Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

78.

Przeczytajcie notkę!

°°°°°

Powody by nie kochać Harry'ego Stylesa:

- nigdy nie zmywa po sobie naczyń

- nie zostaje na noc

- opowiada nieśmieszne żarty

- wciąż do mnie nie oddzwonił (minęły już cztery dni!)

- ma żonę

- i dziecko

- okłamywał mnie przez cały ten czas

Powody by go kochać:

- jest... Harrym

Chłopak wzdycha głęboko, zwija listę w kulkę i rzuca nią na drugą stronę biurka. Jak to się stało? Dlaczego skończył będąc na skraju przez jakiegoś faceta? Przecież to nigdy nie miało się tak skończyć. Harry i on mieli być tylko odrobiną zabawy, czymś ekscytującym, co pozwoli Louisowi na moment zapomnieć o otaczającej go rzeczywistości. Szatyn zdecydowanie nie pisał się na całe to cierpienie i przytłaczające go uczucia.

Znów pogrąża się w rozmyślaniach, kiedy drzwi do jego małego pokoju się otwierają. W otworze staje Michael i wygląda niesamowicie seksownie. Louis gardzi sobą za myślenie o takich rzeczach, kiedy powinien być w żałobie po matce, która zmarła zaledwie tydzień temu. Chociaż szczerze mówiąc - wie, że wyjdzie na okropnego syna, ale cóż można poradzić na prawdę? - czasami wydaje mu się, jakby Jay odeszła już dawno temu. Może chodzi o fakt, że ich relacje nigdy nie były zbyt bliskie, albo o to, że od kiedy trafiła do szpitala praktycznie ze sobą nie rozmawiali (nie żeby robili to wcześniej). Chłopak po prostu pogodził się z jej śmiercią szybciej niż chciałby przyznać i czuje okropne wyrzuty sumienia z tego powodu.

- Wciąż jeszcze nie gotowy? - Pyta Clifford i uśmiecha się do Louisa delikatnie.

- Niby na co miałbym być gotowy? Nigdzie nie idę, Mike.

Czerwonowłosy (Louis już nawet przestał dziwić się temu z jaką szybkością Mike zmienia kolor swojej grzywy) podchodzi do biurka dziewiętnastolatka i siada na blacie. Zaczyna bawić się zmiętą kartką (Tomlinson myśli, że przestałaby mu się podobać tak bardzo, gdyby ją rozłożył i zobaczył co tam jest) i przez chwilę żaden z nich nic nie mówi.

- Jest sylwester, Louis. Chyba nie chcesz zostać całkowicie sam, prawda? - Zaczyna w końcu. - Wiem, że to co ci się przytrafiło było straszne, zwłaszcza, że działo się w twoje urodziny... Ale musisz z tym żyć, wiesz? Twój świat nie może się na tym skończyć, nie możesz pozwolić na to, żeby to zdarzenie miało na ciebie aż tak wielki wpływ.

- Ja... chyba po prostu nie jestem jeszcze gotowy, żeby tańczyć i bawić się z tymi wszystkimi ludźmi. - Tłumaczy. - Nie chcę iść na imprezę, gdzie będę tylko dołować wszystkich wokoło swoim podłym nastojem. Poza tym wiem, że jeśli zostałbym na chwilę sam, moje myśli same skierowałyby się w tamtym kierunku, a to naprawdę nie...

- Dlatego właśnie nie powinieneś zostawać tutaj sam. - Przekonuje go, a pewność i w jego głosie wywołuje mały uśmiech na ustach szatyna. - A ja dopilnuję, żebyś się dobrze bawił, zgoda? Nie opuszczę cię nawet na krok. A jeśli zdarzyłoby się coś, co sprawi ci przykrość, zawsze możemy ukraść tyle alkoholu ile zdołamy unieść, zaszyć się gdzieś i... nie wiem, śmiać się z wszystkich tych ludzi. To jak będzie? Czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi na wyciągnięcie twojego gnijącego tyłka z tego mieszkania?

Louis śmieje się cicho na słowa przyjaciela i nie mając absolutnie żadnego kontrargumentu, którym mógłby go przekonać - zgadza się.

- Och, zanim się przebierzesz, chciałbym ci coś dać. Spokojnie, to nic wielkiego... - Mówi i z tylnej kieszeni swoich spodni wyciąga małe pudełeczko. Kokardka którą opakowanie jest związane wygląda jak robiona przez małe dziecko, ale Louis ma tyle litości, żeby nie dzielić się z nim swoimi spostrzeżeniami. - To z okazji urodzin. Wiem, że tegoroczne były naprawdę chujowe... ale uwierz mi, że dołożę wszelkich starań, żeby następne były dużo lepsze.

- Ja nie... - zaczyna chłopak, chcąc oddać prezent, ale starszy przerywa mu swoimi słowami.

- Wiem, jeszcze nigdy nie miałeś dziewiętnastu lat i nie wiesz jak się zachować. Spokojnie, w tym wieku ludzie przyjmują prezenty z uśmiechem na ustach, jak zawsze. Możesz też dodać jakieś podziękowania, żebym nie czuł się urażony. - Żartuje i Louis jest mu naprawdę wdzięczny za poprawę jego humoru. Ostatecznie robi to, co zalecił mu Mike i kiedy otwiera pudełeczko, znajduje tam czarną kostkę do gitary z wygrawerowanym  "G :)" na niej.

- Och, dzięki to... Tak w zasadzie totalnie nie przydatne. - Mówi z przepraszającym uśmiechem, na co chłopak śmieje się głośno. Louis cieszy się, że go nie uraził, ale wciąż nie rozumie tego prezentu. - Mike, ja nie gram na gitarze. Nawet nie mam gitary.

- To moja szczęśliwa kostka. Znalazłem ją w wieku dwunastu lat w rzeczach mojej mamy i od tamtej pory zacząłem uczyć się gry. Przez te wszystkie lata zacząłem uważać ją za coś w rodzaju szczęśliwego amuletu dla mnie.

- Ona za dużo dla ciebie znaczy! Nie mogę jej przyjąć. - Zaprotestował Tomlinson.

- Spokojnie, przemyślałem to. Po prostu uważam, że teraz tobie przyda się trochę szczęścia i chociaż wiem, że tak naprawdę go nie przynosi... Chciałbym, żebyś ją wziął. - Mówi wyglądając na nieco zawstydzonego, a Louis nic nie może poradzić na to, że w tej chwili chce go po prostu przytulić. Robi więc to z małym uśmiechem na swojej twarzy.

- Dziękuję, Mikey.

°°°°°

Impreza okazuje się mniej straszna, niż Louis się obawiał. Mike dotrzymał obietnicy i nie opuszczał go nawet na chwilę (stał nawet niedaleko łazienki, gdy chłopakowi zachciało się siku). Tomlinson świetnie się bawił w otoczeniu swoich znajomych. Ashton, Jessie i Calum ciągle ciągnęli go na parkiet.  Luke i Niall (który wczorajszego wieczoru wrócił z Irlandii) ścigali się w piciu, w przeciwieństwie do Perrie, która nawet nie dotknęła alkoholu (co było raczej oczywiste biorąc pod uwagę ciążę). Za to głównym zajęciem Zayna było towarzyszenie dziewczynie i pilnowanie by czuła się jak królowa imprezy (co sądząc po uśmiechu goszczącym na twarzy blondynki, całkiem nieźle mu wychodziło). Louis nie pierwszy raz pomyślał o tym, jak dobrym ojcem będzie jego przyjaciel.

Są właśnie na zewnątrz przed domem gospodarza i szatyn lekko trzęsie się z zimna. Widząc to,  Michael podaje mu swoją bluzę, która okazuje się uroczo za duża na Tomlinsona.

- A niech to, wyglądasz w niej lepiej niż ja. - Szepcze mu do ucha. Jego oddech pachnie mieszanką alkoholu, miętowych gum do żucia i czymś przyjemnym, czego Tommo nie potrafi określić. Nazwałby to może "zapachem Mike'a".

Szatyn odwraca się twarzą do niego, żeby odpowiedzieć. Rezygnuje jednak ze swojego planu, kiedy słyszy krzyki odliczających do północy ludzi. Patrzy się głęboko w  oczy Clifforda, dołączając do tłumu. Michael wydaje się nieco zaskoczony, ale i bardzo radosny, co sprawia, że Lou też nie może powstrzymać swojego uśmiechu.

- Trzy! - Krzyczą ludzie, kiedy głowa czerwonowłosego pochyla się w stronę szatyna.

- Dwa! - Duże dłonie chłopaka obejmują młodszego, a Louis bardzo się z tego cieszy, ponieważ nie wie jak długo jeszcze utrzyma się na własnych nogach.

- Jeden! - Wołają inni, podczas gdy usta Tomlinsona są zajęte czymś zupełnie innym. Michael nawet smakuje jak mięta i to podoba się szatynowi dużo bardziej niż "odrobinkę".

Nagle nastolatek czuje wibrację w swojej kieszeni i nieco odsuwa się od Clifforda. Widząc imię Harry'ego na swoim ekranie, posyła przepraszające spojrzenie swojemu towarzyszowi, po czym odpycha się od jego klatki piersiowej i odchodzi nieco dalej od tłumu.

- Louis? Wszystkiego najlepszego, kochanie! - Woła Styles, a Tomlinson próbuje wmówić sobie, że nie widzi zranionego spojrzenia Michaela.


      

°°°°°

Witam ponownie! Tym razem w rozdziale nieco więcej Mouisa (tak, wiem, że wszyscy nieznosicie tego shippu!). Ale zaczyna się i kończy Larrym, więc chyba nie ma na co narzekać, co? :)

Btw, czy jest tu ktoś kto współczuje Michaelowi tak bardzo jak ja? Ponieważ, cholercia, Clifford to taki smutny kotek :c

OKAY, OGŁOSZENIE PARAFIALNE!

W sumie czytając ostatnio (dziś) ff, trafiłam tam na jakże popularne PYTANIA DO BOHATERÓW i w sumie pomyślałam nad tym, że może chcielibyście coś takiego? Jeśli nie będziecie mieli żadnych pytań, to trudno, ale zawsze możemy spróbować, co?

Chyba wszyscy wiedzą jak to działa, prawda? Po prostu piszecie imię osoby do której skierowane jest pytanie i pytacie, np.

"DO AUTORKI (lol, od kiedy ja jestem postacią, ale co tam) JAK TO ROBISZ, ŻE TWOJE NOTKI POD KONIEC ROZDZIAŁU SĄ TAK ZABAWNE, UROCZE I W OGÓLE OLŚNIEWAJĄ SWĄ WSPANIAŁOŚCIĄ?"

A ja niedługo postaram się dodać część z waszymi pytaniami i odpowiedziami. (Wiem, że okropnie tłumaczę, ale proszę się nie czepiać xD) Nie będę tylko odpowiadać na rzeczy, które mogą ujawnić dalszy ciąg wydarzeń. I to chyba w sumie tyle.

OKAY, MAM NADZIEJĘ, ŻE MACIE JAKIEKOLWIEK PYTANIA DO NASZEJ GROMADKI :) na wszelki wypadek, gdybyście zapomnieli czyjegoś imienia, oto oni:

Harry

Louis

Mike

Zayn

Perrie

Niall

Meradith

Leigh-Anne

Okay, dobra, koniec. Papatki i do następnego xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro