92.
Długie palce Harry'ego przebiegają przez jego lepiące się do spoconego czoła. Mężczyzna wlepia swoje zmęczone spojrzenie w sufit.
- Nasz najlepszy seks. Zdecydowanie. - Rzuca wysilając się na uśmiech. Jest taki wyczerpany. Oczywiście w ten fajny sposób. - Kurwa, powinniśmy dostać za to jakąś nagrodę. - Śmieje się głośno i radośnie, jednocześnie tracąc resztki swojej energii.
Wciąż czeka na jakakolwiek reakcję chłopca, a kiedy jej nie otrzymuje, zwraca ku niemu swoje oczy.
Louis leży odwrócony do niego plecami, wydaje się nie zwracać uwagi na starszego.
- Lou? Stało się coś? Źle się czujesz? Skrzywdziłem Cię w jakiś sposób? - Pyta Styles lekko panikując. Po prostu Tomlinson się tak nie zachowuje. Nie jest cichy, spokojny. A już na pewno nie ignoruje Harry'ego.
- Nie. Wszystko jest okay. - Mruczy cicho szatyn, a jego głos przepełniony jest smutkiem. Czterdziestolatek tylko niepokoi się bardziej. - Poważne, Harry. Nie skrzywdziłeś mnie, czuję się ekstra. I seks faktycznie był świetny.
Harry nie mógł go skrzywdzić podczas ich dzisiejszego zbliżenia. Może dlatego, że zamiast pieprzyć się ostro, co robili zazwyczaj, dzisiaj się kochali. I Louis ma na myśli wszystkie te delikatne pocałunki, powolne ruchy, słodkie słówka i czystą wanilię.
Tyle, że to w sumie jeszcze gorzej. Ponieważ podczas tego Louis poczuł się tak, jakby Harry mógł go kochać. Albo może jakby już to robił.
A Tommo naprawdę nie potrzebuje zbędnych złudzeń. On i Harry rozmawiali o tym nie raz.
- Więc co się stało, Lou? - Pyta mężczyzna, który zszedł z łóżka i przeszedł ma drogą stronę materacu, klękając przy twarzy młodszego. - Hej, skarbie. To tylko ja, możesz mi powiedzieć. - Szepta cicho.
I Louis nie potrafi tego znieść. Styles równie dobrze mogłby pokazać mu całą możliwą miłość, jaką mogliby mieć i położyć mu ją przed twarzą za grubą szybą. Patrz, ale nie dotykaj, tak to szło prawda? Cóż, teraz Tommo naprawdę nie lubił tego powiedzenia.
- Boli Cię coś? - Drąży dalej brunet. - O nie, nie płacz! - Wykrzykuje na widok samotnej łzy sunącej po smutnej twarzy nastolatka.
- To... My. Chodzi o nas. - Wyznaje w końcu chłopak, jednocześnie przybliżając się do Stylesa. Mężczyzna bierze go w objęcia i siada na materacu ze studentem wtulonym w jego ciało.
- O nas? Myślałem, że mamy się całkiem nieźle. - Szepta we włosy chłopaka.
- Nie rozumiesz, Harry. Ja po prostu... - Dziewiętnastolatek bierze głęboki wdech, a po jego twarzy płynie kolejna fala łez. - Kocham cię.
Po jego słowach zalega chwilowa cisza. Mężczyzna wciąż kołysze ich splątanymi ciałami, jednak nie odzywa się.
- I mam cholernie gdzieś, to czy ci się to podoba czy nie. Rozumiesz? To moje pieprzone uczucia, Harry. A ty nie możesz mi ich zakazać. - Warczy wściekle, jednocześnie pozwalając słonym kroplom upaść na ramię starszego.
Zielonooki szuka odpowiednich słów w swojej głowie, jednak jakby na złość samemu sobie, nie może ich znaleźć. Louis powiedział, że go kocha. Jego.
Och, naprawdę, Tomlinson ma fatalny gust.
Harry jest tylko starszym od niego o ponad dwadzieścia lat dupkiem, który nie miał na tyle odwagi, by przyznać mu się do posiadania żony i syna. Jest tylko facetem bez przyjaciół, którego życie to głównie praca. Zwykłym mężczyzną, który nie może dać mu tego wszystkiego, na co zasługuje.
Bierze wdech, oblizuje wargi i postanawia w końcu zdecydować się na prawdę. Po prostu powie to wszystko, co tak bardzo gniecie jego pokiereszowane serce.
- Nawet się kurwa, nie próbuj odezwać, jeśli nie możesz odpowiedzieć tym samym. - Ostrzega skulony chłopiec, a Harry rezygnuje ze swojego planu.
Po prostu tuli go mocniej, aż do momentu, kiedy zmęczony student usypia. I nawet wtedy go nie puszcza. Leży z Louisem zwiniętym w ramionach, a łzy Tomlinsona usychają na jego skórze.
To nie tak, że Harry go nie kocha. Ponieważ, cholera, robi to od pieprzonego momentu, kiedy zobaczył go po raz pierwszy. Po prostu wtedy tego nie wiedział.
Tomlinson stojący przed nim w jego głupiej tabliczce z napisem "William". Tommo w najpaskudniejszym mundurku kelnera, jaki kiedykolwiek powstał. Louis ciągle wpadający w kałuże i oczywiście ciągnący go za sobą. Lou śpiewający wszystkie kawałki lecące w radio, aż do zdarcia gardła. Nawet jeśli przeważnie nie znał tekstu.
Ten chłopak, zaledwie dziewiętnastoletni, zabrał jego stare, porwane na kawałki serce.
Ponieważ prawda jest taka, że Styles kochał go całym sobą. Oddał swoje uczucia pod panowanie tego cholernie smutnego chłopca.
Ale niektóre miłości nie mają prawa istnieć.
°°°°°
Zdecydowanie nadużywam słowa "kocham". Jeśli tego słowa można w ogóle nadużywać.
Wiem, że rozdział krótki, ale ostatnie kilka było naprawdę długich (jak na mnie), więc trzeba to jakoś wyrównać, prawda?
BTW, dziś miałam tak okropne problemy z WiFi, ugh. Od 19 próbowałam napisać ten rozdział, ale Wattpad mnie nienawidzi i wyrzucał mnie stąd za każdym razem.
Kocham was,
Wiktoria ×××
(8 ROZDZIAŁÓW DO KOŃCA!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro