Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

90.

Louis jest podekscytowany wizją spędzenia całego południa z Harrym. Być może nawet odrobinkę za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, że prawie podskakuje na siedzeniu, do momentu, kiedy profesor Dorsey nie kończy swojego wykładu.

Tomlinson był pierwszym, który zerwał się ze swojego miejsca i chwycił torbę, którą spakował już pięć minut temu. On naprawdę nie mógł się doczekać.

- Do zobaczenia jutro, profesorze. - Rzuca będąc już przy drzwiach, a mężczyzna posyła mu rozbawione spojrzenie. Louisowi co prawda się śpieszy, ale spotyka tego faceta w poniedziałki, czwartki i piątki, więc chce pozostać z nim w dobrych relacjach.

- Jutro jest sobota! - Woła za nim starszy mężczyzna, ale w głowie Tomlinsona jest już tylko wizja spędzenia czasu z Harrym.

- No to do po jutrze.

I chłopak nie ma nawet czasu zastanowić się jaki jest powód głośnego śmiechu jego profesora.

°°°°°

- Cześć - wita się Louis, wchodząc na miejsce pasażera.

- Hej, jak zajęcia? - Pyta Styles ruszając z parkingu. Rusza w stronę najbliższego marketu, podczas kiedy Tommo opowiada mu swój dzisiejszy dzień.

- No i ogólnie rzecz biorąc, wciąż jeszcze nie przyzwyczaiłem się do nowego mieszkania. Mam na myśli, spędziłem tam trochę czasu wcześniej, kiedy odwiedzałem Perrie, ale to wciąż nie to samo. Nie mogę przyzwyczaić się do tego, że mieszkam tam całkiem sam i nie mam już tak dobrego systemu zabezpieczeń.

- Nie masz systemu zabezpieczeń? - Wtrąca Harry, zwracając na chłopca swoje spojrzenie.

- Ugh, nie chodzi mi konkretnie o to. - Szatyn macha swoją dłonią w niedbałym geście. - Mam na myśli, że nie mam Zayna za ścianą. Więc jeśli ktoś zaatakowałby moje mieszkanie, będę musiał dopiero do niego zadzwonić, żeby przybył mnie ratować, albo żeby zadzwonił na policję.

- Chwila, co? Zadzwoniłbyś do Zayna wcześniej niż na policję? - Styles rzuca niebieskookiemu zdziwione spojrzenie. - Zdecydowanie powinniśmy kupić ci dodatkowe zamki do drzwi. Nie ufam twojemu rozmowi w sprawie bezpieczeństwa.

Lou udaje oburzonego tą uwagą, ale tak naprawdę wcale się nie złości. Nie mógłby tego robić, kiedy Harry właśnie dał mu do zrozumienia, że się o niego martwi.

°°°°°

Półtorej godziny później, dwójka mężczyzn wchodzi do mieszkania będąc obładowani zakupami (a przynajmniej jeden z nich. Lou nic nie poradzi na to, że jego dłonie zostały stworzone co celów wyższych niż dźwignie siat).

- Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się z faktu, że już tam nie mieszkasz. - Rzuca z uśmiechem Styles, kiedy kładzie zakupy na kuchennym blacie.

- Chodzi ci o to, że możemy bez obaw uprawiać seks w kuchni i nie bać się, że w którymś momencie zjawi się Zayn? - Pyta roześmiany szatyn, zaczynając wyjmować produkty z siatek. Wyjmuje też pudełko z łańcuchem zabezpieczającym na drzwi, który starszy uparł się kupić. Cóż, następnie wyjmuje jeszcze dwa takie. - Tylko jedno ci w głowie, Styles, przysięgam.

- W zasadzie to myślałem raczej o tym, że nie muszę wspinać się po tych cholernych schodach. - Śmieje się czterdziestolatek. - Ale to też.

Niższy z nich wywraca swoimi oczami i stara się ukryć rumieniec rozprzestrzeniający się po jego twarzy.

Kiedy kończą rozpakowywanie zakupów, oboje myją ręce i przygotowują składniki na ich dzisiejszy obiad. Od kiedy Louis dla dni temu wprowadził się do tego mieszkania, dostał lekkiej obsesji na punkcie pierwszych razów w nim. Tym razem jest to gotowanie w nowym mieszkaniu po raz pierwszy. Gdyby Harry nie przeleciał go pierwszej nocy, może uniknąłby tego i mogliby zwyczajnie coś zamówić.

- To pierwsza cebula jaką tu przekroiłem. - Mówi donośnym głosem student, aż nagle łzy zaczynają płynąć w dół jego twarzy. - Ale teraz to ty ją pokrój, bo ja zawsze przy tym płaczę. Po prostu nie mogę w spokoju patrzeć na ich cierpienie.

Rozbawiony mężczyzna godzi się zostać jego osobistym "krojaczem cebuli" (i tak, Lou uparł się, że ten tytuł brzmi dostojniej niż "siekacz" za którym był Styles). Młodszy wrzuca w tym czasie odpowiednią ilość marakaronu do garnka.

- Musimy dodać mnóstwo czosnku. - Stwierdza zielonooki. - Może nawet cały czosnek jaki mamy. Ile czosnku kupiliśmy?

I chociaż Louis preferuje raczej łagodne smaki, zgadza się na wszystko. I to wcale nie dlatego, że Harry mówi o nich w liczbie mnogiej, jakby byli parą.

Nie tylko dlatego.

°°°°°°

Kiedy sos do spaghetti jest już prawie gotowy, Harry postanawia wreszcie powiedzieć Louisowi coś, o czym myślał od dawna.

Siada na blacie i patrzy uważnie na swojego chłopca, który miesza na patelni pilnując, żeby nic się nie przypaliło. Naprawdę nie chcieli popełnić tego samego błędu dwa razy z rzędu.

I cóż, Louis zrzucił winę za spalenie makaronu na starszego. Ale tak naprawdę to przecież Tomlinson miał w ustach jego kutasa, kiedy to się wydarzyło. Styles uważa więc, że wina jest wspólna.

- Lou? - Przywołuje uwagę szatyna.

- Nie mów do mnie, wciąż jeszcze nie wybaczyłem ci spalenia makaronu.

Czterdziestolatek śmieje się cicho, na co zostaje pchnięty. Prawie spada z blatu, w ostatniej chwili łapiąc równowagę.

- Pomyśl o tym tak: to był twój pierwszy spalony makaron. - Mówi a nastolatek posyła mu za to szczęśliwy uśmiech. Najwyraźniej trafił. - Chcę ci coś powiedzieć.

- Słucham.

Starszy kaszle niepewnie i drapie się po głowie odrobinkę zestresowany. Nie jest pewien jak powinien ubrać to w słowa i czy to w ogóle dobry moment na powiedzenie tego. Chociaż z drugiej strony, to przecież nic złego, prawda? Ma na myśli - Lou raczej powinien się ucieszyć. A przynajmniej Harry nie chce wyobrażać sobie innej opcji. Bo co jeśli student tylko zmarszy na niego brwi i zapyta co go to niby obchodzi? Och, okay, Harry naprawdę nie lubi się tak odsłaniać z rzeczami.

- Umm, więc... Ja tak jakby... Znaczy, inaczej. - Pląta się w słowach, a zaintrygowany chłopak spogląda na niego. - Więc w sumie to... Ech, bo właściwie...

- Po prostu to powiedz, Harry. Spokojnie. - Mówi Tomlinson, choć sam wcale nie stosuje się do tej rady. Wręcz przeciwnie, jego serce wali teraz jak oszalałe.

- Okay. Więc... - Harry znów robi dłuższą pauzę, a Lou ma ochotę udusić go za takie przeciąganie. - Właściwie to biorę rozwód.

Łyżka pełna sosu wypada z ręki młodszego i zderza się z podłogą robiąc hałas. Następnie po tym następuje prawie idealna cisza.

Louis nie wie co posiedzieć, jak zareagować.

Och i czy to bardzo naiwne z jego strony, jeśli myślał, że Harry chce powiedzieć coś innego?

- Ja... Dlaczego? - Pyta, po czym zaraz się poprawia. - To znaczy: dlaczego teraz?

I nawet jeśli liczy na to, że Styles robi to że względu na niego, postanawia milczeć.

Starszy jedynie wzrusza ramionami z lekko zawstydzoną miną.

- Właściwie to Meradith wzniosła pozew. Dowiedziała się o tym, że ją zdradzałem. Znaczy, myślę, że to było dla niej raczej oczywiste, ale dopiero ostatnio dostała dowód. Chyba nie mogła już dłużej okłamywać samej siebie. - Wyznaje. - Rozprawa jest przewidziana na trzynastego marca.

I chociaż to nie jest to, co Lou pragnął usłyszeć, wciąż pozostaje niesamowicie dobrą nowiną. Ponieważ wszystko idzie w cholernie dobrym kierunku.

°°°°°

Wypychanie brzucha i mówienie, że jest się w ciąży spożywczej, czyli jak być seksownym według Louisa Williama Tomlinsona, myśli rozbawiony Harry pół godziny później.

- Niczym Niall. - Śmieje się nastolatek. - My dwoje i Perrie powinniśmy razem zapisać się na kursy dobrego parcia przy porodzie.

- Nawet nie chcę wiedzieć co rozumiesz przez poród, będąc w ciąży spożywczej. - Odpowiada mu z obrzydzoną miną mężczyzna, za co okrywa kuskańcem od rozbawionego szatyna.

- Próbuję przypomnieć sobie dlaczego wciąż z tobą jestem, ale nie przychodzi mi do głowy nic poza słabymi żartami. - Mówi Louis, kładąc swoją dłoń w opiekuńczym geście na brzuchu.

- Słabe żarty to moja specjalność. - Odpowiada starszy, po czym całuje Tomlinsona zachłannie.



°°°°°
ZOSTAŁO TYLKO 10 ROZDZIAŁÓW! (znaczy, będzie jeszcze "niespodzianka", epilog i podsumowanie, ale 10 rozdziałów, wciąż brzmi przerażająco)
Zaczynamy odliczanie do końca!

I tak, wiem, że rozdział nudny i nic się kie działo, ale spokojnie. Jeszcze nadejdzie cała masa emocji.

Kocham was
Wiktoria ×××

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro