jesteście? - na dźwięk tych słów niemalże podskoczyłem ze strachu, lecz po chwili zdałem sobie sprawę do kogo należał ten głos.

- Suga? - poświeciłem latarką w stronę usłyszanego głosu. I wtedy go zobaczyłem, stał niemalże gotowy, by rzucić się na nas z pięściami.

- Spokojnie, spokojnie - uspokajał go Namjoon - przyszliśmy wam pomóc.

- Pomóc? - widziałem, że na jego twarzy malowało się zdziwienie. 

- O-Oglądaliśmy twojego live... i gdy skończyła się transmisja, to wtedy... - nie dokończyłem, bo chłopak wszedł mi w zdanie.

- Ah rozumiem... - odpowiedział, a dopiero po chwili spojrzał na nas ponownie - Tak naprawdę miał to być głupi żart... - powiedział, ze skruchą, a ja przez chwilę miałem ochotę go uderzyć.

Głupi żart?! Czy on sobie kpił? To my tu przyjeżdżamy z innego miasta, chcąc ratować ich, a to tylko zabawa była? Szczerze? Teraz stracił w moich oczach, co prawda tylko odrobinę, ale jednak byłem na niego zły!

- Ale potem już nie było tak śmiesznie... 

- No co ty nie powiesz... - prychnął Jin, krzyżując ręce na piersi. 

- Okey fakt... głupio zrobiliśmy, mieliśmy zaraz ponownie odpalić live i o wszystkim powiedzieć... ale wtedy... Jungkook zniknął...

- Jak to zniknął? - zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc.

- Myślałem, że też się ze mną bawi... ale on naprawdę zniknął, więc go szukałem i znalazłem go nieprzytomnego w tej sali - wskazał na nieprzytomnego chłopaka, który był oparty o jeden z filarów, znajdujących się na środku hali. 

- Co mu się stało? - podeszliśmy bliżej, natomiast Suga kucnął koło swojego brata. 

- Nie mam pojęcia... próbowałem go obudzić, ale śpi jak zabity... Na szczęście normalnie oddycha, ale i tak się o niego martwię...

- Więc nie ma co tutaj dalej przebywać... - westchnął Jin, kucając przy Jungkooku - pójdziemy po wasze rzeczy i wychodzimy stąd.

- Walić nasze rzeczy... - mruknął lekko zdenerwowany Yoongi - wyjdźmy z tego przeklętego miejsca.

Nikt z tym się nie kłócił, bo dosłownie żaden z nas nie miał zamiaru przebywać tu ani chwili dłużej. Jedynie co, to Namjoon pomógł Sudze, wziąć na plecy jego brata i ruszyliśmy w stronę wyjścia. Asekurowaliśmy chłopaka, by nie przewrócił się, bo było mu zapewne bardzo ciężko, niosąc tak długo Jungkooka na swoich plecach. 

Nie rozmawialiśmy ze sobą podczas wędrówki, przez co skupiałem się na innych aspektach naszej koszmarnej wycieczki. Może to i lepiej, przez to na pewno byłem bardziej czujny, choć moje serce chciało już dawno wyskoczyć mi z piersi, by sprintem uciec jak najdalej.

Gdy schodziliśmy już po schodach na sam dół, czułem coraz większy spokój. Chwila, która była tak nieubłaganie blisko, sprawiała mi tylko radość. 

Lecz w pewnym momencie nie mogłem pozbyć się dziwnego wrażenia, że jesteśmy obserwowani. Zwaliłem winę oczywiście na swoją wybujałą wyobraźnie, która przez takie miejsca jest nakręcana podwójnie. 

Jimin wraz z Jinem otworzyli drzwi, po czym każdy zaczął wychodzić. Szedłem na samym końcu, ale nawet nie myślałem, by zwolnić tempa. 

Oczywiście moje ciekawość musiała przejąc nade mną kontrolę, by odwrócić się na chwilę w stronę opuszczanego holu. I to był mój największy błąd, jaki mogłem popełnić w całym moim życiu.

W szczytu schodów stała mała dziewczynka, ręce miała opuszczone wzdłuż tułowia, a w jednej z nich trzymała pluszowego królika. Oświetlał ją blask księżyca, przez co wyraźnie widziałem jej bladą postać. 

Nie znalazłeś mnie, a już odchodzisz?

Usłyszałem delikatny dziewczęcy głosik, by zaraz mógł dotrzeć do moich uszu huk zamykanych drzwi. 


/////

I co teraz będzie z biednym Hobim? ;;

Herbatniczki pamiętajcie, by na następny rozdział przygotować sobie herbatkę <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro