Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

93.

- Powinieneś zacząć myć talerze. Albo kupić ich więcej. - Mówi Niall jedząc wraz z Louisem ogrzewane spaghetti prosto z patelni. - Myślałem, że trzymasz bałagan tylko w swoim pokoju.

- Bo tak jest. - Odpowiada nastolatek wywracając oczami. - Umyłbym je wczoraj, ale Harry wpadł na inny pomysł. Przysięgam, że Styles jest gotowy na wszystko, żeby tylko nie musieć zbliżać się do zlewu!

Irlandczyk śmieje się, ale przestaje w momencie, kiedy dostrzega dziwną minę u swojego przyjaciela.

- Hej, Tommo. Coś nie tak? - Pyta.

- Nie jestem pewien. - Zaczyna szatyn, wrzucając swój widelec do przepełnionego zlewu. - Wczoraj wieczorem ja... Jakby to powiedzieć? Trochę zasugerowałem Harry'emu, że mógłbym coś do niego czuć.

Jasne oczy Nialla otwierają się szeroko.

- Dobrze, cóż... Ze względu na naszą przyjaźń i fakt, że jeszcze nie skończyłem karmić mojego wyimaginowanego płodu, pominę to, że moim zdaniem powinieneś być z Michaelem. - Zaczyna, a twarz Tomlinsona wykrzywia wyraz lekkiej irytacji. - Ale nie rozumiem, jak mogłeś to zrobić. Mam na myśli, że... Cóż, nie jesteś zbyt uczuciowym typem, jeśli wiesz co mam na myśli. Nigdy jeszcze nie powiedziałeś żadnemu z twoich poprzeprzednich facetów nic na temat swoich uczuć... A tak dokładnie to co mu powiedziałeś?

Student ucieka spojrzeniem w bok, a jego policzki przybierają lekko różową barwę. Zapewne to co ma zamiar powiedzieć jest nieco inne niż wyobrażenia Horana na temat zasugerowania komuś, że moglibyśmy coś do niego czuć.

- Umm, więc tak jakby... No wiesz. Huh, to naprawdę będzie brzmieć gorzej, niż było w rzeczywistości. - Wykręca swoje palce i w końcu decyduje się na szybkie streszczenie wydarzeń zeszłej nocy. - Po seksie rozpłakałem się, powiedziałem mu, że go kocham, kazałem mu się zamknąć i wcisnąłem się w jego ramiona. Następnie ryczałem wtulony w niego, aż nie zasnąłem. Kiedy rano wychodził, udawałem, że nic się nie wydarzyło.

- Zrobiłeś co?! - Horan otwiera swoje usta szeroko. Zdecydowanie nie spodziewał się takiego zachowania po Louisie. Irlandczyk przez chwilę milczy, a kiedy wreszcie układa sobie to jakoś w głowie, przemawia. - Rzeczywiście brzmi średnio. Ale chyba powinniśmy brać to jako dobry znak, prawda?

- Niall czy ty mnie w ogóle słuchałeś?! Nie odpowiedziała tym samym, a ja prawdopodobnie zrobiłem z siebie przed nim debila. Tyle razy mówił mi o swojej awersji do miłości, że z pewnością ma mnie za żałosnego, nie rozumiejacego nic dzieciaka.

Blondyn kładzie swoją bladą dłoń na ramieniu przyjaciela i uśmiecha się do niego przyjaźnie. To, że nie popiera związku Louisa z Harrym, nie znaczy, że nie zależy mu na szczęściu chłopaka.

- Ostatecznie... Zawsze mógł wyjść, prawda? A on został z tobą przez całą noc i pozwolił ci płakać w jego ramionach. Czy wszystkie wyznania miłosne muszą być koniecznie powiedziane na głos?

°°°°°

Kiedy spotkanie z ich adwokatami dobiegło końca, było już po osiemnastej. Co niestety pod koniec stycznia oznacza, że na zewnątrz było calkowiecie ciemno.

- Aż nie chce mi się wierzyć. - Mówi Meradith paląc swojego papierosa.

Harry wraz ze swoją wciąż jeszcze żoną siedzą na ziemnych betonowych schodkach. Znajdują się pod tylnym wyjściem z kancelarii i jest to jedna z nielicznych rozmów jakie udało im się odbyć od świąt. Albo raczej od kiedy Meradith usłyszała nagranie Louisa na skrzynkę pocztową Stylesa i zażądała wyjaśnień. Chociaż oczywiście i tak znała prawdę. Po tylu latach znajomości, nie jest sztuką zauważyć niektóre rzeczy.

- Dwadzieścia lat małżeństwa i wystarczą trzy miesiące, żeby tak po prostu to wszystko skreślić. - Mówi w zadumie wciągając trujący dym do płuc. - Koniec z Meradith Clifford Styles.

Harry kiwa swoją głową w zgodzie i wypuszcza z ust małe obłoki.

- Czy to dziwne, że bardziej zżyłam się z tym głupim drugim nazwiskiem niż z tobą jako mężem?

Czterdziestolatek spogląda na nią nieco smutnym spojrzeniem.

- Byliśmy naprawdę beznadziejni, prawda? Mike miał rację, nasz teatrzyk był do dupy.

Kobieta potakuje, również smutna. Mimo wszystko rozwód to coś więcej niż podpisanie kilku papierków. Przez dwadzieścia lat zdążyli przywyknąć do krótkich kłótni przez telefon i wspólnych świąt. Udało im się znaleźć w tym swego rodzaju przyjaźń. Poza tym byli jedynymi osobami, które mogły ich zrozumieć po stracie Gordona.

- Więc... Jak ma imię? - pyta w końcu blondynka. Harry patrzy na nią zaskoczony, ale w końcu wzdycha i postanawia powiedzieć całą prawdę. Meradith stała się dla niego jak siostra -  często irytująca i sprawiająca, że chcesz ją udusić. Jednak wciąż kochał ją i miał dość ciągłych kłamstw.

- Louis.

Niebieskooka zaśmiała się sucho do wspomnień.

- Co?

- Nic. Po prostu przypomina mi się, jak Caleb mnie ostrzegał. Mówił, że nie ma szans, żebyś był hetero ze sposobem w jaki patrzysz na mojego brata.

Brunet chwyta ją za dłoń w przyjacielskim geście. Mały uścisk ich palców to nieme przeprosiny. To pokazanie wsparcia. To podziękowanie. To zrozumienie.

- Więc zamierzasz być z nim po kres świata czy coś w tym stylu?

Styles kręci głową.

- Chciałbym. Ale to się po prostu nie uda.

Blondynka unosi wysoko swoje zadbane brwi.

- Nie rozumiem. Nie chcesz z nim dłuższego związku? Byłam pewna, że coś dla ciebie znaczy. Dlatego właśnie postanowiłam schować dumę do kieszeni i po prostu dać ci żyć jak chcesz.

Przez moment zalega cisza, podczas której Harry myśli głęboko. W końcu decyduje się na powiedzenie tego na głos. Pierwszy raz od... Kiedykolwiek.

- Chcesz wiedzieć w czym jest problem? - odzywa się Harry patrząc przed siebie pustym wzrokiem. - Problem polega na tym, że jestem cholernie zakochany w smutnym chłopcu, którego nie mogę mieć.

- Kto twierdzi że nie możesz? - pyta kobieta. W jej głosie słychać lekki smutek, ale i brak jakiekolwiek energii do walki. Zupełnie jakby już dawno się poddała. - Za miesiąc dostaniesz to, na co czekasz od dwudziestu lat: wolność. Teraz nic już nie stoi wam na przeszkodzie.

Czterdziestolatek odczekał moment zanim powiedział:

- Ja po prostu wiem, że na dłuższą metę uczyniłbym go tylko bardziej nieszczęśliwym. - Stwierdził głosem, w którym przebrzmiwała pewność jakiej Meradith dawno u niego nie słyszała. - Wszystko czego pragnę to dać mu szansę na dobre życie. - Szepnął po czym wrzucił peta po papierosie do pustego kosza.








°°°°°
Trochę się nie widzieliśmy, tęskniliście? Bo ja tak.
Jeśli ktoś wygna ze mnie letnią depresję i ofiaruje mi całe pudło weny, obiecuję dawać wam rozdziały codziennie.

7 rozdziałów do końca.

Kocham was,
Wiktoria ×××

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro