Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4: Pomoc

Rozdział liczy 1413 słów

~~HOSEOK POV~~

Dźwięk upadającej kamery i szybkiego biegu, sprawił, że momentalnie poczułem jak moje mięśnie spinają się w całym ciele.

Suga: Jungkook!!! 

"Transmisja została przerwana"

Ten napis rozbłysł chwilę po jego krzyku, który jeszcze przez dobrą chwilę obijał się echem w mojej czaszce. Oboje z Jiminem siedzieliśmy, patrząc się tępo w czarny ekran. Nagle moje całe ciało zaczęło się trząść, jakbym miał zaraz dostać jakiejś padaczki. 

Miałem przeczucia, że ta cała noc źle się skończy i miałem racje. Lecz czy to teraz coś zmieniało? Oczywiście, że nie... Jedynie co teraz zostało to strach...

Najgorsze było to, że byli w niebezpieczeństwie, a my nic nie mogliśmy zrobić. Chociaż... wiedziałem, że Jimin się nie zgodzi, ale nie miałem lepszej alternatywy. W pełni zmotywowany chciałem porzucić swój strach przed czymś co jest mi całkowicie nieznane. 

- M-Musimy tam jechać... - Chłopak uraczył mnie swoim spojrzeniem, w którym mogłem dostrzec nadzieję, iż to co powiedziałem to był zwyczajny żart. Lecz mi wcale nie było do śmiechu. 

- Oszalałeś... - wstał gwałtownie - Przez tą miłość już Ci odbija co? On i tak nigdy Cię nie pokocha - okey uderzył w czuły punkt, lecz nie zamierzałem odpuścić.

- I co? To, że moja miłość jest jednostronna to znaczy, że mam zostawić niewinnych na nie daj Boże śmierć?! Mam być takim nieczułym dupkiem? - chyba moje słowa podziałały, bo już nic się nie odezwał - Skoro nie chcesz to nie musisz... Sam pojadę - on zaś prychnął głośno.

- Gdzie pojedziesz? I co zrobisz? Jesteś jakimś egzorcystą albo nie wiadomo jakim wybawcą? - chwyciłem za swój telefon, przeszukując instagrama chłopaków, by odnaleźć w internecie ten szpital za pomocą ich zdjęcia. Miałem przynajmniej nadzieję, że to zadziała. 

- Jak się okazuje nasz szpital jest tylko dwa miasta od nas - pokazałem mu ekranik, na którym znajdowały się wszelkie informacje na ten temat.

- No dobra znalazłeś ten szpital i co? Wpadniesz tam w stroju księdza i będziesz lał wodę święconą na lewo i prawo, przy okazji czytając biblie? Ogarnij się chłopie... Zadzwoń po prostu na policje...

- Myślisz, że policja cokolwiek zrobi? Uzna to za żart...

- Na razie twoja chęć pojechania tam to jest żart... 

- Zajebisty z Ciebie przyjaciel - skierowałem się do swojego pokoju, by ubrać się cieplej. 

- Jestem twoim przyjacielem i myślisz, że chce byś sam się narażał? 

- Trudno... 

- Hobi... Proszę Cię... nie rób sobie jaj w tym momencie...

- Mówię poważnie, pojadę tam z tobą albo bez Ciebie...

- We dwóch nie pojedziemy...

- W takim razie jadę sam - zacząłem ubierać kurtkę, a między czasie Jimin westchnął ciężko i wykonał jeden telefon - co ty robisz?

- Dzwonie do psychiatry

- No chyba Cię coś - próbowałem wyrwać mu urządzenie.

- Puszczaj jak chcesz tam jechać cholero jedna - syknął, odpychając mnie - Hyung? Jest sprawa... Zabieraj Namjoona i musimy jechać... Gdzie? Ehhh ratować miłość mojego przyjaciela.

~~~~

Nie trzeba było długo prosić, by Namjoon i Jin zgodzili się jechać z nami do opuszczonego szpitala i byłem im cholernie wdzięczny. Całe szczęście, iż Namjoon kochał tematy paranormalne, dlatego jak tylko usłyszał, że ma okazje pojechać do budynku rzekomo nawiedzonego, długo się nie zastanawiał, tylko zabrał cały potrzebny sprzęt do samochodu i po 20 minutach znaleźli się pod moim domem. 

- Naprawdę nie wiem co wam odbiło, by tam jechać - wtrącił Jin, gładząc włosy swojego chłopaka, który kierował samochodem.

- Mówiłem Ci hyung~ trzeba ratować miłość Hobiego...

- Ale do nawiedzonego szpitala? Serio?

- Oj kochanie - mruknął Namjoon - dla Ciebie też bym pojechał do nawiedzonego szpitala, jakbyś był w niebezpieczeństwie.

- Ale ty to byś się tak jarał, żebyś zapomniał o mnie i badał cały budynek.

- Ej! Aż tak złym chłopakiem to chyba nie jestem.

- Zabrałeś mnie na randkę na seans spirytystyczny...

- No dobra nie była to może najromantyczniejsza randka~ - zaśmiał się chłopak.

- Ale i tak Cię kocham.

- Ja Ciebie też.

- Okey okey nie jesteśmy tutaj, by oglądać sceny miłosne, tylko by ratować dwóch idiotów.

- Nie mów tak - upomniałem Jimina, mimo, że po części była to prawda.

Spojrzałem przez okno i pomimo ciemności panujących na zewnątrz, mogłem dostrzec kontury drzew oświetlane przez przednie światła samochodu. Modliłem się w duchu, by jednak to wszystko było tylko koszmarem, z którego zaraz się obudzę. 

Wiem doskonale, że postąpiłem pochopnie, lecąc ratować chłopaka, którego nawet nie znam. Lecz co mogłem na to poradzić? Nie potrafiłem przejść obok tych wydarzeń obojętnie i udawać, że wszystko jest w porządku. Bo faktycznie mogłem zadzwonić na policje, ale co bym powiedział? 

"Panie policjancie dwóch youtuberów spędza noc w nawiedzonym szpitalu i chyba coś się stało, no nie wiem jakiś duch postanowił ich odwiedzić?", już by mnie od razu wyśmiali... Choć... co jeśli to wcale nie był duch? Co jeśli to był jakiś psychopata, który postanowił zabawić się ich kosztem? 

Nie wiedziałem co jest lepszym wyjściem z tej sytuacji, ale nawet jeśli chciałem im pomóc, by dokładnie wiedzieć czy na pewno wszystko jest w porządku. Miałem tylko nadzieję, że to nie był błąd, przez który zapłacą niewinne osoby. 

Na miejscu znaleźliśmy się dopiero po godzinie i fakt iż ogarniały nas egipskie ciemności, a my staliśmy niedaleko ogromnego gmachu budynku napawała nas grozą. Dodatkowo wiedząc, że to miejsce jest prawdopodobnie nawiedzone, nie sprawiało, iż czułem się lepiej.

Ale dobrze... Hobi robisz to dla Yoongiego. Wciągnąłem głęboko powietrze, przymykając oczy. A wraz wypuszczeniem ze swoich płuc dwutlenek węgla, uchyliłem swoje powieki, będąc już w mentalnie gotowy. Choć nadal musiałem przyznać, że miałem nogi jak z waty. 

- Wiem, że Ci śpieszno Romeo, ale czekaj - od razu zatrzymał mnie Namjoon, widząc, iż miałem już ruszyć z miejsca - Dokładnie nie wiemy z czym mamy do czynienia. Więc w razie czego, łap - po chwili zorientowałem się, że chłopak rzucił w moją stronę kij bejsbolowy. 

- Nie głupie... Choć mam nadzieję, że nie będę musiał go używać...

- Chyba jak większość - westchnął Jimin, również biorąc od starszego kij - Mimo wszystko wolałbym, by to był głupi żart... 

- Nie tylko ty Jiminie... - rozluźniłem odrobinę swoje mięśnie. Musiałem przyznać, że z "bronią" czułem się o wiele bezpieczniej. Choć jeśli to nie daj Boże naprawdę jest duch, to kij nim mi wtedy nie pomoże - Namjoon, a masz może coś na duchy? No wiesz przezorny zawsze ubezpieczony - wzruszyłem ramionami.

- Wiesz z duchami ciężko walczyć...  

- Ale nie wiem... chyba masz jakąś wodę święconą czy coś...

- Czy ja Ci wyglądam na księdza? - zaśmiał się.

- Chce po prostu wyjść z tego w jednym kawałku...

- Co jak co, ale nie spodziewałem się, że akurat ty uwierzysz w duchy.

- Teraz jestem w stanie we wszystko uwierzyć...

- Ale tak na serio, nie ma konkretnej metody na walkę z duchami wiesz? Jedynie co możesz się modlić.

- Myślałem, że może dasz mi jakiś armor.

- A co ty idziesz polować na bestie rycerzu? 

- Możecie się w końcu zamknąć? - wtrącił się zdenerwowany Jimin - zbierajmy się, bo im dłużej zwlekamy tym gorzej... 

- Jimin ma racje - przyznał Jin - lepiej mieć to już za sobą... Zwłaszcza, że nie podoba mi się to miejsce.

- Już już kochanie - Namjoon założył przez ramie swoją torbę, po czym złożył nieśmiały pocałunek na skroni swojego chłopaka - No to gotowi?

- Tak

- Nie mam pojęcia co mnie podkusiło, by z wami jechać - westchnął Jimin, lecz wiedziałem, że nie ma złych intencji. Był po prostu przestraszony i zdenerwowani jak my wszyscy, dlatego doskonale go rozumiałem.

Musieliśmy przejść przez niewielkie ogrodzenie, by przedostać się na teren szpitala. Co na szczęście nie okazało się zbyt trudne do wykonania. Została nam jeszcze tylko do pokonania droga do samego budynku, która była porośnięta wszelkimi możliwymi chaszczami. Przedzieraliśmy się przez nie jakieś dobre 5 minut, zanim podeszliśmy pod samo wejście. 

- Teraz słuchać mnie uważnie - mówił Namjoon, ściągając z siebie plecak - Wiem, że to będzie trudne, ale macie się nie drzeć jasne? Bo jeśli to nie duch, a jakiś psychopata to nie możemy zwrócić na siebie jego uwagi... - wyciągnął ze swojego plecaka linę wraz z jakimiś haczykami i zaczął je przypinać do naszych pasków od spodni - to sprawi, że się nie rozdzielimy jak będziemy szli, a jeśli będzie trzeba to złapcie tutaj, a haczyki powinny puścić, ale przede wszystkim macie być bardzo czujni jasne? 

Każdy z nas kiwnął głową w akcie zgody, przez co już byliśmy gotowi do wejścia. Zacisnąłem mocniej palce na kiju, modląc się, abyśmy wyszli z tego cało. 

/////

Ajć... trochę mi smutno, bo nie mam siły siedzieć i cokolwiek napisać... Muszę się ogarnąć >< 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro