79.
- Harry? - woła do telefonu Louis, starając się przekrzyczeć świętujących ludzi.
- Cześć, Lou. - Odpowiada mu Harry i brzmi na średnio trzeźwego. A przez "średnio", Tommo ma na myśli wcale. To zabawne, że szatyn umie rozróżnić to u niego zaledwie po dwóch słowach.
Zapada chwilowa cisza i Tomlinson nie jest do końca pewien, czy teraz jego kolej na powiedzenie czegoś, czy może Harry po prostu zapomniał języka w gębie. Wreszcie, kiedy milczenie się przedłuża, postanawia się odezwać. Jednak słowa, które wypowiada, nie są tymi, na które liczył. Cóż, pijane mózgi i zakochane serca przestają widzieć jakiekolwiek granice.
- Nie zadzwoniłeś. - Stwierdza z wyrzutem. Wie, że zachowuje się przynajmniej dziecinnie, ale ma to gdzieś. Harry ma czterdzieści lat, więc cokolwiek by szatyn nie zrobił i tak wyjdzie na dzieciaka, czyż nie?
- Ja... - mężczyzna wzdycha głęboko. - Miałem ciężki tydzień.
Tomlinson prychna i wywraca oczami, nim w ogóle zdąży uświadomić sobie, że to robi. To jest po prostu odruch z gatunku tych, których nie jesteśmy w stanie powstrzymać.
Louis spędził tydzień w swoim rodzinnym domu. W jego urodziny i jednocześnie wigilię Bożego Narodzenia, zmarła jego matka. Przez cały ten czas znosił widok gasnących oczu ojca, a w nocy słuchał jego szlochu. Patrzył na zdezorientowane twarze swoich małych sióstr, kiedy Mark tłumaczył im, dlaczego nie będą więcej odwiedzać mamy w szpitalu. Później wrócił do mieszkania, gdzie każdy starał się włazić mu w tyłek i sprawić, że poczuje się lepiej. Każdy nie licząc tej jednej osoby, której naprawdę potrzebował. A kiedy wreszcie zdecydował się zadzwonić do Harry'ego, ten nie odebrał i nie raczył nawet oddzwonić.
Louis nie chce więc wyjść na dupka, ale uważa, że w tym akurat przypadku, to on ma monopol na ciężki tydzień.
- Lou? Jesteś tam jeszcze? - Głos Stylesa brzmi jakby był przesiąknięty smutkiem i w głowie młodszego rodzi się irracjonalna myśl, że może Harry wie. Że po prostu postanowił dać mu trochę czasu na uporanie się z emocjami. Jednak zaraz później uświadamia sobie całą prawdę: to nie możliwe. O śmierci Jay wiedzieli tylko najbliżsi przyjaciele Louisa, a jeśli chodzi o zielonookiego... Cóż, był po prostu dupkiem, który oddzawania jedynie po pijaku, w dodatku z czterodniowym opóźnieniem.
- Jestem. - szepcze i nie ma pojęcia jakim cudem Harry słyszy jego cichy głos, pośród niegasnących krzyków ludzi.
- Ja po prostu chciałem powiedzieć, że... Przepraszam. Wiem, że zachowałem się jak największy kutas świata, nie oddzwaniając od razu. - Wyrzuca z siebie, po czym zaczyna wyznanie, które w uszach Tomlinsona nie brzmi jak rozmowa na telefon. Prawdopodobne jest to wina alkoholu i Louis nie wie, czy to go cieszy. - Miałem kilka rzeczy na głowie, nagle cały mój dobrze poukładany świat postanowił zwalić mi się na głowę... Chodzi o to, że jesteś jedyną jego częścią, która trzymała mnie przy zdrowych zmysłach.
Dziewiętnastolatek czuje się, jakby nagle cały alkohol uleciał z jego organizmu.
- Wiem też, że nie zasłużyłem na ciebie i tak bardzo bałem się tego, że w końcu to zrozumiesz i postanowisz to kończyć... Skończył nas. - Mówi z naciskiem na ostatnie słowo, a serce młodszego robi fikołka. - Pomyślałem, że skoro to nieuchronne, to może przy największy to opóźnię. Bo po prostu nie mógłbym teraz tego znieść teraz.
- Dlaczego więc dziwisz teraz? - Pyta ze łzami w oczach Tomlinson. Nawet nie wie dlaczego zebrało mu się na ten głupi płacz.
- Za bardzo tęskniłem. - Przyznaje, po czym dodaje żartobliwym tonem, chociaż Louis wie, że w jego słowach kryje się szczerość: - No i nie wyobrażasz sobie jak bolesna była dla mnie myśl, że mógłbyś pocałować o północy kogoś, kim nie jestem ja.
Student śmieje się, chociaż wcale mu nie do śmiechu i rękawem zbyt długiej bluzy Mike'a, wyciera leżącą po jego policzku łzę. Rozmawiają jeszcze chwilę, po czym Styles w reszcie mówi, że musi kończyć. Umawiają się na spotkanie jutro, a gdy szatyn chowa telefon do spodni, odkrywa, że Clifford zniknął.
"Tak bardzo bałem się tego, że w końcu to zrozumiesz..."
Oboje udają.
Louis udaje, że jest szczęśliwy, że układ pomiędzy nimi mu pasuje. Udaje, że jego serce nie pęka na milion małych kawałeczków, za każdym razem, kiedy mężczyzna odchodzi.
A Harry... Harry udaje, że go kocha.
I Louisowi to pasuje.
°°°°°
Przypominam o możliwości zadawania pytań bohaterom (ich Q&A pojawi się prawdopodobnie zaraz po 80 rozdziale lub wraz z nim):
Louis
Harry
Zayn
Perrie
Mike
Niall
Meradith
Leigh-Anne
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro