8.
Dziś sobota, co oznacza, że Louis i Perrie mają poranną zmianę. Dziewczyna, podobnie jak osiemnastolatek w następnym tygodniu znów zacznie chodzić na zajęcia po kilku miesiącach odpoczynku. Ta wizja nie wydaje się zbytnio wesoła, ale szczerze mówiąc, Tommo odrobinkę się za tym stęsknił.
W wakacje prawie wszyscy jego przyjaciele są nieuchwytni. Każdy odwiedza rodzinę, pracuje, bądź imprezuje ze starymi znajomymi. Teraz, kiedy rok studencki znów się rozpoczął, wszyscy wrócą tu, by móc chodzić na zajęcia i imprezować jeszcze więcej.
Oczywiście, będzie udawał niezadowolonego, by wpasować się w otoczenie. Będzie narzekać, zlewać naukę i wspominać swoje "wspaniałe wakacje".
Bo kto chciałby słuchać prawdy o koszmarnym lecie, kiedy to musiał wrócić do swojego rodzinnego miasta i spędzać czas z jego pożal się Boże rodzinką? Nikogo nie obrażając oczywiście. Louis miał po prostu dość ciągłych odcinków matki na temat swojego wyglądu oraz zimnego zachowania ojca. Równie dobrze mógł być dla nich obcym człowiekiem.
- Już wychodzisz? - spytał Zayner wkładając swoją bordową czapkę, dzięki której, jak twierdził, miał większe powodzenie.
Nie Louisowi to oceniać.
- Za chwilę. A ty? Co skłoniło cię do wstania przed popołudniową drzemką?
Mulat wykrzywił do niego twarz w lustrze, przed którym poprawiał nakrycie głowy, tak by wyglądało jak najlepiej.
- Jadę dziś do salonu zrobić sobie tunel.
- O mój Boże! Zamierzasz oszpecić tą piękną twarz?! - spytał Lou z udawanym oburzeniem.
- Tunele robi się w uszach, ofiaro. - parsknął Malik zbijając nastolatka z tropu.
- Wiem to. To był... Żart. Chciałem cię zmylić... Zresztą nieważne. Kogo obchodzą twoje głupie uszy?
- Czuję się urażony.
- Chodźmy już. - jęknął rozdrażniony chwytając klucze i wypłynął chłopaka za drzwi.
Dwa piętra niżej byli już na dole, kiedy Zayn zauważył, że Lou kieruje się w stronę Starbucksa.
- Co się stało? Myślałem, że gardzisz nimi i ich drogą kawą.
Tomlinson westchnął i głosem męczennika wyjaśnił:
- To nie dla mnie. Idę po kawę dla Perrie.
- Tej kelnerki? - upewnił się mulat. - Co takiego jej zrobiłeś?
- Hej! Skąd ci to przyszło do głowy?! - zawołał oburzony. - Czy to, że próbuję być miły od razu musi oznaczać, że zrobiłem coś złego?
- Jesteś Louisem. - wzruszył ramionami chłopak.
- To tyle? Serio? Uważasz, że to jest wystarczający powód? Czy nie przyszło ci do głowy, że może mieszkamy całkiem niedaleko tego gówna, a ona bardzo lubi kawę stąd, więc jestem po prostu dobrym człowiekiem? Myślisz, że nie stać mnie na jeden bezinteresowny uczynek? Naprawdę masz mnie za tak egocentrycznego dupka?! - Louis uniósł się nieco i zdawał sobie sprawę z ciekawskich spojrzeń ludzi, ale miał je gdzieś.
- Przepraszam, stary. - Malik patrzył w jego oczy skruszony i wydawało się, że jest mu głupio. - Wcale tak o tobie nie myślę.
Tommo kiwnął głową i ruszył dalej w kierunku wejścia do sklepu.
- To dobrze. A jeśli już musisz wiedzieć, to myślę, że byłem wczoraj trochę niemiły, więc to kawa przeprosinowa.
Nie wiedzieć czemu Zayn wymierzył mu cios w potylicę z otwartej dłoni. Ach, ten Malik. Któż by go rozumiał?
°°°°°
Leigh-Anne wychodziła właśnie ze Starbucksa, kiedy minęła ją dwójka chłopaków wyglądających na studentów. Jeden z nich uderzył właśnie drugiego w tył głowy nazywając go dupkiem, po czym zaczął się śmiać.
Ludzie są doprawdy dziwni.
Na przykład jej szef. Harold był wykształconym człowiekiem na wysokim stanowisku, ale czasami zachowywał się jak naiwny nastolatek.
Doprawdy, ten człowiek nie umie nawet porządnie odebrać telefonu! Jak to dobrze, że ma ją.
Na wczorajszym spotkaniu odwaliła za niego cała robotę! Przyszedł nawet nie przeczytawszy wcześniej umowy. Czy tak się zachowuje odpowiedzialny człowiek?!
Na dodatek ciągle gadał jakieś brednie. Uśmiechał się do siebie i zapytał ją nawet czy uważa, że jest hazzowaty.
Hazzowaty! Czy takie słowo w ogóle istnieje?!
Ale ona znosiła to wszytko dzielnie. Każda normalna osoba na jej miejscu już dawno by odeszła. Styles potrafi nieźle zaleźć za skórę i często wyskakuje z jakimiś niedorzecznymi pomysłami. Na szczęście Leigh ma do niego wyjątkową cierpliwość.
Zdecydowanie zasłużyła na podwyżkę. Powinna mu to zasugerować.
°°°°°
Szatyn siedział za ladą podenerwowany i nie pewny tego jak zareaguje dziewczyna. Nie mógł nawet użyć na niej swego uroku, ponieważ, serio, w tym mundurku wyglądał jak gówno.
Co prawda bardzo przystojne, z idealnie ułożoną grzywką i fantastycznym poczuciem stylu, ale wciąż gówno.
Zjawił się w pracy trochę wcześniej, dzięki czemu zdążył porozmawiać chwilę z Liamem. Kucharz wysłuchał Louisa, po czym pogratulował pomysłu z kawą.
- Kiedy mówiła, że jest od niej uzależniona, nie kłamała. - powiedział - Jednak pamiętaj, że sama kawa nie wystarczy. Musisz pokazać, że ci zależy. Inaczej nici z tego.
Louis nie znał dziewczyny tak długo jak Payne, który pracował z nią już półtorej roku, więc postanowił mu uwierzyć. W końcu nie chciał stracić swojego jedynego sojusznika tutaj.
W tym momencie drzwi knajpy się otwarły, a wspomniana wcześniej osoba przeszła przez salę nawet się z nim nie witając.
- Cześć Perrie. Jakże ładnie dziś wyglądasz. Czyżbyś uczesała włosy? - powiedział Lou mając nadzieję na rozładowanie atmosfery żartem na dobry początek, ale widząc minę dziewczyny postanowił zmienić taktykę. - Kupiłem ci kawę.
Edwards przelotnie na niego spojrzała i Lou poczuł, że to jest to.
- Rano wyszedłem wcześniej i specjalnie z myślą o tobie pobiegłem do Stargówna, którego nie cierpię. Po kawę dla ciebie. Z tym karmelowym czymś na górze.
Dziewczyna wciąż się nie odezwała się, ale wyciągnęła rękę w jego stronę. Gdy chciał ją chwycić, pokręciła głową, po czym stanowczym głosem obwieściła:
- Najpierw kawa.
Tomlinson wyjął rękę z wciąż bardzo ciepłym kubkiem w jej stronę. Przyjęła go i powoli upiła łyk.
- Więc? - zapytał cichutko z nadzieją w głosie.
Milczała przez moment jakby rozważając coś w głowie.
- Możemy się dalej przyjaźnić - orzekła wreszcie. - Tylko pamiętaj, że od wyżywania się są klienci. Jeśli bardzo chcesz możesz nawet napluć im do burgerów, jeśli są gnojkami. Ale inni pracownicy przeżywają codziennie to samo co ty. Wszyscy siedzimy w tym bagnie razem.
- Razem - powtórzył Lou niemal wzruszony.
Stali tak w milczeniu słuchając głośnego siorbania dziewczyny, kiedy szatyn zapytał:
- Czy 'razem' może być naszym 'zawsze', Pezz?
- Nie przesadzaj.
°°°°°
⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆⬆
Jesteście NIESAMOWICI *.*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro