DODATEK #3 (ostatni)
[OSTRZEGAM, że na początku jest mały smut w lekkich klimatach bdsm (naprawdę lekkich, przykro mi :( Szczerze, nie jestem nawet pewna czy możemy to zaliczyć do bdsm, ale to wszystko co mogłam z siebie dziś wykrzesać). Po całej masie wykrzykników pogrubionym tekstem, smut się kończy. Jeśli ktoś chciałby ominąć :) Tak tylko przyjacielsko przypominam, że nie jestem najlepsza w pisaniu takich scen. PUŚĆCIE MUZYKĘ W MEDIACH.]
Cztery lata później. (GRUDZIEŃ 2026)
Louis jęknął cichutko, kiedy Harry zapiął jego nadgarstki o ramę łóżka. Zimne kajdanki dawały nieprzyjemne uczucie dla jego skóry, ale mówiąc szczerze, chłopak to uwielbiał.
- Nawet sobie nie wyobrażasz jak gorąco teraz wyglądasz. - Szepnął Styles do jego ucha, sprawiając, że na odkrytych ramionach chłopaka pojawiły się przyjemne dreszcze.
- Zgaduję, że ciężko byłoby mi coś zobaczyć mając związane oczy. - Odparł mu szatyn z bezczelnym uśmieszkiem, który zielonooki tak bardzo kochał.
- Ciekawe czy później też będziesz taki pyskaty. - Zażartował zadowolony mężczyzna.
Duża dłoń starszego zahaczyła o delikatny materiał koronkowej bielizny, jaką miał na sobie chłopak. Ostatnio Louis przekonał się do noszenia w łóżku damskich majtek, co niesamowicie cieszyło starszego. Nie istniało nic seksowniejszego, niż Tomlinson w czarnych koronkowych stringach z wypiętą pupą, czyli dokładnie tak jak teraz.
- Czekam, tatusiu. - Rzucił prowokacyjnie Lou, kręcąc swoim tyłkiem. Łokcie opierał na poduszkach pod nim, a jego małe palce trzymał pomiędzy kratami w ramie łóżka.
Harry oblizał wargi na ten widok, a następnie sięgnął po leżący obok lubrykant. Nałożył sporą ilość preparatu na swojego pobudzonego penisa. Lekko masował jego nasadę, jednocześnie ciesząc się widokiem przed nim. Jego niecierpliwy chłopiec wiercił się, chcąc dostać jakąkolwiek uwagę od swojego tatusia.
- Tak bardzo potrzebuję, żebyś mnie teraz dotknął. - Jęknął młodszy chłopak słysząc ciężki oddech mężczyzny za nim.
- Spokojnie, kochanie. - Uspokoił go Harry, porzucając swojego penisa. Pochylił się nad szatynem, składając lekki pocałunek na jego szyi. - Ssij. - Szepnął, wkładając zadowolonemu chłopcu palce do ust.
Różowe wargi Louisa wokół jego palców, były czymś niesamowitym. Jeśli istniał jakiś widok, który ludzie widzą po dostaniu się do nieba, to jest to z pewnością było to to. Chłopak zasysał swoje policzki, wyglądając jak anioł, a może diabeł w ludzkiej postaci. Harry nigdy nie mógł się zdecydować.
Drugą dłoń zagłębił w miękkich włosach swojego ukochanego. Szarpnął za nie mocno, wiedząc, że Lou to kochał.
- Wystarczy. - Mruknął głębokim głosem. - Jesteś takim dobrym chłopcem dla tatusia.
Wyjął swoje palce z ust młodszego, nie przejmując się łączącą je stróżką śliny. Następnie odsunął lekko materiał koronkowych majtek z tyłka swojego chłopca. Przystawił nawilżone końce palców do dziurki Tomlinsona i uśmiechnął się na szybki oddech młodszego.
- Jeśli usłyszę cokolwiek z twoich ust, dostaniesz klapsa. - Ostrzegł szatyna, nie dając mu jednak zbyt dużo czasu na przyswojenie tych wiadomości, ponieważ w tym samym czasie, wepchnął pierwszy palec do różowej dziurki chłopca.
Młodszy jęknął głośno, będąc zaskoczony, a na twarzy Harry'ego pojawił się szeroki uśmiech.
- Czy nie miałeś trzymać swoich słodkich usteczek zamkniętych? - Pyta szepcząc na ucha Tomlinsona.
Dłoń Stylesa mocno uderza w pośladek dwudziestoparolatka. W pokoju słuchać głośne klaśnięcie i cichy krzyk szatyna. Na jego tyłku zostaje lekko zaróżowiony ślad.
Mężczyzna zaczyna ruszać palcem wewnątrz swojego chłopca, chcąc nieco go rozciągnąć. Młodszy zagryza wargi, starając się zachować ciszę. Niespodziewanie Styles wkłada do w niego drugi palec. Zaczyna krzyżować je ze sobą, przygotowując dziurkę młodszego, jak tylko może. Louis myśli, że może zwariuje, ale jakoś udaje mu się przetrwać.
Prawdziwa jazda zaczyna się, gdy brunet dorzuca do zabawy trzeci palec, na co usta młodszego szeroko się otwierają.
- Tatusiu! - krzyczy nieświadomie, ca do dostaje naprawdę mocnego klapsa.
Louis jednak ma to gdzieś. Uczucie posiadanie palców jego mężczyzny w sobie jest zbyt dobre, żeby przyjąć to cicho.
- Och, tatusiu! - Krzyczy ujeżdżając dłoń Stylesa, a na jego pupie pojawia się coraz więcej mocnych klapsów.
- Boże, Louis... Co ty ze mną robisz. - Jęczy Harry na ten widok, wyciągając w końcu palce z wnętrza szatyna.
Pupa młodszego jest cała czerwona od uderzeń, ale nie obchodzi go to w tej chwili zupełnie. Sapnie zawiedziony na uczucie pustki wewnątrz i jeszcze bardziej przysuwa się w kierunku starszego.
- Proszę tatusiu, pieprz mnie. - Błaga zdesperowany i kimże Harry jest, żeby mu odmawiać?
Mocno chwyta za biodra Louisa, nakierowując swojego penisa na jego niecierpliwą dziurkę. Wie, że prawdopodobnie zostawi małe siniaki na jego ciele, ale to nie było coś z czym nie mogli sobie poradzić. Poza tym, to nie tak, że to byłby pierwszy raz.
- Ochh..! - Krzyczy głośno młodszy, kiedy Styles nabija go na siebie agresywnie. Jego kutas wchodzi w tyłek bruneta całkowicie i mężczyzna, aż wzdycha z przyjemności.
Daje swojemu chłopcu moment na przyzwyczajenie się, po czym zaczyna się w nim poruszać. Wykonuje szybkie i mocne ruchy, a Louis reaguje na każdy z nich głośnym krzykiem. Ich ciała odbijają się od siebie, a łóżko zgrzypi, ale żaden z nich się tym nie przejmuje.
- Bądź głośno, dla tatusia. - Rozkazuje Harry, kiedy natrafia na prostatę niższego, któremu nie trzeba dwa razy powtarzać. - Jesteś dziś taki posłuszny. Uwielbiam kiedy jesteś uległy, kotku.
Kutas starszego pulsuje mocno, kiedy mięśnie jego chłopca co chwilę zaciskają się wokół niego. Wstrzymywanie się przed dojściem aż go boli, dlatego mocniej zaciska ręce na biodrach młodszego. Chłopak piszczy lekko, jednak na jego policzkach pojawiają się czerwone rumieńce podniecenia.
Harry wplątuje prawdą dłoń między włosy szatyna i ciągnie za nie mocno. Louis odwraca swoją twarz do tatusia, a ich wargi łączą się w agresywnym pocałunku.
Tomlinson zaciska mocno swoje pięści wokół krat łóżka. Mocne pchnięcia starszego szarpią jego ciałem, powodując ból w przypiętych nadgarstkach. Metalowe krawędzie kajdanek, wbijają się głęboko, raniąc jego skórę.
- Harry, jestem blisko! - Krzyczy czując, że jego nietkniętemu penisowi niewiele już brakuje. Wie, że zasadą na dziś było używanie jedynie "tatusiu" podczas zwracania się do starszego, ale w tamtym momencie był zbyt podniecony, żeby się zastanowić.
Starszy burczy na to wściekle i daje młodszemu zniewalająco bolesnego klapsa. Skóra na pupie szczypie chłopaka, ale ten wcale nie czuje się z tym źle. Harry podczas seksu staje się bardzo agresywny, lubiąc całą tą sprawę z mocnymi uderzeniami czy szarpaniem za włosy. Ale kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Tomlinsonowi się to nie podoba.
Jedno pchnięcie później, oboje dochodzą, krzycząc głośno. Sperma dwudziestoparolatka wystrzela na łóżko, brudząc przy okazji jego brzuch i zgięte nogi. Harry opada na wyczerpanego chłopaka całym swoim ciężarem, dysząc głośno w jego szyję.
- Kocham cię, Louis. - Mówi zadyszany, ściągając opaskę z oczu jego chłopca.
- Kocham cię, tatusiu. - Słyszy w odpowiedzi.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! KONIEC SMUTA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
°°°°°
- Możecie mi podać jakiś przyzwoity powód waszego spóźnienia? - Pyta Leigh-Anne godzinę później, witając ich w swoim mieszkaniu.
- Dobrze wiesz, że nie. - Odpowiada jej głupio uśmiechnięty Styles. Louis wywraca na to oczami w synchronizacji z kobietą, po czym przepycha się do środka.
- Kuleje. - Zauważa ciężarna, ale widząc minę swojego przyjaciela, postanawia porzucić temat. - Wchodź do środka. I mam nadzieję, że przynajmniej połowa z nich jest dla mnie. - Rzuca wskazując na całą masę prezentów, dźwiganych przez Harry'ego.
- Znasz Louisa, połowę prezentów które wybrał postanowił dać sobie. - Śmieje się zielonooki strzepując z czapki cienką warstwę śniegu i wchodząc do pachnącego świętami mieszkania.
°°°°°
Boże Narodzenie w domu Horanów to najlepsze co może się człowiekowi przytrafić. Nie licząc agresywnego seksu jako prezent świąteczny dla tatusia.
- Wujku! - krzyczy czteroletnia dziewczynka wskakując na ramiona Louisa. - Co mi kupiłeś?
- Przysięgam, Layla musi być z tobą spokrewniona. - Komentuje rozbawiony Niall wchodząc do salonu.
- Cóż, moje DNA to jedyne szanse na to, że twoje dzieci nie wyrosną na dźwigające garnki ze złotem skrzaty. - Odpowiada mu szatyn, przytulając do siebie dziewczynkę.
Horan śmieje się głośno, a widząc rozbawienie ojca, Aiden podskakuje radośnie. Louis patrzy na to rozczulony, po czym odkłada dziewczynkę obok jej bliźniaka.
- Gdzie jest miłość mojego życia? - Pyta rozglądając się po salonie i Harry już unosi się na swoim miejscu. Chłopak jednak ignoruje go zupełnie i podbiega do Jessicy, przytulając ją mocno.
- Czas na jedzenie! - Woła Leigh-Anne, a oczy głaskającego jej brzuch blondyna iskrzą radośnie na te słowa.
°°°°°
Kiedy kolacja dobiega końca, drzwi mieszkania otwierają się, a w progu staje ubrany w czerwony kożuch mężczyzna.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałem coś jeszcze załatwić. - Mówi Zayn, w pośpiechu zakładając swoją sztuczną brodę, co wywołuje wybuch śmiechu u dzieci.
Mężczyzna klęka przy Aidenie i zaczyna grzebać w swojej szerokiej kieszeni.
- Byłeś w tym roku grzeczny? - Pyta naśladując głos świętego Mikołaja, co wywołuje radość na twarzy malca.
- Wujku Zaynie, wiemy, że to ty! - Piszczy bliźniaczka chłopca, a Malik posyła jej oburzone spojrzenie.
- Byłem. - Odpowiada chłopiec.
- Ja też byłam grzeczna!
Mulat pochyla się nad małą brunetką z rozbawieniem w oczach.
- Kłamiesz, wczoraj ugryzłaś mnie w kostkę. - Mówi, a dziewczynka uśmiecha się na to szeroko, dumnie pokazując brak jedynki. - Cóż, tak czy inaczej... Niegrzeczna dzieci, to moje ulubione. - Stwierdza mężczyzna radośnie, na co Leigh-Anne lekko kopie go w plecy za deprawowanie jej dzieci.
Święty Malik wyjmuje z kieszeni małą ciuchcię i wręcza ją Aidenowi.
- Musiałem zawieść ją do mechanika, zupełnie nie wiedziałem jak ją naprawić. - Stwierdza rozbawiony, a chłopiec piszczy na widok swojej ulubionej zabawki, która zepsuła się w zeszłym tygodniu. - A dla ciebie mam to. - Mówi zakładając mały diadem na głowę Layla'i.
Louis opiera się wygodnie na Harry, widząc jak rozkoszne są dzieci ich przyjaciół. Oboje w tym samym momencie wpadają na ten sam pomysł. Styles pochyla się do ucha swojego męża i szepcze do niego cichutko:
- Weźmy sobie jedno z nich, oni i tak niedługo dostaną nowe. - Kiwa głową w stronę ciężarnej Leigh-Anne.
Tomlinson wybucha na to śmiechem, ale kiwa głową ochoczo.
- Chcę Aidena. Leyla gryzie.
- Słuszna uwaga. - Zgadza się zielonooki z szerokim uśmiechem.
Boże Narodzenie w domu Horanów to najlepsze co może się człowiekowi przytrafić.Zwłaszcza jeśli przez cały wieczór twój zakochany po uszy mężczyzna, tuli cię, radośnie planując porwanie dziecka.
°°°°°
Nie wierzę, że to mówię, ale to już koniec. Naprawdę koniec.
Zapraszam do przeczytania "podziękowań" oraz dodania do biblioteki mojego nowego ff "Psychologist".
Kocham was,
Wiktoria xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro